29.7.14

Zobowiązanie.

Dział: Maniakalny doktor w ucieczce przed adoratorami
Numer rozdziału: 8
Gatunek: Yaoi.



               Obawiałem się tego, co Jude przed nami ukrywał. Bałem się, że doprowadzi plan do końca, po czym nagle zmieni go i dostosuje do własnych potrzeb, które okażą się nieprzychylne naszym. Wszystko było w jego rękach, my byliśmy świadomymi marionetkami. Świadomymi, bo zdawaliśmy sobie sprawę z tego, co się dzieje, marionetkami - gdyż nie mieliśmy wpływu na nasz dalszy los. Jude był lalkarzem. Mógł wykorzystać jedną ze swoich lalek w celu ochrony własnego życia. Musieliśmy się z tym pogodzić. Tylko w taki sposób sprostamy wyzwaniu odbicia Martina. Naprawdę miałem ochotę rzucić to wszystko. Coś mi nie pozwalało. 
               Kolejny dzień zapowiadał się nieciekawie. Bałem się myśleć, co tym razem zgotuje dla mnie los. Pojęcia nie miałem, dlaczego się tak uparł, w końcu jest tylu ludzi na świecie, czym ja zawiniłem? Problem przychodził za problemem, czepiały się mnie jak rzepy i nie chciały odpuścić. 
— Naprawdę masz na głowie tyle kłopotów, że przychodzisz tu codziennie? — spytałem, bo zrobiło mi się wręcz niedobrze na widok pierwszego pacjenta.
— Tak — odpowiedział z uśmiechem. — A to jest moja oaza spokoju.
— Chociaż twoja... — westchnąłem, biorąc łyk kawy. 
               Znowu byłem zaspany. Od kilku dni cierpiałem na tą cholerną bezsenność. Nie miałem pojęcia, co działo się z Martinem, Rita była w szpitalu, Jude coś kombinował... Z tego wszystkiego Luke zdecydowanie był najmniejszym problemem. Wkurzał mnie tylko fakt, że tak bardzo przypominał mojego faceta. W zasadzie z upływem czasu zauważałem, jak wiele ich różni. Martin na pewno nie narzucałby się, gdyby ktoś uświadomił mu, że tego nie chce. Poza tym miał ciekawszą osobowość i większe poczucie humoru. Luke był do niego podobny tylko z wyglądu. Zachowaniem przypominał jedynie jego marną kopię.
— Bo wiesz — kontynuował swój wywód. — Każdy ma coś takiego, co go uskrzydla. Niekoniecznie motywuje, właśnie uskrzydla. Zapełnia tą pustkę, pewnie wiesz, którą pustkę mam na myśli. 
               Pustka została zapełniona kilka miesięcy temu. Racja, uskrzydliło mnie to, ale asekuracyjnie trzymałem się ziemi. Upadek z takiej wysokości zdecydowanie by mnie zabił. Wolałem balansować pomiędzy ziemią a niebem - szczęśliwy, ale żywy. 
— Nie wiem, jak smakuje utrata takiej rzeczy... — mówił dalej. 
               Gorzko. Podbija cię z kopniaka wyżej, po czym popycha z całej siły w dół. Wtedy śmierć jest nieunikniona. Dlatego czasem wydaje mi się, że trzeba było mi pozbyć się uczuć do reszty, zamiast zostawiać trochę na tego typu sytuacje. 
— Ale nie wiem też, jakie to uczucie, kiedy ta pustka jest zapełniona — odparł cicho. 
               "Uskrzydla" to odpowiednie słowo. Jakie to uczucie? Wszystko jest na swoim miejscu, na odpowiedniej półce w hierarchii. Nie jest w pełni beztrosko, ale masz poczucie, że niezależnie od wszystkiego czujesz wsparcie. Nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli spróbujesz - uda ci się. Nie mylić z optymizmem. To obiektywne poczucie niewyobrażalnego szczęścia. 
— Gorzej, jeśli wiem, czego potrzebuję, ale nie mogę tego otrzymać — powiedział.
               Ale wtedy trzeba próbować. Nawet, jeśli jest się marnym pionkiem w grze, marionetką. Nawet, jeżeli twoje szanse są minimalne. Musisz starać się ze wszystkich sił i walczyć tak długo, póki nie zdobędziesz czegoś, na czym ci zależy. Dopiero wtedy zasłużysz na tą nagrodę.
— I, kiedy zaczynam walczyć, wszystko nagle się mi sprzeciwia — kontynuował. 
               Teoretycznie siła psychiczna też kiedyś się kończy. Mimo to warto inwestować w robienie zapasów. Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Ostatnio może trochę się obawiam, że zginę, jednak czuję, że to jeszcze nie jest odpowiedni moment, by się poddać. 
— Czuł pan kiedyś coś takiego? — zapytał. 
— Wiesz... — westchnąłem, biorąc kolejny łyk kawy. — Nie, nie czułem nigdy czegoś takiego. Najważniejszy krok jest już za tobą, skoro to znalazłeś. Skoro znasz genezę, teraz będzie z górki. 
               Zaczynałem uświadamiać sobie swoje uczucia. Nie było Martina, a ja czułem się, jakbym był posiadaczem zupełnie innego ciała niż moje. To było coś jak... reinkarnacja. Reinkarnacja i przebłyski wspomnień z poprzedniego życia. Ostatnimi czasy nie myślałem o niczym innym. Poza tym... biorąc pod uwagę mój stan obecny, mogłem na podstawie mojej wiedzy wywnioskować, co się będzie ze mną działo w najbliższym czasie. Czułem się tak rozbity, że zdawałem sobie sprawę z tego, jak bardzo niedługo będę emanować pozytywnymi emocjami do każdego człowieka, jakiego znam. Tylko po to, by dać upust swoim uczuciom. Cholerna ludzka psychika. 
               Prawie zapomniałem o umówionym spotkaniu po pracy. Dopiero, gdy spojrzałem na kalendarz i uświadomiłem sobie, iż jest wtorek, przypomniałem sobie o wizycie u Susan. Trochę cieszyły mnie moje podejrzenia, że będzie tam również szef. Wtedy na pewno ogarnąłbym się i nie mówił rzeczy, których nie powinienem. Tym się pocieszałem. 
               Tuż po zakończeniu pracy wybrałem się do ich apartamentu. Wjechałem windą na najwyższe piętro. Susan czekała na mnie przed drzwiami. Rzuciła mi się wręcz na szyję mówiąc, jak bardzo zżerała ją tęsknota. Przytuliłem ją również. Zaprosiła mnie do środka. W jadalni znów miałem lekki odruch wymiotny, gdy tylko zobaczyłem tą ilość jedzenia na stole. Zasiadłem na miejscu mimo to, witając się po drodze z szefem. 
— Alex, podobno przejmujesz jakąś firmę, to prawda? — zapytał z uśmiechem. — Staniemy na tym samym miejscu w hierarchii. 
— Tato, czy musisz zawsze rozmawiać o pracy? — uśmiechnęła się z zażenowaniem Susan.
— To prawda. Jednak nie musi się pan obawiać straty pracownika, chcę nadal pracować jako terapeuta — odparłem.
— Nie chodzi o to, Alex. — kontynuował. — Zdecydowanie nadajesz się na biznesmena. Szczerze powiedziawszy zastanawiałem się nie raz, dlaczego mimo takich ambicji kisisz się na tak niskiej posadzie.
— Nie uważam tego zawodu za jakąś specjalnie niską posadę — odpowiedziałem. — Jest wystarczająca. 
— Moim zdaniem, jesteś jednym z ludzi elity — kontynuował. — Powinieneś z tego korzystać i mierzyć wyżej. 
— Wystarczy — uśmiechnęła się Susan, zwieńczając tym tematy zawodowe. — Tato, chcielibyśmy ci coś powiedzieć. Jesteśmy zaręczeni.

4 comments:

  1. Bezczelna pinda!
    Zaręczeni? Zaręczeni?!
    Jebłam jak to zobaczyłam.
    Co-z-tym-Martinem? ;D

    ReplyDelete
  2. Ha, ha, haa, haaa.. hahahshhahahhahahahhahahahhahahahhahahahha popierdoliło ją.

    ReplyDelete
  3. Ta dziwka.. Niech potrąci ją samochód, niech spadnie na nią meteor, niech rudy murzyn zgwałci ją i porzuci w rowie- cokolwiek, żeby tylko odpierdoliła się od Alexa :c

    ReplyDelete
  4. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete