7.6.14

CasLys: Odcinek 1

Dział: Castiel x Lysander
Numer rozdziału: 1
Gatunek: Yaoi


        Nic bardziej denerwującego. Byłem pewien, że jedyną sytuacją, która mnie zirytuje, będzie potencjalne spotkanie mojego wroga publicznego numer 1, kochanego pana Nathaniela, przyjaciela bliskiego memu sercu, ALE NIE! Zbliżyła się do mnie niespodziewanie dziwna laska, pusta z twarzy, płaska i jakaś dziwnie z ryja przybita, poza tym widziałem ją tu pierwszy raz i, tak, łudziłem się, że ostatni. Nigdy nie lubiłem natłoku nowych ludzi w liceum. 
- Dzień dobry. Jestem nowa - zaczęła rozmowę równie nijako, jak wyglądała. Dziewczę drogie, czy ty jakiś dziwny odłam burżujskiej elity reprezentujesz, że witasz się ze mną na "dzień dobry"? Ok, ja nie wnikam, ale nie mam zamiaru być tolerancyjny. 
- No i? - odparłem szorstko, nie fatygując się nawet o wymuszony uśmiech. 
- Zawsze jesteś taki miły? - spytała, a na jej twarzy pojawił się grymas. Pff, nie wierzę, użyła sarkazmu. 
- Szczególnie dla nowych. Jestem Castiel - odpowiedziałem równie sucho, co poprzednim razem, jednak na mojej twarzy malował się szyderczy uśmiech. 
- Ja jestem Sucrette, wpadnę później. Dopiero co przyjechałam i mam urwanie głowy z papierami - rzuciła krótko, łapiąc się jednocześnie za głowę. 
- Haha, wiem, o co chodzi. Powodzenia z tym durnym gospodarzem - nie pohamowałem się. W sumie... czy ja kiedykolwiek się hamowałem?
- Jest z nim jakiś problem? - zapytała, uśmiechając się zawadiacko. Może nie była aż tak głupia, na jaką wyglądała?
- W życiu nie widziałem tak spiętego i sztywnego typa - podsumowałem, dając znać o swoim rebelianckim i pseudo-złym stylu życia. A może po prostu nie lubię warzyw?
-  Ach, nie wydaje mi się, żeby to było prawdą... - odparła z zaawansowaną dozą sarkazmu. Odpowiedziałem jej uśmiechem, po czym zająłem miejsce na schodach prowadzących do budynku. 
        Była, jak już powiedziałem, pustą i przybitą z ryja blondynką o krótko ściętych włosach. Nosiła czerwoną baseballówkę, ciemny T-Shirt i poprzecierane jeansy. W sumie dlaczego pomyślałem, że wygląda na głupią? Nie wydawała się być tapeciarą, blacharą, lodziarą ani nawet... Tak. Wszystko wina koloru włosów. Nie dość, że świadczy o zawartości (a raczej jej braku) mózgu, to przypomina kolor kłaków tego szczyla, Nathaniela. Mają nawet podobną fryzurę. Muszę uważać na imprezach, jeszcze przypadkowo przejadę szanownego pana gospodarza i dopiero się porobi. 
- Znowu ty? - podskoczyłem gwałtownie na jej widok.
- Twój T-shirt coś mi mówi - rzekła, dosiadając się na niebezpiecznie małą odległość. 
- Ach, tak? I co ci to przypomina? Rysunek na tyłku twojego ostatniego kucyka pony? - zapytałem bez zbędnych ogródek. 
-  Nieprawdopodobne, to logo grupy rockowej - Nie miałem pojęcia, co w tym nieprawdopodobnego, ale niech będzie. 
- A więc, nowa, znasz grupę Winged Skull? - spytałem z nieukrywanym zaciekawieniem. 
- Też lubię rock, od czasu do czasu - podsumowała. Może faktycznie nie była aż tak głupia? Nie, racja, nadal była blondynką. Postanowiłem w bliżej nieokreślonej przyszłości siłą zmusić ją do zmiany koloru włosów. Najlepiej na czerń albo burgundową czerwień. 
        Nie siedzieliśmy długo, Su musiała zwijać się w celu dokończenia spraw papierkowych, ja - miałem próbę zespołu. Tym razem nie odbywała się w szkolnej piwnicy w środku nocy, tylko za dnia, gdzieś na mieście. Lysander wysłał mi sms'a z lokalizacją, ale, mimo że mieszkałem tu od dobrych kilkunastu lat, nie mogłem ogarnąć, gdzie ta dzielnica może się znajdować. Postanowiłem więc zrobić mu wjazd na chatę przed czasem i jechać tam razem z nim. Miałem dziwne przeczucie, że to się źle skończy, mimo to... W zasadzie to nie miałem wyjścia. Wiedziałem, że moja orientacja seksualna w terenie nie pozwoli mi trafić tam w ciągu godziny, a jakoś niezbyt chciało mi się bezsensownie tracić czas. 
        Jebnąłem pięścią w drzwi, jak to rebele zwykli robić, po czym zorientowałem się, że przecież na ścianie obok jest domofon. Domofon, kurwa, do domu jednorodzinnego, tfu, apartamentu, willi pierdolonej wiktoriańskiej, czy jak to gówno śmie się nazywać. Zacząłem z niecierpliwością gwałcić przycisk domofonu, jednak w dalszym ciągu nie otrzymywałem odpowiedzi. Miałem ochotę zacząć drzeć ryja i rzucić mu kamieniem w okno, ale nie zdziwiłbym się, gdyby napadło mnie stado pitbullów, dinozaurów czy innych jeleni. Dammit. I wtedy nagle drzwi się otworzyły. 

6 comments:

  1. Cudo! Dawaj nowy rozdział, bo zwariuję :-)

    ReplyDelete
  2. Hmm.. Boskie! <3! Ymm.. Czekam na next ^^

    ReplyDelete
  3. Uwielbiam opowiadania o nich :3 . Dodaj proszę kolejne części opowiadania :c ! Fajny blog (:

    ReplyDelete
  4. Kurwa, kolejne opo przy którym mam bekę XD
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy XD

    ReplyDelete
  5. Kurwa, kolejne opo przy którym mam bekę XD
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy XD

    ReplyDelete