31.5.14

Ślady zębów na kiełbasie.

Dział: Maniakalny doktor w poszukiwaniu trawy.
Numer rozdziału: 8
Gatunek: Yaoi.



        Obudziłem się ze świadomością, że to musiał być sen. Nie łudziłem się nawet nadzieją, że to wszystko stało się naprawdę. Nie przekonałoby mnie chyba nawet "fajnie mi się cię pieprzyło, kiedy powtórka?" w wykonaniu Alexa. W rzeczywistości na chwilę obecną leżałem nieruchomo (chyba) na kanapie, kurczowo zaciskając powieki z obawy przed widokiem swojego pustego pokoju. Niczego tak nie pragnąłem jak otworzenia oczu i zobaczenia leżącego na mnie Cartera. Niespodziewanie poczułem delikatny dotyk na swoim czole. 

\

        Ten perwert... nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo mi ulżyło. W sumie... to powinno być dla niego oczywiste. 
- Musisz mnie tam zabrać. Teraz - szepnął, całując mnie lekko w policzek. Poczułem się nieco zdezorientowany. 
- Gdzie? - zapytałem. 
- Do tego domu. 
        Przeląkłem się. Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia, nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa. Co mu się teraz przypomniało? 
- Po chuj chcesz tam iść? - spytałem bez ogródek.
        Nie odpowiedział. Odskoczył gwałtownie i usiadł obok mnie, nie przylegając już do mnie całym ciałem. Byłem pewien, że w rzeczywistości chce mnie poznać jeszcze bliżej, ale wstydzi się przyznać. Tak przynajmniej myślałem. Ale okazało się, że zwyczajnie srać mu się zachciało, więc wstał i wyszedł. 
        Przez jego obecność już prawie zapomniałem o istnieniu tamtej chaty, a on, skurwiel, musiał mi przypomnieć. Zastanawiałem się, dlaczego nalegał. Postanowiłem uciec z miejsca zbrodni. Założyłem więc pierwsze lepsze leżące obok mnie bokserki (chyba należały do niego) i zdecydowałem jak gdyby nigdy nic wyjść sobie w nich na miasto, niezależnie od pogody i reakcji ludzi. Ale, jako że Carter szcza z prędkością światła, złapał mnie skurwysyn w drzwiach. 
- Co, rozdziewiczyłeś się i już taki rebel nagle? - syknął, zamykając mi drzwi przed nosem. 
- Idę do domu. I nie będziesz mi mówić, co mam robić, a czego nie - odparłem tonem nieznoszącym sprzeciwu. 
- Będę. Jestem twoim psychoterapeutą, a ty jesteś chory psychicznie i niestabilny emocjonalnie - wyszczerzył całe swoje uzębienie w chamskim uśmiechu. 
        Co za sukinsyn! Teraz będzie wykorzystywać swoje stanowisko przeciwko mnie, tak? Tak? Ja ci dam, waginosceptyku jebany. 
- Nie obchodzi mnie to - uniosłem głos. - Nie obchodzi mnie nawet to, że...


       I znów wykorzystywał swój seksapil przeciwko mnie. A ja oczywiście poddawałem się mu, nie podejmując nawet ryzyka walki. Przebiegły szczyl. Pogłębiłem pocałunek, jednak on przerwał go niespodziewanie. 
- Jak mnie tam nie zaprowadzisz, to więcej nie dostaniesz - zachichotał. 
- Jak nie dasz mi z tym spokoju, to też na więcej nie licz - odpowiedziałem szorstko. 
- Hm? To jak długo beze mnie wytrzymasz? - spytał, uśmiechając się zawadiacko. 
- Mówisz, jakby to było dla mnie nie lada wyzwanie - syknąłem ze zdenerwowaniem. 
- Mówisz, jakby przestało ci zależeć po jednym razie - podsumował, wywołując u mnie lekki dreszcz adrenaliny. A może... wyrzutów sumienia? Nie, nie miałem powodów...
- Dlaczego się w to mieszasz? Dlaczego akurat w to? Pozwoliłem ci na tak wiele, a ty wciąż chcesz więcej - westchnąłem. 
- Co jest z tą chatą, że nawet mi nie chcesz o tym powiedzieć? - spytał, poważniejąc nagle.
- Nadal jesteś moim psychoterapeutą. Obiecałem sobie, że żaden z moich lekarzy nie dowie się niczego na ten temat - dodałem. 
- Ukrywasz przede mną plantację trawy, której szukam, odkąd jestem na tym świecie - powiedział. - Dalej, pokaż mi, zahandluję tak, że resztę życia spędzimy na Hawajach, no. 
- Patrzę w te twoje kocie oczy w kolorze gówna i odnoszę wrażenie, że poważnie masz ochotę zajarać - zdziwiłem się. 
        Odpowiedział mi zawadiackim uśmiechem, po czym przeczesał moje włosy palcami. W popłochu szukałem w swoim umyśle jakiejkolwiek wymówki, żeby go tam nie zabierać, żeby go przekonać, że to nie ma sensu. W rzeczywistości znałem powód moich częstych wizyt w tamtym miejscu i to było wystarczającym uzasadnieniem tego, dlaczego nie chciałem go tam zabierać. Patrząc mu w oczy miałem jednak wrażenie, że wszczepi mi GPS w dupę, jeśli nie pozwolę mu rzucić okiem na tą chatę. 
- Podaj mi prawdziwy powód tego, po co chcesz tam iść. Wtedy wszystkiego się dowiesz - zaproponowałem. 
- Wiem, że to gówno da. Niczego ci nie powiem. Zadzwonię do twoich starszych i dopytam się o lokalizację - zaśmiał się, po czym pozbierał wszystkie ubrania z podłogi i udał się w kierunku sypialni. W połowie drogi skoczyłem na niego, powalając go na ziemię. 
- No weź mnie, kurwa, nie wkurwiaj - zdenerwowałem się. - Chcesz, żebym cię znienawidził?


        Spojrzał na mnie z kompletną dezorientacją. Wydawał się być coraz bardziej zaciekawiony tym domem. Trzeba mi było nie grać na zwłokę. 
- Nie jesteś w stanie tego zrobić, przecież jestem zbyt seksowny - uśmiechnął się. 
- Racja... - westchnąłem z rezygnacją. - Ale proszę cię po raz ostatni, nie rozgrzebuj spraw starych jak świat. 



3 comments:

  1. Kocham Cię, wiesz?!
    Niegrzeczny psychoterapeuta, żeby tak spać ze swoim chorym psychicznie i niestabilnym emocjonalnie pacjentem xD

    Aż mnie zżera od środka z tą chata :D
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;3

    ReplyDelete
  2. Rozumiem Cię lepiej niż Ci się wydaje.
    Ja siebie też. o3o

    Teges. Tak, Lisu Cię zaskoczy. Tak sądzę.

    ReplyDelete
  3. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete