18.10.14

Nieetyczna reakcja.

Dział: Wet and moisture. 
Numer rozdziału: 5
Gatunek: Yaoi. 



               Obudził mnie zapach spalonej trawy. Gwałtownie poderwałem się z łóżka. Płomień świecy dosięgnął jednego z liści stojącego obok fikusa. Skoczyłem jak na sprężynie w kierunku małego, obskurnego stolika i odsunąłem kwiat. Rozejrzałem się po pokoju. Nadal znajdowałem się w zabunkrowanej izbie Rena. Goły i wesoły. Pościel i ubrania walały się po całym pomieszczeniu. Bruneta nie było. Z kuchni dobiegł mnie zdenerwowany krzyk. Zacząłem w tempie ekspresowym zakładać na siebie ciuchy. Wybiegłem z pokoju. Nie mogło być...
— Jak to możliwe, że ktoś cię drasnął?! — wrzeszczał Ralph wniebogłosy. — Zwiałeś Gale'owi, a dałeś rozciąć sobie wargę takiemu szczeniakowi?!
               Ren siedział na jednej z obdartych puf i tamował silny krwotok z ust. W głowie łączyłem ze sobą wszystkie fakty i nie mogłem sam uwierzyć w wyciągnięte wnioski. Ralph spojrzał na mnie znacząco. Podirytowany udałem się do swojego pokoju. Wszyscy zdawali się traktować mnie jako jego opiekuna, nawet on sam twierdził, że znajdzie we mnie oparcie. I tym razem znów sam miałem doprowadzać wszystko do ładu. Wtargnąłem do pomieszczenia, trzaskając drzwiami ze złości. W głowie układałem już słowa, gdy nagle...










Nie rozumiem. Naprawdę nie rozumiem. 










               Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Nat przytulił mnie i pocałował głęboko. Odnosiłem wrażenie, że próbuje mną manipulować. Oczekiwał, iż załatwię jego sprawy i pozbędę się tylko i wyłącznie jego problemów? Odepchnąłem go na łóżko i rzuciłem zdenerwowane spojrzenie. 
— Co żeś narobił, szczeniaku? — zapytałem, zaciskając pięści. 
               Nie odpowiedział. Spuścił wzrok, jakby twierdził, że ujdzie mu wszystko na sucho. Skorzystałem z okazji, gdy opuścił gardę i z całej siły trafiłem go pięścią w nos. Odrzuciło go do samej ściany. W pomieszczeniu rozniósł się huk, w kuchni zaś - zapanowała zupełna cisza. Obróciłem Nata na plecy, sięgnąłem do szuflady po ćwiekowany pas, po czym rąbnąłem w niego siarczyście. Moich uszu dobiegł przeraźliwy wrzask. Ale byłem zbyt zniecierpliwiony, dlatego lałem go mocno, powstrzymując się od brudnych myśli na widok krwi. Robiłem to, póki wrzawa nie ucichła. Wskoczyłem wtedy na łóżko i kopnąłem chłopaka w taki sposób, iż w rezultacie wylądował na podłodze. Nie mogłem pozwolić, by ktoś taki jak on rozpieprzał nasz gang. Był nic nieznaczącym gnojkiem, który powinien był zginąć podczas ataku. Zastanawiałem się przez chwilę, czy nie jest on aby szpiegiem celowo wprowadzonym w nasze podziemia. Przegryzłem wargę. 
— Lekko go potraktowałeś — odparł Ralph po moim powrocie do kuchni.
— Powstrzymuje mnie fakt, że nie mogę go zabić — syknąłem. — Po czymś takim w zasadzie wręcz powinniśmy to zrobić. 
— Zadecyduj. Należy do ciebie — odpowiedział.
— Nie należy do mnie — powiedziałem z wściekłością. — Tylko go tutaj przyprowadziłem. Na twoje zlecenie. Mam gdzieś tego człowieka, nawet go nie znam. Tak czy inaczej, zabiję go. Zabiję go własnymi rękoma we własnym pokoju. Teraz. 
               Wpadłem do siebie w białej gorączce, niemal nie wywarzając drzwi. Chłopaki rozeszli się do swoich izb. Spojrzałem na zwijającego się z bólu Nata. Wyglądało na to, iż odzyskał przytomność. Poza tym... płakał. Płakał i prosił, bym go wysłuchał. Jednak ja nie miałem ochoty tego robić. Kazałem mu wybrać sposób śmierci. 
— Cokolwiek, tylko nie każ mi patrzeć na siebie, kiedy spoglądasz na Rena — powiedział.
               Wzdrygnąłem się. Nie miałem pojęcia, o czym mówi. Biłem się z własnymi myślami, usiłując zrozumieć jego motywy. Wydawało mi się, że znowu mną manipuluje, próbuje wprowadzić w błąd, doprowadzając do szaleństwa. 
— Co ty, kurwa, pieprzysz? — wycedziłem przez zęby. 
— Nie mam pojęcia, za co można kochać takiego skurwysyna, naprawdę — westchnął. — Nie wiem, czemu, ale łudziłem się, że uda mi się go zabić. 
               Jego słowa brzmiały tak sucho, lecz naturalnie, że byłem skłonny mu uwierzyć. Jednak nie byłem w stanie zrozumieć. Niczego. 
— To nie ma znaczenia, w zaistniałej sytuacji i tak będę musiał cię zabić — odpowiedziałem szorstko.
              Spojrzał na mnie ze łzami w oczach. Wyjąłem z kieszeni broń i wycelowałem w jego głowę. Podniecałem się na myśl o widoku krwi, jaki zaraz powstanie. Miałem zamiar stworzyć dzieło pełne emocjonalnego ekshibicjonizmu. 






Jeden strzał. Po chwili puls jego serca ustał, a ja zlizywałem z podłogi świeżą, ciepłą krew.

14 comments:

  1. OMGOMGOMG


    Nope

    Nat żyje.

    Chociaż w sumie jakby zginął nic by się nie stało.

    W sumie to byłoby na swój sposób urocze.

    Bardzo.

    Chcę więcej....


    /Mesu

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mesu, dzie Ty jesteś? Miałaś dzwonić mi wczoraj, nie? Dzisiaj na imprezę idę, więc nie podejdę, LEL

      Delete
    2. Mesu baaardzo przeprasza. Nie ma nic na swoją obronę. Oprócz panelu yaoi i karaoke...

      Mesu o 13 już na Japaniconie nie było...


      /Mesu

      Delete
    3. to po ciul Ty tam jechałaś?

      Delete
    4. Mesu była od 9 rano w sobotę do 13 w niedzielę xD

      /Mesu

      Delete
    5. Nie wiesz, ile stracilas... :d

      Delete
    6. T-T

      Ale... ale...

      Pociąg miałam... D:

      /Mesu

      Delete
    7. k, nie wnikam, co robiłaś w sobotę wieczór, zostaw to lepiej dla siebie :D

      Delete
  2. Hyhygyyyhy ^-^

    W sobotnią noc się działo, oj działo :D

    /Mesu

    ReplyDelete
    Replies
    1. żebyś wiedziała, że się działo... miałam zamiar powiedzieć Ci (jak zadzwonisz), żebyś wbijała do mnie, mimo że zapomniałam, gdzie mieszkam.

      LEL

      Delete
    2. Jak Lisu by nie trafiła, to szlajałybyśmy się po mieście, wąchały lakier do paznokci i leżały po rowach...

      A potem naćpane pisały yaoi na budynkach.

      Tak bardzo...

      Następnym razem!

      /Mesu

      Delete
    3. Nie, ja już więcej nie ćpam, Mesu.




      *2 dni później...*


      Jestem złym człowiekiem.

      Delete
    4. No już, już. Lisu jest dobra. Bardzo dobra.

      *głaszcze Lisu po główce*

      /Mesu

      Delete
  3. Dlaczego ja się łudziłam, że Will nie skrzywdzi Nata ?..

    ReplyDelete