26.8.14

Wtorek.

Dział: Niemaniakalny biznesmen odnajduje maniakalnego doktora.
Numer rozdziału: 14
Gatunek: Yaoi. 



               Jednak nieupragniony wtorek musiał w końcu nadejść, przynosząc ze sobą moje dwudzieste trzecie urodziny oraz najważniejszą decyzję mojego życia, która w dodatku nie ode mnie zależała. Było sześć po pierwszej w nocy, a ja ślęczałem nad komputerem twierdząc, że przecież i tak nie zasnę, więc po co w ogóle próbować. W rzeczywistości miałem zamiar wepchnąć w siebie kilka tabletek nasennych i najzwyczajniej w świecie przespać dzień, który nie miał nadejść.
               I zrobiłem to. Połknąłem dość sporą dawkę, popijając dużą ilością wody. Po tym zabiegu sprawdziłem, czy aby na pewno drzwi są zamknięte (zamek wymieniłem), a telefon wyłączony. Upewniwszy się co do ich stanu, z lekkim niepokojem położyłem się do łóżka, przykrywając kołdrą i dwoma kocami. Październik tego roku był wyjątkowo chłodny.
               Mój organizm postanowił jednak zniweczyć moje diabelskie plany i obudził mnie chwilę przed siedemnastą. Opakowanie po lekach było puste, a ja siedziałem z wytrzeszczonymi oczyma, jakbym osiem kaw wypił. Ostrożnie włączyłem telefon, bo jakoś nie mogłem wytrzymać i... 


Szesnaście SMS'ów z życzeniami, w tym 0 od Alexa. 


               Nie mam pojęcia, czego oczekiwałem - z jednej strony odetchnąłem z ulgą, z drugiej zaś - myśl, że o mnie zapomniał, czyniła mnie smutnym, biednym i w ogóle było mi przykro. Wkurzało mnie to, byłem przekonany, iż już pogodziłem się z jego potencjalnym wyborem. W dodatku jeszcze kilka dni temu zacząłem grać tak nieczysto, że w rezultacie zabłądziłem sam w swojej własnej grze. Tak. Postanowiłem przekombinować i to zrobiłem. Żyłem nadzieją, iż Jude miał rację i Alexa faktycznie coś wzbrania przed powiedzeniem mi prawdy. Dlatego wyrypałem prosto z mostu z tekstem "wiem o wszystkim" i motałem się tak długo, póki mnie nie wyśmiał. W rzeczywistości nadal był panem swojego losu. Cholerny waginosceptyk pierdolony... 
               Założyłem buty, zarzuciłem na siebie płaszcz i owiązałem się grubym szalikiem. Opuściłem mieszkanie i pognałem w kierunku przystanku tramwajowego. Nie oglądałem się za siebie, nie rozglądałem na boki - wszystko z obawy o widok Cartera. Niby wiedziałem, co chce mi przekazać, mimo to... Nadal nie nauczyłem się, że ucieczka jest najgorszym sposobem na rozwiązywanie problemu. Nie potrafiłem spojrzeć tarapatom prosto w oczy. 
               Stojąc na przystanku i trzęsąc się z zimna poczułem się niczym pieprzony singiel z walentynkowego filmu. Wokół mnie obleśne hetero-nie-wiadomo parki obściskiwały się, dzieląc ze sobą ciepło. Ja... ja miałem szalik. I to nie był zwykły szalik. To był szalik Real Madryt. 
               Chwilę później stałem już pod mieszkaniem Jude'a i Elise, dobijając się ze wszystkich sił. Otworzyli w miarę szybko, śpiewając mi "sto lat". 
— Nawet torta ci upichciłem z tabletkami gwałtu — wyszczerzył się Lisovsky. 
               Opowiedziałem im o swoim nikczemnym planie przespania całego pechowego dnia, a oni kazali mi puknąć się w łeb. Jak zwykle nikt nie rozumiał moich uczuć. A może ja nie chciałem dojrzewać, dorastać czy tam coś tam w ten deseń? I tak spoważniałem już zanadto, wszystko przez tą pieprzoną medycynę. Byłem już w momencie kulminacyjnym swojej opowieści, gdy nagle...
— Pójdę otworzyć — oznajmił Jude, gdy tylko usłyszał dzwonek do drzwi. Elise schowała się za filarem, z ciekawością obserwując dalszy przebieg wydarzeń. Jednak...
— Aua, kurrrrwa — wycedziłem przez zęby, kiedy wepchnęła mnie gwałtownie do ich sypialni i zamknęła drzwi od zewnątrz na klucz. Początkowo chciałem zacząć się dobijać, walić pięściami i krzyczeć, że to ubezwłasnowolnienie, ale wtedy usłyszałem ten głos...
— Komedia! — zaśmiał się. — Nigdy nie pomyślałbym, że się razem urządzicie, nie po tym, jak wasze oczy ciosały w siebie nawzajem piorunami! 
— Yo, Carter — przywitał się Jude. — Co cię tu sprowadza? Wejdź do środka.
               Po cichu wczołgałem się pod łóżko łudząc się, iż tam nie usłyszę słów, które wypowiadał. Mimo to te wypowiedzi niosły się echem po całym pomieszczeniu, w którym się znajdowałem.
— Wiecie, gdzie jest Martin, prawda? — spytał. — Domyślam się, że go kryjecie, ale zapewne rozumiecie, iż nie ma innego wyjścia i muszę to z nim załatwić w cztery oczy. 
— A ja się z kolei zastanawiam, dlaczego się przed tobą ukrywa — westchnęła Elise. 
— Też zadawałem sobie to pytanie — odpowiedział — i doszedłem do wniosku, że to z powodu jego dziewczyny.
               Ugryzłem się w język. Wytrzeszczyłem szeroko oczy ze zdziwienia i, po ciszy panującej w kuchni, domyśliłem się, iż Jude oraz Elise są w podobnym stanie, co ja. Zamarłem na dłuższy moment.
— Dziewczyny? — zapytał Lisovsky, przerywając w końcu ciszę.
— Taaa... — westchnął. — Spotkałem ich razem w parku, widać było, że mają się ku sobie. Zabrałem go wtedy na weekend do Hamburga, ale postanowił mi zwiać, jak się później okazało, do niej. Co prawda nie rozumiem, dlaczego w takim razie zawiadomił mnie o swoim istnieniu, skoro miał takie zamiary. 
               Poczułem, jak łza powoli spływa mi po policzku. Starałem się patrzeć do góry, aby to zahamować, jednak moje oczy były zbyt mokre. Co gorsza sam nie wiedziałem, dlaczego płaczę. Odnosiłem wrażenie, że od tego dnia moje urodziny na zawsze staną się dniem żałoby. 
               Po tych słowach znów zapanowała cisza. Słyszałem tylko kroki, trzask szklanek, później działo się coś w korytarzu, jeszcze później ktoś wyszedł, jednak nikt nie zamknął za nim drzwi. Czekałem. Moje ciało było sparaliżowane i uniemożliwiało mi najmniejszy ruch palca u nogi. Leżałem pod łóżkiem, wpatrując się martwo w kant drzwi. Odnosiłem wrażenie, iż ktoś czai się po drugiej stronie. Miałem rację. Już chwilę później usłyszałem, jak powolnym ruchem przekręca klucz w zamku drzwi i cicho przekracza próg pokoju. Widziałem jego buty. I nie były to buty ani Jude'a, ani Elise. 
               Zrobił dwa kroki i zatrzymał się. Miałem za złe siostrze i Lisovsky'emu za postawienie mnie w takiej sytuacji. Droga ucieczki była zamknięta. Musiałem załatwić to tu i teraz. Ale... nie byłem w stanie. Nie potrafiłem się nawet ruszyć, a co dopiero wyjść, porozmawiać i zakończyć całą sytuację. Moje powieki nadal nie wyschły. Nie miałem ochoty pokazywać mu się w takim stanie. 
               Podszedł do okna i westchnął głęboko. Zastanawiałem się, czy zdaje sobie sprawę z mojej obecności, czy może właśnie uznał słowa Jude'a za kłamstwa i twierdzi, jest w tym pomieszczeniu zupełnie sam. Poczułem silny skurcz w lewej nodze. Byłem zmuszony lekko ją rozprostować. Dlatego bardzo, bardzo, naprawdę bardzo powoli przesunąłem ją do przodu, co w rezultacie doprowadziło do... zgrzytu łóżka. Moje ciało zdrętwiało. Mimo to odruchowo wysunąłem się spod łóżka i podniosłem się na nogi. Stałem tyłem do niego. Nie obracając się schowałem twarz w dłoniach, po czym przejąłem inicjatywę.
— Alex, to był mój błąd, że pokazałem ci się na oczy, wybacz mi to — zacząłem. — A teraz zakończ to szybko, nie lubię zbędnego przedłużania pożegnań. 
— Więc założyłeś, że to już koniec? — spytał szorstko, potwierdzając tonem głosu moje przypuszczenia. 
— Nie mieszaj mi w głowie — prychnąłem. — To było oczywiste.
               Usłyszałem jego kroki w moją stronę. Zbliżył się na bezpieczną odległość, poczekał dłuższą chwilę, po czym położył mi rękę na ramieniu. Strąciłem ją. 
— Wytłumacz mi swój tok myślenia — odparł sucho.
— Nie ma powodu, żebym to robił — odpowiedziałem cicho. — Po prostu powiedz to, co masz do powiedzenia.
— Kiedyś obiecaliśmy sobie, że skończymy z sekretami, które doprowadzały nasz związek do autodestrukcji — powiedział. — Nasza historia jeszcze nie dobiegła końca, dlatego wyjaśnijmy sobie wszystko. Sądzę, że to wystarczający powód. 
— Kiedy siedzieliśmy w knajpie i postawiłem ci ultimatum... Gdy kazałem ci wybrać między mną a Susan, nagle wściekłeś się i wyszedłeś niemalże bez słowa — zacząłem. — Byłem przekonany, że trzepniesz mnie w łeb, roześmiejesz się i powiesz, że nie wybierzesz tej czerwonej pindy, skoro wróciłem. To było dla mnie oczywiste. Dopiero po rozmowie z Judem zdałem sobie sprawę z tego, jak wiele od ciebie oczekiwałem, tym bardziej po tak długiej rozłące. Później... później zorganizowałeś cały ten totalnie niespodziewany wyjazd... Nie musiałeś tego robić. To sprawiło tylko, że poczułem się jak twoja osobista zabawka. Upewniłeś mnie wtedy w przekonaniu, iż masz zamiar zostać z Susan. Chciałeś zapewne nasycić się mną do końca i zostawić w kącie. W przeciwnym razie kilka dni by cię nie zbawiło. Myślę, że rozumiesz mój tok myślenia. Teraz, proszę, zakończ to, nie skazuj mnie na jeszcze większe cierpienie. Im szybciej to załatwimy, tym szybciej się z tym pogodzę.
— Wypadałoby, żebym skomentował to, co powiedziałeś — powiedział ze śmiechem.
                Znowu zacząłem działać pod wpływem emocji. Nadal nie miałem ich pod kontrolą. Obróciłem się gwałtownie na pięcie, dając mu w twarz. Zacisnąłem zęby. 
— Dlaczego cię to śmieszy? — spytałem, trzęsąc się ze złości. Nie zważałem już nawet na to, jak szybko spływały z moich oczu strugi łez. Paliłem się z wściekłości. Jednak on... On zwyczajnie odgarnął moje dłuższe włosy i delikatnie pocałował w czoło.
— Dlaczego mnie to śmieszy, pytasz — rzekł, uśmiechając się szeroko. — To oznacza, że ta blondynka nic dla ciebie nie znaczy, prawda?
— Nie jestem biseksualny — odparłem cicho, spuszczając głowę.
— Kiedy siedzieliśmy w knajpie i postawiłeś mi ultimatum... Racja, wściekłem się. Nie wiem, co sobie myślałem ani czego od ciebie oczekiwałem, ale byłem przekonany, że to oczywiste, przecież nie wybrałbym Susan, kiedy mam ciebie pod ręką  — zaśmiał się. — To tak, jakbyś powiedział mi prosto z mostu, jak bardzo wątpisz w moje uczucia.
               Podniosłem lekko głowę, uważnie słuchając każdego zdania, jakie do mnie wypowiadał. Spojrzałem mu w oczy.
— Niespodziewany wyjazd... — kontynuował. — Nazywasz mnie zboczonym niewyżytym starcem, a zdziwił cię fakt, że odczekanie kilku dni zwyczajnie mnie przerosło? Jeśli faktycznie chcesz, żebyśmy się rozstali, to bardzo mi przykro, ale w zaistniałej sytuacji będę zmuszony uwięzić cię w swojej piwnicy i nigdy więcej nie ujrzysz już światła dziennego. Dlatego teraz ja postawię ci ultimatum - wolisz być ze mną w sypialni na poddaszu, czy mam do ciebie schodzić pod ziemię z jedzeniem? Innej opcji nie ma, to przykre, bardzo mi z tego powodu wszystko jedno. 
— Nie załatwiłeś tego jeszcze z Susan, prawda? — spytałem cicho, bojąc się nagłego wybuchu radości.
— W zasadzie to... — westchnął, spoglądając na zegarek. — Wygląda na to, że już wyniosła swoje graty. Możesz się wprowadzać.
               Szczęka opadła mi do samej ziemi. W najśmielszych wyobrażeniach nie widziałem takiego zakończenia sytuacji. Nie mogłem uwierzyć w to, że wszystko wróci do normy, że życie moje i Elise ułoży się w taki sposób... Udało nam się uciec od rodziców, pokonać wszystkie przeszkody i odnaleźć szczęście.
— Patrzysz na mnie wzrokiem "wejdź mi w dupę", ale chyba nie chcesz tego robić w łóżku swojej siostry, co? — spytał, uśmiechając się niczym pedofil. — Nie ma co. Też mam na to ochotę. Jutro nie będziesz mógł siedzieć, mogę ci to obiecać.
               Złapał mnie za rękaw i poprowadził prosto do samochodu stojącego przed klatką. Nie martwiłem się o nic - miałem gdzieś, że zostawiliśmy otwarte mieszkanie, że Alex mógł mnie okłamać, że Susan nie da za wygraną. Byłem szczęśliwy. Właśnie, Susan...
— Jest mi przykro z jej powodu — westchnąłem cicho, kiedy jechaliśmy do jego domu.
— Nie wiem, o czym wtedy rozmawialiście — odpowiedział — ale nie powinieneś jej żałować. Jest gorszą egoistką niż ja. Traktuje związek jako relację jednoosobową. 
— Co masz na myśli? — spytałem z ciekawością.
— Ma w dupie moje uczucia — syknął. — Niezależnie od tego, co sam czuję, uważa, że tylko z nią będę szczęśliwy.
— Widzisz teraz, jak się czuję? — zapytałem sucho. 
— Nie, w twoim przypadku to co innego — odpowiedział. — Jesteś okropnym nimfomanem, a tylko ja jestem w stanie cię zaspokoić. 
               Zmrużyłem oczy z wściekłością i odwróciłem wzrok. Cholerny gnojek, wcale nie było tak, jak mówił. Wytrzymałem pięć lat w celibacie! 

Jednak gdy tylko wróciliśmy, postanowiłem to sobie szybko nadrobić.

               Jak tylko się rozebrał, rzuciłem się na niego jak wygłodniałe zwierzę. Przez chwilę usiłował mnie z siebie zrzucić, gdyż czuł się niebezpiecznie będąc na dole, lecz, widząc moje niezaspokojenie, postanowił pozwolić mi tym razem na trochę więcej. Muskałem wargami jego kark, nadgryzając co chwilę ucho. Zamknął oczy i uśmiechnął się. Nie mówił nic. Czekał. Powoli przesunąłem językiem po jego wystającym obojczyku, co zwieńczyłem dość bolesną malinką na ramieniu. Z jednej strony mi się spieszyło, z drugiej jednak - chciałem rozkoszować się każdą najmniejszą częścią jego ciała. Oblizałem usta i wsunąłem język między jego chłodne wargi, pocierając dłonią jego lewy sutek. Złapałem go za pośladek i ścisnąłem mocno, wywołując u niego szeroki uśmiech. Pogłaskałem go po głowie. Był zbyt niecierpliwy, by wytrzymać więcej. 
               Zrzucił mnie z siebie i chwilę później siedział mi okrakiem na biodrach, schylając się i całując mnie namiętnie. Jego ciepła duża dłoń wędrowała po moim torsie, masując moje rozgrzane ciało. Jego usta zeszły nieco niżej i już po chwili pieściły delikatnie moje sutki. Nadgryzał je co jakiś czas, jednak nie tak brutalnie jak ostatnim razem. Z rozkoszy robiło mi się ciemno przed oczami. Moje biodra niekontrolowanie balansowały w górę i w dół, upewniając go, że jestem gotów. Nie zwlekał. Przesunął dłonią dookoła mojej męskości i przesunął językiem z góry na dół. Wystarczyło. Zaśmiał się z mojego rozochocenia. Chwilę później powoli wsunął we mnie trzy palce naraz. Wygiąłem się w łuk i jęknąłem przeraźliwie. Rozsunął moje kolana, a ja skrzyżowałem je na jego plecach, by powiększyć jego pole do manewru. Poruszał biodrami do przodu i tyłu, a ja pomagałem mu, robiąc to samo. Zakryłem twarz dłonią i roześmiałem się, nie zaprzestając swych działań. Wchodził coraz szybciej i szybciej. Mój oddech stawał się nierówny, łapałem go z trudem. Wbijałem głowę w poduszkę i rozsuwałem nogi coraz szerzej. Doszliśmy w tym samym momencie. 
               Wysunął się ze mnie powoli i, nie pozwalając mi na złapanie oddechu, szybko wziął do ust mojego członka i zaczął pieścić go językiem i wargami. Poruszał głową w górę i w dół, nie zważając na moje częste orgazmy. Nie przeszkadzało mu to, nie przerywał. Mój członek szybko twardniał i nie dawał się zaspokoić. Dlatego Alex po chwili przerzucił mnie na plecy i wykonał jedno nieludzko mocne pchnięcie i zaraz po nim znalazł się w najdalszym moim zakamarku. Wydałem z siebie przeraźliwy jęk, a z moich oczu zaczęły toczyć się strugi łez. Wepchnął się jeszcze trochę głębiej, nawet nie sądziłem, że to możliwe. Każdy mój oddech wyrzucał z siebie zmysłowy jęk, który tylko utwierdzał Cartera w przekonaniu, jak dalekie są granice mojego podniecenia. Oparłem się na łokciach i ponownie wygiąłem swoje ciało w łuk. Wyszedł ze mnie równie szybko, co wszedł. Krzyknąłem z bólu. Alex położył dłonie na moich pośladkach, rozchylił je lekko i przesunął językiem po całej dzielącej je linii. Westchnąłem głęboko, chowając twarz w poduszkę. Całował wewnętrzną stronę moich ud, nie żałując sobie miejsca na krwiste malinki. Później przerzucił mnie z powrotem na plecy i ponownie zabrał się za pieszczenie moich sutków. Miałem wrażenie, że tracę przytomność. Nigdy w życiu nie przeżyłem tylu orgazmów w tak krótkim czasie. Nadał oddychałem głęboko, krztusząc się własną śliną. Pocałował mnie. Dość zaborczo. Potem uśmiechnął się do mnie szeroko, pogłaskał po głowie, wtulił się w mój kark i najzwyczajniej w świecie - zasnął.
               Kiedy się obudziłem, pewna rzecz przykuła moją uwagę. Alex nadal spał słodko, wtulając się w moje ramiona, podczas gdy ja wytrzeszczałem oczy spoglądając na swoją dłoń. Podniosłem ją wysoko i przyjrzałem się. "Co jest..." - pomyślałem, robiąc kwaśną minę. "Przyodział mnie w jakiś akt własności czy co...?". Na to wyglądało. Na moim palcu widniał złoty pierścionek, jednak nie przypominał pierścionka zaręczynowego, bardziej... obrączkę? Zsunąłem ją z palca i zacząłem obracać w dłoniach. Byłem prawie pewny, iż od wewnątrz będzie wygrawerowany jakiś napis, jednak pomyliłem się. Był to zwyczajny, klasyczny złoty pierścionek. 

9 comments:

  1. Łohohooh! Pierwsza!
    No wiec.. mhhh *-*
    No i dobrze, ta Wredna suka Susan powinna spierdalac daleko daleko!
    Kocham to opowiadanie *-* niech Martin wyjdzie za Alexa! *o* XD
    Szczerze mówiąc nie spodziewałam sie aż tak dobrego trzeciego sezonu, bo każdy blog jaki widziałam, każde długie opowiadanie po jakimś czasie stało się monotonne, ale u Ciebię! Cud miód i orzeszki! <3 trzeci sezon jest tak świetny jak pierwszy i drugi, a czytałam Maniakalnego od początku do końca! Matko, kocham Cie *-* Nje chce zeby Maniakalny się skoczył :c mam nadzieję ze wypelnisz po nim pustkę jakims równie niezrównoważonym opowiadaniem *-* weny życzę i czekam na więcej!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Chill, mam zamiar zrobić z tego tasiemca niczym "Moda na sukces". Defekt autora - nie umiem się rozstać z tymi bohaterami. :v

      gówno...

      Delete
  2. Uwielbiam Ciebie i to opowiadanie. A pikantne sceny... normalnie orgazm.
    Ja też ich wszystkich kocham *^*
    ~ Katsu

    ReplyDelete
  3. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  4. Joł Lisu ^^ jestem nowa na twoim blogu :) Muszę cię pochwalić za tą historię, jednak najpierw od początku :)

    Na twojego bloga trafiłam zupełnym przypadkiem (jednak zaczynam myśleć, że to przeznaczenie mnie tu przywiało), w jakimś zapomnianym spisie yaoiców, wczoraj (2.09.2014) przed północą. Przeglądając już około dwudziesty blog z kolei i wkurzając sie, że nie ma nic w miarę przyzwoitej treści, natrafiłam na linka do twojego one-shota, o pięknej francuskiej (lub w jakimś innym pojebanym języku) nazwie, której za cholerę sobie nie przypomnę.

    Tak więc bez zwlekania zaczęłam czytać twoje wypociny, mając nadzieję iż nie okażą się kompletną tandetą, jak to było w większości one-shotów na odwiedzonych przez mnie stronach. Na początku tekst wydawał mi sie zwykły, pomyślałam:
    "- Nic specjalnego..."
    Jednak nie zrażona czytałam dalej. W końcu dotarłam do końca opowieści. A dalej poszło z górki. Od połowy (tej, w której... mhm.. więcej się działo xD ), przeczytałam one-shota jeszcze pięć razy, z downowatym zacieszem na mordzie. W końcu, kiedy już uznałam lekturę tego dzieła za skończoną, zabrałam się za przeglądnie reszty krótkich dzieł.

    Tak mi minęła około pierwsza godzina. Kiedy juz wszystko mniej więcej ogarnęłam, zobaczyłam jakże pociągający tytuł kolejnego dzieła ( jego rozdziałów z resztą też xD ) Był to bowiem Maniakalny Doktor W Poszukiwaniu Trawy (albo jakoś tak). Oczywiście zachęciło mnie. Szczerze?
    Po pierwszym rodziale miałam chwilowe zaćmienie umysłu, aby potem wybuchnąć śmiechem, jak pojebana, nie zważając na magiczną godzinę pierwszej w nocy. Tak więc zaczęła sie moja przygoda z maniakalnym doktorkiem, jakkolwiek to brzmi.

    Po kolejnych rozdziałach wyraz mojej twarzy wyglądał, jakbym za młodu oberwała łopatą. Uśmiech sam cisnął mi się na mordę, a ja musiałam sie powstrzymywać przed śmiechem, aby domu nie obudzić. I kolejne dwie godziny spędziłam na czytaniu kolejnych sześciu rozdziałów. Bo oczywiście każdy musiałam przeczytac minimum piec razy. Jednak kiedy W KOŃCU doszło do wyczekiwanego przeze mnie aktu miłosnego, poczułam sie spełniona i z czystym sercem poszłam w kime. I tej nocy sniły mi sie najbardziej popierdolone i zboczone sny na swiecie...

    Cały dzisiejszy dzień spędziłam na przeczytaniu wszystkich rozdziałów Maniakalnego. Nie będę wspominac o sytuacjach, kiedy na przerwach w szkole czytałam, a ludzie mnie mijający patrzyli na mnie dziwnie, bo miałam zaciesz na mordzie jak nigdy. Nie będę tego poruszać.

    W końcu nadszedł koniec i znalazłam sie przy tym poście. Jakie więc są moje odczucia do opowiadania?

    -Pierwszy Sezon-
    O ja
    Pierdole
    Zajebioza
    OMFG
    Jeszcze
    Niewyżyte gnojki
    Chce takiego
    OMGOMGOMGOMG *0*
    Kurwa *^*

    ostatni rozdział?

    Zabije cię kurwa...

    -Drugi Sezon-

    Co?
    O ja pierdole
    TAAAK!
    ŻĘ JA SIĘ KURWA PYTAM CO?
    Co?
    *nosebleed*
    Nie
    NIE
    NIE
    NIE

    ostatni rozdział?
    SMAŻ SIĘ W PIEKLE MENDO SADYSTYCZNA!

    - TRZECI SEZON -

    SMUTEK
    PŁACZ
    GORYCZ
    ROZPACZ
    SMIERĆ
    KTO TO do cholery?
    JAKA KURWA CARTER?
    POJEBAŁO?
    FUCK
    O KURWA * takie dobre o kurwa*
    JESZCZE
    JESZCZE
    DAWAC SEKSY!
    CHOLERNE MENDY!
    CHOLERNY ALEX!
    SMAŻCIE SIĘ WSZYSCY W CZELUŚCIACH PIEKŁA!
    ORGAZM.

    Tak się przedstawiają moje odczucia co do tego powiadania ^^ Bardzo podoba mi sie twój styl pisania. Kocham to opko, czekam na kontynuację ^^ A w tym czasie blog trafia do ulubionych i ma teraz specjalne miejsce w moim serduszku i własna zakładkę w telefonie!

    Tak więc właśnie blog zyskał stałą czytelniczkę!

    Pozdrawiam
    /Mesu :)

    P.S. Ja pierdole... jaki długi komentarz mi wyszedł. Swoją drogą. Mam ochotę zaciągnąć Alexa do wyrka. Zajebisty jest.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ożeż kurwa, długi, ale zajebisty (bez skojarzeń)!
      Swoją drogą, jeśli masz ochotę zaciągnąć do łóżka Alexa, jest to równoznaczne z tym, że chcesz zaciągnąć mnie. Ale czy to źle?
      ._.

      Delete
    2. Nie miałam skojarzeń, póki nie przeczytałam xD Jeżeli wasza zajebistość i popierdolenie jest na równym poziomie to raczej źle nie jest? Chyba... ;)

      /Mesu

      Delete
  5. Już zaczynałam myśleć, że z Alexa wyparowały głębsze uczucia, a tu ...BUM !Pierścionek.Nie byle jaki pierścionek.Wow ...Szok totalny.

    ReplyDelete
  6. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete