14.8.14

Bóg.

Dział: Maniakalny doktor w ucieczce przed adoratorami.
Numer rozdziału: 16
Gatunek: Yaoi.



Yo. Dzisiaj wrzucam Wam od razu dwa pościki (ten jest drugi), jako że trzymałam je w zanadrzu, a dziś (prawdopodobnie) spontanicznie wybywam w góry. Generalnie mogłabym owy post zostawić na swój powrót, jednak wrzucenie go teraz i trzymanie Was w niepewności po tym rozdziale, a nie po poprzednim, będzie jak wyrywanie nóżek komarowi, którego jeszcze się nie przygniotło o wiele ciekawszym zabiegiem, jak sądzę. Nadal twierdzę, że coś/ktoś z nieba ześle mi pomysł na offtop. Nie, nawet w akcie desperacji nie nagram Wam pornola. ._. Bez jaj!
Czymcie sie.
~lis
______________________________________________________




               Tego dnia Mithra zdecydowała się ostatecznie oddać firmę w moje ręce, powierzając mi opiekę nad wszystkimi interesami. Mimo to lubiłem swoją starą pracę i nie zmieniłem podjętej wcześniej decyzji - nadal chciałem być psychoterapeutą. Niezależnie od czerpanych z tego dochodów. Tego dnia nie tylko przejąłem firmę, ale również zdałem sobie sprawę z tego, iż Bóg istniał. Istniał, dawał mi dowody i usiłował za wszelką cenę pomóc. Jednak poległem. Nie byłem godzien. 
— Dobrze... — Usłyszałem ciche westchnienie z rozkoszy, kiedy rozpinałem mu koszulę, całując jednocześnie wątłe obojczyki. Jego skóra była przyjemnie ciepła. Uszczypnąłem lekko jego sutek, powodując u niego kolejną falę upojenia. Przylgnąłem do niego całym ciałem, brutalnie gryząc jego chłodne wargi. Były wyjątkowo delikatne i podatne na zranienia. Lubowałem się w wolno spływających wąskich strużkach jego krwi. 



"Chcesz tego?" - usłyszałem niespodziewanie w swojej głowie. Wszystko wokół zdawało się być filmem, a ja byłem jedynie widzem siedzącym w kinie. "Pragniesz go?".



               Bezsenność zostawiła mnie w spokoju jakiś czas temu, mimo to czułem się ospały i zmęczony. Nie wiedziałem, co się dzieje wokół mnie. Ten stan przypominał moment przed utratą przytomności.




"Jesteś pewien, że to jego pragniesz?"




               Jego kark był tak przyjemnie słony, że postanowiłem skosztować go nieco głębiej. Podobało mi się brutalne traktowanie go, więc nie żałowałem sobie dalszego wgryzania się w jego skórę.





"Wybór należy do ciebie. Druga, zbędna w tym związku osoba, zostanie usunięta."





               Zobaczyłem, jak całe życie przelatuje mi przed oczami. Widziałem wszystkie momenty spędzone z Martinem - pierwszą wizytę. Moment, w którym przybiegł do mojego domu po raz pierwszy, uciekając przed policją. Widok jego słodkiego snu w mojej sypialni. Droczenie się ze mną w środku nocy. Wizyta opuszczonej chaty. Wizyta w jego domu. Piwo w pubie. Wszystko. 
— D-dlaczego... — jęknął, osuwając się na podłogę. Jego oczy zaszkliły się łzami. 
— Wybacz, Luke. Przepraszam cię z całego serca — odparłem, wywołując u niego szok. Nie spodziewał się najwyraźniej, że osoby mojego pokroju są zdolne do przepraszania. — Przepraszam, jeśli cię skrzywdziłem, ale... Nie chcę, żebyś tu więcej przychodził. 
               Zarzuciłem na siebie płaszcz i trzasnąłem drzwiami, zostawiając go samego w gabinecie. To była moja ostatnia wizyta tego dnia, a zarazem ostatnia wizyta Luke'a w jego życiu. Wróciłem do domu.
               Postanowiłem zapalić papierosa jeszcze zanim wszedłem do mieszkania. Stałem przed budynkiem i rozmyślałem. Nie czułem się usatysfakcjonowany swoim zachowaniem, mimo że wiedziałem, iż postąpiłem właściwie. Nadal coś mnie gryzło. Z transu wybudził mnie dzwonek telefonu. 
— Tak? — Odebrałem niezwłocznie. 
— Cześć, Carter. — Nie sugerując się barwą ani tonem głosu, byłem w stanie odgadnąć z kim rozmawiam. Tylko on zwracał się do mnie w taki sposób. 
— Pan Lisovsky, witam. — Przywitałem się ze sztuczną życzliwością.
— Mam pewien plan, który wyciągnie Martina z psychiatryka w jeden dzień. — Jego śmiech nie wskazywał niczego dobrego, jednak udało mu się rozpalić ogień nadziei w moim sercu. 
— Czego chcesz w zamian? — Byłem przekonany, że nie otrzymam niczego za darmo. 
— Ciało Martina na jedną noc. Nie będzie negocjacji. 
               Gwałtownie rzuciłem telefonem o ścianę budynku. Wyłączył się. Spojrzałem na swoje dłonie. Nigdy wcześniej się tak nie trzęsły. Nie panowałem nad swoim ciałem. Obawiałem się, iż nie uda mi się dotrzeć do mieszkania. Mimo to podjąłem próbę. Wczołgałem się na piętro i z trudem wycelowałem kluczem w zamek. Wlazłem powoli do środka i oparłem się o drzwi. Dusiłem się powietrzem. Oddychałem szybko i niemiarowo. Podszedłem do stolika, gdy tylko zauważyłem na nim dużą kartkę.


Alex! Wybacz, że inf. Cię w taki sposób, ale nie ma czasu
Jestem w szpitalu
Ojciec nie żyje


               Przewróciłem się na ziemię. Zalegałem tak dobre kilka minut, nie myśląc o niczym. Zupełnie niczym. Wpatrywałem się w jeden martwy punkt, nie mrugając oczami. 
— Nie pozwolę ci na to. — Usłyszałem to zdanie zaraz po tym, jak ktoś wparował do mieszkania. — Boże, co ci jest...
               Luke pochylił się nade mną i pomógł wstać. Podał mi szklankę wody i wmusił ją we mnie. Był przerażony, jednak starał się stwarzać pozory silnego charakteru. 
               



Znowu to zrobiłem. Znowu byłem zbyt roztrzęsiony, by nad sobą panować. Znowu go pocałowałem. Zwyczajnie objąłem i pocałowałem, nie myśląc o niczym. 

Nie reagowałem nawet na donośne pukanie do drzwi. Liczył się tylko on. Tylko on przyszedł tu, by mi pomóc. Nie zapomniał o mnie. Dlatego chciałem go pocałować.

Jednak drzwi otworzyły się same. Bóg postanowił uświadomić mi moją głupotę.




Stojąca w nich postać wyglądała zupełnie tak samo jak Luke. Była mojego wzrostu. Miała kruczo-czarne włosy i ciemne, przepełnione mrokiem oczy. Tylko karnację miała trochę bledszą. Nazywała się Martin Bennett.



9 comments:

  1. W poprzednim rozdziale pozytywnie zaskoczyło mnie to, jak Alex tworzył się emocjonalnie przed siostrą. ;P
    Jude chciał trochę zbyt wiele za zdradzenie planu wyciągnięcia Martina. :/
    I co Ty sobie wyobrażasz? Taka końcówka to zbyt wiele jak dla mnie, w dodatku nie mam przed sobą kolejnych części.;///
    Lepiej mi ją szybko dodaj!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziewczę, kiedy Ty śpisz, że dodajesz komentarze o takich godzinach? Ostatnim razem dodałaś jakoś przed 2 AM o__O
      Chizu nie śpi...


      :>

      Delete
  2. Z każdym rozdziałem coraz bardziej utwierdzam się w fakcie, że jesteś totalną sadystką :c
    Jest jeszcze tyle niewyjaśnionych akcji, tyle tajemnic, a ta se w góry wyjeżdża..

    A jeśli nie możesz się zdecydować czym ma być ten offtop, to ja Ci mówię, że jedynym i zarazem najlepszym rozwiązanie będzie pornol, no! (tak, zamierzam dalej truć ci o to dupę- nie myśl sobie, że tak łatwo odpuszczę. Muahahahahaha!)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kaori, czekaj, bo Ty... jak, kurde...

      Chcesz mi wyjaśnić, jak Ty to widzisz? W sensie pornola, tak. Bo ja generalnie o pornolach wiem tyle, że nie mają fabuły, ale za to nadrabiają nadmiarem scen erotycznych. Nie, lol, nie ma czegoś takiego jak "nadmiar scen erotycznych". Więc nadrabiają scenami erotycznymi. Czy ja Cię dobrze rozumiem?
      XD

      Delete
    2. Emm.. no więc, o ile dobrze pamiętam, twoja pierwsza wzmianka o tym pornolu brzmiała "(...) nagram porno cosplayując Alexa i Martina" co jest jednoznaczne z nagraniem gejowskiego erotyka. Taki gejowski erotyk to inaczej yaoi. Czyli, mówiąc w dużym skrócie, chciałabym obejrzeć yaoica z Alexem i Martinem w roli głównej :D

      Delete
    3. Cholera, jak mnie Bóg kiedyś kobiecych kształtów pozbawi, to Ci to nagram. :O

      Delete
  3. Zgadzam się z KAORI, porno musi być. ;D
    Carter zaraz zarobi w łeb.

    ReplyDelete
  4. "Stojąca w nich postać wyglądała zupełnie tak samo jak Luke. Była mojego wzrostu. Miała kruczo-czarne włosy i ciemne, przepełnione mrokiem oczy. Tylko karnację miała trochę bledszą. Nazywała się Martin Bennett".Zdechłam.

    ReplyDelete
  5. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete