18.8.14

Cyniczna artystka.

Dział: Niemaniakalny biznesmen odnajduje maniakalnego doktora.
Numer rozdziału: 7
Gatunek: Yaoi.



               Pozostało mi życzyć ich zdeformowanym dzieciom szczęścia. Co jak co, może nie byłem w stanie do końca się do tego przyznać, ale koleś zadziałał mi na nerwy. Zadzwoniłem do Jude'a, by powiedzieć mu o całym zajściu, mimo to usłyszałem tylko:
— A czego ty się spodziewałeś? Że przez pięć lat będzie czekał na nieżywego ukochanego jak niewyżyty seksualnie nekrofil? Znalazł se kobitę.
— Ale Jude, wszyscy ludzie są monogamistami, nie znajdziesz innego gatunku na świecie, który łączy się w pary na całe życie. Jeśli chcesz przywołać łabędzie, to one zdradzają jak cała reszta. Tylko mają lepsze public relations niż króliki. 
— Właśnie. A zważywszy na to, że organizm Cartera całe pięć lat tkwił w świadomości, iż twoja osoba już nie istnieje... Sam wykopałeś sobie grób. 
               Przegryzłem wargę z wściekłości. Poczułem smak krwi w ustach. Cholerny Jude jak zwykle miał rację. Polegałem na nim bardziej niż na sobie, jednak w jego przypadku miało to sens. Był zdecydowanie najambitniejszym człowiekiem, jakiego znałem. I nie życzył mi złego. Dlatego nie obawiałem się ufać mu bez granic.
               Zapłaciłem za piwo, zarzuciłem na siebie płaszcz i ze złością trzasnąłem drzwiami na odchodne. Ciepło panujące w knajpie tylko spotęgowało moją banię, więc dodatkowo byłem wstawiony. Po jednym piwie, cholera. 
— Jak łazisz, tępa dzido! — wrzasnąłem, obijając się o jakąś kretynkę, która zapragnęła iść środkiem chodnika i nie patrzeć pod nogi.
— Jak po polu teściowej — odparła poważnym tonem. Obrzuciłem ją zdezorientowanym spojrzeniem.
               A chwilę później wpadłem w zachwyt i zacząłem biegać wokół jej osi, zachwycając się jej urodą i walorami. Miała bardzo długie, gęste loki w kolorze ciemnego blondu i wielkie, czekoladowe oczy. Wyglądała jak porcelanowa laleczka. Gdyby nie fakt, iż byłem gejem, zakochałbym się w niej od pierwszego wejrzenia.
— I co się patrzysz jak sarna postrzelona w dupę? — spytała, drapiąc się po głowie. — Tak, mój drogi, wyglądają studenci ASP.
— Jakbym miał taki ogród, to nawet gołąb nie chciałby na niego paskudzić — wytrzeszczyłem oczy ze zdziwienia. — Jesteś piękna jak... jak... — brakowało mi słowa. — N-noc listopadowa?
               I już zasłaniałem się rękoma, czekając na wymierzony we mnie cios, a tu... nic. Nie zamachnęła się nawet. Wyszczerzyła uzębienie w promiennym uśmiechu, jakby ją to rozbawiło.
— Ty też musisz być studentem, co nie? — spytała, trzepocząc rzęsami.
— Wyglądam? — zadałem pytanie, poprawiając włosy i uśmiechając się zawadiacko.
— Nikt inny nie chodzi po mieście w środku tygodnia nawalony jak autobus do Lichenia — odparła arogancko.
— Taką już mam głowę.... — westchnąłem. — Ale lubię ją. Mam ją, odkąd pamiętam.
               Dziewczyna przedstawiła mi się jako Adrienne Daquin. Poza tym paliła Pall Malle. Gadała coś o swoich marzeniach, że chce wydać poradnik pt. "Obowiązki ofiar wobec swoich zabójców", później niczego już nie słyszałem, bo za dużo wypiliśmy. Tak, wróciliśmy do knajpy i chlaliśmy w najlepsze. Kto studentom zabroni.
               Tak czy inaczej zdążyłem się dowiedzieć na jej temat wielu rzeczy, nie tylko marki papierosów, jakie paliła. Była w połowie Francuzką, stąd jej nazwisko. Miała dwadzieścia jeden lat i była trzecioroczną studentką Akademii Sztuk Pięknych. Ponadto charakterem przypominała trochę młodego Cartera, ale z jej typem urody nabierało to wyjątkowej dumy i seksowności. Naprawdę żałowałem, że jestem homo. 
— Możesz nazwać mnie staroświecką — paplała już totalnie wstawiona — ale jestem zdania, że szorty powinny być dłuższe niż wagina.
— Swoją drogą, zastanawia mnie pewien fakt, niekoniecznie chcę cię urazić — wymamrotałem. — Masz zamiar utrzymywać się w przyszłości z malarstwa? To dość ryzykowne.
— Dajże spokój, Rinn — odparła ze śmiechem. — Jak się człowiek postara i spręży, to i z bajora zrobi jacuzzi. 
— Racja! — zaśmiałem się, jednak po chwili zmarkotniałem z powrotem. — Adrienne, czy nieszczęśliwa miłość powoduje psychozy, gorączki i ból w całym ciele?
— No — rzuciła krótko.
— A krosty? — upewniłem się.
— Nie — odpowiedziała. 
— No to mam syfilis. 
               Alex mówił coś o wysypce Susan, a mnie zaczynała piec skóra na plecach. I nie sądziłem, że to placebo lub nocebo. A może... a może dosypywał nam czegoś do jedzenia, by nas otruć i zabić? Właśnie! Ostatnio szorował mi plecy gąbką... Ten skurwiel, to musiała być jego wina...
— Co to za twarz myślą niezmącona? — spytała blondynka, próbując złapać równowagę. — Chyba nie dojdę do toalety...
— Pomóc? Mnie już trochę lepiej — zaproponowałem.
— Uważaj na wydźwięk swoich sugestii — prychnęła, po czym sama udała się w kierunku WC. Westchnąłem głęboko. Cholera, wydawała się być równą babką, nie chciałem urywać kontaktu po tej jednej popijawie. Z drugiej strony głupio było brać numeru telefonu, bo wyglądałoby to dość jednoznacznie. Czy powinienem był jej powiedzieć, że nie sypiam z nikim do trzech randek, gdyż nie chcę wyjść na łatwego?
— Jestem gejem — rzuciłem nagle, kiedy tylko wróciła z posiedzenia.
— Moje gratulacje — powinszowała beznamiętnie. Jak widać nie obchodziły ją moje motywy, nie kokietowała również pierwszego lepszego faceta. A może była już zajęta?
— A ty? — zapytałem nagle.
— Ja? — zdziwiła się. — Ja nie jestem gejem. 
               Złapałem się za głowę. Miałem po dziurki w nosie tych wszystkich gierek słownych. Myślałem, że już się na nie uodporniłem. Dzięki Carterowi. Tylko, dlaczego, do chuja, cały czas o nim myślałem?
— Jesteś w związku? — zadałem pytanie.
— Chyba radzieckim — odparła, odpalając papierosa. 
— Wyglądasz jak królewna — rozmarzyłem się. — Zbuntowana, ale nadal królewna.
— Hm — westchnęła. — Dziwka lubiąca seks to nadal dziwka.
               Przeszło mi przez myśl, że, gdyby Alex ją poznał, zapewne by się w niej zakochał. Cholera, w takim razie nie mogłem dopuścić do ich spotkania. Miałem przed oczyma całą tę sytuację, gdzie Carter zaprasza ją na randkę, a ona, świadoma jego głupoty, jednak złowiona na haczyk jego sławy i bogactwa, idzie z nim do łóżka, zaciąża się i rodzi mu zdeformowanego pasożyta, którego razem wychowują. Nienienienienie! Zacząłem gwałtownie machać rękami, usiłując rozrzedzić powstałą przede mną mgłę moich najgorszych koszmarów. A co jeśli wystawiłbym go na próbę? Wtedy wiedziałbym, czy mogę w pełni mu zaufać...
— Kręcisz się jak sokowirówka w kakaowym pociągu — spuentowała. — Przeszkadza ci dym tytoniowy?
— Nie, to nie to... — westchnąłem. — Sam palę.
               Wyciągnęła do mnie dłoń z otwartą paczką Pall Malli. Poczęstowałem się. Smakowały zupełnie inaczej niż Marlboro Red, jednak miały w sobie coś, co zaspokajało mój głód. 
— Co z tobą? — spytała, obserwując, jak zmienia się wyraz mojej twarzy. — Chodzi o faceta?
— Przewidywalne, nie? — zaśmiałem się sam z siebie. — Byłem z nim kiedyś, potem nawiałem... Przez bite pięć lat był przekonany, że nie żyję, a teraz, kiedy wróciłem, okazało się, że wziął ślub z kobitą, która nieźle namieszała w moim życiu. Postawiłem mu ultimatum, pewny, że wybierze mnie bez zbędnych ogródek, a on wkurwił się i wyszedł. 
— Sensacja jak w Ukrytej Prawdzie! — zdziwiła się. — Człowiek ma przypisane dwie natury. Jedną własną, drugą przypisaną przez żonę.
— Sugerujesz, że coś się w nim zmieniło po ślubie? — zapytałem.
— Koleś, myślałeś, że od pięciu lat jest takim samym zgniłym ziomem zakochanym w tobie po uszy? — zaśmiała się. — Z choinki żeś się urwał?
               Dlaczego wszyscy tak twardo stąpali po ziemi, niszcząc swoje marzenia? Aż tak bardzo bali się podjąć ryzyko, by później nie cierpieć? 
— Tak czy siak twoje szanse nie są zerowe — kontynuowała. — Bowiem zaloty mają się do małżeństwa tak jak bardzo dowcipny prolog do długiej, nudnej sztuki. Ja na twoim miejscu owinęłabym sobie gnojka wokół palca, po czym zostawiła na pastwę losu. Skoro nie może się zdecydować między dwójką, nie zasługuje na nikogo. 

5 comments:

  1. Adrienne, podoba mi się jej imię. ;D
    Dziewczyna ma rację!
    Carter ma przerąbane. xD

    ReplyDelete
  2. Cierpiący Carter, co? Sadistic mode on.

    ReplyDelete
  3. Adrienne wydaje się być spoko.Już ją lubię.

    ReplyDelete
  4. Asp! Plastyk! Moje klimaty. Wybieram się na uczelnie artystyczna za trzy lata.~^O^~

    Sayuri

    ReplyDelete
  5. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete