14.10.14

Nie daj mi umrzeć.

Dział: Wet and moisture.
Numer rozdziału: 2
Gatunek: Yaoi



— Czas na szkolenie, Nat — odparłem, popychając go na łóżko. — Zdejmuj łachy. 
               Chłopak spoglądał na mnie z zupełnym zaskoczeniem, a jego wyraz twarzy pytał "o co chodzi?". Westchnąłem głęboko i oparłem się plecami o drzwi.
— Chyba nie myślałeś, że staniesz się członkiem gangu, co? — zapytałem obojętnie. — Poza tym nie chciałeś znać sposobu odwdzięczania się za własne bezpieczeństwo, to nic nie mówiłem. 
— Nie rozumiem... — wyjąkał. Chyba naprawdę nie zdawał sobie sprawy ze swojej nowej roboty. 
— Ściągaj łachmany, Nat, zaraz zobaczysz.
               Powoli i niepewnie wykonał moje polecenie, bo przecież co miał zrobić. Nie miał drogi ucieczki, znajdowaliśmy się pod ziemią, a cały teren obstawiony był przez członków gangu. Chyba uświadomił sobie swoje położenie.
— Zakładam, że to pierwszy raz, więc nie będzie nic strasznego — powiedziałem z ironicznym uśmiechem.
               Powoli rozpinając spodnie zasiadłem okrakiem na jego chudych, nagich kolanach. Nie trząsł się ze strachu, nie pytał o nic. Podejrzewałem, że w dalszym ciągu nie ogarnia. A może się podniecił? Odpada. Położyłem prawą dłoń na jego policzku, zamknąłem oczy i pocałowałem go głęboko. Nie miał żadnej wprawy, ale mimo to próbował. Wyglądało na to, iż jednak pogodził się z tym faktem. Popchnąłem go na łóżko, by się położył. Generalnie miałem w zamiarach tylko lekko go rozepchać, ale postanowiłem nie marnować takiej okazji. Zacząłem więc energicznie i mocno wgryzać się w skórę jego karku. Słyszałem trzask pękającej skóry, podniecał mnie. Później moich uszu dobiegł chrzęst rozrywanych tkanek. Na języku miałem już trochę ciepłej krwi, jednak to ani trochę mi nie wystarczało. Bolesne jęki Nata przerodziły się w płacz i donośny krzyk. Błagał mnie, bym przestał, podczas gdy ja dopiero zaczynałem. Jego postawa ofiary jeszcze bardziej wzmagała u mnie namiętność.
— Wilson, opanuj się, miałeś go tylko przeszkolić — wrzasnął Ralph, waląc pięścią w drzwi. Odnosiłem wrażenie, że zaraz je rozniesie.
— Daj się dołączyć, Will! — jęczał Rick.
               Nie odpowiadałem, kontynuując robotę. Nat lekko przycichł, podobnie koledzy za ścianą. Uprzedzili mnie tylko i dali spokój. Ja natomiast ich ostrzeżenia miałem głęboko gdzieś i nadal wgryzałem się w kark chłopaka. Dawno nie miałem w zębach tak delikatnego mięska. 
               Kiedy już okaleczyłem jego szyję wystarczająco mocno, zabrałem się za zlizywanie krwi. Jemu też przyniosło to lekką ulgę. Manewrowałem językiem po jego chłodnej skórze, oddychając ciężko. Całowałem ją mocno, by dobrze poczuć smak czerwonej cieczy. Byłem pewien, iż nasycę się choć trochę, ale nadal było mi mało. Skóra na tym obszarze była już zbyt poraniona i robiły się na niej skrzepy, dlatego musiałem zmienić miejsce zainteresowania. Zdjąłem koszulkę i rzuciłem gdzieś za siebie. Podjudzał mnie dotyk czyjegoś ciała na moim. Zsunąłem się trochę niżej i bez skrupułów i zbędnych pieszczot zacząłem obgryzać sutki, ciągnąć je i wykręcać palcami. Nat zasłonił usta, by nie wydobywały się z nich zbyt głośne krzyki. Chrupot gryzionych piersi wywoływał u mnie nieziemskie odczucia. 
— Spróbuj się podniecić, skorzystamy obydwoje — szepnąłem, na moment odrywając się od jego nagiego ciała.
               Był tak zapłakany, że prawdopodobnie nie usłyszał mojej rady. Postanowiłem mu pomóc. Wróciłem do zaspakajania samego siebie, jednocześnie pieszcząc dłonią jego członka. Jego krzyki stały się bardziej namiętne i rozkoszne. Cel został osiągnięty. Już po chwili mogłem zlizywać kolejne strugi krwi. Tym razem najadłem się do syta. Postanowiłem otworzyć kolejny etap. Podniosłem się z łóżka i silnym ruchem rozsunąłem jego kolana. Opierał się.
— Boję się, Will... — szepnął. Gdyby tylko wiedział, w jaki sposób działa na mnie używanie imienia, na pewno ubrałby to inaczej w słowa.
— Rozluźnij się, będzie mniej bolało — powiedziałem z uśmiechem. — Poza tym nie bez powodu akurat mnie zlecono przeszkolenie cię.
               Sam nie rozumiałem, dlaczego byłem w stosunku do niego tak pobłażliwy. W przeszłości, kiedy zdarzały mi się podobne sytuacje, bez ogródek gwałciłem ludzi, nie zważając na ich emocje. Jednak wyraz twarzy Nata nakazywał mi być ostrożnym. Dałem mu chwilę na złapanie oddechu i jeszcze raz, tym razem wolniej, rozszerzyłem jego nogi. Podniosłem jego biodra lekko do góry i oblizałem całą część dzielącą jego pośladki. Z jego ust wydobył się jęk, jednak nie był to tak przeraźliwy jęk jak poprzednie. Cholera, musiał być stworzony do tej roboty. Lekko wsunąłem język do jego wnętrza. Ku mojemu zdziwieniu zaczął balansować biodrami, jak gdyby oczekiwał więcej. Zachichotałem cicho i postanowiłem przejść do sedna. Przez chwilę pieściłem swojego członka dłonią, by stał się twardszy. Później postanowiłem wejść do samego końca jak najszybciej, nie zważając na ból, jaki sprawię chłopakowi. Jednak okazał się być zbyt ciasny. Nie miałem wyjścia - musiałem tracić czas na wpychanie się na siłę. Nat krzyczał jeszcze głośniej, a ja odnosiłem wrażenie, iż kumple stoją za drzwiami i korzystają z sytuacji. Nie zdziwiłbym się, gdyby nagle do pokoju wparował Ralph i zaczął stosować na chłopcu swoje brudne zachcianki. Pchałem coraz szybciej, oddychając ciężko. W którymś momencie zauważyłem coś bardzo dziwnego... Nat odsunął dłoń od ust i zaczął masować swojego penisa, dostarczając sobie jeszcze więcej błogości. Po jego wargach toczyła się strużka gęstej śliny. Uśmiechnąłem się sam do siebie i zacząłem jeszcze energiczniej balansować biodrami. Szybciej. Mocniej. Do samego końca. Orgazm był niesamowity. Nat doszedł chwilę po mnie. Niewyżyty gnojek. Oparłem się plecami o zimną ścianę i skinąłem do niego ręką. Był wyczerpany, mimo to od razu zareagował na moje zachowanie. Sięgnąłem dłonią pod poduszkę i wyjąłem stamtąd paczkę papierosów. Odpaliłem. Nat przykucnął naprzeciwko mnie. Rozłożyłem nogi i uśmiechnąłem się znacząco. Nie dyskutował. Wziął do ust na początku samą główkę i manewrował językiem tak, jak nauczyłem go podczas pocałunku. Położyłem dłoń na jego głowie i delikatnie przeczesałem mu włosy. Mimo kompletnego braku doświadczenia widziałem jednoznacznie, że będą z niego ludzie. Poruszał się coraz szybciej i łamał bariery. Krztusił się, ale nadal brnął coraz głębiej, do granic swoich możliwości. W końcu udało mu się wziąć całego do ust. Odruchowo połknął mój orgazm, dławiąc się po chwili, jakby miał zaraz zwymiotować. Usiadł naprzeciwko mnie. Wyszczerzyłem się w zawadiackim uśmiechu i zgasiłem papierosa na jego prawym sutku. Syknął z bólu i spuścił głowę. 
— No, także koniec gry wstępnej — zażartowałem, wywołując u niego niemałą panikę. 
               Ustaliliśmy, że zostaniemy w pokoju cały wieczór, z obawy, gdyby ktoś chciał go jeszcze dzisiaj przelecieć. Skarżył się na okropny ból całego ciała - rozerwany wręcz odbyt, ponadgryzane sutki i skóra, przypalona rana. Położyliśmy się obok siebie w łóżku. 
— Musisz uważać na Rena, Nat — odparłem, zaciągając się dymem kolejnego papierosa. — Jego zachcianki... Wiesz... on jest jak wcielony diabeł. W dodatku nieprzewidywalny diabeł. Możesz z trudem to przeżyć.
— Nie po to się z tobą pieprzyłem, żebyś teraz dał mi umrzeć — powiedział, chowając twarz w poduszce. Tą frazą miał mnie już w garści. Przestałem żałować, że go tutaj sprowadziłem. Dopaliłem papierosa do końca i rzuciłem go na ziemię. Obróciłem Nata na plecy i delikatnie zacząłem muskać językiem jego poranione sutki. 
— Pomaga? — zapytałem, na moment przerywając. Nie odpowiedział. Zamknął oczy i leżał bezbronnie, pozwalając mi na wszystko, co tylko sobie wymarzyłem. 


2 comments:

  1. Uhuhuhhuhuhuhuhhhuhhhuhuhuhuhu *0*

    To..
    było...
    zajebiste!

    Sadystyczne i zboczone żądze Mesu na razie zostały zaspokojone! Na jakiś czas.

    Chcę już poznać Rena :3 ^^

    /Mesu

    ReplyDelete
  2. Dawno nie czytałam tak ostrego yaoi.(*-*) Już lubię Willa i Nata.(*-*)

    ReplyDelete