19.12.14

Będziesz tego żałować.

Dział: Tego się, kurwa, nie da skończyć.
Numer rozdziału: 4
Gatunek: Yaoi. 



               Klamka zapadła. Jak mój ojciec mógł ożenić się z taką kobietą?! Była bezkompromisowa, uparta, nieugodowa... A, tak. Mój ojciec był na dole. Nie dominował. Chuj mu w du... Nieważne. 
               Tak więc mimo moich skomleń i awantur, moja matka nie zgodziła się, bym został sam w domu. Tata z kolei cieszył się jak głupi do sera na widok adrenaliny zasianej w moim sercu. Nie do końca rozumiałem, dlaczego ojciec kibicuje synowi w męskich podbojach miłosnych. W zasadzie kompletnie nie rozumiałem. 
               Podjąłem decyzję samodzielnie. Był wtorek, miałem "przeprowadzić się" do państwa Carter w czwartek, gdyż właśnie czwartkowego wieczora moi kochani rodzice mieli zamiar wyjechać w pizdu. Na moje szczęście nigdy, ale to nigdy nie mogłem narzekać na kieszonkowe. Ubrania kupowała mi matka, a ja stroniłem od używek, dlatego przez ostatnie kilka lat całkiem sporo odłożyłem. Na tyle sporo, żeby samemu również pojechać w pizdu. Byłem pełnoletni, nie mogli mi tego zabronić. Postanowiłem wyjechać na tydzień lub dwa, w końcu były wakacje, prawda? W sumie dopiero się zaczynały, ale zdecydowałem rozpocząć je z rozpędu, a później oddać się kompletnemu bezrobociu. 
               Biura podróży mnie nie interesowały, poza tym byłem na to zbyt bogaty. Pragnąłem wyjechać w miejsce może niekoniecznie opustoszałe, aczkolwiek chciałem mieć własny kąt, spokojny kąt, by nikt nie zawracał mi niepotrzebnie dupy. Poprosiłem mamę o sporą torbę bagażową. Była przekonana, że zaczynam pakować się do Alana. I właśnie tak miała myśleć. Cieszyłem się, iż walizka miała kółka. Po zapakowaniu takiej sterty książek wydawała się być zbyt ciężka, bym był w stanie gdziekolwiek ją donieść. Byłem chudy, blady, słaby, na szczęście nie stary ani chorowity. Jeszcze. 
               Po całodobowym przeszukiwaniu internetu trafiłem w końcu na ofertę, która w miarę mnie satysfakcjonowała. Drogą morską musiałem dostać się na wyspę Man. Nie lubiłem samolotów, dlatego zdecydowałem się na podróż małym statkiem. Zająć to miało prawie sześć godzin, jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało. Postanowiłem zapłacić za prom więcej, by uzyskać pełnię spokoju. Zarezerwowałem wszystko przez internet już tego wieczora. Miałem zamiar w środku nocy wykraść się z domu i wypierdolić tak daleko, by nie chciało im się lecieć tam po mnie i zabierać z powrotem do chaty, by po chwili odstawić mnie do państwa Carter. 
               Wyspa Man wydawała się odpowiednim dla mnie miejscem. Temperatura nawet w środku lata nie przekraczała osiemnastu stopni, krajobraz zachwycał i faktycznie można było odpocząć od miejskiego zgiełku panującego w Liverpoolu czy gdziekolwiek indziej. Adrenalina przed wyjazdem podjudzała mnie i doprowadzała do szaleństwa. W duchu śmiałem się diabolicznie ze sposobu, w jaki miałem zamiar wykiwać starszych. 
               Około godziny drugiej w nocy sprawdziłem raz jeszcze, czy wziąłem wszystko, czego mi potrzeba. W mojej torbie upchanych było kilka książek - kryminały Christie, coś od Londona i jakaś powieść sci-fi mało znanego autora, którego nazwiska wymówić nie potrafiłem. Chyba Francuz, chociaż nie byłem pewien. Poza tym miałem tam jakieś kosmetyki i eleganckie, lecz przewiewne ubrania. Nie wypadało w środku lata lecieć na wyspy w garniturze, choć z chęcią bym to zrobił. Spodziewałem się gorącej podróży, dlatego założyłem zapinaną na guziki czarną koszulę na grubych ramiączkach i cienkie, ale długie czarne spodnie. Nie do końca byłem zadowolony ze swojego wyglądu. Tak, o wiele bardziej przypominałem kobietę. Nie raz już faceci podbijali do mnie z niemoralnymi propozycjami, nie mogąc uwierzyć, że mężczyzna może być taki piękny. Lecz co mogłem zrobić. Potwierdzałem. 
               Myślałem, że umrę ściągając walizkę po schodach na dół. Musiałem być wyjątkowo ostrożny, by nie obudzić starszych. Zwykle nie siedziałem po nocach, więc zerwaliby się na równe nogi, gdyby usłyszeli, że coś się dzieje. Maltretowałem się jak stado koni w upale próbując znieść ciężką torbę na dół, do kuchni. Wydawało mi się, że nawet podróż będzie mniej męcząca. Mimo mojego pecha udało mi się bezpiecznie opuścić dom. Zostawiłem rodzicom kartkę, że wyjechałem na wyspę Man i wracam w przyszły piątek. 
               Wziąłem taksówkę i wpakowałem torbę do bagażnika. Cieszyłem się, że prowadziła kobieta, przynajmniej z głowy miałem przejmowanie się zboczonymi niewyżytymi perwertami w środku nocy. 
— Palisz, mały? — zapytała niskim zachrypniętym tonem. 
               Kobieta miała około trzydzieści lat. Była dużą blondynką, a kierownica wbijała jej się między fałdy na brzuchu. Mimo to miała nieskazitelną cerę i dobrze wykonany makijaż, który skutecznie odwracał uwagę od jej postury. Nie byłem na tyle gderliwy, by po wejściu do samochodu kazać jej przestać palić w mojej obecności. A ona była na tyle kulturalna, by mnie poczęstować. Poza tym rozpoznała moją płeć, byłem zachwycony.
— Nie, dzięki — odparłem na luzie. Tej nocy nie chciało mi się zachowywać w pełni kulturalnie. Były wakacje, chciałem wypocząć, dlatego... — A zresztą.
               Drżącymi rękoma wyjąłem z paczki jednego papierosa. Kobieta zaśmiała się. Zauważyła, że robię to pierwszy raz. Ostrzegła, iż nie są mentolowe, więc będę się krztusić. I faktycznie tak było. 
— I co, czujesz się teraz dorosły? — zapytała z zawadiackim uśmieszkiem.
— Mam, ekhem, dwadzieścia lat — odparłem, krztusząc się dymem.
— Doprawdy? — zapytała z niedowierzaniem. 
               W ramach udowodnienia wyjąłem z portfela swój dowód osobisty, okazując jej datę urodzenia. Była w niemałym szoku. Zaczęła wypytywać mnie o sposoby dbania o cerę, jednak totalnie nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. 
               Wysadziła mnie w porcie, racząc jeszcze dwoma papierosami na drogę. Miła kobieta. Czułem, że jeszcze kiedyś ją spotkam. A taksówce wisiała jej wizytówka, jednak zapamiętałem z niej tylko imię - Lena. Nie byłem przekonany, czy było prawdziwe. 
              Wejście na prom było już otwarte. Okazałem dokumenty, by potwierdzić rezerwację i zapłaciłem za przejazd na zaś. Na pokładzie dostrzegłem kilku mężczyzn ubranych w garnitury i palących drogie, jak przypuszczałem, papierosy. Wyglądali jak biznesmeni, miałem nadzieję, że nie są właścicielami jakiegoś kasyna, czy coś... 
               Dostałem najlepszą kajutę, jaka mieściła się w promie. Miałem tam wąskie jednoosobowe łóżko, czarne biurko i komodę. Przez małe okienko miałem widok na wodę, choć wtedy było jeszcze zbyt ciemno, by cokolwiek zobaczyć. W pomieszczeniu znajdował się nawet telewizor. Dostałem również własną, małą łazienkę, do której mogłem dostać się przez pokój, nie musząc fatygować się wychodzeniem na korytarz. Na ścianie, tuż przy suficie, widniał napis "zakaz palenia". Odetchnąłem głęboko i położyłem powyginane lekko papierosy na skraju biurka.
               Nie spodziewałem się, że prześpię całą podróż. W zasadzie gdyby nie pukanie obsługi do moich drzwi, spałbym dalej. Być może to dlatego, że rzadko kiedy zawalałem noce. Na łóżko rąbnąłem się przed trzecią, a dochodziła dziewiąta i trzeba było się zbierać. Na szczęście nie wypakowywałem rzeczy, dlatego mogłem szybko złapać torbę i wynieść się na ląd. Szkoda tylko, że nie zdążyłem skorzystać z telewizora ani bogato urządzonej łazienki. Wydałem niepotrzebnie pieniądze, ale nie chciało mi się rozpatrywać błędów z przeszłości. 
               Miałem kilkanaście nieodebranych połączeń od matki. Postanowiłem jednak oddzwonić dopiero wtedy, kiedy znajdę swój domek i się rozpakuję. Na szczęście przy samym porcie stało kilka taksówek, dlatego wsiadłem do jednej z nich i okazałem karteczkę z adresem.
— LENA?! — wrzasnąłem, podskakując z przerażenia. O mało co nie zapierdoliłem głową o twardy sufit samochodu.
— A widzisz? Takich ludzi jak ja pamięta się całe życie — parsknęła śmiechem.
               Odpaliłem jednego z viceroyów, które mi podarowała. Zdziwiła się nieco, że jeszcze ich nie spaliłem. Tym razem nie dusiłem się już dymem, póki nie powiedziała mi dokładniej, jak powinienem się zaciągać.
— Tak jak na basenie — powiedziała. Trochę żałowałem, że postąpiłem wedle jej instrukcji. 
               Kilkanaście minut później stałem już przed wysoką drewnianą chatą z małym tarasem na piętrze. Przypominała mi te wszystkie morskie domki w filmach o harcerzach. Miałem nadzieję, że nie będę musiał taplać się błocie tak jak oni.
— Gabi, tu jesteś! — Usłyszałem nagle wrzask, który sprawił, że strach przeszył moje ciało. — Dlaczego nie odbierasz telefonów?
— M-mama — wyjąkałem. — Co.
— Mogłeś powiedzieć, jeśli tak bardzo chciałeś wyjechać na wyspę Man — powiedziała z uśmiechem, gładząc mnie po głowie. — To właśnie tutaj wybieraliśmy się z ojcem. Kiedy zobaczyliśmy karteczkę od ciebie, zdecydowaliśmy się przyjechać wcześniej. Ale, jak już mówiłam, chcieliśmy pobyć sami, dlatego mieszkamy kilka kilometrów stąd. 
— Spoko — odetchnąłem z ulgą.
— Ale domek masz dwuosobowy, więc Alan może mieszkać z tobą. Wszystkie są dwuosobowe, a państwo Carter pewnie woleliby mieszkać razem — mówiła dalej.
— C-CO — wyjąkałem ponownie.
— Przylecieli samolotem razem z nami — odpowiedziała. — Poza tym nie wiem, czemu wybrałeś prom, one zawsze płyną tak długo.
— Mamo? — jęknąłem, unosząc brwi jak małe dziecko chwilę przed wybuchem płaczu.
— Co, Gabi? — zapytała z uśmiechem. 
— Będziesz tego żałować.

4 comments:

  1. Robi się ostro ;3

    ReplyDelete
  2. Hahahahhahahahhaha xD

    To było piękne :'''D

    Lena jest spoko :3 Już ją lubię ^^


    Takie tam, syn ucieka przed rodzicami. Przybywa na miejsce

    aż tu taki SUPRAJS MADAFAKA. Rodzice tam czekają.


    Mrrrr... Gabi będzie mieszkał z Alanem? Wyczuwam gejozę >:D

    " — Mamo? — jęknąłem, unosząc brwi jak małe dziecko chwilę przed wybuchem płaczu.
    — Co, Gabi? — zapytała z uśmiechem.
    — Będziesz tego żałować. ''

    Hyhyhyhyhyh :3 Zobaczymy, czy klątwa Certer x Bennett pociągnie ( lol ) kolejne ofiary >:D


    Ej, Lisu.

    Po naszej rozmowie na ryjbuku zrobiłam sobie test psychologiczny ( tak bardzo ufam internetom. )


    Wiesz co mi wyszło?

    Najlepszy zawód dla Mesu?

    ZABÓJCA.

    xD

    ReplyDelete
  3. Wiedziałam, że na tej wyspie ich spotka.
    Miałam dwie opcje.
    1) Wszyscy tam polecą.
    2) Matka Gabierla wyśle tam Alana.
    Widać oby dwie w pewnym sensie się sprawdziły. xD
    Ale padłam na rozmowie Gaberiela z mamą.
    To przerażenie, gdy się dowiedział, że Carterowie też tu są xD

    ReplyDelete
  4. Państwo Bennet na wyspie Man.Umieram.XDDD Biedny Gabi.XD Skazany na Cartera.XD

    ReplyDelete