20.8.14

Zapach Adrienne.

Dział: Niemaniakalny biznesmen odnajduje maniakalnego doktora.
Numer rozdziału: 10
Gatunek: Yaoi.



— Zawsze chciałem zostać drwalem — zaczął ckliwym tonem.
— Jeśli masz zamiar mnie zerżnąć, nie musisz tego pięknie ubierać w słowa — westchnąłem, zwracając na siebie uwagę pasażerów tramwaju.
— ...chciałem zrobić wstęp do poważnego przemówienia, zjebałeś — odparł zbulwersowany.
— Do rzeczy, spieszy mi się trochę — rzuciłem krótko, nie chcąc podjudzać oficjalnie zajętego mężczyzny.
— Spieszy? Skoro nie jesteś na zajęciach, tak, jak przypuszczałem, myślałem, że pójdziemy coś zjeść — powiedział z wyrzutem.
— Ano. Umówiłem się — odpowiedziałem. I wtedy nagle ugryzłem się w język.
— Umówiłeś się? — zapytał.
               Cholera, dlaczego muszę być taki nieostrożny... Powinienem był powiedzieć mu, że jestem na zajęciach. Albo... cokolwiek innego. Zaraz... czemu chciałem go okłamywać? Przecież nie robiłem nic złego spotykając się z Adrienne, to on sam nie mógł zdecydować, czy ze mną, czy z Susan woli spędzić resztki swojego marnego, zboczonego życia. Dlaczego czułem się winny?
— Owszem — odparłem znudzonym tonem. — Idę coś zjeść ze znajomą z ASP. Ma ostry, zadziorny charakterek, jest sarkastyczna, cyniczna i twardo stąpa po ziemi. Poza tym ma gęste, długie blond loki i piękne czekoladowe oczy.
— Gdzie jesteś? Odbiorę cię — rzucił stanowczo. W jego głosie dało się wyczuć panikę. Albo sobie wmawiałem, też może być.
— Umówiłem się — powiedziałem krótko. — Widzimy się, jak podejmiesz decyzję. Masz jeszcze kilka dni, ułóż to sobie w głowie.
               Po tych słowach zakończyłem połączenie. Znowu miałem w dupie to, czy go ranię. On pewnie też nie roztkliwiał się nad tym, jak ja się czuję. A, no tak... Przecież Carter chyba nie wie, że nie jestem biseksualny tak, jak on. A to czyni go w ciul zazdrosnym. Wybuchnąłem głośnym diabolicznym chichotem, znów zwracając na siebie uwagę. Na szczęście wysiadałem na następnym przystanku, więc nie musiałem martwić się o swoją reputację w oczach społeczeństwa. Zapewne szybko zapomnieli.
— Rinn! — krzyknęła na powitanie, rzucając mi się na szyję. "O co chodzi?" - zdezorientowałem się. Nagle stała się słodką, śliczną... tsundere? Faken cziken, tym bardziej się zakocham!
— Masz ochotę na sushi? — spytałem z uśmiechem. — Niedaleko jest dobra knajpa.
               Potaknęła głową i ruszyliśmy na miejsce. Kulturalnie postawiłem jej obiad, a raczej drugie śniadanie. Wzięliśmy jedzenie na wynos i, jako że pogoda nam sprzyjała, rozsiedliśmy się na trawie w pobliżu pobliskiej fontanny.
— Jest wyjątkowo ciepło jak na końcówkę października — westchnęła, pożerając pierwszego futomaki z wasabi.
               Tego dnia, jak to zwykle po kacu bywa, wydłużył mi się język i paplałem, co mi ślina na język przyniosła. Opowiadałem jej wszystko, o wszystkim - zacząłem od opowieści o opuszczonej chacie, skończyłem na ultimatum postawionym Alexowi. Zleciały mi na tym grubo ponad dwie godziny.
— Spotykasz się z tym burżujem, Carterem? — zdziwiła się, wytrzeszczając oczy. — Toć on jest dziany jak kurczak! Swoją drogą tę całą Susan też skądś kojarzę. A, racja. Alex ma wiele fanek na mojej uczelni.
— Ta końska spierdolina ma fanki? — spytałem. Szczena mi do ziemi opadła. — Tak myślałem, lecisz na jego sławę i pieniądze...
— Wcale nie! — zbulwersowała się. — Nie należę do żadnego z jego fanclubów.
— F-fanclubów? — Czułem, jak mi szczęka drży.
— Jesteś zacofany, jakbyś faktycznie nie żył przez te pięć lat — westchnęła. — Tak czy siak, Carter jest inteligentnym człowiekiem. Podoba mi się jego sarkastyczne podejście do życia.
— Zesrać się można — odburknąłem. — Kiedy do ciebie jechałem zadzwonił do mnie z tekstem, że zawsze chciał zostać drwalem. I rękę dałbym sobie urżnąć, nawet przez niego, że tylko mnie zerżnąć chciał. Żadnych relacji, nic, tylko... Czemu ci się tak oczy świecą?
— Rinn, posłuchaj — zaczęła, łapiąc mnie gwałtownie za ramię. — Zbijemy kokosy na tym interesie. Załatw mi jego nagie zdjęcia.
— Pojebało cię?! — wrzasnąłem wniebogłosy.
— Z tego, co się orientuję, ty też na hajsie nie śpisz — wkurzyła się. — Patrz, za każde zdjęcie zbijemy trzy dolce. Na mojej uczelni na pewno rozejdą się jak ciepłe bułeczki.
— Nie żartuj sobie, nie będę robił takich rzeczy — odparłem.
— Minimum dwieście sprzedanych kopii dziennie — wyszczerzyła się.
— Sześćset dolców dziennie! — wykrzyknąłem, a oczy zaświeciły mi się tak jak jej. — Genialne, Adrienne! Będzie na fajki!
               Po ustaleniu strategii zaczęliśmy biegać wokół fontanny i zarażać innych ludzi swoją radością. W którymś momencie popchnęła mnie do wody. "Ciekawe, czy Jude się wkurzy, skoro mam na sobie jego ciuchy... Cóż" - pomyślałem, goniąc za nią co sił w nogach. Nie było sensu chlapać jej z daleka, była bowiem zbyt zwinna, by nie móc unikać ataków. Dlatego postanowiłem ją złapać, wnieść do fontanny choćby na rękach, po czym wrzucić do lodowatej wody. Tak też uczyniłem. Już po chwili wierzgała rękami i nogami na boki, usiłując wydostać się z opresji. W rezultacie obydwoje skończyliśmy leżąc w wodzie jedno na drugim. Śmialiśmy się do rozpuku. I wtedy, kiedy przygniatające mnie do ziemi ciało Adrienne nie pozwalało wstać, zoczyłem nagle stojącego obok fontanny, machającego do mnie człowieka. Wyszczerzał do nas całe swoje uzębienie.
— Cześć, Rinn. Co tam u ciebie? — zapytał.




Carter, ty skurwielu pierdolony, jebaku leśny pospolity, niewyżyta seksualnie spierdolino!




               Moja mina musiała przypominać minę człowieka przyłapanego na zdradzie, mimo że chyba nie powinno tak być. Bałem się myśleć, jak wyglądała Adrienne. Łudziłem się resztką nadziei, iż nie doznała krwotoku z nosa na jego widok.
— Pani pozwoli — powiedział kulturalnie, pomagając dziewczynie wstać. Przyodział sztuczną maskę uprzejmości i myślał, że świeci, kretyn.
— Pan wstanie sam i pójdzie ze mną. Bez zbędnych sprzeciwów, prawda? — spytał, uśmiechając się sztucznie. Cholerny gnojek.
               Podniosłem się z lodowatej wody i wycisnąłem ciecz z rąbka bluzy. Carter zaoferował Adrienne podwózkę, a gdy tylko odmówiła z różnych swoich powodów, pożegnał ją, złapał mnie za rękaw i pociągnął za sobą, prosto do... limuzyny?!
               Wepchnął mnie do środka, usiadł obok i zamknął drzwi. Kwatera kierowcy była odgrodzona ścianką, więc nie mogłem zobaczyć nawet jego twarzy. Miał tylko dwa lusterka, to się nazywa poszkodowanie.
               Chociaż nie, wróć. Zdecydowanie bardziej poszkodowany byłem JA, kiedy Alex zaczął brutalnie zdzierać ze mnie łachy. Opierałem się, jednak tłumaczył, że dostanę zapalenia płuc. Łudziłem się, że przeciągnę szarpaninę jeszcze chwilę i ucieknę z auta, kiedy tylko się zatrzyma. Jednak ono jechało i jechało... W końcu straciłem wszelkie siły, których Carter miał niewyczerpalne źródła odnawialne. Poległem w tej bitwie i, po raz kolejny, musiałem spełniać jego zachcianki.
— Masz tyle hajsu, kup sobie dziwkę — zbulwersowałem się.
— Ile pieniędzy chcesz? — zapytał, wtulając się w mój zimny kark.
               Nienawidziłem tego. Wiedział, że mam tam czuły punkt. Zawsze, kiedy mnie tam całował, przechodziły mnie dreszcze, a moje ciało pokrywała gęsia skórka. Najwidoczniej bardzo mu się to podobało. Szkoda, że sam drżałem z zimna.
— Kim była ta dziewczyna? — spytał, przygniatając swoim ciałem moje.
— Nikim istotnym — odparłem cicho, odwracając wzrok.
               Patrzył na mnie przez chwilę, czułem to. Jednak bałem się odwzajemnić to spojrzenie, dlatego znalazłem inny obiekt zainteresowania. Tym razem nie były to stopy, a ciemne okno limuzyny znajdujące się tuż nade mną.
— Auć... — syknąłem z bólu. Carter wbijał właśnie kły w mój prawy sutek.
— Albo gadasz — zaczął. — Albo tortury.
— Pojebało cię! — wrzasnąłem z przerażenia. — Alex, to przestaje być śmieszne. Mnie coś takiego nie bawi.

Jednak Alexa bawiło.

— Gadaj — wycedził przez zęby.
— Naprawdę nie była nikim ist... Aua, cholera, nie, nie rób tak... — jęczałem, próbując wyrwać się z niewoli. Moje oczy zaszkliły się łzami.
— Więc? — zapytał, uśmiechając się chamsko.
— Powiedziałem ci przez telefon wszystko, co o niej wiem, napraw... Aua, nie, au, to boli, kurwa, daj spok, aua... — skomlałem. Po moim policzku spłynęła pierwsza łza. — Dlaczego wypytujesz mnie o rzeczy, o których nie mam pojęcia...
— Dobrze wiesz, o co pytam — odparł.
— Nie mam pojęcia, dlaczego po prostu...


               Droczył się ze mną. Nadgryzał mnie za każdym razem, kiedy chciałem powiedzieć coś, co nie było informacją na jej temat. Już po kilku minutach po moim torsie spływały wąskie strużki krwi, jednak to go nie powstrzymywało. Nie chciał zapytać wprost, przez cały ten czas był święcie przekonany, iż dobrze wiem, o co mnie pyta. Kiedy ja kompletnie nie wiedziałem... Uspokoił się trochę dopiero wtedy, gdy moje nic nieznaczące, spływające po policzku łzy zamieniły się w szloch. Odwróciłem głowę w bok, chowając ją w tapicerce. Wówczas zszedł ze mnie i podniósł do pozycji siedzącej, przytulając troskliwie. Nie miałem pojęcia, czy pożałował, czy zwyczajnie osiągnął swój cel. Dopuszczam możliwość, iż po prostu pragnął zobaczyć, jak rozpływam się w łzach i szukam u niego pocieszenia. W zasadzie to on mnie trzymał i przytulał. Mnie - zupełnie nagiego, wilgotnego od wody z fontanny, drżącego z zimna i strachu, obolałego i poranionego. O stokroć wolałbym teraz czuć zapach włosów Adrienne. 

3 comments:

  1. Jak można woleć włosy jakiejś Adrienne od boskiego w każdym calu, ociekającego seksem króla spontanicznej zajebistości, super mega ultra totalnie zawsze naj, cudownego, mądrego, przystojnego, będącego najprawdopodobniej jedną z najzajebistszych osób, jakie żyły na tym świecie, dla którego wyznawców powinno się utworzyć oddzielną religię, zwanego Alexem?!

    ReplyDelete
  2. Rinn, idioto, powinieneś się cieszyć, że on Cię jeszcze chce, a nie myśleć o włosach cholernej Adrienne !!!

    ReplyDelete
  3. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete