24.5.14

Piwo pod wiszącą pałą.

Dział: Maniakalny doktor w poszukiwaniu trawy.
Numer rozdziału: 7
Gatunek: Yaoi.



        Czeka pod domem? Czy go pojebało? I co ja niby miałem powiedzieć rodzicom? "Ej, ojciec, psychoterapeuta po mnie przyjechał, jedziemy się pieprzyć"? Jasna kurwa. Mógłby sam wejść i coś zagadać, przykładowo, że zabiera mnie na... Nie, dobrze, że nie przyszedł.
        Oczywiście również w tej sytuacji ujawnił się mój wrodzony pech. Ledwo zdążyłem go zjechać (w każdym tego słowa znaczeniu) w myślach, a już usłyszałem dzwonek do drzwi. Zbiegłem ze schodów z prędkością światła, zrzucając przy okazji doniczkę na ziemię, jednak mamcia była pierwsza. Widziałem w zwolnionym tempie, jak otwierają się drzwi, by po chwili... SKISŁEM.
- Witam - powitał moją starszą szerokim, zalotnym uśmiechem, wręczając jej wizytówkę. Powalić seksapilem matkę swojego przyszłego faceta, co za...! - Polecenie służbowe.
        Rozmawiał z nią jeszcze chwilę, a ja stałem jak wryty. Alex, który potrafi szczerze się uśmiechnąć. Nie, to musiała być gra aktorska. W końcu Alexa uśmiech boli. Mimo to wpatrywałem się jak zaczarowany. Debil nie znał zasad kultury ani norm moralnych, toteż nikogo nie zdziwi fakt, że wszedł do obcego domu z niedopiętą koszulą. Pff, pewnie myślał, że na widok jego torsu doznam orgazmu. I miał skurwiel rację.
        Po zakończeniu rozmowy skinął ręką na znak, żebym się pospieszył. Uświadomiłem sobie, że Rita miała rację. Nawet ja byłem w stanie zobaczyć to "coś" w jego oczach. Założyłem buty i wyszedłem bez pożegnania.
- A ty kiedy mnie przedstawisz swoim rodzicom? - zapytałem zalotnie. Dopiero po chwili zrozumiałem, co powiedziałem. - N-nie, w sumie to żartowałem tylko, to był taki żart nieudany, nieudany żart, wiesz, żarcik kosmonaucik, nie musisz mnie przedstawiać, ani teges...
- Rita ci powiedziała... - spochmurniał. Zapiął pasy i spojrzał martwo przed siebie.
       W zasadzie nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Chyba chciałem, żeby był tak szczęśliwy, jak chwilę temu, nawet, jeśli to była tylko głupia gra aktorska. Pragnąłem tego samego uśmiechu, który widziałem moment wcześniej. Dlatego. Dlatego rzuciłem krótkie "przepraszam", po czym odruchowo położyłem dłoń na jego policzku, by odwrócić jego twarz ku mnie, a następnie zatopić się w głębokim pocałunku. Głębokim, lecz nie łapczywym i zaborczym. Miałem zamknięte oczy, nie widziałem, czy jest zdziwiony, czy zdenerwowany... Wsunąłem delikatnie język w jego usta i zacząłem nim powoli poruszać, badając nowe tereny. Chwilę później poczułem, że... odwzajemnił to. Zrobiło mi się błogo i przyjemnie, bałem się przestawać. Chciałem dokładnie poznać jego smak i poczuć go. Alex jednak odsunął się zaraz przed momentem kulminacyjnym, rzucając mi obojętne, skurwysyńskie spojrzenie.
- Alex, czy mi się wydawało, czy ty odwzajemniłeś mój pocałunek? - zatrzepotałem rzęsami, cicho chichocząc.
- Jesteś mokry - zdissował mnie. Mimo to nie miałem zamiaru teraz rozwalać się na pół rozcięty ostrzem jego ciętej riposty.
- Dziwne byłoby, gdybym nie był. Przecież wiesz, że podniecam się na samą myśl o tobie. A więc, odwzajemniłeś go? - ponowiłem pytanie.
- Odwzajemniłem - odpowiedział, odpalając silnik samochodu.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytałem. W tym momencie czułem, że skończył się mój limit pytań.
- Nie chciałem, żeby ci było przykro - odparł. Czegoś takiego się spodziewałem.
- Jakbyś się czuł, gdybym był w stosunku do ciebie równie obojętny, co ty do mnie? - zaryzykowałem.
- Poczułbym ulgę - rzucił bez dłuższego namysłu.
- To mnie wysadź - powiedziałem z wyraźnie odczuwalnym zdenerwowaniem. Wiedziałem, że ma w zwyczaju rzucać chamskimi docinkami, ale zaczynało mnie to irytować.
- Nie zrobię tego - zadeklamował. No myślałem, że mnie chuj strzeli.
        Postanowiłem milczeć jak grób do końca drogi. Nawet po tym, jak samochód zatrzymał się na parkingu, nie ruszałem się z miejsca.
- Wziąć cię na ręce, księżniczko? - zaśmiał się, otwierając mi drzwi. Westchnąłem ze znudzeniem i wysiadłem z auta. Robiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby zauważył mój grymas. On jednak wydawał się mieć wyjebane. Szedł przodem do mieszkania, a ja podążałem za nim jak ślepa, głupia owieczka.
        Gdy tylko weszliśmy do środka, Alex wyjął z lodówki kilka puszek piwa. Włączył telewizję, po czym rozsiedliśmy się na kanapie stojącej w kuchni. Kiedy zauważył, że przez pierwsze pół godziny nie zrobiłem nic poza wychlaniem trzech puszek, postanowił przejąć inicjatywę.
- Chcesz porozmawiać? - spytał równie obojętnie, co zawsze.
- Nie - odparłem krótko.
- Chcesz się pieprzyć? - zapytał. Tutaj miałem lekkie wahania, jednak odpowiedziałem w miarę jednoznacznie.
- Nie chcę... - westchnąłem.
        Spojrzał na mnie z lekką troską w oczach. Chciałem cieszyć się z tego, że zdał sobie sprawę ze swojego błędu, ale wiedziałem, że zaraz zrobi mi głupi żart i tylko się niepotrzebnie wkurwię.
- Nie pij więcej - powiedział tylko, zabierając mi niedokończoną czwartą puszkę.
        Czułem, jak świat zaczyna wirować wokół mnie. Zdałem sobie sprawę z tego, że wypiłem to zdecydowanie za szybko. Ale było już za późno. Chwilę później nastał kluczowy moment. Nie wiem, kogo bardziej zaskoczyłem - jego czy siebie, ale nagle zebrało mi się na płacz, a, jako, że byłem pijany, nie żałowałem sobie. Zasłoniłem twarz dłońmi, jednak on je odsunął i zaczął się we mnie łapczywie wpatrywać. Przysunął się bliżej i zaczął kosztować moich ust. Odepchnąłem go dość mocno.
- Spieprzaj - szepnąłem cicho. - Koniec z pierdoloną litością.
        Alex kompletnie olał to, co zrobiłem. Popchnął mnie na kanapę, złapał za nadgarstki tak, żebym nie mógł nimi ruszać, po czym pocałował mnie jeszcze raz, natarczywie i łapczywie, ale wyjątkowo przyjemnie. Zaniechałem prób uwolnienia się, ale nie łudziłem się nadzieją, że robi to z czystej, własnej ochoty.
        Dłuższą chwilę byłem w stanie kompletnego upojenia. Ocknąłem się w momencie, gdy szatyn zaczął zsuwać ze mnie bokserki. Góry garderoby nie miałem już na sobie chyba dobre kilka minut, zobaczyłem liczne malinki zdobiące mój tors, ponadto czułem silne pulsowanie swoich sutków.
- A-Alex... - Podniosłem się niespodziewanie do pozycji siedzącej. On też był już prawie nagi. - Nie chcę...
- Nie chcesz? - Szczerze powiedziawszy nie sądziłem, że tak łatwo się podda. Wyglądał, jakby miał zamiar zacząć się ubierać, więc szarpnąłem go za ramię.
- Już mi się zachciało - dodałem.
- A co, jeśli mi się odechciało? - spytał.
- Nie pierdol - rzuciłem krótko, zwieńczając ten moment głębokim pocałunkiem.
        Alex zdjął ze mnie spodnie. Gdyby nie fakt, że sporo wypiłem, prawdopodobnie poczułbym się teraz głupio i nieswojo. Otworzyłem na moment oczy. Widziałem, że podnieca się widokiem mojego nagiego ciała. Dopiero po dłuższej chwili zaczął mnie dotykać. Przesunął delikatnie dłoń po wewnętrznej stronie mojego uda. Westchnąłem z rozkoszy. Ścisnął mocno mój pośladek, po czym zaczął bawić się moim członkiem. Pieścił go najpierw tylko ręką, później jeszcze wargami i językiem. Odsunął się chwilę przed moim dojściem.
- Alex... - westchnąłem, oddychając ciężko. Czułem, jak całe moje ciało pulsuje. Wsunął mi dwa palce do ust i poruszył nimi lekko na boki. Oblizałem je. Wiedziałem, co ma zamiar zrobić. Bez skrupułów wepchnął je we mnie z całej siły i zaczął mnie rozpychać na wszystkie strony. Jęczałem cicho z bólu. Chwilę później poczułem w sobie coś o wiele większego. Otworzyłem gwałtownie oczy i wygiąłem się w łuk. Szatyn założył moje nogi na swoje ramiona i zaczął delikatnie kołysać biodrami, jakby starał się uniknąć mojego bólu. Z czasem jego ruchy coraz bardziej zwalniały, co przedłużało stosunek. Czułem jego ciężki oddech na swoim torsie.
- Szybciej... - szepnąłem.
        Po raz pierwszy postanowił być posłuszny i przyspieszył. Moje jęki zamieniły się w krzyki i skomlenia. Nigdy w życiu nie czułem tak silnego bólu.
- Wystarczy, Alex... Już... Wysta...
        Doszliśmy w tym samym momencie. Uśmiechnąłem się szeroko, nie otwierając oczu. Po chwili zatopił się w moich ustach, nie mogąc się od nich oderwać przez dłuższą chwilę. Ugryzł lekko skórę na moim karku. Syknąłem z bólu.
- I co, jestem dobry w pichceniu? - zapytałem, kiedy padł nieruchomo na mój spocony z podniecenia tors.
- Praktyka czyni mistrza.

4 comments:

  1. Ja pierdole. Po 6 rozdzialach w koncu przeszlas do sedna.

    ReplyDelete
  2. Ej te twoje nazwy do rozdziałów potrafią naprawdę wyprowadzić z równowagi. Później człowiek przez całego posta się zastanawia czym się inspirowałaś xD
    Tak między nami fajnie, że go w końcu przeleciał ;D

    ReplyDelete
  3. Zajebistość sama w sobie. xD

    ReplyDelete
  4. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete