22.4.14

Rekonesans.

Dział: Zhomogenizowani.
Numer rozdziału: 1
Gatunek: Yaoi



Wiecie, jak byście zareagowali, gdybyście nagle przenieśli się kilka lat wstecz? Na wspomnienie każdego błędu, czy trzymającego jeszcze w tamtych czasach w napięciu kłopotu, po prostu wybuchalibyście śmiechem. Zaraz Wam wszystko przybliżę, tylko pozwólcie mi cofnąć się jeszcze trochę, bardziej zagłębić w przeszłość.... Mam! Więc słuchajcie, kochani.
Początek kolejnego roku szkolnego. Naprawdę ten rok był hitem całego cyklu sześcioletniego, bowiem w późniejszych czasach już nigdy nie doszło tylu (aż 4 sztuki!) nowych uczniów. Hmmm, no dobrze. Teraz powiem na nich frajerzy, jednak wtedy miałem do wszystkich jednakowy szacunek. Czyli reszta klasy (żeby nie powiedzieć frajerzy) nagle zainteresowała się nowymi. Jak szybko się zainteresowała, tak szybko miała ich w dupie. Siebie również zaliczam w to grono towarzyszy. Na przykład taki mały, porządny kurdupel. Z początku (cholera, znowu spoglądam z perspektywy kilku lat...) ułożony, sumienny...a chuj. Nie chce mi się wypisywać. Po prostu razem z kumpelą stwierdziliśmy, że otoczymy nowego opiekuńczą ręką, aby nie czuł się nieswojo  w obcym otoczeniu. Przez to, że kumpela często lubi być upierdliwa i nie ma pohamowania w swojej wścibskości (wcale siebie nie próbuję bronić, zwalając całą winę na nią ), chłopaczek w końcu zamilkł, słusznie uznając, że nie mamy prawa wnikać w jego życie prywatne. To my z kolei przyjęliśmy, że w takim razie nie ma z nim o czym rozmawiać, więc jednym słowem, chcieliśmy, żeby się odpierdolił, sugerując, ze w ławce nie mogą siedzieć trzy osoby, i niech spada do Mar ( wtenczas klasowego przydupasa). Jakoś w styczniu, czy nie prędzej, coś trafnie mną wstrząsnęło. Do tej pory kompletnie nie wybijający się, zawsze ukryty w cieniu swojego przyjaciela, nagle wzbudził zainteresowanie. Ja nie mam pojęcia, jak to się stało, że dopiero z dnia na dzień zdałem sobie z tego sprawę, ale jak Boga kocham, wierzcie mi na słowo. Pewnego razu przychodzę do szkoły i widzę gromadkę osób (która w późniejszych etapach przerodziła się w osobną paczkę w tej klasie, a nawet szkole): Marcela, Narcyza, Mar i nowego, który przestał być nowym, bo odnalazł swoje miejsce w świecie ( mówiąc świecie mam na myśli tą jebaną szkołę). Z moich dokładniejszych obserwacji wynikło, że to on przyciągnął do siebie ludzi, a nie kumpel z ławki. Dotyczyło to również osób z innych klas (głównie starszych). Tak po prostu wziął i emancypował. Hahahahahahahahahahahahahahaha. Coś w tym tkwiło. Nie dość, że na przestrzeni semestru zmienił się jego wygląd, to też osobowość, ale cholera wie, czy nie był taki wcześniej, tyle, że dopiero teraz miał pole do popisu - ujmując w nowoczesnej metaforze. Tak czy siak moje szare komórki zaszalały. Emocje puściły hamulce. Pobiegłem do nich jak dziecko. Dziecko zarazem ciekawe nowych doznań, jak również podniecone, bo gdzieś tam wie, że to jest w końcu to, czego szukał.
I w taki mniej więcej sposób zapoczątkowała ta znajomość.


P.S. Ekhem, pewnie zwróciliście na coś uwagę, a jeśli nie, to w kolejnych postach tym bardziej będzie to widać. Proszę Was, nie miejcie mi za złe, że nadużywam przekleństw, ale używając takiego typu słownictwa po prostu czuję się lepszy. Pewnie pomyśleliście - ciekawa filozofia.



~~*~~


No comments:

Post a Comment