24.7.14

Podzielone zdania.

Dział: Maniakalny doktor w ucieczce przed adoratorami.
Numer rozdziału: 2
Gatunek: Yaoi.



— I teraz cię nagle olśniło, że jednak powinieneś być z Susan, tak? — zapytała z nieukrywaną ironią. — Zapewne czujesz się dowartościowany, podejrzewam, iż jesteś najwspanialszym kochankiem, jakiego miała. 
— Bardzo dużo ćwiczę, gdy jestem sam — odparłem, wcale a wcale nie próbując jej zbyć. — Widzisz coś złego w związku hetero? Rozumiem, że można być nietolerancyjnym, to całe hetero-nie-wiadomo, gwałcą swoje dzieci i w ogóle nie powinni mieć praw do adopcji, ale Rita, jestem twoim bratem, prawda? 
               Zwężyła swoje małe zielone ślepia i prychnęła z pogardą. Nastawiła wodę na kawę, mimo że było już południe, po czym rzuciła mi zdenerwowane spojrzenie. 
— I co? — spytała. — Masz wyjebane na ostatnie miesiące spędzone z tym gnojkiem, chociaż jeszcze kilka dni temu oczy ci się świeciły na samą myśl o nim? 
               Zawahałem się. W zasadzie pojęcia zielonego nie miałem, co czuję, wszystko przez ten durny nawyk hamowania emocji. Tak czy inaczej musiałem jej coś odpowiedzieć. 
— Może mam — odpowiedziałem. Poczułem w sercu dziwny ucisk. Nie, to nie były wyrzuty sumienia. Sumienie mam czyste. Nieużywane. — Dlaczego się w to wtrącasz?
— Wyobraź sobie, że tego małolata można kochać — odparła stanowczo. — Zbyt wiele szczęścia tutaj wniósł, by nagle go olać. Chyba że faktycznie jesteś takim skurwysynem, że nie powinnam uznawać cię za swojego brata. 
               Trzasnąwszy drzwiami z łomotem zamknęła się w pokoju. Nie czułem się urażony, nie musiała przepraszać. 
               Szefunio zaprosił mnie na smakowity obiad. Na szczęście podkreślił, żebym nie ubierał garniaka, bo poczuje się nieswobodnie. Było mi to na rękę, nigdy nie lubiłem eleganckich ciuchów. Zarzuciłem więc na siebie tylko płaszcz, założyłem buty i wyszedłem. 
               Deszcz lał jak z cebra, więc, korzystając z okazji, wjeżdżałem samochodem we wszystkie kałuże obok chodników, śmiejąc się diabolicznie z wszystkich "oblanych". Zasłużyli. Prawdopodobnie nigdy więcej nie spotka ich już taki zaszczyt z mojej strony. 
               Wydedukowałem, że Susan nie wróciła jeszcze z Australii. Byłem trochę zaskoczony faktem, iż szef zaprasza mnie do domu w środku tygodnia. Podwyżka? Mało prawdopodobne. O co mogło mu chodzić? Mówiłem już, że nie mam dupy z marmuru. Nie przeżyję tego. Czy powinienem przed wejściem spisać testament? A, niech się dzieje wola nieba. 
               Zaparkowałem przed wielkim apartamentem i zamknąłem auto. Szybkim truchtem podbiegłem do drzwi, by zanadto nie zmoknąć, zadzwoniłem. 
— Punktualny jak zwykle! — Powitał mnie w progu maestro. — Czuj się jak u siebie. 
               Żona Rooy'a zastawiła stół. Nie do końca wiedziałem, w jaki sposób mamy zjeść we dwójkę te wszystkie indyki, dziki i inne homary, aczkolwiek lubiłem żarcie za darmo. Swoją drogą właśnie poznałem genezę "piwnego brzuszka", jak zwykł to nazywać Martin. Właśnie, Martin. Czy on w tym momencie...
— Więc, Alex — zaczął niespodziewanie siwy bamber. — Myślałem, że masz więcej zaufania do szefa. 
— Myślę, że powinienem zacząć od przeprosin za mojego znajomego — zmieniłem chwilowo temat. — Często nie może się pohamować i bełkocze, co mu ślina na język przyniesie. 
— Carter, nie bądźże taki sumienny! — zaśmiał się głośno. — To wizyta domowa, nie zawodowa. 
— Rozumiem, mimo to... — zawahałem się. Szczerze powiedziawszy Martin mówił prawdę, cóż...
— Interesuje mnie raczej fakt, iż nas oszukałeś. — Uśmiech z jego twarzy nagle zniknął. 
— Źle pan to rozumie — odpowiedziałem, po czym zacząłem ustalać strategię na poczekaniu. 
— Doprawdy? — spytał z lekkim zażenowaniem.
— Ten chłopak ma pewne rzeczy do wyjaśnienia z Susan — kontynuowałem. — Nie chciałbym pana w to wtrącać, jednak sądzę, iż osoba pańskiego pokroju, stojąca tak wysoko w hierarchii ambitnych osobistości, w przeciwieństwie do większości idiotów stąpających po tym świecie, zrozumiałaby powagę tej sytuacji. 
               "Szach... mat" - pomyślałem, widząc, jak beztrosko uśmiecha się na widok prawionych mu komplementów. Co za debil. Naprawdę nie miałem pojęcia, w jaki sposób zaszedł tak daleko. Susan musiała odziedziczyć inteligencję po matce. 
— Skoro tak uważasz... — Łyknął haczyk. — Obiad ci smakuje?
               Nie sądziłem, że zaprosił mnie tylko po to, by wyjaśnić sytuację z Australią. Byłem niezmiernie ciekaw, co usłyszał od swojej córki. 
               Do samego końca wizyty rozmawialiśmy na tematy typowo zawodowe. Zaczynałem rozumieć, w czym tkwi jego ambicja - zwyczajnie dążył do celu po trupach. Cholerny, bezuczuciowy gnojek. A myślałem, że tego typu epitety są zarezerwowane tylko dla mnie. 
— I jak się bawiłeś na randce? — zapytała ironicznie Rita, kiedy tylko wróciłem do mieszkania. 
— Nie mam dupy z marmuru, moja droga — spławiłem ją. — Panna Susan nie wróciła jeszcze z delegacji, obecnie bada życie seksualne kangurów i nie śpieszy jej się na powrót. 
— Alex, zadzwoń do niego — spoważniała nagle.
— Nie martw się, w końcu sam przybiegnie. — Machnąłem ręką. — Wtedy pomyślimy. 
— Powiedziałam mu, żeby się do ciebie nie zbliżał, póki sam tego nie zrobisz — odparła. — Opowiedziałam mu, jak będziesz się zachowywał po wizycie Mithry. 
— Co ci strzeliło do głowy? — poddenerwowałem się nagle. Nie chciałem, by ktokolwiek wiedział o tym, co siedzi w moim wnętrzu. Wolałem pozostawać tajemniczy, tym bardziej, jeśli chodzi o Martina. Odnosiłem wrażenie, iż, jeśli zbyt dobrze mnie pozna, odkryje we mnie rzeczy, których ja nie chciałem pokazywać światu. 
— Podałam mu nawet adres naszego ojca, jeśli cię to interesuje — powiedziała z chamskim uśmieszkiem. 
— Rita... dlaczego...? — spytałem, zaciskając zęby z wściekłością. — Po jaką cholerę mieszasz go w to wszystko? Nie zauważyłaś, że co chwilę wciągamy go w jakieś niebezpieczne sytuacje? Po co mówić mu jeszcze więcej?
— Bo on, w przeciwieństwie do Susan, na to zasługuje — uzasadniła. — Nie mam pojęcia, co czujesz, ale zrobię wszystko, by ta pinda cię nie omamiła. Przejrzyj w końcu na oczy, idioto. Nie mam w zwyczaju cię obrażać, ale może chociaż to da ci w jakiś sposób do myślenia.
— Nie wtrącaj się w moje życie. 
               Czyżbym znów wszystko niszczył? Nie sądzę. Nikt jej nie prosił u udzielanie mi przyjacielskich rad. Poza tym... prawnik psychoterapeucie, serio? Przykre. 
— Rita, życie jest krótkie, nudne i pełne bólu — kontynuowałem. — Ale czasem zdarza się okazja na przeżycie czegoś wyjątkowego, dlaczego miałbym tego nie wykorzystać?
— Co rozumiesz przez "przeżycie czegoś wyjątkowego"? — zadała pytanie. — Taplanie się w forsie Susan i totalne zignorowanie swoich uczuć i wspomnień? Szerokiej drogi. A dopiero co mówiłam mu, że patrzysz na niego zupełnie tak samo, jak na Ninę. I co ja mu teraz powiem?
— ...powiedziałaś mu nawet o Ninie... — zacząłem niepewnie. Pierwszy raz w życiu naprawdę miałem ochotę uderzyć kobietę. — Wolę nie wiedzieć, o czym jeszcze rozmawialiście. Nie chcę z tobą gadać. 


7 comments:

  1. Hahaha Alex tak bardzo zły, oblewa ludzi brudną wodą z kałuży xD
    Baardzo podoba mi się zachowanie Rity, popieram ją w 100%, wiesz? ;d
    Dokopię Alexowi, jeśli zostawi Martina dla Susan. Co jak co, ale oni do siebie pasują. Może to tylko moja głupia opinia, ale tak już jest xd Nie przeżyję tego, jeśli coś pomieszasz. Będziesz miała mnie na sumieniu!
    Cieszę się, że dodajesz rozdziały tak często. Z niecierpliwością czekam na next. ;D

    ReplyDelete
    Replies
    1. to był zaszczyt. każdy chciałby oberwać od Alexa z kałuży.
      ja? ja zawsze mieszam :"D

      Delete
  2. Omnomnomn *-* czekam na następny *-* Alex taki zły ;-; ale Rita ma rację, biedny Martin cierpi przez tego dupka który uchodzi mi za sadyste ;-; czy on na prawdę tak bardzo lubi krzywdzić innych? A Susan kij w dupe i życzyć szczęścia z jakimś kangurem lub przydupiastym murzynem ».«

    ReplyDelete
    Replies
    1. za ostatnie zdanie stawiam Ci kebaba.

      kiedykolwiek.

      Delete
  3. Bycie oblanym wodą z kałuży przez Alexa to zaszczyt! ;D
    Mam tylko nadzieje, że ten kretyn się opamięta.. ;3
    Biedny Martin..

    ReplyDelete
    Replies
    1. łoczywiście, że zaszczyt. :v
      kretyni mają to do siebie, że albo opamiętują się za późno, albo wcale. :v

      Delete
  4. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete