5.7.14

Wsiadł na konia, poszedł pieszo.

Dział: Maniakalny doktor w poszukiwaniu trawy.
Numer rozdziału: 11
Gatunek: Yaoi.



Stawiałem ostrożnie kroki z obawą, że Alex obróci się w najmniej oczekiwanym momencie, swoim wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu zażąda natychmiastowych wyjaśnień, a ja nie będę miał zielonego pojęcia, co powinienem mu odpowiedzieć. Po raz kolejny, zamiast najpierw ustalić strategię, bez namysłu działałem spontanicznie. Znowu zdawałem się na szczęśliwy przypadek łudząc się, że i tym razem ujdzie mi to na sucho. 
- O, marchewka - odparłem aroganckim tonem, po czym wziąłem garść pokrojonych warzyw  z deski kuchennej i wpakowałem je sobie do (jeszcze niewyrobionej) paszczy. - Dobłe. 
I generalnie już chwilę później wisiałem do góry nogami, przewieszony przez umięśniony lewy bar Cartera, motający się na boki i pytający "quo vadis". Waliłem w niego pięściami, jednak on nie raczył w żaden sposób zareagować. Wyniósł mnie z mieszkania, mimo to nie postawił mnie na ziemi. Złapał się poręczy, westchnął głęboko, po czym zniósł mnie na sam dół, postawił po zewnętrznej stronie wejścia do budynku, wyjął z kieszeni klucze do jego mieszkania (skąd wiedział?!) i zamknął mi drzwi przed nosem. 
Na początku przeżyłem niemały szok. Totalnie nie spodziewałem się takiego zakończenia. Stałem jak wryty. Przez dłuższą chwilę nie słyszałem żadnych odgłosów z wewnątrz, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że pierdolony psychoterapeuta jest niestabilny emocjonalnie i walczy sam ze sobą niecałe pół metra przede mną. Gdy tylko usłyszałem pierwszy krok, kiedy tylko postawił swoją wielką stopę na pierwszym schodku, wściekłość ogarnęła całe moje ciało. Bez namysłu cisnąłem pięścią w dębowe drzwi, gdy nagle...
- Ałgrrkurwa - Tak wyszło, że Alex chyba jednak zmienił zdanie i wyszedł mi na spotkanie.
Chwilę później siedział już w swoim mieszkaniu na sofie, tamując krwotok z nosa. Ja natomiast pokutowałem na dywanie, pół metra przed nim. Starałem się unikać wzroku dyktatora, więc skupiłem się na jego stopach. To było prawie jak oglądanie pornola. Podniecałem się jego syrami, jakby były ósmym cudem świata. Nie minęło wiele czasu, żebym zorientował się, iż jestem obserwowany. Niechybnie coś na mnie patrzyło, ba, wszystko wskazywało na zbliżający się atak, którego nie zdołałbym przeżyć.
- Dobra, niech ci będzie, zabijaj, byle nie na śmierć - wypaprałem jednym tchem. - Chociaż w zasadzie...
Uniosłem powoli głowę, wychodząc na spotkanie jego spojrzeniu. Wpatrywaliśmy się w siebie dłuższą chwilę. Pewna myśl rozjaśniła mój umysł, doprowadzając jednocześnie do śmiechu. 
- Przecież ja nie mam cię za co przepraszać - wyszczerzyłem całe uzębienie w chamskim uśmiechu, unosząc przy tym drwiąco jedną brew.
Jego spojrzenie diametralnie się zmieniło. Początkowo było zdenerwowane, ciężką atmosferę dało się wyczuć nawet, gdy spoglądałem w inną stronę. Po moim krótkim wywodzie stało się skonsternowane i osłupiałe, by po chwili płynnie przejść w zatroskany, czuły i przepraszający wzrok. I akurat wtedy musiało mi coś odbić.
- Może przy poprzednich żartach ci się udawało, ale ta kwestia była zbyt poważna, żeby mogła ci ujść na sucho - odparłem, spuszczając głowę na dół. 
- Co masz zamiar teraz zrobić?
- Wyjść. Zmienić psychoterapeutę. Dopiero teraz, po poznaniu cię, czuję się naprawdę źle. 
Obawiając się rozwoju akcji, wstałem, po czym, nie fatygując się nawet krótkim spojrzeniem, opuściłem jego mieszkanie. 

***

Od tego dnia minął miesiąc. Codziennie siedziałem do późna w szkole, by nie mieć zbyt dużo wolnego czasu, który przysparzał mi wiele przykrych myśli. Rodzice postanowili dać mi spokój z psychoterapiami, gdyż zacząłem nalegać na odwołanie przyszłych wizyt. W pierwszym tygodniu szukali kolejnych moich ofiar, jednak w końcu machnęli na to ręką. Radziłem sobie całkiem nieźle, dopóki nie zacząłem analizować swojego problemu. 
- Ej, Jude - zacząłem pewnego razu podczas przerwy szkolnej. - Towarzyszy mi uczucie pustki.
- Znajdź sobie dziewczynę - rzucił bez namysłu, pakując do japy całą bułkę naraz. 
Jude był specyficznym człowiekiem. Miał czarne włosy do ramion, które zwykle związywał w kitkę, totalnie aroganckie spojrzenie i dystans do wszystkiego, co go otaczało. Jego majątek zaczynał się i kończył na małej stancji na przedmieściach, talencie do długiego spania i wielkim psie, którego nazwał "Pies". 
- Nie o taką pustkę mi chodzi, kretynie - wzdrygnąłem się na samą myśl o posiadaniu czegoś takiego jak "dziewczyna". - Chodzi mi o to, że cały czas czuję, że czegoś mi brakuje. Nie na zasadzie braku jakiejś nowej rzeczy, mam na myśli ból utraty kogoś, czegoś, chyba...
- Cały czas czuję, że czegoś mi brakuje... to z jakiejś piosenki, nie? - zapytał, wyciągając z mojej torby kolejną kanapkę. 
- Może - westchnąłem, wyciągając się na trawie. Spojrzałem w niebo. 
- Wszystko zależy od tego, czy straciłeś to ze swojej winy - dodał, pałaszując moje śniadanie. - Jeśli nie z twojej, nie powinieneś czuć się winny, no nie? To tak jak z dziewictwem. 
- ...Czemu porównałeś to do dziewictwa... - Zacisnąłem zęby, usiłując powstrzymać swoją rękę przed przypierdoleniem Jude'owi.
- Tak czy inaczej, twoje zachowanie jednoznacznie wskazuje na to, że straciłeś to coś wyłącznie ze względu na swoją głupotę. I ani trochę mnie to nie dziwi - podsumował, kładąc się nieopodal mnie. 
I wtedy zacząłem się zastanawiać, czy faktycznie nie popełniłem błędu.

4 comments:

  1. Ja się wcale nie dziwię, że mu jakoś pusto...
    DOBRA! Koniec z zastanawianiem się i leć już do niego chłopczyku ;D
    Rozdział świetny. Czekam na dalszy rozwój opowiadanie ;3

    ReplyDelete
  2. Rozdział genialny. Na prawdę jestem pod wrażeniem twojego stylu pisania, a wygląd bloga po prostu obłędny. Tak ci zazdroszczę. Masz na prawdę wielki talent. Jestem bardzo ciekawa, co się dalej wydarzy. Fajnie by było, gdyby rozdziały były nieco dłuższe, ale nie będę cie do niczego zmuszać. Bo to w końcu twój blog. Obserwuję i z niecierpliwością czekam na next ;*
    zapraszam do siebie: http://faster-than-fanfiction.blogspot.com/2014/07/3.html

    ReplyDelete
  3. Ja nigdy nie wiem co napisać jako komentarz... poprawia mi się humor z każdą nową notatką Doktorka i wszystko jest genialnie i pięknie tylko rozpaczam nad długością.. to tak boli, gdy już się czyta ostatnie linijki... :(
    Ale! To jest popieprzone i kocham :P
    Pozdrawiam! ;)

    ReplyDelete
  4. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete