19.8.14

Rita, nie bij!

Dział: Niemaniakalny biznesmen odnajduje maniakalnego doktora.
Numer rozdziału: 8
Gatunek: Yaoi.



— Rozumiem — odparła, zaciągając się papierosem. — Nikt z twoich znajomych nie zna mojego brata na tyle, by móc postawić się w jego sytuacji, dlatego spróbuję sama to zrobić.
               Przez chwilę stała w milczeniu i analizowała zaistniałe okoliczności. Zamknęła oczy i sztachnęła się jeszcze raz, nieco mocniej. Moment później otworzyła powieki.
— Niezależnie od tego, co planuje — zaczęła — jest mu źle.
               Carter przejawiał wyraźne tendencje do ukrywania swoich uczuć, toteż nie można było nic stuprocentowo stwierdzić. Mimo to Rita rozumowała wedle praw logiki. Nieważne, czy chciał zostać ze mną, z Susan, czy z obydwojgiem. Postawienie go w takiej sytuacji i przymuszenie go do podjęcia decyzji obarczyło go nie lada ciężarem. Chociaż, zaraz... Jeśli byłby przekonany, iż chce całe swoje życie spędzić u boku czerwonowłosej, wystawiłby mnie wtedy. A mimo to... 
— Ale nie możemy działać pochopnie, bo nadal nie znamy jego motywów — wychrypiała. — Dlatego będziesz cierpliwie czekał na jego ruch. Dla własnego bezpieczeństwa.
— Wiesz co czuje facet mający tygodniową abstynencję od seksu? — spytałem, unosząc jedną brew.
— Przeżyłeś pięć lat, przeżyjesz ty... — zawahała się. — Zaraz, chcesz powiedzieć, że ty...
— Olałaś fakt, że twój brat sypia z Susan, a dziwisz się, iż ja kogoś miałem? — zapytałem arogancko.
— Gówno prawda, oni jeszcze razem nie spali — wycedziła. — Ale ty byłeś zawsze taki wierny, niewinny...
— What the fuck! — wrzasnąłem, łapiąc się za głowę. — Nie spałem z nikim, tępa dzido, ale jakim prawem oni jeszcze tego nie robili?!
               Rita westchnęła głęboko. Po chwili wybuchnęła niepohamowanym śmiechem i zaczęła motać się w słowach, usiłując mi coś wyjaśnić. Kazałem jej się uspokoić i, po jakichś trzydziestu minutach, była w stanie wyłożyć mi wszystko jak na tacy.
— Susan jest zdzirą — powiedziała stanowczo.
— Powiedz mi coś, o czym nie wiem — odparłem sucho.
— A, jako że jest zdzirą, wiedziała dobrze, że Alex, który jej się oświadczył — kontynuowała — w każdym momencie może przejrzeć na oczy i ją rzucić, dlatego wykonała kolejny ruch samodzielnie. 
— Co masz na myśli? — spytałem, totalnie niczego nie rozumiejąc.
— Mój drogi, oni się jeszcze nie chajtnęli — wyszczerzyła się, nalewając nam piwa. Oczy mi z orbit wyszły, jak tylko to usłyszałem.
— Cze-czekaj, czekaj, ale n-nazwisko, Rooy-Carter, czy tam na odwrót, przecież... — wyjąkałem.
— Nadal są zaręczeni — odpowiedziała. — Susan po prostu ma wszędzie ludzi, którzy z chęcią by ją posunęli. I dzięki temu robią dla niej wszystko, co sobie zażyczy. Łącznie ze zmianą nazwiska chwilę przed ślubem, który jest we wtorek. Licząc od dzisiaj, całe sześć dni. 
— Ghaaa, nie żartuj! — krzyknąłem, łapiąc się za głowę. — Wtorek, czyli dzień, w którym ma mi dać odpowiedź. No i moje urodziny... To ten sam dzień.
— Poważnie? — zdziwiła się. — No to jeśli ma zamiar ją poślubić, ewentualnie w jakiś sposób żyć z obydwojgiem, to będziesz miał trochę zjebane urodziny.
— Z czego się śmiejesz? — wycedziłem przez zęby. — Nie wiem, co zrobi. Tak czy inaczej mają w domu podwójne łóżko, nie wierzę, że ze sobą nie sypiają. 
— Prawdę mówiąc mieszkają razem od jakiegoś tygodnia — zaśmiała się. — Generalnie zaczęli się spotykać w te wakacje. Więc właściwie, tak, obstawiam, że Carter również przeżył swoje pięć lat abstynencji od seksu.
               Oczy stanęły mi dęba, a włosy wyszły z orbit, czułem się szczęśliwy jak polski rolnik. Chociaż odnosiłem wrażenie, że to nie z powodu jego celibatu, tylko dzięki faktowi, iż nie posuwał tej konkretnej osoby - Susan. Dlaczego on się jej, kurwa, oświadczył?
— Rita, idę ratować świat — odpowiedziałem z godnością, podnosząc swoje cztery litery i kierując się ku drzwiom. — Zbawię świat. Zostanę... Spermanem. 
— Chyba powinieneś trochę wytrzeźwieć, zanim stąd pójdziesz — uśmiała się. Miała niezłą głowę jak na kobietę. 
               Po tych słowach już mnie na oczy nie widziała. Byłem tak ucieszony zdobytymi informacjami, że radość emanowała z mojego wnętrza wszystkimi... otworami? Niekoniecznie otworami, ale tak. Cieszyłem się jak głupi. Dlatego już chwilę później straciłem panowanie nad swoim ciałem i umysłem, totalnie nie ogarniając, gdzie jestem, kim jestem i dokąd idę. 
               Na moją niekorzyść znalazłem się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Coś musiało mnie zatrzymać koło jednej z tutejszych elitarnych restauracji, gdyż właśnie w tamtym miejscu obudziłem się jakiś czas później. A dokładnie wtedy, kiedy dostałem w ryj. Dlaczego faceci muszą tak często obrywać?
— Miałeś się już tutaj nie pojawiać, nadal nie rozumiesz? — Usłyszałem głos, którego miałem ochotę nie słyszeć nigdy więcej.
               Miałem przed oczami wielką, rozpościerającą się na całe moje pole widzenia, czerwoną plamę. Zacząłem się zastanawiać, czy ma jakieś alegoryczne znaczenie, czy może chociaż symboliczne... Paplała coś do mnie, jednak nie byłem w stanie się skoncentrować, myślałem tylko o czerwonej plamie, czerwonej plamie, czerwonej plamie...




I wtedy ogarnąłem, że to była ta stara Alpuhara, córka starego Bakczysaraja. 




— Jak miło cię widzieć po tylu latach! — wrzasnąłem z entuzjazmem, rzucając jej się na szyję. — Nadal masz nogi jak sarenka! Nie w sensie, że chude, tylko owłosione.
               Korzystając z okazji, że jej ręce są obezwładnione podczas uścisku, złapałem za tył jej garsonki i pociągnąłem szybko, rozdzierając całą kamizelkę. Chwilę później podstawiłem jej nogę w taki sposób, iż straciła równowagę i upadła prosto w kałużę. Miała na sobie wysokie buty, więc asekuracyjnie sprawdziłem, czy niczego nie zwichnęła. Nie chciałem zrobić jej krzywdy w ten sposób. Jednak z całego serca pragnąłem przysporzyć jej poniżenia. Prawdę powiedziawszy o stokroć wolałbym jej wtedy nie spotkać. Mogła, podobnie jak większość społeczeństwa, nadal mieć mnie za Rinna - totalnie nic nieznaczącego kretyna. Mimo to spotkała mnie, a ja, jako że byłem nietrzeźwy, musiałem coś wypaplać. I tak, z jej potencjalnego klienta stałem się wrogiem. Znowu. Czym ja zawiniłem? Po prostu się zakochałem.
— Susan, nie mam zamiaru się z tobą bawić — odparłem stanowczo. — Więc weź swoje zabawki i wypierdalaj stąd.
— Skąd pewność, że Alex do ciebie wróci? — uśmiechnęła się szyderczo sprawiając, że poczułem silny ucisk w klatce piersiowej. 
— Nie wiem, co zrobi Alex — odpowiedziałem. — Ale mam zamiar uszanować jego decyzję. Zaakceptowałbym wasz związek. Jednak wiem, że ty z kolei jesteś zbyt zdzirowatą suką, by tolerować fakt, iż Carter związał się z kimś innym. 
               Nie rzucałem więcej obelg. W zasadzie nie mam pojęcia zielonego, co później zrobiłem. Byłem totalnie zdezorientowany, kiedy nad ranem obudziłem się w domu... Jude'a i Elise. Leżałem sobie jak gdyby nigdy nic na ich łóżku i gapiłem się w biały sufit. Wygrzebałem telefon z kieszeni, była piąta. Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej. Na szafce nocnej dostrzegłem szklankę wody i środki przeciwbólowe. Co się wczoraj stało, do chuja? Zażyłem leki i cicho wysunąłem się z sypialni. W kuchni zastałem wiecznie beztroskiego Jude'a. Robił właśnie jajecznicę. Faceci rozumieją się bez słów, wtedy tego pożałowałem. Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym hańby i różnorakich obelg, wzdrygnąłem się na sam widok. 
— Ja nic nie pamiętam, Jude, nie bij — powiedziałem jednym tchem, zasłaniając się rękoma. 
— Jak chcesz, to odpocznij jeszcze — odparł. — Zajęcia masz o dziewiątej, a zgarnąłem cię z knajpy jakąś godzinę temu. 
               Mimo to czułem się wyjątkowo wyspany. I miałem ochotę na jajecznicę Jude'a. Łudziłem się nadzieją, że nie dodał tam tabletek gwałtu. Zasiadłem więc dumnie przy stole i spojrzałem przez okno. Próbowałem uświadomić sobie cokolwiek, co miało miejsce tej nocy. Mimo to nic nie przychodziło mi do głowy. Z głębokich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości.


"Masz nową wiadomość od: Alex"




               Zawahałem się... mimo to po chwili nacisnąłem przycisk, by móc ją odczytać. Przesunąłem palcem po ekranie, próbując zrozumieć cokolwiek.




"Rozjebałeś jak Rosja na mapie!"




Zdębiałem.






— Jude, Alex napisał, że rozjebałem jak Rosja na mapie — odparłem cicho. 
— Ma gość poczucie humoru — zaśmiał się, znowu patrząc na mnie tym samym wzrokiem.
— Czy ktoś mi, kurwa, powie, co się działo w nocy?! — wrzasnąłem. Nie wytrzymałem w końcu. 
— Stary, znalazłem cię w knajpie, przy pustej butelce po połówce, pocieszającego czerwonowłosą dziewczynę tekstami typu "nie martw się, w końcu do ciebie wróci". 




RITA, NIE BIJ!








5 comments:

  1. Boże hhahahahahhahahaha
    "— Jak miło cię widzieć po tylu latach! — wrzasnąłem z entuzjazmem, rzucając jej się na szyję. — Nadal masz nogi jak sarenka! Nie w sensie, że chude, tylko owłosione."
    haahahaha jak ja kocham te Twoje teksty XDDD
    Ten rozdział jest chyba jednym z najzabawniejszych ;D
    Bitwa Martina z Susan w kałuży, a później jeszcze ją pocieszał... Nie no xD
    I ten obrazek na końcu mnie dobił.

    ReplyDelete
  2. Co to za potwór na dole?
    Tylko mi nie mów, że to ty..
    Martin/Rinn napierdolił Susan/pindzie!

    ReplyDelete
  3. Niesamowite.Jak można pisać tak zabawne opo ?!XDD

    ReplyDelete
  4. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete