9.11.14

Jestem w piekle.

Dział: Spiraes.
Numer rozdziału: 4
Gatunek: Thriller. 



               To było coś nadzwyczajnego. Sentymentalna podróż przez własną podświadomość. Ziemię pokrywały liczne, niezagojone rany, które zdawały się być nadal rozrywane od środka. Ciemność, świecąca magma i obrzydliwe ciepło, niosące za sobą woń gnijącego trupa. 
               Mimo że wcześniej postanowili ze sobą współpracować, pakt się urwał. Jedna ze stron prawdopodobnie... nie żyła? Można by to nazwać śpiączką. Ciężko byłoby zbadać ten przypadek i poprzeć go teorią medyczną.
               Saturn dotarła do najgłębszych czeluści swojego umysłu. Zrobiła to najwyraźniej przypadkowo, gdyż sama zaskoczona była tym, co ujrzała. Zwymiotowała na czarną jak heban ziemię, jednak podążała dalej przed siebie. Może to był tylko dziwny sen?
— Kochanie — Przeraźliwy, zachrypnięty krzyk doszedł jej uszu. — Zabiłaś mnie, Saturn, ty mała zdziro... 
               Spiraes przez wielu nazywany był zwyczajną chorobą psychiczną, jednak rzadziej spotykaną i wyjątkowo specyficzną. Lekarze stawiali diagnozy schizofrenii paranoidalnej z elementami depresji. Pacjent często słyszał głosy, które przeważnie posiadały odmienne poglądy niż osoba badana. Chorzy charakteryzowali się specyficznym spojrzeniem na świat, które nie było uznawane za zdrowe.
— Nienawidzę cię — szepnęła. — Gdyby nie to, że urodziłeś się wraz ze mną, nikt nigdy nie nazwałby mnie dziwną. Naprawdę chciałabym spoglądać na świat tak jak inni.
— Doprawdy? — zaśmiał się donośnie. Jego głos dochodził z zewsząd. Saturn odnosiła wrażenie, że znajduje się w żołądku potwora. — A więc chcesz się dostosować do ludzi, którzy narodzili się z zamkniętymi oczami?
— Co ty pieprzysz... — syknęła.
— Co zrobisz, jeśli wszyscy wariaci są zdrowi i odwrotnie? — zapytał nagle. — Ten świat jest wytworem wyobraźni jakiegoś imbecyla, który nie miał lepszego pomysłu na masową manipulację i stworzył ślepą rasę, która nie jest w stanie wyrwać się z klatki. Powiedz im, co tylko zechcesz. Że po śmierci znikną na zawsze. Że jednostka jest nic nie warta. Że nie mają określonego zadania do wykonania na tej ziemi, że przeznaczenie nie istnieje. Zaprzeczą. To nawet nie jest tak, że się boją. To po prostu skurwysyńskie piekło! Tylko śmierć może ich wybawić. Tylko śmierć, po której i tak znikną. To tylko uzasadnia, jak słabą rasą są i jak bardzo nie zasługują na życie na tym świecie! Saturn, doceń swój dar.
— Chcesz mnie omamić, wiem o tym — powiedziała, spuszczając wzrok.
— Jesteś pewna, że osądzasz o to odpowiednią osobę? — zadał pytanie, nadal cicho chichocząc. — Możesz próbować mnie uśmiercić, jeśli naprawdę chcesz stać się ślepym optymistą niewidzącym prawdziwych priorytetów. Jednak wiedz, że twoja sztuka zginie wraz ze mną.
— Podobno za bardzo się rozrosłeś — zmieniła temat. — W mojej muzyce jest za wiele emocji.
— W muzyce? Za wiele emocji? — nie dowierzał. — To jakieś żarty?
— Będę słuchać swojego mistrza — dopowiedziała.
— Dlaczego to ludzie stawiają ci wytyczne?! — wściekł się. — Masz zamiar podążać za większością i pozbawić się całej przyjemności czerpanej z muzyki?! Czy to pieniądze zawróciły ci w głowie?!
— Boję się ciebie — szepnęła. — Jesteś potworem. Jesteś potworem, który będzie mnie niszczył niezależnie od tego, czy za nim pójdę, czy mu się sprzeciwię.
— Co za głupota — warknął. — Wiesz, jakie jest prawidłowe postępowanie człowieka, który zyskał jakiś unikalny dar, jakąś rzadką umiejętność? Kurwa. Powinnaś wykorzystać to tak, by wyszło ci na dobre. Możesz traktować mnie jako swoją wadę, defekt, ubytek. Ale właśnie w taki sposób powinno działać to chore społeczeństwo. Wykorzystywać swoje słabe strony, zamieniając je w atuty. Dlatego... Właśnie dlatego możesz stać się wybitnym muzykiem, ale cierpieć. Cierpieć, rwać włosy z głowy i krzyczeć przez całe swoje życie. Istnieje również inna droga. Jeśli pójdziesz tamtą, będziesz szczęśliwa. Ale nie licz na to, iż staniesz się kimś wielkim. Taka jest rola artystów w tym świecie. Pleciesz takie głupoty, jakbyś nie zdawała sobie z tego sprawy.
— Wściekasz się, bo mogę cię zabić przy pomocy pstryknięcia palcami? — zapytała z uśmiechem.
— Głupia... Nie jesteś pierwszą osobą, w której mieszkam — syknął. — Jeśli mnie zabijesz, cierpliwie poczekam do twojej śmierci i przeniosę się w inne miejsce.
               Dziewczyna cofnęła się o kilka kroków i spojrzała w górę. Ujrzała kilkaset metrów nad sobą ogromne czerwone oczy należące do Spiraesa. Nigdy wcześniej nie rozmawiała z nim tak długo. Wieść o jego nieśmiertelności była dla niej niemałym szokiem. Dotychczas była przekonana, że potwór pasożytuje na niej, obawiając się własnej śmierci. Tym razem... musiała mu zaufać. 

No comments:

Post a Comment