18.11.14

Jak się ruchać to bez gaci.

Dział: Jak ukradłem człowieka.
Numer rozdziału: 10
Gatunek: Yaoi. 



               Naszło mnie tego dnia na zachowania rodem z typowych filmów amerykańskich. Czy normalny człowiek potrafiłby wtargnąć w środku rozprawy, meldując się prawdziwym imieniem i nazwiskiem, po czym nakazywać sędziemu, by pozwolił mu zeznawać już teraz, od razu, bo tak? Czy normalny człowiek wrzeszczałby, iż winna potencjalnie osoba jest niewinna? Czy tłumaczyłby wszystko z najmniejszymi szczegółami, aby dowieść jego czystości? Czy na zdanie "musimy odesłać cię w takim razie do domu rodzinnego" odpowiedziałby "przykro mi, ale dziś kończę osiemnaście lat"?
               Tego wieczora siedzieliśmy już razem w jadalni. Ja - ubrany jeszcze w garnitur, on - niegolący się około miesiąca. Czas zleciał szybciej, niż sobie to wymarzyłem. Jednakże scenariusz miał być inny, niż ktokolwiek by się spodziewał. 
— Gdzie twoje rzeczy? — zapytał Johnny, kompletnie nie ruszony faktem, iż tyle czasu spędził w areszcie. O niczym nie mówił, o nikim nie wspominał, nie pytał, co działo się podczas jego nieobecność. Ale kiedy tylko zauważył, że nigdzie nie ma należących do mnie przedmiotów, nie mógł powstrzymać się od zapytania o to. A ja jak gdyby nigdy nic podniosłem torbę bagażową i powiedziałem:
— Niedawno byłem u matki. Podarowała mi wystarczającą ilość pieniędzy. Generalnie nie chciałbym psuć twojej reputacji w oczach Sylvii. Dlatego... Wiesz, kupiłem telefon. Zostawię ci numer. Gdybyś czegoś potrzebował, zrobię wszystko, by spłacić dług wdzięczności.
               Po tych wypowiedzianych ostrym tonem słowach opuściłem mieszkanie, starając się zachować kamienną twarz. Łudziłem się nadzieją, że Johnny wybiegnie za mną, krzyknie, abym wrócił. Pragnąłem tego. Chciałem potwierdzenia jego uczuć bądź odrzucenia mnie. Nie byłem w stanie zwlekać ani sekundy dłużej. Zdawałem sobie sprawę z tego, jak rygorystyczne rozwiązanie sprawy wybrałem, aczkolwiek... Jak się ruchać to bez gaci. 
— Max! — Usłyszałem nagle krzyk z domu. 
              Byłem już dobre kilkaset metrów dalej, ale mimo to... Czy moje... Czy moje sny naprawdę mogły się sprawdzić? Czy wieczne pasmo niepowodzeń, jakim obdarzyło mnie życie, postanowiło pokazać drugą stronę medalu? Czy chciało dać mi choć jeden powód do życia? Biegł w moją stronę, coraz szybciej, coraz szybciej i...





















— Skarpetki zostawiłeś — powiedział, wręczając mi je.
— Johnny — zacząłem niepewnie. Spuściłem wzrok, a moje oczy zaszkliły się łzami. — Możesz mnie pocałować na pożegnanie.
               Chciałem grzecznie o to zapytać, kulturalnie poprosić, jednak ton mojego głosu ukształtował tę wypowiedź jako zdanie twierdzące. Nie podnosiłem głowy do góry z obawy o jego wrogie spojrzenie.
— Co chcesz? — spytał, nie dowierzając.
— Wiesz, te wszystkie nasze... — jąkałem się. — Czy to cokolwiek znaczyło, Johnny?
— Cholera — syknął. — Nie chciałem, żeby to tak wyszło, ale... Masz mnie za geja, młody? O czym ty mówisz? Nie rozumiem.
— Nie rozumiesz?





                Musiałem. Musiałem sobie ulżyć. W jakikolwiek sposób. Musiałem. Czułem niewiarygodne oczyszczenie, kiedy pieścił wargami moje sutki. 
— Mocniej... — westchnąłem.
               Nadgryzł jeden z nich, na co zareagowałem cichym jękiem. Bez ogródek pozbawił mnie spodni. Nie rozpychał. Po prostu brutalnie wszedł do środka, pragnąc zaspokoić tylko i wyłącznie siebie. Krzyczałem wniebogłosy. Czułem, jak się dopełniamy. Mężczyzna wyciągnął ze spodni pasek i uderzał mnie nim siarczyście co kilka sekund. Wygiąłem się w łuk i oparłem biodra na łokciach. Oddychałem ciężko i ani mi do głowy przyszło, by choć trochę hamować swoje jęki. Chciałem, by wszyscy mnie słyszeli. Chciałem, by Johnny mnie słyszał. Pragnąłem, żeby zobaczył, jak kurwię się z Mattem. Tylko na tym mi zależało. Chciałem, by masturbował się na nasz widok i żałował, że tak skurwysyńsko mnie porzucił. Czym ja zawiniłem? Dlaczego chociaż raz los nie mógł podarować mi szczęścia? Czy ten pierdolony bóg w ogóle istniał? Zapewne dobrze się bawił. 



Dobrej nocy, Johnny.






K O N I E C
______________________________________________________

8 comments:

  1. I koniec.

    Po prostu koniec.

    PIERDOLONY KONIEC!

    Były seksy. Jak zawsze, seksy być muszą.

    A ja biedna myślałam, że Max seksi się z Johnnym ;-;

    Ale nie!

    Lis jest naszym SZATANEM, więc musiała zrobić po swojemu, anie to, co chcą czytelnicy/czki.

    I Max seksił się z Mattem.... Z tym idiotą, co doniósł na Johnnego.

    Ale to twoja wina Johnny. Nie chciałeś się seksić z Maxem, to teraz cierp.

    CIERPZGIŃZDYCHAJSZMATOMAMNADZIEJĘIŻPOCHŁONĄCIĘCZELUŚCIETARTARUGDZIEJUŻNIGDYZNIKIMNIEBĘDZIESZMOGŁSIĘSEKSIĆZGIŃZGIŃZGIŃZGIŃZGIŃZGIŃZDYCHAJ

    Tak...

    to już KONIEC.


    A TERAZ LISU SPINAJ POŚLADY DO "IN THE MIDDLE OF THE NIGHTMARE" CZY JAK TO TAM SZŁO.

    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    ...
    .
    A ja zrobiłam takie kałai babeczki...

    ReplyDelete
  2. No jakoś się tego spodziewałam xD W sensie nie konkretnie tego, ale zakończenia w takim stylu. Chociaż w sumie to chamskie ze strony Johnny'ego, że sobie pogrywał

    lol, chamskie to letkie słowo. Johnny to skurwysyn. Biedny Max.

    ReplyDelete
  3. AAAAAAAAAAAA !!!Tylko nie ten pieprzony prawnik !!!Skurwiel jeden.Doniósł na klona i pieprzył się z młodym.Klon też skurwiel.Dwa skurwiele.Tylko młody nie-skurwiel.Młody to debil.(!_!)

    ReplyDelete
  4. ja w tym momencie umarłam XDDDDDDDDD To zakończenie *cry*

    ReplyDelete