17.8.14

Jestem koniem!

Dział: Niemaniakalny biznesmen odnajduje maniakalnego doktora.
Numer rozdziału: 5
Gatunek: Yaoi.



                A więc stałem przed drzwiami jednego z najwyżej położonych mieszkań w starej kamienicy. Poprawiłem włosy i odważnie zapukałem do drzwi. Słyszałem po drugiej stronie jakieś szamotaniny, jednak cierpliwie czekałem. Chwilę później otworzyła mi rudowłosa w całej swojej okazałości.
— Rita! — wrzasnąłem przyjaźnie. — W tej koszulce wyglądasz jak albańska dziwka.
               I wtedy zrozumiałem, co miał na myśli Alex mówiąc, że ta kobieta ma siłę w łapie. Usiłowałem zatamować krwotok z nosa, jednak nijak mi to wychodziło.
— Kim ty w ogóle, kurwa, jesteś? — wydarła się na mnie.
— To ja, Rinn, znaczy Martin, nie poznajesz?


I wtedy zarobiłem dwa razy mocniej.




               Potem zrobiła naszą ulubioną kawę i wszystko jej opowiedziałem. Złapała się za głowę. Później zacząłem roztkliwiać się nad swoim spotkaniem z Alexem.
— Słucham? — Mało nie zakrztusiła się napojem. — Co z tobą? Bóg w tobie zamieszkał? To gorsze od raka!
— Ano. — Przechyliłem głowę w bok, nie bardzo rozumiejąc, o co jej chodzi.
— Byliście parą jełopów, znaliście się jak łyse konie — zaczęła — a teraz wam się zebrało na jakieś rzygowiny, to jest, czułości? Uważaj, staniesz się w jego oczach kimś takim jak Susan i stwierdzi, że może z tobą zrobić, co zechce.
— Bo może — odparłem bez namysłu.
— Pogięło cię! — wrzasnęła. — Co jest z tobą? Nie mogę uwierzyć, że twój charakter aż tak się zmienił.
— Wyobraź sobie, że przez te pięć lat było mi dość smutno bez niego — westchnąłem.
— Bez jaj... — trzasnęła pięścią w stół i podeszła do okna. — Stracisz go, jeśli będziesz pozwalać mu na wszystko. Martin, w przypadku Susan chodzi mu tylko o seks. Jeśli chodzi o ciebie, podoba mu się twoja osobowość. Lubi to, że nie zwracasz uwagi na innych i rozpychasz się łokciami, nie obawiając się konsekwencji. Lubi, jak przecinasz go na pół ostrzem swojej ciętej riposty. Jeśli nagle zaczniesz zachowywać się jak wierny szczeniak pod rozkazami pana, znudzi się. Miał już wiele takich pod ręką.
— Dlaczego próbujesz mnie zmieniać na siłę? — spytałem, pochmurniejąc. — Co, jeśli mój charakter uległ zmianie i teraz jestem taki, a nie inny?
— To życzę szerokiej drogi, ale pamiętaj, że cię ostrzegałam — odpowiedziała, totalnie olewając moje uczucia.  — Wiesz, dlaczego nie pozwalamy dzieciom palić, głosować i pracować w kopalniach? Bo są głupie. Dokładnie z tego samego powodu nie wyrażam zgody na to, byś się tak zachowywał.
               Nie chciałem podążać wedle jej wskazówek, jednak była tak rozzłoszczona, iż zacząłem uważać, że faktycznie ma rację. Przymknąłem się i postanowiłem posłuchać, co ma mi do powiedzenia. Była w końcu jego siostrą. A ja za wszelką cenę nie chciałem stracić Alexa.
— Martin, wcześniej też go kochałeś — kontynuowała. — A mimo to nie płaszczyłeś się tak przed nim.
                Skoncentrowałem się ze wszystkich sił, by przypomnieć sobie moje zachowanie przed kilku lat. Koniec końców do niczego nie doszedłem, tylko rozbolała mnie głowa.
— Kochanie, gdyby ktoś zapytał cię, kim jest Alexander Carter, co byś mu odpowiedział? — zapytała. Czułem się, jakbym został poddany testowi psychologicznemu.
— Powiedziałbym, że jest najczulszym, najprzystojniejszym i najinteligentniejszym fa...
— Nie — przerwała mi w pół zdania. — Powiedziałbyś "Carter, ten gnojek. Twarz, przez którą skwasiło Troję".
               Parsknąłem śmiechem i już po chwili tarzałem się po ziemi, nie mogąc tego zahamować. Rita spojrzała na mnie pobłażliwym wzrokiem.
— Teraz czaisz? — spytała, odpalając papierosa.
— Tak jest! — krzyknąłem, salutując. — Dzięki Rita, wiedziałem, że mi pomożesz.
               Więc rozwiązaniem był zwyczajny powrót do wrodzonego kretynizmu, którego skutecznie pozbyłem się zaraz po zdaniu na medycynę. Właściwie po co to zrobiłem? Lekarz nie musi być poważny. Najwyżej pacjenci nie do końca będą mi ufać. W zasadzie Alex też nigdy nie był przykładem terapeuty... a mimo to zaufałem mu jak nikomu. Kurna, przecież to tylko dlatego, że mnie bzyknął. Eh... nieważne.
               Gdy tylko opuściłem kamienicę, naszła mnie ochota na zimne piwo. Wybrałem więc czym prędzej numer Jude'a i zaprosiłem do konkretnego baru. Zgodził się bez zbędnych ceregieli. Z nim również miałem ochotę porozmawiać na temat Cartera.
— Pojebało cię?! Zasugerowałeś mu, że nawet, jak zostanie z tą czerwoną pindą, to nie będzie ci to przeszkadzać! — wrzasnął na mnie na samym początku rozmowy. — Ty kretynie, myślisz, że rozczulisz faceta takimi tekścikami? Uzna cię za dziwkę i na tym się skończy. Staniesz się prowizorką kobiety najgorszego typu.
— Dzielisz kobiety na typy? — zdziwiłem się.
— Nieważne, Rinn, załatw to jak facet albo chociaż... jak normalny, logicznie myślący człowiek.
               Na tym zakończyliśmy konwersację dotyczącą Alexa. Nie dowiedziałem się niczego nowego - Lisovsky powiedział dokładnie to, co wcześniej Elise oraz Rita.
— Rinn, słuchaj — powiedział jeszcze. — Jeśli jedna osoba mówi ci, że jesteś koniem, wyśmiej ją. Jeśli druga osoba powie ci, że jesteś koniem, zacznij się zastanawiać. Jeśli trzecia osoba powie ci, że jesteś koniem, kup sobie siodło.
— Kurna, dlaczego sugerujesz, że jestem koniem?! — wydarłem się na cały głos. — Mam jakoś dziwnie wydłużoną twarz, czy co?!
               Jude westchnął głęboko i oparł łokcie na blacie, spoglądając w dno kieliszka. Wkurzył mnie. Wszyscy mnie wkurzali i nikt nawet nie próbował zrozumieć tego, co czuje człowiek po pięcioletniej rozłące z lubym. Dlatego pod sam wieczór postanowiłem zadzwonić do jedynej osoby, która miała w sobie choć trochę emocji i nie zgrywała twardziela.
— Hej, Lisa, masz chwilę?
— Jasne, co u ciebie?
               Opowiedziałem jej całą tę historię. Jako jedyna przejęła się moim losem, zapytała nawet, co i jak się czuję. Mimo to powiedziała, że nie powinienem był dawać mu aż tyle luzu.
— Nie chcę cię ranić, Martin — zaczęła — ale czy wyobrażasz sobie go w łóżku z Susan?
               I wtedy przed moimi oczami ukazała się wyjątkowo perwersyjna scena miłosna z Carterem i jego żonką w rolach głównych.
— Nienienienienienie! — wrzasnąłem, potrząsając na boki głową. — Nigdy w życiu...
— Pozostaje ci postawić mu ultimatum — odparła. — Susan albo ty.
               Brzmiało to trochę przerażająco, jednak uznałem, iż faktycznie to było jedyne wyjście z tej sytuacji. Dlaczego sam na to nie wpadłem? Ach tak. Przecież jestem koniem. Nie mogę sobie pomóc. Bo jestem koniem.


Podjąłem decyzję.

4 comments:

  1. W końcu ktoś przemówił mu do rozsądku ;d
    Rita jak zwykle wie, co powiedzieć xD
    Mam nadzieję, że do Martina powróci dawny charakter!

    ReplyDelete
  2. W pierwszej chwili patrze na imię Lisa i takie "Kto kurwa?"
    A potem się skapłam i takie "Aaa.."
    Lisa dobra, Lisa się interesuje.

    ReplyDelete
  3. Nie rozumiem, o co chodzi z tym koniem ...Coś mi tam świta, ale jednak nie rozumiem ...Chyba jestem za głupia.xD

    ReplyDelete
  4. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete