14.10.14

"Co ty sobie wyobrażasz, Will".

Dział: Wet and moisture.
Numer rozdziału: 4
Gatunek: Yaoi. 



               Takiego zwrotu akcji nie spodziewałem się równie bardzo, co Nat. Obydwoje patrzyliśmy w kierunku mężczyzny, który właśnie przekroczył progi mojego pokoju. Spoglądał obojętnie raz na mnie, raz na Nata, jakby chciał nas zapytać, co tu się, do cholery, dzieje. 
— Rzuciłeś swoją robotę, Will — odparł swoim wiecznie nieporuszonym głosem. 
— Szybko wróciłeś, Ren — powiedziałem, odwracając wzrok. Nat wyglądał na naprawdę przerażonego. Strach malował się wręcz na jego twarzy i nie uciekło to uwadze Rena. Zauważył to i wyraźnie widziałem, że zaraz coś z tym zrobi.
               Nat zapewne zupełnie inaczej wyobrażał sobie Rena. W oczach jego wyobraźni wyglądał prawdopodobnie jak chimera Ralpha z jakimś olbrzymim potworem. Jak było w rzeczywistości? Miał przed sobą wysokiego, szczupłego mężczyznę o postawionych do góry czarnych włosach. Miał bladą karnację, a jego uszy zdobiły liczne kolczyki. Wyraz jego twarzy wyraźnie wskazywał na to, że ma zamiar zrobić coś złego. Fakt. W gruncie rzeczy nigdy nie był dobrym człowiekiem.
               Ren spoglądał na mnie, jakby oczekiwał, że podrzucę mu jakiś nowy sposób tortur. Wolałem jednak nic wypowiadać ani słowa, gdyż wiedziałem, iż jest w stanie zrobić swojej ofierze więcej niż wszystko. 
— Zdejmuj łachy, Will — rozkazał. — Nauczymy czegoś tego dzieciaka. 
               Postąpiłem zgodnie z jego życzeniem. Sam również się rozebrał. Rozejrzał się wokoło, pewnie szukał inspiracji. Jego wzrok zatrzymał się na moim torsie.
— Nadal je masz? — zdziwił się, wskazując palcem na kolczyki w moich sutkach.
— Miałeś rację, dostarczają niezłych doznań — powiedziałem, wyszczerzając całe swoje uzębienie w promiennym uśmiechu. 
— Masz gdzieś tutaj to, co ostatnim razem ci zostawiłem? — zapytał, znów się rozglądając. 
               Wstałem z łóżka i podszedłem bo biblioteczki. Odsunąłem kilka książek i wyjąłem z najdalszego zakamarka sporą drewnianą skrzyneczkę. Otarłem ją z kurzu i rzuciłem na posłanie. Ren otworzył ją z uśmiechem, jakby po długim czasie mógł zobaczyć swojego starego, dobrego przyjaciela. Domyślałem się, czego użyje na sam początek. 
               Kazał mi obrócić Nata na brzuch, zrobiłem to. Poprosił, bym rozchylił pośladki chłopca najmocniej, jak potrafię, i został w takiej pozycji. Usłuchałem. I wtedy on... wyjął ze skrzyneczki małą buteleczkę z napisem "spirytus", otworzył ją szybko i wylał czwartą część prosto w jego poraniony odbyt. Nigdy w życiu nie słyszałem podobnych krzyków. Nat darł się wniebogłosy, motał się na boki, szlochał, wrzeszczał jak opętany. Jego skowyt znacznie przerastał ryk ludzi zabijanych przez gang Gale'a. Zapewne cały schron wiedział już o nagłym powrocie Rena. 
               Wspólnymi siłami obróciliśmy chłopca z powrotem na plecy. Był tak sztywny, że ciężko było nam to uczynić. Sam Ren był zdziwiony stanem rzeczy. Nie mieliśmy jeszcze do czynienia z kimś, kto tak źle znosi ból. Ren postanowił więc uodpornić Nata i wylał całą resztę spirytusu na pogryzioną przeze mnie nogę. Po raz kolejny usłyszeliśmy przeraźliwy jazgot, niemający końca.
— A może złamać mu jakąś kończynę? — zaproponował Ren. Tak. Mówił w pełni poważnie. Jednak udało mi się odwieść go od tego typu idei. 
               Wyjął ze skrzyneczki strzykawkę i wenflon. Bez ogródek wbił mu igłę strzykawki w rękę i zaczekał, aż zbierze wystarczająco krwi. Zamknął pojemnik i odłożył na bok. Od razu rzuciłem się na spływającą spod jego skóry krew. Zlizywałem ją, póki krwotok się nie zatrzymał. 
— Trzymaj go teraz — nakazał. Wiedziałem, co ma zamiar uczynić. — Przechrzczę go. 
               Zająłem miejsce za chłopcem i złapałem go mocno za ręce, jednocześnie hamując jego ruchy kolanami. Ren wziął w dłonie wenflon i jednym, skurwysyńsko szybkim ruchem przebił jego poraniony przeze mnie wcześniej sutek, po czym założył tam srebrny kolczyk. Nat pisnął głośno. 
— To nie ma sensu, Will — westchnął cicho. — Szkoda, że nie mogę go zabić. W sytuacji zaistniałej muszę skończyć zabawę w połowie gry wstępnej. 
— Co robisz z tą krwią? — zapytałem, zupełnie ignorując jego wcześniejszą wypowiedź. 
— Coś za coś — zachichotał. — Chodź się ze mną wykąpać. Szybko się nie przyzwyczaję do nowej zabawki. 
— Stara miłość nie rdzewieje — odparłem z zawadiackim uśmiechem. 
               Ren zabrał strzykawkę, przykrył Nata kocem i szybko przebiegliśmy przez nago kuchnię, kierując się prosto do łazienki. Ren odkręcił wrzącą wodę. A już myślałem, że skończył na dziś z torturami. Kąpiel jeszcze nie była przygotowana, a Renowi najwyraźniej zaczęło się nudzić. Usiadł więc na zimnej podłodze i otworzył strzykawkę z krwią, wylewając całą jej zawartość na swojego członka. Wiedział, jak zareaguję. Już po chwili ze smakiem zlizywałem krew Nata zmieszaną ze spermą Rena. 
— Will, te kolczyki ci nie pasują — wycedził. — Poza tym nie po to je robiłem, żebyś je cały czas nosił. Wiesz, do czego miały służyć?
               Nie zdążyłem odpowiedzieć. Ren chwycił obydwa jednocześnie i silnym ruchem wyrwał spod skóry, raniąc wręcz na pół moje sutki. Otworzyłem usta, lecz nie pozwoliłem się z nich wydobyć krzykowi. 
— Powiedziałem ci kiedyś, że sprawię, iż będziesz wrzeszczał i błagał o litość, pamiętasz? — zapytał Ren. — Mam zamiar zrobić to dzisiaj. 
               Denerwowało go moje zachowanie. Nigdy nie krzyczałem, czasem pozwalałem sobie na ciche jęki, ale nic poza tym. Nie byłem typową ofiarą, jaką chciał ze mnie uczynić. 
               Przy samym suficie zwisało kilka powyrywanych kabli. Nie wiedzieliśmy, do czego służyły, aczkolwiek Ren postanowił znaleźć im nowe zastosowanie. Jednych ruchem wyciągnął je wszystkie ze środka, uformował z nich bicz i zaczął lać mnie do krwi. Skuliłem się na podłodze, by nie uszkodził mi głowy. W przeciwieństwie do Nata, nie miał obowiązku, by mnie nie zabijać.
               Zrobił sobie chwilę przerwy. Zakręcił wodę - wanna była pełna wrzącej wody. Podniósł mnie całego poranionego i wrzucił do środka, skazując na katusze. Woda nabrała czerwonej barwy. Kazał mi wstać, po czym kontynuował tortury, bijąc moje zakrwawione i poparzone ciało. Ustawiłem się twarzą do ściany. Lał mnie przez dobre kilkanaście minut. Woda wystygła. 
— Na co ty, kurwa, czekasz? — zdenerwował się.
— Jak to na co? — powiedziałem z uśmiechem, obracając się do niego przodem. — Obiecałeś mi wspólną kąpiel. 
                Ren wpił się w moje usta, nie dając mi chwili wytchnienia. Odkąd go poznałem, każdy z jego pocałunków był typowo męski i zaborczy. Stawiał również na granicy życia i śmierci. Zdarzyło mi się kilka razy, iż straciłem po nim przytomność ze względu na niedotlenienie. Tym razem jednak przerwał dość szybko. 
— Co ty sobie wyobrażasz, Will... — westchnął nieco zatroskanym tonem, przytulając się do mojego karku. 
               Pociągnąłem go lekko w swoją stronę i po chwili obydwaj wylądowaliśmy w zakrwawionej wannie, taplając się w czerwonej cieczy. Rozsunąłem kolana i zamknąłem oczy, odchylając głowę do tyłu. Ren balansował biodrami, posuwając się coraz mocnej w przód. Podczas jednego, krótkiego stosunku, każdy z nas doszedł kilka razy. Obmyłem twarz krwistą wodą i szeroko się uśmiechnąłem.

4 comments:

  1. Lubię Rena (*3*)

    ^^ jest na swój sposób... uroczy xD

    Podoba mi się to, że tutaj każdy jest z każdym, a nie taki jeden paring.

    Więceeej!

    3 dni do Japaniconu ^^

    /Mesu

    ReplyDelete
  2. Lisu, łapaj numer Mesu:

    732733731

    /Mesu

    ReplyDelete
    Replies
    1. (y)

      dzwoń mi pod wieczór, to wbiję gdzieś w okolicę, wcześniej jestem na koncercie. na samym japa mnie nie będzie.

      Delete
  3. To jest tak obrzydliwe, że aż fajne.
    Ren już mnie denerwuje ...Nie lubię go.xD

    ReplyDelete