15.8.14

Jude.

Dział: Maniakalny doktor w ucieczce przed adoratorami.
Numer rozdziału: 18
Gatunek: Yaoi.



               Czyżby Bóg postanowił mi jednak pójść na rękę? Nie ufałem do końca jego działaniom i obawiałem się, że to tylko cisza przed burzą. Mimo to nie potrafiłem nie cieszyć się faktem, iż Martin tego samego ranka, zaraz po upojnej nocy, wrócił do domu, by zabrać stamtąd swoje rzeczy. W zasadzie został mu jakiś miesiąc do oficjalnej pełnoletności, miałem nadzieję, że jego rodzice nie będą mieli nic przeciwko. Zaraz... czy on ma zamiar im powiedzieć, że wprowadzi się do swojego o dziesięć lat starszego faceta?
               Tego samego ranka udaliśmy się z Ritą na pogrzeb ojca. Ludzie dziwili się naszą siłą psychiczną, jednak obydwoje w głębi duszy cieszyliśmy się powrotem Martina, dlatego nie potrafiliśmy jedynie smucić się i żałować. Jego śmierć była dla mnie również swego rodzaju nauczką, palił więcej niż ja. 
               Rita pytała mnie wielokrotnie, czy ze mną aby na pewno wszystko w porządku. Kiedy zwierzyłem się jej, że to Nina była moją prawdziwą matką, początkowo nie była w stanie uwierzyć. Gdy już udało mi się to udowodnić, zaczęła rzewnie płakać. W końcu straciłem obydwoje rodziców. To tylko sprawiło, iż czułem się podwójnie odpowiedzialny za Ritę, chociaż jej matka nadal dumnie stąpała po tym świecie. Nie pojawiła się na pogrzebie, jednak zadzwoniła do nas, by pocieszyć Ritę oraz zaprosić mnie do firmy tego samego dnia. Wiedziałem, że do samego końca traktowała ojca jak wroga, mimo to nie była w najlepszym nastroju tego dnia i otwarcie przyznała się do tego, iż żałuje, że nie pojednała się z nim przed jego śmiercią. Podpisałem papiery, po czym udałem się do domu pana Rooy'a.
— Alex, dobrze się składa — powitał mnie serdecznie. — Susan nie ma w domu, ale jeśli chodzi o ślub...
— Przykro mi to stwierdzić, jednak nie będzie żadnego ślubu — odpowiedziałem z uśmiechem. 
— Carter, miałem cię za odpowiedzialnego człowieka, a ty nagle... zmieniasz zdanie? — nie dowierzał.
— Nie zmieniłem zdania, panie Rooy. Wrobiono mnie. Nigdy w życiu nie oświadczyłem się pańskiej córce — dodałem.
— Sugerujesz, że ona znowu...? — spytał.
— Tak. W każdym razie jestem tu w innej sprawie — kontynuowałem. — Jeśli o to chodzi, faktycznie, zmieniłem zdanie, jednak zrobiłem to ze względu na burzenie się mojego życia prywatnego. Postanowiłem jednak rzucić pracę psychoterapeuty na rzecz swojej firmy.
— Stałeś się wypalony zawodowo, Carter, skoro nie dajesz sobie już rady z pacjentami! — zaśmiał się, klepiąc mnie po plecach. Miał w tym sporo racji. — W takim razie pozostaje mi tylko pogratulować ci! Napijmy się, skoro już jesteś. 
               Radości nie było końca. Schlaliśmy się w trzy dupy i śmialiśmy z kiepskich dowcipów szefa. Co by pomyślał ojciec, gdyby wiedział, jak postępuję po jego pogrzebie... Tak czy siak musiałem spędzić u niego trochę czasu. Nie chciałem zostawiać samochodu pod jego apartamentem, a musiałem wytrzeźwieć, by móc prowadzić auto. W takim stanie rzeczy wróciłem do domu grubo po dwudziestej. Ku mojemu zdziwieniu Martina jeszcze nie było. Zadzwoniłem do niego. Zbierał się powoli.
— Powinienem być przed dziesiątą — zawiadomił.
— Dużo masz gratów? Przyjadę po ciebie — zaproponowałem.
— Nie ma potrzeby, poradzę sobie — zaśmiał się. — Niepokoi mnie pewien fakt, do rodziców znowu przyjechali dziwni ludzie. Ale nie mają na sobie białych kitlów. 
— Chyba jednak przyjadę — odparłem stanowczym tonem.
— Spoko będzie, nie fatyguj się — zachichotał. — Tak tylko mówię, skoro mamy nie mieć przed sobą tajemnic.
               Uśmiechnąłem się, kiedy to usłyszałem. Czułem się teraz naprawdę szczęśliwy. Nie pamiętałem już wszystkich tych niemiłych zdarzeń, które miałem za sobą. W końcu wyszło dla mnie słońce. Wiedziałem, że już nigdy nie będę obawiał się deszczu. Zdawałem sobie sprawę z tego, iż nic gorszego mnie już nie spotka. Czyżbym kusił los? Nie sądzę. Miał złą strategię, wykorzystał wszelką broń, jakiej mógł na mnie użyć. Szach mat. Pokonałem go cierpliwością i wewnętrzną siłą. 
— Chciałam wczoraj iść wcześniej spać — zaczęła Rita. — Mogliście się tak głośno nie pichcić.
— Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem — odparłem. 
— Znowu ci się włącza to pseudo-ambitne poczucie humoru, jak widzę — rzuciła arogancko. — Teraz będziecie z Martinem bujać się po zielonych błoniach i emanować szczęściem tak, że wszyscy naokoło będą pytać "Jak to zrobiliście, że jesteście tak szczęśliwą parą?".
— A ja odpowiem im, że jesteśmy powierzchowni i nie mamy nic do powiedzenia — odpowiedziałem, wywołując u niej niepohamowany atak śmiechu. — Zrezygnowałem z pracy u Rooy'a.
— No w końcu, no w końcu — uśmiechnęła się, szczypiąc mnie po policzku. — W końcu wydoroślałeś. Może teraz Bóg cię pokocha. 
— Nie liczyłbym na to — westchnąłem.
— Dlaczego? Czyżbyś miał wrażenie, że to cisza przed burzą? — zapytała.
— Owszem. Uczę się na własnych błędach — odpowiedziałem. 
— Nie traktuj tak tego, całe życie zmarnujesz za zamartwianiu się i przestaniesz się nim cieszyć — powiedziała. — Co będzie, to będzie. Żyjmy teraźniejszością.
               Jaka głupia by nie była, miała rację. Mimo że czasem jej filozoficzne wywody przypominały przemyślenia wczesnych południowoamerykańskich żyrandoli, zdarzało się jej czasem powiedzieć coś w miarę ambitnego. Liczyłem, że to nie przypadek. 
— Kurwa mać, Carter! — wydarł się jegomość, wpadając nagle do naszego mieszkania, mało nie wyważając drzwi. — Dalej ze mną na dół!
               Spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem, poznając nagle jego tożsamość. Był to nikt inny, jak Jude Lisovsky. Początkowo obawiałem się, iż to jedna z jego chorych gierek, jednak, co jak co, nie był tak dobrym aktorem, by wyczarować sobie łzy i aż tak zmarnowaną twarz. Rzuciłem Ricie porozumiewawcze spojrzenie, po czym pognałem z nim na dół. Kazał mi wsiąść z nim do auta. Nie podobał mi się ten pomysł, ale bałem się, że coś się stało. W końcu Jude ani razu mnie nie oszukał. Poza tym chodziło mu jedynie o Elise, byłem w stanie zrozumieć jego desperację miłosną, gdyż sam miałem okazję ją przeżyć. 



Jednak to, co powiedział mi po drodze, naprawdę mnie zniszczyło. 



               Już po chwili byliśmy przed domem Bennettów. Stał w płomieniach. Wyniesiono z niego cztery doszczętnie spalone ciała. Z lekkim uśmiechem spojrzałem ku niebu. 
— Posunąłeś się do czegoś takiego, skurwielu? — zapytałem Boga wprost. — Zobaczymy, kto wyjdzie z tego cało. Rzucam ci wyzwanie, gnoju. Zrób wszystko, by mnie zniszczyć. Sprawdzimy, jak wiele jestem wart. 
               Jude lamentował. Nie widziałem go wcześniej w takim stanie. Sam zaś stałem w milczeniu. Nie szlochałem, nie płakałem, nie żałowałem. Byłem wściekły. 
— C-carter, może... może to nieprawda, może... cholera...
               Przewidywał miliony opcji, które karmiły go nadzieją, że Elise udało się przeżyć ten wypadek. Dopiero, kiedy zobaczył postawione zimne nagrobki na samym końcu cmentarza, dał sobie spokój. Zamknął oczy i pozwolił łzom bezkreśnie spływać.



K  O  N  I  E  C 

_____________________________________________________________
K, tym razem bez jaj co do kolejnego sezonu - tak, mam zamiar to zrobić. Może mnie zapytacie "Kurna, Lisu, pojebało cię, jak masz zamiar robić trzeci sezon, skoro uśmierciłaś głównego bohatera?!". Znajdziecie odpowiedź na to pytanie, nie martwcie się. :"D W końcu mogę się jeszcze trochę poznęcać nad Alexem, skoro jestem Bogiem, prawda? Bycie Bogiem to chyba dobry wzór. :O Oczywiście standardowo wrzucę ciekawostki i najlepsze cytaty (których w tym sezonie, jak przypuszczam, będzie o wiele mniej, ale zobaczymy). Ciekawość mnie zżera co do Waszych reakcji!

10 comments:

  1. Przegryzłam wargę ze złości. -.-
    Czemu do cholery jasnej nie możesz się zlitować i zrobić dobrego zakończenia? No czemu?! Jesteś sadystką! ;////

    Mam wizję, że to wszystko jest ściemą, nagrobki to fejki, a cała rodzina Bennettów pojechała na wakacje.
    Dobra, może nie wakacje, ale uśpili Martia i Elise i gdzieś ich wywieźli...
    Mówiąc krótko, coś znowu uknułaś. XD (bystra ja.)

    ReplyDelete
    Replies
    1. czy to już samookaleczanie? D:

      Chizu, dajże spokój, mogłaś się czegoś takiego spodziewać, czyż nie? :"D

      Delete
    2. W pewnym sensie spodziewałam, ale nadzieja, że jednak tym razem się zlitujesz zrobiła swoje :D

      Delete
  2. Weszłam sobie jeszcze tutaj zobaczyć, czy coś się nie zmieniło i taka radość- nowy rozdział! C: Jak zobaczyłam tytuł to uznałam, że coś się będzie działo i nie pomyliłam się. Po przeczytaniu taka załamka, bo jak czytam coś dobrego, to zawsze czuję więź z bohaterami. Nie mogę się doczekać co jeszcze wymyślisz c; ~ReiKatsumi

    ReplyDelete
  3. Replies
    1. Z całego serca.
      Jak możesz być taka bezduszna..
      ..
      Dobra, nie smęćmy. Jestem pewna, że Martin ożyje.
      Na pewno..

      Delete
  4. Martin no nieee!!!! Jak moglas?! Ja go kochałam! Tak jak Alex! Jak moglas! Nie moglas! Odkrec to! Miało byc szczęśliwe zakonczenie a tylko łzy płyną :CCCCC

    ReplyDelete
  5. Bardziej podły koniec niż w poprzednim sezonie ...Tym razem płaczę.W cholerę mocno płacze.Dlaczego ?..

    ReplyDelete
  6. Ja pierdolę.
    Brak mi słów.
    ...
    ...
    ...
    Aż się boję kolejnego sezonu.

    ReplyDelete
  7. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete