31.7.14

Upust emocji.

Dział: Maniakalny doktor w ucieczce przed adoratorami.
Numer rozdziału: 10
Gatunek: Yaoi.



               Uczucia nasilały się intensywnie, stopniowo paraliżując moje ciało od stóp do głów. Nie do końca sobie z nimi radziłem... W zasadzie w ogóle nie potrafiłem nad nimi zapanować. Nie miałem pojęcia, jak powinienem się zachować, jak postąpić... Sytuacja, w której zalegałem, przytłaczała mnie do reszty.
— Tak jest dobrze... — szepnął, wtulając się w mój kark.
               Oplótł mnie w pasie swoimi chłodnymi dłońmi, po czym przygniótł do ściany. Obróciłem głowę w bok, ciężko oddychając. Z jednej strony chciałem jak najszybciej go odepchnąć, z drugiej jednak... coś mnie powstrzymywało. Pragnąłem więcej i więcej. Nie znałem umiaru. Granice zostały zatarte do tego stopnia, że zniknęły. 
               Nie zauważyłem, kiedy również go objąłem. Przyciągnąłem go do siebie, otaczając jego ramiona swoimi. Wplotłem mu dłoń we włosy, przeczesując je delikatnie, podczas gdy on nie żałował sobie pocałunków na moim torsie. Rozpierały mnie skrajne emocje. Bałem się go odepchnąć, jak również obawiałem się momentu, w którym sam się odsunie. Mimo to...
— Luke, wystarczy — odpowiedziałem. Chciałem, by wydźwięk tego zdania był na tyle szorstki, by momentalnie go przekonał, jednak powiedziałem to z taką namiętnością, że nie zważył na to i kontynuował.
               Przesunął delikatnie językiem po moim lewym obojczyku, wywołując u mnie lekki dreszcz podniecenia. Później obsypał pocałunkami całe ramię. Zsunął ze mnie koszulę, by zejść do przedramienia, gryząc mnie niemalże do krwi.
— Koniec... — szepnąłem, nadal zbyt mało przekonująco.
               Odepchnąłem go lekko i odpuścił. Wytarł dłonią usta i uśmiechnął się zawadiacko, patrząc mi głęboko w oczy.
— Te wizyty są zdecydowanie za krótkie — odparł, po czym poprawił kołnierz swojej koszuli i wyszedł, żegnając mnie uśmiechem.
               Zapiąłem koszulę i poprawiłem krawat. Sumienie mnie gryzło. Cholera, dlaczego mu na to pozwoliłem? W zasadzie niczego nie zrobiłem... Sam rzucił się na mnie przed końcem wizyty. Chciałem go odepchnąć. Bogu, proszę, nie miej mi za złe. A ty, Martin... tym bardziej.
               Rozłożyłem się na krześle i, uniósłszy głowę ku górze, poległem w akcie desperacji. Złamałem złożoną obietnicę i zdradziłem miłość swojego życia. Odnosiłem wrażenie, że nie los, nie przypadek ani nie Bóg był winien moich problemów. Ja zawiniłem i to ja powinienem zostać skazany. Jednak nie chciałem, by inni musieli przeze mnie cierpieć. O stokroć wolałbym, by to mnie spotkał wypadek samochodowy, aby to mnie zamknęli w zakładzie psychiatrycznym. Na chwilę obecną byłem obarczony sfałszowanymi zaręczynami, a każde moje posunięcie w tej akcji mogło źle się odbić na mojej pracy.
               A gdybym tak przestał się nad sobą użalać i zaczął działać? Nie mogę w zasadzie powiedzieć, że niczego nie zrobiłem. Starałem się czynić, co w mojej mocy, mimo to nadal byłem tylko człowiekiem. Marną, nic nieznaczącą mrówką, która żyła w przekonaniu, że jest tu, bo ma określony cel, drogę, którą musi przejść i zadanie, które musi wykonać. Jak naiwnie.
               Wsiadłem do samochodu i z wściekłością trzasnąłem drzwiami. Nie miałem nawet ochoty na papierosa, który zwykł poprawiać mi nastrój i odstresowywać. Nikotyna została odsunięta na bok, obawiałem się, że mogę popaść w narkomanię. Zdawałem sobie sprawę z tego, że w zaistniałej sytuacji powinienem wziąć urlop, w końcu nabawiłem się takich kłopotów, iż sam potrzebuję pomocy. Mimo to brnąłem w to gówno nadal, robiąc wszystko, by nie odbiło się to na moim zawodzie.
               Ruszyłem w drogę na spotkanie z Judem i Elise. Byłem niezmiernie ciekaw, co mają mi do powiedzenia, a jednocześnie miałem ochotę urwać im łby. Judowi za to cholerne podejście, ukryte własne cele i fałszywość, Elise za pozorną inteligencję i zero czegokolwiek, co mogłoby wnieść coś do sprawy. Szczerze powiedziawszy była nam zupełnie zbędna.
               Tym razem czekali na mnie na górze, tuż przed drzwiami wejściowymi do mieszkania. Nie witając się z nimi, podszedłem do drzwi, przekręciłem klucz w zamku i wszedłem do środka. Weszli za mną. Zasiedli przy stole, mimo to udałem się prosto do swojej sypialni, by się przebrać i ogarnąć. Po chwili wróciłem i, z wzrokiem mordercy, usiadłem naprzeciwko Lisovsky'ego.
— Mów, na co wpadłeś — rzuciłem krótko i stanowczo.
— Dostałem się do bazy danych tego zakładu — zaczął. — Podejrzewam, że, niezależnie od tożsamości, nie wpuszczą nas do Martina. Dlatego sprawdziłem nazwisko jego współlokatora. Asekuracyjnie użyjesz tych dokumentów, Carter.
               Rzucił na stół podrobiony dowód osobisty, na którym widniało moje zdjęcie i zupełnie z dupy wzięte dane osobowe.
— Podasz się za niniejszego Adama Rooney'a i poprosisz o wizytę u Trace'a Rasaca — kontynuował. — Wprowadzą cię do zamieszkiwanego przez nich pokoju. Wtedy ważnym elementem będzie twoje zachowanie. Najlepiej nie patrz na niego, póki twoja "ochrona" nie opuści pomieszczenia.
— Niezłe — potaknąłem głową z uznaniem. — Kiedy przeprowadzimy tę akcję?
— W sobotę. Masz więc cały dzień na przemyślenie tego, co chcesz mu powiedzieć — odparł. — I teraz najważniejszy element, bo przecież nie wasze spotkanie jest głównym celem. Kiedy już uświadomisz go o naszym istnieniu, każ mu zrobić dodatkowe badania. Jestem pewien, że nie wszyscy lekarze w zakładzie wiedzą o łapówce danej głównemu dyrektorowi. Okaże się, iż jest zdrowy i go wypuszczą.
— Gdzie jest haczyk? — wtrąciła się niespodziewanie Elise. Racja. Plan był zbyt doskonały i przewidywał zdobycie wszystkich punktów, które mieliśmy na uwadze.
— Mogę was zapewnić, że do tego momentu działam dokładnie w ten sposób, co wy — odpowiedział z powagą. — Nie macie się o co martwić. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
               Przegryzłem wargę. Miałem wielką nadzieję, że plan Jude'a jest ściśle związany z dyrektorem placówki bądź osobą, która dała mu łapówkę. Mimo to intuicja podpowiadała mi, iż to któreś z nas może być celem, a cała akcja jest tylko przykrywką. Skomplikowane, ale jakże genialne. Odnosiłem wrażenie, że nie doceniam tego chłopaka. Skrywał wiele tajemnic, ale jego ponadprzeciętna inteligencja zdecydowanie nie wskazywała na tak mizerny plan, jakim byłaby zemsta na tamtych ludziach. Musiało chodzić o Martina, ewentualnie o Elise. W zasadzie... obawiałem się, że również ta dziewczyna ma jakieś własne ukryte cele w tej misji. Nie podejrzewałem ich o współpracę, to akurat się ze sobą gryzło. Ale czego mogłaby chcieć taka naiwna i głupiutka istota? Nie, niemożliwe. Stwierdziłem, że popadam w obsesję. Była jego siostrą, prawda? Gdyby coś mi się stało, Rita również by się w to wmieszała.
— Zjawimy się tutaj w sobotę z samego rana. Pogrzebię jeszcze w aktach i spróbuję się dowiedzieć czegoś więcej — powiedział. — Bądźmy w kontakcie.
               Jude opuścił mieszkanie bez zbędnych czułości i pożegnań. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i odpaliłem jednego z nich. Rity nie było, nikt nie będzie się czepiał, że firanki prześmierdną.
— Nie wiedziałam, że palisz — powiedziała Elise.
— A ty nie palisz? — spytałem z lekkim zażenowaniem.
— Nie — odparła.
— To najwyższa pora zacząć — rzuciłem krótko.
               Miałem déjà vu. Zorientowałem się, że ta rozmowa miała już kiedyś miejsce. Dokładnie tego samego dnia, kiedy spotkałem ją po raz pierwszy. Na dole, przed blokiem. Jednak moim rozmówcą był ktoś inny. Był nim Martin Bennett.
— Znasz dobrze Jude'a? — spytałem. Gdybym miał na niego jakiegoś haka, byłoby o wiele łatwiej. Chociaż spodziewałem się, że być może nie da się go niczym zagiąć.
— Kilka lat byłam z nim w jednej klasie, mimo to nie wiem kompletnie nic na jego temat — odpowiedziała. — Zawsze był duszą towarzystwa.
— Nie wygląda — odparłem, zaciągając się dymem tytoniowym.
— Bo ma kilka tożsamości — kontynuowała. — Jest aktorem. Zrobił sobie plan filmowy z rzeczywistości. Jest jak kameleon. Poza tym ma jakieś tajne źródła informacji. Wie wszystko o wszystkich i o wszystkim. Jeśli chcesz wyciągnąć na wierzch jakieś jego brudne sprawy... to na nic. Nie znajdziemy. Nawet, jeśli jakimś cudem nam się uda, zniweczy to. Jest zbyt dobry.
— Nam? — spytałem, mierząc ją wzrokiem. Zesztywniała, mimo że jeszcze chwilę temu była całkowicie rozluźniona.
— To nie było miłe... — szepnęła, marszcząc czoło.
— Bo nie miało być. — Zgasiłem niedopałek w stojącej na stole popielniczce i spojrzałem ku oknie. Ściemniało się. — Muszę jechać do szpitala.
— Coś się stało? — zapytała.
— Siostra miała wypadek. Ale to nie twoja sprawa — odparłem.
— Rita? — zadała pytanie.
— Martin ci o niej opowiadał? — spytałem, nie ukrywając swojego zażenowania.
— Nie, mama — odpowiedziała niezwłocznie.
— Twoja mama zdaje sobie sprawę z istnienia tajemnicy zawodowej? — rzuciłem.
— Ostatnio w domu panują różne tematy — powiedziała.
— Swoją drogą wasi rodzice muszą być wyjątkowo głupi, skoro ot tak postanowili wysłać Martina do zakładu psychiatrycznego — rzekłem, nie zważając na kulturę swojej wypowiedzi.
— Racja — potaknęła. Zaskoczyło mnie to, że nie zaprzeczyła.
— Czemu mówisz tak o swoich starszych? — zdziwiłem się.
— Mam swoje powody.
               Kolejna... Co wszystkim nagle odbiło z tymi sekretami, tajemnicami? Gdzie się podziała dobitna szczerość i prawda? Jakie kłopotliwe.
               Wsiadłem do samochodu, rozkoszując się chłodną melancholią panującą na zewnątrz. Przed chwilą przestał padać deszcz. Taką pogodę zdecydowanie najbardziej lubiłem. Odpaliłem silnik i pognałem przed siebie.
               Zapach szpitala. Rażące światło. Śmierdzące białe kitle. Cieszyłem się, że po ukończeniu medycyny postanowiłem jednak pójść w coś związanego z moim drugim kierunkiem studiów - resocjalizacją. Nie wytrzymałbym tutaj. To się gryzło z moją naturą.
— Rita. — Uśmiechnąłem się. — W sobotę zobaczę się z Martinem. Niestety nie ma go w domu.
— Gdzie jest? — szepnęła.
— Opowiem ci jak wrócisz, to dość skomplikowana historia — powiedziałem.
               Jej stan w dalszym ciągu był niestabilny. Nie wiedziałem, czego mam oczekiwać, jednak nadzieja z czasem zaczyna zanikać. Westchnąłem głęboko.
— Rita... straciłem Ninę, straciłem Martina... — zacząłem. — Susan zaczyna swoje niezdrowe gierki po raz setny... W pracy też nie jest za dobrze. Nie zostawiaj mnie.
               Jej oczy na krótki moment zaszkliły się łzami. Nie dziwiłem się. Rzadko zdobywałem się na tak emocjonalne zagrywki, jak ta.
— Obiecaj, Rita.
__________________________________________________________
A teraz, ludzie, idę na urlop, chyba mi się należy. Poza tym trzeba kuć do sierpnia z polskiego, fuck yeah! Nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy wrócę, ale wrócę. Dręczyły mnie jakiś czas temu myśli o porzuceniu bloga, ale przestały. :v Także... miłych wakacji i Wam. :3
               

6 comments:

  1. Urlop? W dodatku w TAKIM MOMENCIE?! Nie zgadzam się!
    Jude coraz bardziej mnie przeraża. Skąd on to wszystko wie, nawet już nie wspomnę o tym czipie... Jednak jego plan dotyczący soboty jest dziwny. Jest bardzo przemyślany, ale coś mi nie pasuje... Mam wrażenie, że nie pójdzie im tak łatwo. ;p
    Alex okazujące emocje przed siostrą to coś nadzwyczajnego XD
    I jeszcze powód, dla którego Elise uważa swoją rodzinę za głupią...
    Tyle zagadek przybywa, a Ty chcesz iść na urlop! ;/

    ReplyDelete
  2. Urlop w takim momencie, pfff... Ale cóż poradzić, rzeczywiście Ci się należy.
    Mam nadzieję, że szybko wrócisz na boga ^.^

    Co do rozdziału, w pełni zgadzam się z Chizu Chan- wszech wiedzący Jude, Alex okazujący emocje i Elise, która najwyraźniej nie przepada za swoimi rodzicami.. zrobiło się strasznie tajemniczo, a ja właśnie takie klimaty lubię c:










    ReplyDelete
  3. Więc postanowiłaś mnie zostawić... ;'-(
    No trudno. ;D
    Tyle się dzieje!
    Jude zrobił się agentem Lisovsky, kryptonim 007.
    Elise, mimo że jest moją imienniczką uchodzi za ciemną masę i, o zgrozo, może nią być.
    Alex ze zboczonego psychoterapeuty stał się rozchwianym emocjonalnie psychoterapeutą.
    Martin siedzi w psychiatryku i nie wie co jest prawdziwe.
    A no i nie zapominajmy o pindzie Susan. Wredna pinda!

    ReplyDelete
  4. Wszystko co w zasadzie chciałam napisać zostalo zawarte w komentarzach powyżej.
    Dodam tyle ze nie mogę się doczekać następnego rozdziału
    Wypocznij i dodaj tu coś bardzo ciekawego! Takiego supperasnego jak dotychczas :* miłego urlopu blogowego XD

    ReplyDelete
  5. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete