21.8.14

Rżnięcie w tartaku.

Dział: Niemaniakalny biznesmen odnajduje maniakalnego doktora.
Numer rozdziału: 12
Gatunek: Yaoi.



Dzisiaj dość krótko i zwięźle, w sumie żadna nowość (?), aczkolwiek musiałam zakończyć w tym momencie. Tym lepiej dla Was! :D Btw. w sobotę wyjeżdżam w góry, a później czeka mnie intensywna nauka do sierpni, lol. Jeszcze później z kolei (końcówka sierpnia & początek września) mogę nie wrzucać nic - będę wynajmować mieszkanie (zamiast internatu, o boże) i jeszcze nie wiem, jak wygląda sytuacja z internetem tam. Do domu za często nie wracam, a na kafejki nie chodzę, bo nie dysponuję aż taką ilością wolnego czasu. :P W najgorszym przypadku posty będą dodawane co niedzielę, tzn. laptop do McDonalda i jazda. Mam nadzieję, że to nie problem!
~lisu
___________________________________________________________

— Mam tak koszmarnego kaca, że otwierając powoli oko, pierdyknąłem się rzęsą w czoło — westchnąłem, rozsiadając się wygodnie na sofie stojącej w salonie Elise i Jude'a. Gdy tylko poczułem się na siłach, zostawiłem śpiącą Adrienne w jej domu i udałem się tutaj, by opowiedzieć im o koszmarze, jaki zgotował mi Carter. Oczekiwałem jakichś wyrazów współczucia, żalu, czegokolwiek, a z czym się spotkałem?


Dlaczego nie przywiozłeś mi czegoś od Coco Chanel? Skoro byłeś już w takiej metropolii, mogłeś coś przywieźć siostrze. Liverpool w porównaniu do Hamburga to zakisiała dziura. 


Opłacił ci pobyt za cały weekend w pięciogwiazdkowym hotelu i spierdoliłeś?! Kretynie... 



— Tak poza tym to miałeś do mnie jakąś sprawę, nie? — zapytałem, biorąc łyk wody. Suszyło mnie niewyobrażalnie. 
— Nie przypominam sobie — odparł szorstko.
— Dzwoniłeś do mnie kilka godzin temu i najwyraźniej uznałeś, że jestem zbyt wstawiony, by ze mną rozmawiać — powiedziałem, robiąc nadętą minę.
               Jude rzucił mi zdezorientowane spojrzenie. Zastanawiał się przez krótką chwilę, po czym nagle złapał się za głowę. Wiedziałem, że to zły znak.
— Martin, sprawdź rejestr połączeń, wolę nie myśleć, z kim rozmawiałeś — odrzekł, wywołując u mnie falę adrenaliny. Przypomniałem sobie kawałek wcześniejszej konwersacji. Zawisły nade mną czarne chmury.  




Topię swoje smutki w wódce niemalże codziennie, ale co ja mogę zrobić, kiedy Alex mnie tak traktuje? Przecież dobrze wiem, że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Zwyczajnie stałem się jego zabawką. Jestem świadom tego, iż ja nie mam na to wpływu i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, ale, cholera... Mogłem nie zdradzać swojej tożsamości i nadal normalnie żyć w swoim świecie. Z dala od niego, nie psując jemu i sobie życia.





               Jak na złość, w rejestrze połączeń mojego telefonu pojawiło się imię nikogo innego niż tego pierdzielonego zboczonego starucha. Złapały mnie ostre wyrzuty sumienia. W końcu obiecałem mu kiedyś, że odtąd nie będziemy mieć przed sobą tajemnic, skoro nieustannie doprowadzały nas do katastrofy. Mimo to zataiłem przed nim to, co myślę o naszym związku. Znowu się zjebało. I niby czułem się źle, jednak z drugiej strony paliłem się z entuzjazmu i ciekawości, czy Alex w sytuacji zaistniałej zacznie walczyć o moje względy, czy porzuci wszelkie nadzieje. Ale... jeśli ze sprawy z hotelem jednoznacznie wynikało, iż chciał mnie rzucić, gasło moje światełko w tunelu. Nie wiedziałem, dokąd powinienem zmierzać. Dotychczas moim jedynym celem życiowym było ułożenie sobie życia z Carterem. Studiowałem, bo studiowałem, wiodłem jakoś swoje samotne życie, lecz... teraz nawet u jego boku czułem pustkę. Czegoś tu brakowało. Odnosiłem wrażenie, iż on również coś przede mną ukrywa. 
               Jak postąpiłbym, gdyby Alex bez zbędnych ogródek kazał mi wypierdalać ze swojego życia? Ubzdurało mi się, że po tylu latach jednak stwierdzę, że powinienem uszanować jego wybór i zostawię go w spokoju. Nawet obiecałem to Susan. Przyrzekłem, iż poddam się bez walki. Kretyn ze mnie. 
— Jude, co zrobiłbyś na moim miejscu? — spytałem nagle. — Ale nie patrz na tę sprawę obiektywnie jak zawsze. Postaw Elise na miejscu Alexa.
               Lisovsky wytrzeszczył oczy. Chyba zdał sobie sprawę z tego, jak nieobiektywnie postępuje w życiu codziennym. A jednak nie był aż takim socjopatą, za jakiego go uważałem. 
— Przyznaję, że nie próbowałem nigdy patrzeć na twoją sytuację z tej perspektywy — westchnął. — Ale odpowiedź jest prosta. Zrobiłbym wszystko, żeby była ze mną. Nawet, jeśli tłumaczyłaby, że nie chce. Nie chodzi o nachalność, raczej starałbym się ze wszystkich sił udowodnić, iż na nią zasługuję. 
                Oczy mi się zaświeciły. Jude olśnił mnie swoim blaskiem, oślepiając mój brak ambicji. Był tak wspaniałym człowiekiem... Podziwiałem go. 
— Ale teraz zamknij japę i czekaj — przerwał nagle melancholijny nastrój. — Lepiej się w nic nie angażować, póki Carter nie podjął żadnej decyzji.
— Podjął... — odparłem cicho. — Zaprosił mnie do hotelu weekend przed wtorkiem... Zapewne rozumiesz mój tok myślenia.
— Czaję — odpowiedział, biorąc łyk piwa. — Ale tyle razy narzekałeś, jaki to on nie jest niewyżyty seksualnie, że nie jestem skłonny uwierzyć w prawdziwość twojego twierdzenia. 
— Co obstawiasz? — spytałem, chyba podświadomie pragnąc usłyszeć wersję typu "na pewno do ciebie wróci". 
— Mam jakieś nieodparte wrażenie, iż Cartera coś męczy — powiedział, krzywiąc się i drapiąc po głowie. — Po tych wszystkich skomplikowanych sprawach z waszej wspólnej przeszłości, to całkiem prawdopodobne.
— Czekaj... Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli — wzdrygnąłem się.
— Moglibyśmy założyć, że tam jest jakiś spisek, który nie pozwala Carterowi się normalnie wysłowić i załatwić sytuacji tak, jak osobiście by chciał — zaczął. — Ale zakładać możemy w nieskończoność. I nie radzę ci tego analizować, bo nie mamy żadnych szczegółów, żadnych danych, nie mamy niczego. Poza tym wiesz, że służę ci pomocą. Zaczekajmy do wtorku. Daleko już nie zostało.
               Myśl o zbliżającym się terminie wytwarzała we mnie niewyobrażalne pokłady adrenaliny. To był jeden z tych dni, który zupełnie odmienia całe przyszłe życie. Efekt motyla. 
               Mimo rad Jude'a postanowiłem trochę przekombinować. Bałem się, że namieszam za bardzo, jednak czułem, iż powinienem to zrobić. Może i opierało się trochę na manipulacji, która nie jest wskazana w związku, jednak... Nic nie stało na przeszkodzie, a mogło nas to uratować. 

2 comments:

  1. Martin, tym razem nazwę Cię idiotą.Uchlałeś się, spałeś u NIEJ zamiast z NIM i odebrałeś telefon po pijaku.Idiotyzm do potęgi trzeciej.

    ReplyDelete
  2. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete