Dział: Spleśniałe owoce.
Numer rozdziału: 2
Gatunek: Yaoi.
Przyznam się szczerze - poniższy shot to w rzeczywistości sen, który niedawno mi się przyśnił. Często mam podobne schizy, a tę akurat postanowiłam przelać na papier, bo, mam nadzieję, nadaje się.
_________________________________________________________________
Kodeks
moralny, ogólnie przyjęte zasady, ludzka empatia - to wszystko nakazywało mi go
uratować. Wtedy nie zastanawiałem się, czy to egoistyczne i, czy czasem nie
chcę go mieć przy sobie dla własnej satysfakcji, kosztem jego dobra. Pod wpływem
adrenaliny gnałem w jego stronę, nie myśląc o niczym. Słyszałem tylko
powtarzające się echo: "zostaw... zostaw...".
Osiemnastolatek stał na najwyższym balkonie trzydziestopiętrowego
budynku i spoglądał z tęsknotą i ubłaganiem w dół. Wiedziałem, co ma zamiar
uczynić, jednak nie miałem pojęcia o jego powodach. Nigdy o tym nie
rozmawialiśmy. Mimo to... powtarzałem mu wielokrotnie, że zrobię wszystko, by
tylko móc go uszczęśliwić. Czyżby podważał moje obietnice? Nie ufał mi?
Biegłem
w jego stronę najszybciej, jak tylko byłem w stanie. Cząsteczki światła
układały się przed moimi oczyma w wyjątkowo dziwne kształty. Może to była
fatamorgana, może mój mózg wysyłał nerwowe impulsy do całego ciała. Nie wiem,
czy moje oczy tworzyły fikcję, ale jeśli tak, podziwiam ich wyobraźnię. To był
najpiękniejszy obraz, jaki kiedykolwiek byłem w stanie zobaczyć. Włosy chłopaka
mieniły się w kolorze bladego, truskawkowego różu. Tę samą barwę widziałem tuż
za jego plecami - gęste powietrze układało się w kształt skrzydeł. Być może nie
do końca zdawał sobie sprawę z konsekwencji, jakie poniesie. Był beztroski i
idylliczny niczym Ikar, jednak widziałem oczyma wyobraźni, jak bezbronny stanie
się za kilkanaście sekund.
W
ostatnim momencie udało mi się go złapać. Przekładał prawą nogę przez barierkę.
Objąłem go rękoma w pasie, dając tym samym znać, że nie pozwolę mu na skok. Nie
zareagował. Spuścił głowę i pozwolił moim dłoniom zabrać go do środka. Milczał
cały wieczór, a w mojej głowie nadal widziałem truskawkowe skrzydła.
Później
zmuszony byłem wyjechać na kilka dni. Obowiązki w pracy uniemożliwiły mi
spędzenie z nim większej ilości czasu, mimo że prawdopodobnie tego właśnie
potrzebował. Łudziłem się, że teraz wszystko wróci do normy. Kiedy wróciłem...
on siedział na wózku.
Siedział na wózku z połamanymi rękoma i był pozbawiony nóg. Jego rodzina
powiedziała, że podczas mojej nieobecności usiłował odebrać sobie życia jeszcze
kilkanaście razy - w różnych miejscach, w różnych sytuacjach, o różnych porach
dnia i nocy. Jednak śmierć uznała jego pecha za zbyt zabawne doświadczenie i
nie przyjęła go do siebie. Na chwilę obecną siedział sparaliżowany, nie mogąc
się ruszać, mówić ani samodzielnie jeść. Wpatrywał się we mnie wielkimi
zielonymi oczyma, jakby za wszelką cenę chciał mi coś przekazać.
Gdybyś
wtedy skoczył... już nigdy nie zaznałbyś swoich utrapień. Mój egoizm zamknął
cię w klatce, do której klucz nie istnieje i nigdy nie powstanie. Nie byłeś w
stanie już rzucić się z balkonu. Nie mogłeś odkręcić gazu w kuchni i pozwolić
mu wpłynąć do swoich płuc. Nie potrafiłeś się sam poruszyć, więc połknięcie
silnych tabletek również nie wchodziło w grę. Ale na takiej zasadzie działa
ludzkie życie - poznajemy konsekwencje dopiero wtedy, kiedy się pojawią.
Dlatego postanowiłem, by już nigdy nie podcinać nikomu truskawkowych skrzydeł.
Miazga.
ReplyDeleteCo rozdział to lepszy! ^^
Wgniotłaś mnie tym w ziemię.
ReplyDeletePo prostu to było.... zajebiste.
Sny czasami mogą dać świetne pomysły.
Ale moja wyobraźnia mówi:
Zajebisty pomysł we śnie?
HAHAHAHAHAH NOPE.
Pisz dalej!
/Mesu
Twój talent i pomysły po prostu mnie rozwalają. ;D
ReplyDeleteTO BYŁO NIESAMOWITE.Nie wiem, co Ty ćpasz przed snem, ale ĆPAJ TEGO WIĘCEJ.Taki pomysł w śnie ...Zazdroszczę.Też chcę takie sny.
ReplyDeleteTo opo nieźle dało mi do myślenia.Czuję się wzbogacona o coś w serduchu.