28.7.14

Atut.

Dział: Maniakalny doktor w ucieczce przed adoratorami.
Numer rozdziału: 7
Gatunek: Yaoi.



— Tak? — odebrałem. Kolana lekko się pode mną ugięły, trzęsąc się potwornie. Nastała chwila pauzy, oczekiwałem z niecierpliwością tego, co zaraz się stanie. 
— Alex Carter, nie mylę się? — zapytał niski głos. Nie należał on do Martina. Kurwa mać, pozabijam tych wszystkich kretynów. 
— Nie mylisz się — odparłem sucho. — A ty zdradzisz swoją godność, czy też pozostaniesz tajemniczy?
— Jude Lisovsky.
               Chłopak przedstawił mi w skrócie swoją tożsamość, stwierdziłem, że jeszcze mi się przyda. Dlatego postanowiłem ściągnąć go do swojego mieszkania już następnego dnia, razem z Elise. Wydawało mi się, iż obydwoje posiadają wystarczającą ilość informacji, by całą sytuację w miarę możliwości zrozumieć i zacząć działać. Poza tym... Martin, ten kretyn, zostawił u niego telefon. Gdyby nie to, byłby teraz z nim kontakt. Cholera. 
               Nazajutrz musiałem udać się do pracy, jako że długi weekend dobiegł końca. W pewnym sensie mnie to cieszyło, miałem już po uszy całego tego tygodnia. Jednak zapomniałem o istotnym fakcie. Fakt nazywał się Luke i mnie wkurwiał.
— Nie wydaje się to panu dziwne? Jest pan przed trzydziestką i jeszcze nikogo pan sobie nie znalazł. — Hm, a to już chyba gdzieś słyszałem.
— Skąd wniosek, iż nikogo nie mam? — spytałem, unosząc drwiąco brwi.
— A ma pan? — kontynuował wywiad środowiskowy.
— Mam — odpowiedziałem. Dziwnym trafem nie miałem poczucia, że kłamię.
               Luke nieco zdębiał. Później, na moją korzyść, wrócił do tematu swoich problemów, które nie dawały mu żyć do tego stopnia, że postanowił poradzić się terapeuty.
               Między wizytami postanowiłem zadzwonić do Rity, by sprawdzić jej stan zdrowia. Czuła się nieco lepiej, jednak w dalszym ciągu nie była w stanie sama podnieść się z łóżka. Nie chciałem jej przemęczać, powiedziałem więc jej o swoich zamiarach i zakończyłem tym rozmowę. Wykonałem wtedy jeszcze telefon do Elise, korzystając z tego, że dała mi swój numer podczas ostatniego spontanicznego spotkania. Zaprosiłem ją do siebie, podkreślając o obecności Jude'a i chęci zgromadzenia informacji. Miała nieco mieszane odczucia odnośnie tego człowieka, jednak obiecała współpracować.
               Przeprowadziłem ostatnią terapię, uprzątnąłem miejsce pracy i mogłem wrócić do własnych problemów. Mówią, że człowiek niedający sobie rady ze sobą, często ma aspirację zostać psychologiem. Coś w tym było.
               Wyszedłem przed budynek, by zapalić papierosa. Nie miałem ochoty spieszyć się do domu, z obawy o pewne informacje, których znać nie chciałem. Właściwie nie zdziwiłoby mnie, gdyby Martin postanowił zwyczajnie się z nami nie widzieć. I to był moment, w którym walczyłem sam ze sobą. Nie byłem w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy taki rozwój sytuacji by mnie zabolał, czy faktycznie byłbym obojętny. Moja gra aktorska wyewoluowała do takiego stadium, iż nie wiedziałem, które cechy należą faktycznie do mnie, a które są wyimaginowane. Doszedłem do wniosku, że nawet swoją twarz przerobiłem na maskę, po czym wrzuciłem do szuflady z całą stertą innych.
               Ocknąwszy się z dziwnych myśli spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że trzeba wziąć się w garść i jechać. Postanowiłem w końcu wyjść na przeciw losowi, zamiast omijać wszystkie przeszkody drogą na skróty. W końcu jak długo można żyć beztrosko?
               Czekali na mnie przed klatką schodową. Negatywne relacje między nimi dało się wyczuć na kilometr. Wydawało się, że ta dziewczyna chce go zabić. Nie wnikałem, musiałem zająć się teraz sobą. Wprowadziłem ich na górę i zaprosiłem do środka. Usiedliśmy dookoła stołu.
— Jude — zacząłem. — Jesteś jedyną osobą, która wie coś więcej niż my. Mam nadzieję, że podzielisz się wszystkimi informacjami, jakie zdobyłeś.
— Zacznę od pewnej sprawy, Carter — odparł szorstko. — Pomogę ci, ale nie wnikaj w moje własne uzasadnienia odnośnie do tego, co robię.
               Potaknąłem. Zapowiadało się interesująco. Poza tym ten człowiek... Jego zachowanie nie wskazywało na to, że w pełni będzie po naszej stronie. Odnosiłem wrażenie, iż będzie dążył do własnych celów. Jednak byliśmy mu do tego w jakiś sposób potrzebni. Spojrzałem na Elise. Zaciskała zęby ze złości.
— Niech będzie — odpowiedziałem.
— Jeśli chodzi o najistotniejsze fakty... — kontynuował. — Był u mnie dzień przed całym zajściem, siedział w zasadzie do drugiej w nocy. Zabrałem mu telefon komórkowy, możesz w zasadzie już mu go oddać.
               Rzucił na stół telefon. Zwracałem uwagę na wszystkie szczegóły, także na jego mimikę i mowę ciała. Ukrywał coś. Sam podkreślił, iż powie tylko o najistotniejszych rzeczach. Cholerny gnojek, czego on mógł chcieć?
— Jednak ma w swoim ciele chipa, więc znam jego lokalizację — odparł.
               Otworzyłem szeroko oczy. Kim, do cholery, był ten człowiek?! Wszczepienie chipa wymaga dość rozległej wiedzy, nie tylko w dziedzinie medycyny... Sam, po ukończeniu studiów nie byłbym w stanie tego zrobić, a zrobił to licealista?!
— T-ty dupku... — powiedziała Elise, zaciskając pięści. Mimo to nadal się hamowała. — Ty...
— Opanuj się, dziewczyno — zaśmiał się. — Gdyby nie to, nigdy byście nie wiedzieli o tym, że został zamknięty w psychiatryku.
— ...słucham? — spytałem, nie dowierzając w to, co mówi. Zdrowy człowiek w zakładzie psychiatrycznym? — Ktoś musiał im zapłacić. Sporo zapłacić.
— Być może — zachichotał. — Tak czy inaczej Bennett jest święcie przekonany, że wszyscy jesteśmy wytworem jego wyobraźni.
— Niemożliwe... — szepnąłem. — Schizofrenia paranoidalna? Uwierzył w to?
— Nie przekreślam opcji, że doszedł do czegoś i jest w trakcie ustalania jakieś strategii — odpowiedział. — Być może nawet realizuje już swój plan. Tak czy inaczej nie będzie nas to obchodziło, musimy go odbić, nie zważając na to, co robi teraz.
               Potaknąłem. Podobało mi się jego profesjonalne podejście do sytuacji, mimo to zdawałem sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna jest współpraca z tak inteligentnym człowiekiem. Przerażała mnie myśl, z jaką łatwością mógłby nas teraz wpakować w niezłe kłopoty, sam uciekając z miejsca zbrodni.
— Co możemy z tym zrobić? — zapytała Elise. Uspokoiła się już nieco.
— Póki co powiedziałem wam tyle, ile wiem — odparł. — Własną strategię trzeba dopiero opracować. Możecie mi zaufać i powierzyć to w pełni.
— Będziesz czegoś chciał w zamian? — zapytałem asekuracyjnie. — Czy po prostu ustalisz wszystko tak, by wyjść na swoje?
— Idziesz dobrym tropem, Carter, tego się po tobie spodziewałem — zachichotał. — Niestety nie macie wyjścia.
               Miał gnojek rację. Musieliśmy zdać się przede wszystkim na niego, jak wiele by nas to później nie kosztowało.
— Jednak pewien fakt nie pozwala mi tobie zaufać — odpowiedziałem. — Nadal nie wiem, dlaczego posunąłeś się do tego, by wszczepić mu chipa. Ponadto odnoszę wrażenie, że wiesz, kto za tym wszystkim stoi. Poza tym... twoje powody nie wyglądają na czysto przyjacielską relację. Masz zamiar wyrównać porachunki z "szefem" całej tej akcji?
— Postawiłem warunek na samym początku, nie wnikaj w moje powody — spoważniał nagle. — Wiedziałem, kto na niego poluje, ale byłem przekonany, że, nawet, jeśli zamknę go w swoim domu, ucieknie do ciebie. Miałem rację. Stąd chip. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się, że ta osoba posunie się do tego, by zamykać go w zakładzie, ale to nie powinien być większy problem. Póki co, mam zamiar się stąd usunąć. Bądźmy w kontakcie.
               Po tych słowach opuścił mieszkanie. Elise wpatrywała się martwo w jeden punkt. Po chwili przerwała ciszę.
— Powinniśmy w tym momencie przerwać współpracę z nim — szepnęła.
— Nie damy rady bez niego — odpowiedziałem. — Ten człowiek ma jeszcze niejednego asa w rękawie.
— Właśnie dlatego.

7 comments:

  1. Hahahahahahahahhahah umarłam po zobaczeniu tego filmiku XD
    A co do rozdziału - Jude zawsze wydawał mi się taki tajemniczy, ale teraz to przeszedł najśmielsze oczekiwania. Cała ta sytuacja jest ogółem świetnie przemyślana. Przybywa nowych tajemnic. Teraz tylko czekać na ich objaśnienie. :P

    ReplyDelete
  2. Nie wiem, ja to zrobiłaś, ale czytając moje komentarze masz głos identyczny jak ja O.o
    A twoje włosy (swoją drogą są na prawdę zajebiste *-*) przypominają mi włosy Agatki z Krainy Grzybów

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja też nie wiem. Zaawansowane programy do tworzenia muzyki pewnie coś ukrywają.

      Delete
  3. Jebłam xD
    Filmik zarąbisty ;D
    Ach ten Jude.. coś knuje.. *.*
    Jestem pewna, że to ta pinda Susan jest temu wszystkiemu winna.
    Czarownica.. Na stos z nią!

    ReplyDelete
  4. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  5. Tamten komentarz byl niezrozumiały XD no to wiec.. na filmiku jeblam jak osoby powyżej XDDD
    co do rozdzialu.. Jude... Ty popierdolencu, zajeb kogoś żeby oddał nam Martina, bo może mu coś tam odpierdzielic i psyycha mu siadzie x.x

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wiem, kurde, sprzęt mi siadł i trzeba było wbudowanym nagrywać. :"D

      Delete