21.8.14

SPECIAL 01 - Jude Lisovsky.

Dział: Niemaniakalny biznesmen odnajduje maniakalnego doktora.
Numer rozdziału: 13
Gatunek: Yaoi.



               Mówią, że nadmierna znieczulica nie pozwala na szczęśliwe życie - socjopata nie znajdzie przyjaciół, nie poradzi sobie w pracy, nie założy rodziny. Gówno prawda. Moja obojętność uratowała moją psychikę, a co za tym idzie - życie. 
               Kiedy miałem siedemnaście lat, zaczęły się moje problemy w szkole. Nie chodziło tu o moje oceny. O dobre oceny nie jest trudno, nawet, jeśli jest się kiepskim uczniem. Wystarczy mieć sposób. Generalnie nastawienie nauczycieli do mojej osoby nie pozwoliło mi zdać tego roku, mimo to nie przejąłem się tym. Belfrowie nienawidzili mnie z dwóch konkretnych powodów. 
               Pierwszym była moja szczerość i asertywność. Zawsze uważałem te cechy za jedne z moich najlepszych, jednak podczas kształcenia w szkole są to wady. Unikałem lizusostwa, bo to kłóciło się z moim kodeksem moralności. Nie mówiłem im również tego, co chcieli usłyszeć, a to, co naprawdę myślałem. Jednak nauczyciel wydziela dobre oceny i zainteresowanie twoją osobą tylko w reakcji fotosyntezy, której głównym składnikiem są fałszywe komplementy. 
              Drugą przyczyną była moja frekwencja. Od dwunastego roku życia planowałem podjąć pracę dorywczą w wieku siedemnastu lat. Dlaczego akurat wtedy? Moim celem było znalezienie jakiejś klitki i rozpoczęcie życia na własną rękę. Postanowiłem zacząć odkładać środki rok przed osiemnastką, która mogła uwolnić mnie spod skrzydeł rodziny. Nie chciałem zaczynać roboty wcześniej, gdyż zdawałem sobie sprawę z tego, jak odbije się to na szkole. Generalnie moja frekwencja tamtego roku nie przekroczyła pięćdziesięciu procent. W rezultacie musiałem opuścić klasę, w której znajdowała się dziewczyna moich marzeń i trafiłem na rok, na który uczęszczał jej brat. Elise zaczęła mną pomiatać, uznając mnie z góry za buntownika bez więzi rodzinnych, chociaż, jak się później okazało, sama należała do tej grupy. Oczywistą rzeczą był też fakt, że osoby nieklasyfikowane do klasy wyższej wydają się gorsze w oczach innych. Ale nadal pozostawałem socjopatą, więc niespecjalnie mnie to obchodziło.
               W dniu moich osiemnastych urodzin udało mi się odizolować od rodziny. Znalazłem całkiem niezłą i przestronną, tanią kawalerkę na przedmieściach i osiedliłem się tam, nie mówiąc nic rodzicom. Wiedziałem, że prawdopodobnie będę musiał zrezygnować ze studiów i podjąć stałą pracę zaraz po ukończeniu liceum, jednak nie przeszkadzało mi to. Nie czułem, iż marnuję swoje ambicje ze względu na brak jakiegoś pieprzonego papierka. 
               Dlaczego tak bardzo zależało mi na nawianiu z rodzinnego domu? To chyba oczywiste. Nikt nie lubi być nieustannie poniżany i mieszany z błotem. Nie byłem żadnym poszkodowanym dzieckiem, które urodziło się przez przypadek, czy tam miało się w ogóle nie urodzić. Miałem obydwoje rodziców, nie było problemów finansowych, utrzymywali mnie. Jednak uznawali mnie za wybryk natury. Żadne z nich nie grzeszyło ani wiedzą, ani tym bardziej inteligencją, ale lubowali się w upokarzaniu mnie i akcentowaniu moich słabości. Wtedy jeszcze motywowało mnie to do samorozwoju, lecz później uświadomiłem sobie, że to na nic. Zrozumiałem, iż nie mam potrzeby doskonalenia się w dziedzinach, których nie potrzebuję. Tak czy inaczej rodzice nadal mnie nie szanowali oraz nie respektowali tego, mimo że wiedzieli, iż robię to dla nich. Dlatego postanowiłem spierdolić stamtąd jak najdalej. Planowanie tego wszystkiego na przestrzeni lat nauczyło mnie ustalania nienagannych i bezbłędnych strategii. Zyskałem spore zdolności informatyczne, które przydały mi się później w pracy. I, wbrew pozorom, znalazłem przyjaciół, dziewczynę i robotę. 
               Nigdy nie lubiłem się nad sobą użalać. Wynikało to głównie z tego, że zdawałem sobie sprawę, iż nikt nie jest w stanie mi pomóc. Decyzja należała do mnie i wiedziałem, jak duże jest ryzyko. Miałem dwa wyjścia: uciec z domu w wieku osiemnastu lat albo kisić się w chacie do końca studiów, nie musząc się utrzymywać, nie musząc pracować, mając pieniądze na studia, ale niszcząc podświadomie swoją psychikę. Niezależnie od siły charakteru, każdy miał jakieś granice. Nie chciałem, by moje zostały przekroczone. 
               Przeżyłem niezły szok, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że zaczynam coś czuć do Elise. Mieliśmy zupełnie inne charaktery, mimo to, gdy byliśmy razem w klasie, dogadywaliśmy się jak najlepsi przyjaciele od zarania dziejów. Podobnie jak Martin, była wyjątkowo nieogarnięta, roztrzepana, niekonsekwentna, ale miała poczucie humoru i tryskała optymizmem, zarażając nim wszystkich wokół siebie. Była idealnym typem dla takiego szorstkiego kolesia jak ja. No i była niezła w łóżku, ale o tym przekonałem się o wiele później. 
               Któregoś dnia po urwaniu się kontaktu z Elise, trafiliśmy na Alexa Cartera, któremu pomagaliśmy wyciągnąć Martina z psychiatryka. Panna Bennett nie była w stanie mnie unikać, więc nasze drogi ponownie się zeszły. Koniec końców wyszło na jaw, że czuła dokładnie to, co ja, jednak nie mogła się pogodzić z faktem, iż nie będziemy już mieć kontaktu na co dzień. Nie dziwiło mnie jej zdenerwowanie. Nigdy wcześniej nie wspominałem jej o powodach opuszczenia mojego rodzinnego gniazda. Udało mi się ją przekonać i od tego czasu nasze relacje stawały się coraz lepsze. 
               Jednak któregoś dnia rozpętało się piekło. W mgnieniu oka dom Bennettów stanął w płomieniach. Ze środka wyniesiono cztery ciała. Sytuacja była jednoznaczna. To była jedyna chwila w moim życiu, kiedy całkowicie porzuciłem racjonalne, logiczne myślenie. Nie wiedziałem, co powinienem ze sobą zrobić. Roztrzęsiony wróciłem do domu i... pod drzwiami swojego mieszkania spotkałem Elise. Szok sparaliżował mnie od stóp do głów, początkowo byłem przekonany, iż przez drastyczne wydarzenia doznałem urazu mózgu, co zaskutkowało schizofrenią paranoidalną czy czymkolwiek innym tego pokroju. Ale, gdy opowiedziała mi, że zwyczajnie zachciało jej się pobawić się z prawem, wybuchnąłem śmiechem. Obydwoje z Martinem na czarno zmienili nazwiska i rozpoczęli nowe życie. Elise zamieszkała ze mną, jej brat natomiast również złapał jakąś pracę i osiedlił się niedaleko od nas. Od tego czasu ani razu nie widziałem swojej rodziny. Nie wiedziałem nawet, czy żyją. 
               Cała nasza trójka, to jest - pan Lisovsky i państwo Bennett, z pozoru wydawaliśmy się być głupimi gówniarzami, zbuntowanymi przeciwko prawu, policji, ludziom, rodzinie. Mimo to śmiem sądzić, iż każde z nas miało wystarczający powód do takiego postępowania. Osobiście nie byłbym w stanie działać tak jak oni - zabijając swoich rodziców, jednak nikt z nas nigdy nie żałował swoich wcześniejszych decyzji.




               Generalnie rodzina nauczyła mnie tego, żeby nie przejmować się opinią innych - w tym również ich. Wykształciła we mnie pogląd "miej wyjebane, a będzie ci dane". Początkowo nie czułem się z tym dobrze, ciężko było przełamać barierę idealnego, wykształconego syna, który nadal powinien wiedzieć i umieć więcej i więcej. Miałem wyrzuty sumienia i odnosiłem wrażenie, iż schodzę na złą drogę i skończę jako wyrzutek, światowej sławy menel, nikt znaczący. I, że faktycznie stracę wszelkie marzenia - nie znajdę przyjaciół, dziewczyny i pracy. Mimo to szedłem przed siebie w zaparte i udało się. Nie rozmyślałem zbyt wiele o przeszłości, nie zadręczałem się, nie popadałem w stany depresyjne. Ale też nie wybaczyłem. Przynajmniej wiedziałem, w jaki sposób nie wychowywać swoich dzieci. 

6 comments:

  1. Super. Jude to moja ulubiona postać. Czy wymyślając imię i nazwisko dla niego, wzorowałaś się na jakiejś postaci? ~ReiKatsumi

    ReplyDelete
    Replies
    1. moje starsze siory kiedyś oglądały taką kreskówkę "6 w pracy", tam był co prawda Jude Lizowski, trochę przekręciłam, ale to był zabieg celowy.

      Delete
    2. Też to oglądałam i tak mi się skojarzyło ;)

      Delete
  2. Nonojono ;3 w końcu wiem coś więcej na temat tego dziada którego polubilam XD

    ReplyDelete
  3. Jude nie przypadł mi do gustu ...Jakoś tak ...wyszło ...

    ReplyDelete
  4. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete