14.8.14

Pragnienie i pożądanie.

Dział: Maniakalny doktor w ucieczce przed adoratorami.
Numer rozdziału: 15
Gatunek: Yaoi.



               Zastanawiam się czasem, dlaczego ludzie skłonni są do dążenia do celu w zaparte, po trupach, tylko po to, by przed samym osiągnięciem szczytu - zbezcześcić brutalnie całą swoją pracę. Analizuję ludzkie zachowania nie od dziś z przekonaniem, że jako psychoterapeuta jestem w stanie widzieć więcej, a dzięki temu skuteczniej pracować nad samym sobą. Zdaję sobie sprawę z tego, iż każdemu zdarzają się momenty słabości. Los tylko czeka, by trafić maczetą w piętę Achillesa.
— Pocałowałeś mnie. — Spojrzał na mnie ze szczerym zdziwieniem, jednak dostrzegłem ten zawadiacki uśmieszek. — Nie wybrniesz, nie próbuj nawet kłamać. Zrobiłeś to. 
               Zmrużyłem powieki, chcąc zbudzić się ze złego snu. Dawno nie czułem się tak podniecony, a widok, który miałem przed oczyma, dodatkowo podsycał to, podjudzając mnie do złego. Kolana się pode mną ugięły. 
— Skoro zrobiłeś to raz, w dodatku z własnej, nieprzymuszonej woli, nie powinieneś mieć nic przeciwko kolejnemu, prawda? — On zdecydowanie był głodny moich warg.
               Poczułem się jakby oblewała mnie zewsząd magma. Topiłem się. Nie jestem w stanie nazwać tego inaczej. Krótką chwilę później spłynął na mnie lodowaty wodospad. Nie było to nieprzyjemne uczucie, wręcz przeciwnie - odnosiłem wrażenie, że zmywa ze mnie wszelkie winy, kojąc przy tym powstałe już wcześniej rany. Wpijałem się w jego usta nie poprzestając na jednym pocałunku. Wciąż pragnąłem więcej i więcej, całując go zaborczo. Wplotłem palce w jego szorstkie włosy, przeczesując je delikatnie, by po chwili szarpnąć je z całej siły. Rozkoszy nie było końca. Pustka została chwilowo wypełniona. Jednak zegar musiał w końcu zabić.
— Luke, idź już — wymamrotałem, odpychając go od siebie po desperackim akcie miłości. — Wystarczy. 
— Czy to nie ja powinienem ciebie odepchnąć? — spytał, chichocząc. 
— Wyjdź — odpowiedziałem, podchodząc do okiennicy i gwałtownie przeszukując kieszenie. Odpaliłem papierosa.
— Niekoniecznie pozwolę, byś traktował mnie jak zabawkę — odparł, poważniejąc nagle. — Daruj sobie, jeśli masz zamiar dotykać mnie tylko po to, by chwilę później odepchnąć i wyrzucić za drzwi.
— Dobrze wiesz, że kogoś mam, dlaczego mnie podjudzasz? — zapytałem, wprowadzając go jednocześnie w oszołomienie.
— Gdyby ten ktoś dawał ci szczęście, nie byłbyś tak spragniony moich warg — rzucił krótko, po czym opuścił gabinet, trzaskając drzwiami. Teraz i jego miałem na sumieniu. 
               Martina nie było zaledwie kilka dni, a chorzy adoratorzy nie dawali mi spać. Susan kręciła się koło mnie węsząc wszędzie, Luke kokietował mnie i podrywał... Byłem zszokowany faktem, że dopuściłem do czegoś takiego. Poprzednim razem pozwoliłem mu na to, by mógł mnie dotknąć. Teraz... Teraz sam przejąłem inicjatywę. Wystarczył mi widok, jak podnosi się z krzesła i idzie w moją stronę. Zawiesza ręce na mojej szyi i wpatruje się mi prosto w oczy. Nie byłem w stanie tego zahamować. Brutalnie rzuciłem się na niego i zacząłem całować. Zbluzgałem siebie w myślach. Mimo to postanowiłem nie rozmawiać o tym z Martinem. Nigdy. Uznałem to za jednorazową wpadkę, totalnie bezuczuciową grę, o której nie warto wspominać. Nie wiem, czy to było uczciwe, jednak zdawałem sobie sprawę, iż jest to najbezpieczniejsze wyjście dla każdego z naszej trójki. 
               Wypalałem stopniowo coraz więcej papierosów. Nabawiłem się kaszlu palacza. Odnosiłem wrażenie, że zwisa nade mną wielki kilkutonowy kamień zawieszony na cienkiej niteczce. To uczucie nie pozwalało mi się zrelaksować i nakazywało żyć w ciągłej rutynie. 
— Szybko dzisiaj wróciłeś. — Rita powitała mnie ciepłą kawą z mlekiem i cukrem. Znowu zapomniała, że nie słodzę.
— Tak... — Potaknąłem głową. Wyjąłem z szafy szklankę i nalałem sobie zimnej wody. Wypiłem naraz, opierając się plecami o blat kuchenny.
— Gadaj. — Rita zwykła załatwiać sprawy stanowczo i szybko, bez zbędnych ogródek. Wiedziałem, że nie da za wygraną, póki nie opowiem jej całej historii. Postanowiłem poddać się bez walki. Lepiej dla mnie. 
— Zdradziłem Martina.




To było równie bolesne fizycznie, co psychicznie.




               Leżałem na zimnych kafelkach podłogi czując, jak krew strumieniami wypływa z mojego nosa. Patrzyłem, jak krwista ciecz sączy się powoli po podłodze, zapełniając drobne szpary między płytkami.
— Co ci do tego pustego łba znowu strzeliło?! — Tak bardzo chciałem oszczędzać jej zdrowie po operacji. Wszystko poszło na marne. — Mało ci problemów?! Nie wystarcza ci już, że Susan kręci się dookoła jak smród po gaciach, że twoja siostra miała wypadek... Jak wiele potrzeba, żebyś zauważył, co się dzieje wokół ciebie?!
— Rita, zamknij się. — Złapałem ją za ramiona, nie dając dojść do głosu. Była zszokowana moją odzywką, toteż skutecznie zamilkła, zdając się na mnie i moje słowa. — Powiedz mi, co mam robić. Nie wiem, co się dzieje wokół mnie i nie panuję nad sobą. Coś zawładnęło moim ciałem. Ja...
               Mimo że mówiłem to wszystko obojętnym, niewzruszonym tonem, coś we mnie pękło. Dopiero wtedy, kiedy spojrzała na mnie wzrokiem, który przepełniał gniew, zrozumiałem, że potrzebuję pomocy. Nie dawałem sobie rady ze samym sobą. Byłem niestabilny emocjonalnie i prawdopodobnie również chwilowo niezrównoważony psychicznie. Zacząłem szlochać głośno, a ilość moich łez przekroczyła ilość krwistych rubinowych kropli. Wsparłem głowę na jej ramieniu, brudząc jej koszulkę. Objęła mnie, delikatnie przesuwając rękami po moich plecach. Wracały wspomnienia z dzieciństwa. 
               Staliśmy w milczeniu dobre kilka minut. Rita pociągała nosem sprawiając wrażenie, że zaraziłem ją nagłym wybuchem płaczu. Nie pomagało mi to. Miałem wrażenie, iż ranię kolejną osobę w moim życiu. 
               Niespodziewanie usłyszeliśmy donośne pukanie do drzwi. Gość nie fatygował się nawet o uprzejme poczekanie na zaproszenie do środka - wtargnął niczym huragan. Była to Elise. Stanęła jak wryta, kiedy tylko mnie zobaczyła. Mnie - zalanego łzami, z zapuchniętymi oczami i krwią spływającą z podbródka na szyję i obojczyki.
— Alex... — Jej szczęka drżała z przerażenia. — Rodzice chcą przenieść Martina do szpitala w innym mieście...

2 comments:

  1. Wiesz, rodzice Martina i Elise mogliby wpaść pod kosiarkę, czy coś.
    Rita ma moc w łapie. xD

    ReplyDelete
  2. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete