14.8.14

Ceremonia gwałtu.

Dział: Otoshiana.
Numer rozdziału: 4
Gatunek: Yaoi. 


  Byłem ciekaw jego reakcji, jednak nic się nie zmieniło. Nadal emanował błysk intrygi w jego przerażających oczach. Po pełnej napięcia ciszy, podniósł teatralnie rękę i bardzo wolnym ruchem wytarł twarz. Kącik jego ust uniósł się jeszcze wyżej.
- Stawiasz opór. Próbujesz coś udowodnić. - odparł ze spokojem. Wydawał się jeszcze bardziej opanowany. Oczami wyobraźni widziałem otaczające go fale chłodu. Robiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby wyprowadzić go z równowagi, jednak - jak widać - bezskutecznie.
- Widocznie jesteś zaskoczony faktem, iż człowiek potrafi się sprzeciwiać.
Dźwięcznie się zaśmiał, a mnie przeszły ciarki.
- Nie. Nie spodziewałem się, że nawiążesz rozmowę i uda ci się przedłużyć okres oczekiwania na proces kary. Jednak im dłużej próbujesz coś zdziałać, tym bardziej sobie szkodzisz.
- Naprawdę? - prychnąłem, powstrzymując śmiech. On tylko utkwił we mnie swoje smoliste źrenice. Pozwoliłem sobie kontynuować. - Za kogo wy się uważacie? Porywacie ludzi, wykorzystując swoją przewagę fizyczną i przedstawiacie show dla rozrywki. Giną niewinni ludzie... Ba! Są zmuszani do popełnienia morderstwa na swoich rodakach.  Robią to, mając nadzieję na szczęśliwy powrót do ich prawdziwego życia. A wy się z nich tylko śmiejecie. Wlepiacie pełne pożądania ślepia, żeby widzieć więcej i więcej rzezi. Zabawiacie się w najlepsze. Ale zawiodę cię. Niedługo role się odwrócą. Wy będziecie ginęli tysiącami, a ludzie zaczną na cześć waszej egzekucji wiwatować.
- Skąd taka pewność?
- Nie doceniacie nas, bowiem jesteście za bardzo zapatrzeni w swoje obrzydliwe JA.
Powolnym krokiem obszedł mnie wokół. Kiedy znajdował się idealnie za mną, schylił się i zaszeptał mi do ucha:
- To pokaż, w jaki sposób unicestwiasz wampira. Tu i teraz.
  Po chwili wyciągnął nożyk z pochwy, schowanej gdzieś w kieszeni jego smokingu, i uwolnił moje dłonie z węzłów. To samo zrobił z zawiązanymi nogami. Kiedy wstałem naprzeciwko niego, wręczył mi ów nóż.
  Prawdę powiedziawszy, nie spodziewałem się takiej reakcji, jednak nie straciłem czujności. Zebrałem w sobie siły i się zamachnąłem, kierując prosto w serce. Nawet nie mrugnąłem okiem, kiedy odskoczył w drugą stronę. Od razu się odwróciłem i powtórzyłem swój ruch. Bez efektownie. On tylko przyspieszał z ucieczką, a ja celowałem w powietrze. Po chwili zaczął biec wokół mnie, zmniejszając dzielącą nas odległość do niecałego metra. Robił to celowo. Chciał przede wszystkim udowodnić mi, jakie moje szanse na zadanie mu krzywdy są marne.
  Musiałem się skupić. Nieważna jest szybkość jak precyzyjność uderzenia. Zamknąłem oczy, polegając na swoim instynkcie. Wziąłem trzy porządne oddechy i zadałem cios. Zdawać by się mogło, że otaczający mnie wiatr ustał. Rozwarłem powieki. Książę trzymał się za lewy bok, a pomiędzy palcami skapywała ciemno-czerwona krew.
- Ładnie.. - nie zdążył do końca unieść głowy i spojrzeć na mnie z wyższością, kiedy znowu go ugodziłem, tym razem w okolice żeber. Kompletnie się tego nie spodziewał. Gdy wyjmowałem nóż z jego wnętrzności, zahaczając o jedną z kości, szybko chwycił oba moje nadgarstki. W tym samym momencie dopadł mnie i nim się obejrzałem, że stoi tuż za mną, poczułem jak para kłów zbija się w moją szyję.
 Uczucie, jakie towarzyszy Twojemu organizmowi, kiedy wampir wypija z Ciebie krew jest nieporównywalne do niczego. Po prostu jesteś świadkiem dotkliwego opróżniania Twojego ciała. Tylko zamiast bólu doznajesz przyjemną rozkosz. A kiedy jest już po wszystkim, nagle słabniesz i zdajesz sobie sprawę, że zostałeś pozbawiony swoich wszystkich sił. W moim przypadku - jedynego ratunku na przetrwanie.
  W trakcie ssania, prawą ręką przyciągnął mnie do siebie i tak trzymał, póki nie skończył. W momencie, kiedy mnie puścił, upadłem na zimną posadzkę jak kawka. Leżałem tak na plecach, mrużąc i rozszerzając oczy, bo wszystko wokół straciło swoją ostrość.
- Masz szczęście, że zawodnicy nie stanowią dla nas pożywienia, bo inaczej byłbyś już na innym świecie.
- Co.. musiałeś... zaatakować... bo inaczej.... byś się... nie obronił. - nawet wciągnięcie powietrza sprawiało mi fizyczną trudność. Jednym słowem teraz byłem zupełnie bezbronny. Nie spodobał mi się ten przerażający fakt.
- Zamilcz. - chyba mam dobre wyczucie czasu, bo moje obawy się potwierdziły. Dostałem z buta w twarz. Silne uderzenie twardej podeszwy lakierek spowodowało krwotok z nosa. Sięgnąłem ręką, aby zatamować krwawienie, jednak coś pochwyciło ją w powietrzu, a po sekundzie przygniotło. Poczułem okropny, rozrywający ból, jednak nawet nie jęknąłem. Nie zamierzałem dać mu tej satysfakcji. Być może niesłusznie, bo w odpowiedzi kopnął mnie z cztery razy w okolice brzucha i klatki piersiowej. Po ostatnim ciosie coś wewnątrz mnie chrupnęło i chwilę potem zrzygałem się kolejną dawką krwi. 
- Chyba złamałem ci żebro. - usłyszałem jakby z daleka, po czym otworzyłem oczy. Z moim wyostrzonym widzeniem było trochę lepiej. Stał nade mną z niewzruszonym wyrazem twarzy, a po chwili szybkim ruchem wyjął z siebie wbity między żebrami nóż. Kiedy to zrobił, najzwyczajniej w świecie usiadł okrakiem na moich biodrach. Zagryzłem wargi, żeby nie krzyknąć z bólu. Wydawał się dwa razy cięższy, niż wyglądał. Ponadto jego skóra była porównywalnie zimna do posadzki, na której leżałem. Wziął moje ręce i przerzucił mi je za głowę, w dalszym ciągu unieruchamiając nadgarstki jednym ruchem. Zacisnąłem powieki, czekając na ostateczny wyrok. Wiedziałem, że byłem skończony, choć w życiu nie przyszłoby mi na myśl, co zamierzał ze mną zrobić.
   Po rozpięciu i tak rozszarpanej koszuli, zaczął jeździć po moim obolałym torsie lodowatymi palcami. W dalszym ciągu nie otwierałem oczu. Pomyślałem, że robi to celowo, aby czas mi się dłużył. Jednak kiedy się nisko schylił i począł delikatnie lizać moją szyję i tors, znieruchomiałem. Coś mi tu śmierdziało. Lizanie stopniowo zamieniało się w gryzienie, zresztą w coraz nieprzyjemniejsze. Otworzyłem oczy i spróbowałem poruszyć ręką, jednak tylko nasilił uchwyt. Podejrzewając, co za chwilę nastąpi, zacząłem się wyrywać całym ciałem, nie zważając na przenikliwy ból w okolicy nadbrzusza i klatki piersiowej. 
- Miałeś... to...zakończyć w... inny sposób... - wydyszałem, prawie nie łapiąc tchu. Mówienie sprawiało mi olbrzymi wysiłek.
- Przecież nic takiego nie obiecywałem. Skąd takie podejrzenia? - na moment przerwał czynność i podniósł głowę, aby na mnie spojrzeć. Zobaczyłem, że jego granatowo-czerwone tęczówki przybrały jeszcze bardziej krwistej barwy, a źrenice całkiem rozszerzyły. Wzrok, jakim mnie obdarzał był przerażający. Pod wpływem impulsu, wykorzystałem moment i wyrwałem z uścisku nadgarstki. Natychmiast zainterweniował. Nachylił się i tuż przy tętnicy po raz kolejny wpił. Przeciągle jęknąłem. Znowu poczułem tą dziwną ulgę. Było dokładnie tak, jakby jego przyjemność wypijania mojej krwi, mi się udzieliła. Niesłychane, ale w pewnym momencie zapragnąłem, żeby wyssał wszystko co do kropelki. Może dlatego pragnąłem czegoś tak absurdalnego, bo łudziłem się, że to skróci moje cierpienia...?
Oczywiście skończył tak szybko, jak zaczął.
- Teraz nie będziesz się więcej bronił. Według mojego doświadczenia, nie powinieneś mieć już siły nawet na lekkie kiwnięcie palcem. 
   I miał skurwiel rację.
  W mojej głowie wirowało, po czym pojawiły mi się przed oczyma czarne plamy, aż nie dostrzegałem już niczego innego prócz ciemności. Słowa, które wypowiedział stopniowo się oddalały, jakby nagle stanęła między nami gruba, ceglana bariera. Jednak tak nie było, bo każdy jego kolejny dotyk mroził całe moje ciało. 
  Jeździł palcami po torsie, potem po podbrzuszu, w końcu dotarł do niższych partii ciała i tu na chwilę przerwał, aby bez skrupułów ściągnąć mi spodnie i zawiesić moje nogi na swoich ramionach. Wrócił do łapczywego badania mojego tułowia. Po jakimś czasie pozwolił sobie na więcej. Naprawdę, wolałem już być martwy, niż być świadkiem takiego okropieństwa. Ba, nie tyle, co świadkiem, ile samą ofiarą. 
  Poczułem w sobie jeden lodowaty palec. Za chwilę drugi, trzeci, czwarty... i kolejny. Ból się namnożył, a w rezultacie mój oddech stał się płytki i nieregularny. W końcu wyjął ze spodni swoją uwodzicielską męskość i pchnął ją do środka po sam koniec. 
Po gabinecie rozniósł się okropny wrzask pełen przerażenia i bólu. 




~~*~~




Nagle zza drzwi gabinetu doszedł ich przeraźliwy krzyk. Ochroniarze spojrzeli po sobie w milczeniu. Wrzaski powtórzyły się jeszcze z paręnaście razy, po czym nastała długa cisza, którą przerwało wyjście Devila z gabinetu. 
- Wynieście go do lochów. - rzucił krótko, wskazując na leżącą pośrodku pomieszczenia zakrwawioną postać. Chłopak, którego pojmali podczas próby ucieczki z zamku nie wyglądał już jak ten sam zdrowy, silny człowiek. Brudna, rozdarta koszula odsłaniała posiniaczony tors i brzuch. Na szyi były widoczne ślady po licznych malinkach i wbitej parze kłów w skórę. Lewą rękę miał jakoś nienaturalnie wygiętą, zaś prawą całkowicie stłuczoną. Spodnie ubabrały ślady krwi w większości w miejscu krocza, z którego krew się lała, nawet gdy najostrożniej jak potrafili, wynosili nieprzytomnego nieszczęśnika z upiornej siedziby dyrektora. 
 Kiedy oni wychodzili, w drzwiach stanęła jedna z banshee ze szmatką w ręku. 
- Wysprzątaj to. - rzekł Devil, wskazując niedbale w kierunku ubrudzonej posadzki, on natomiast również opuścił pomieszczenie. 
 Dziewczyna spojrzała ze smutkiem po gabinecie. Po chłopaku pozostała wielka kałuża krwi, która rozchlapała się po ścianach i samotnej kanapie.  








4 comments:

  1. Ja się grzecznie pytam, dlaczego tutaj nie na żadnych komentarzy?!
    Podoba mi się xD uwielbiam yaoi i fantastykę! Szkoda ze nie ma opisu gwałtu... Taka scena nadałaby "smaku" tej historii ;) będziesz dalej pisał/pisała to opowiadanie??

    ReplyDelete
  2. Dyrektor Sadysta TuT chłód i brutalność tak bardzo. *=* zaraz wchłonę całego bloga, nie mogę się oderwać. C:

    ReplyDelete
  3. Proszę o więcej , wspaniałe ^_^

    ReplyDelete
  4. Dzięki, nie spodziewałam się tylu pozytywnych opini, zwłaszcza że bardzo trudno było mi się do tego zabrać. Geneza Otoshiany tkwi w propozycji jednej z czytelniczek, raczej nie zabrałabym się za fantastykę sama z siebie. Będę kontynuować na pewno, ale proszę o cierpliwość.

    ReplyDelete