22.6.14

Tylko mnie (...)chaj.

Dział: Maniakalny doktor w poszukiwaniu trawy.
Numer rozdziału: 10
Gatunek: Yaoi. 



- Martin, kim, do cholery, był ten człowiek? - zapytała, łapiąc się za głowę. - To miała być tajemnica, tak? Sam nalegałeś, żebym nikomu o tym nie mówiła... 
- Ćpun. Waginosceptyk - odparłem. - Psychoterapeuta. 
- Gej? - spytała, marszcząc czoło. 
- Chuj go wie. Mało zdecydowany jakiś - odpowiedziałem, wpatrując się w okno z nadzieją na jego wielki powrót. 
- Domyślił się, co tu robimy? - zapytała, ściszając głos. 
- Jak zobaczył plamy na ścianach, stwierdził, że to moja sperma - dodałem, opierając się o parapet. 
- W takim razie skąd to nagłe zażenowanie u ciebie? - zdziwiła się. 
- Chyba właśnie mnie rzucił. 
          Cóż. Postanowiłem utwierdzić się w przekonaniu, że najlepszy związek to związek jednodniowy. Bo stabilny, czysty, bezproblemowy, nieprzeterminowany, nikt się nikim nie zdąży znudzić, przyzwyczaić. Nawet w zasadzie udało mi się wmówić to sobie do tego stopnia, aby faktycznie się z tym zgodzić, aczkolwiek wizja bycia przelecianym przez pana Cartera tylko jednorazowo była dość przykra. 
          Czułem się też trochę wykorzystany faktem, że kleił się do mnie podniecony faktem, iż, być może, doprowadzę go na plantację marihuany. Ten facet zwyczajnie był dla mnie zbyt idealny, to musiało się roztrzaskać prędzej czy później. 
         Dziwiła mnie jedynie moja postawa - nie miałem żalu, szybko zebrałem się do kupy bez zbędnych histerii. Byłem na to gotowy? Zdecydowanie nie. Uzasadniłem swoje zachowanie tym, że zwyczajnie wróciłem do wcześniejszego obojętnego stanu. Stanu, w którym hibernowałem przed pierwszą wizytą u psychoterapeuty. 
- Wiesz, chyba się pomyliłem co do tego psychoterapeuty - odparłem cicho, grzebiąc widelcem w lichej kolacji. - Może faktycznie powinienem zmienić go po raz kolejny. 
- Skąd taka nagła zmiana decyzji? Jeszcze wczoraj byłeś zachwycony - Rodzona matka mnie wyśmiała. 
- Taaa... Nie powinienem był prowadzić go do tej chaty, przeczuwałem, że to się źle... 
- Zaprowadziłeś go tam?! - wybuchła w nagłym ataku radości. - I liczysz na to, że po czymś takim go zmienię? Nie łudź się. Dzwonił już nawet, by potwierdzić terminy wizyt w przyszłym tygodniu. 
          Zdębiałem. Naprawdę zaczynałem się gubić w tej fabule. Wszystko wydawało się być zawiłe i nic się z niczym nie łączyło. Gorzej - w moim sercu znów rozpalił się ogień nadziei, że koleś mnie przejedzie. Postanowiłem więc, mimo późnej godziny, złożyć panu Carterowi niespodziewaną wizytę domową. 
          Pognałem na tramwaj, tym razem wyposażony w zapas biletów i anielską cierpliwość, jako Martin mądry po szkodzie. Usiłowałem poukładać w logiczne zdania to, co chciałem mu powiedzieć oraz to, o co pragnąłem zapytać. W napadzie złości nawet to przerastało mnie trzykrotnie.
          Drzwi prowadzące na klatkę schodową były otwarte. Bez namysłu minąłem próg i udałem się na górę. Jedynym, co zakłócało w tej chwili mój umysł, było wspomnienie wczorajszej pogoni rozgrywającej się w dokładnie tym samym miejscu. Wiedziałem, że tym razem dramat nie zakończy się wpadnięciem w jego ramiona. 
          Przed drzwiami do mieszkania Cartera niespodziewanie wpadłem na wysoką kobietę, która początkowo zbluzgała mnie za tę wpadkę, jednak po chwili wybuchła niepohamowanym śmiechem. Ulżyło mi. Nie spodziewałem się tu spotkać Rity, aczkolwiek odnosiłem wrażenie, że w jakiś sposób mi pomoże. Rozmawiała przez telefon. Wskazała mi gestem, że mam zaczekać i nie ruszać się, póki nie wyda mi na to zezwolenia. Carterowie i te ich pierdolone wrodzone cechy... Zdecydowanie mieli ze sobą wiele wspólnego. 
          Zakończywszy rozmowę, nakazała mi się zamknąć i na palcach wejść za nią do mieszkania. Dość podejrzanie przy tym chichotała, czułem się totalnie zdezorientowany. Nie miałem nic do stracenia, posłuchałem więc rady i podążyłem za nią do środka. 
          Na widok Cartera serce mi zaczęło grać patetyczną Beethovena, myślałem, że się zesram. Na moje szczęście stał odwrócony tyłem do nas, przygotowywał kolację, więc nie było ryzyka spotkania się naszych spojrzeń. 
- Jesteś pewien, że o to chodziło? - zapytała Rita, rozwalając się na sofie stojącej przed telewizorem, kładąc na moich kolanach swoje stopy. Gdyby nie to, że była kobietą, bez wahania kazałbym jej zabrać te syry. 
- A co, masz jakiś abstrakcyjny pomysł na inną interpretację niż moja? - spytał arogancko. Zachowywał się dziwnie poważnie. 
- Dziwię się, że z tylu możliwych opcji wybrałeś akurat tę - odparła z zażenowaniem. 
          Czułem się nieswojo w roli obserwatora. Należałem do części społeczeństwa, które, niezależnie od woli, znajdowało się w centrum uwagi. Korciło mnie okropnie, by coś odpowiedzieć, dopowiedzieć, w dodatku swędziała mnie noga, a bałem się poruszyć z obawy przed laserami z oczu Rity. 
- Poza tym Elise Sol... - Drgnąłem. - To imię brzmi źle. 
- Co to za chora, nieuzasadniona w dodatku zazdrość z twojej strony? - spytała, chichocząc cicho na widok mnie dławiącego się własnym krzykiem. 
- Zazdrość... - westchnął.
- Więc umawiasz go na kolejną wizytę, by mimo wszystko pomóc mu od strony psychologicznej, ta? - kontynuowała wywiad środowiskowy.
- Nie, Rita, on nie potrzebuje żadnych psychoterapii - odparł z nieukrywaną troską. - Przecież wiesz, że jestem pierdolonym, samolubnym egoistą.
- Nie jestem pewna, czy dobrze rozumiem - Uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- To jest moja osobista psychoterapia - podsumował. - Uzależnienia też odstawia się stopniowo, a póki co potrzebuję jego pełnej obecności. 
          Zagryzłem szczękę na nadgarstku, próbując ukryć promienny uśmiech. O usłyszeniu czegoś takiego z jego ust nawet nie powalałem sobie marzyć. W zasadzie byłem przekonany, że Alex nie jest skłonny do wyrażania swoich uczuć w tak czystej postaci, tymczasem... 
          Tymczasem zaczynałem martwić się faktem, jak wybrnąć z sytuacji, kiedy Carter się obróci. Intuicja podpowiadała mi, że rzuci we mnie talerzem, tak jakoś. Podrapałem się po głowie. Zsunąłem ze swoich kolan stopy Rity, po czym, ku jej zdumieniu, na palcach udałem się w kierunku Alexa. 

4 comments:

  1. Tak sobie sprawdzam codziennie po parę razy, a tu co?
    Nowy rozdział mojego ulubionego opowiadania ;D
    Jeszcze bardziej mnie tą chatą zaciekawiłeś ;3

    ReplyDelete
  2. Hahaha.. i kolejny rozdzialik^^ To opowiadanie naprawdę poprawia mi humor, choć z każdym wpisem jest mi źle, że tak szybko się kończy :P
    A ta chata jest iście intrygująca ^^
    Pozdrawiam! ;)

    ReplyDelete
  3. aaa.. Super! Pisz tak dalej <3
    Zapraszam do mnie na nowy post!
    Za każdy komentarz się odwdzięczam!

    http://szejkus.blogspot.com/

    ReplyDelete
  4. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete