22.4.14

XI: Epilog.

Dział: Zatracona osobowość. 
Numer rozdziału: 11
Gatunek: Yaoi


Jestem Akihiko Aoi. Przeżyłem 23 lata i 7 miesięcy.
Pewnego razu zapomniałem, co to znaczy być szczęśliwym.
Błądziłem tak wśród innych ludzi, poszukując czegoś mi obcego.
Nawet sam dokładnie nie wiedziałem czego.
Chodziłem po świecie niewidzącymi oczami.
Obecny tylko ciałem.
Moje myśli wciąż kłębiły się gdzieś wewnątrz mnie, roztrzaskując moją duszę na tysiące kawałeczków.
To dlatego kzywdziłem wszystkich wokół.
Nie zdawając sobie nawet z tego sprawy.
Byłem zbyt głupi.
Dopiero gdzieś na końcu limitu mojego czasu życia na Ziemi uświadomiłem sobie, że, to co samo powstało w mojej głowie, rozwaliło mi szczęście.
Rozwaliło mi duszę.
A potem otoczyła mnie czarna aura, która nie odstępywała ani na krok.
Zostawało jedynie pogodzić się z moim groteskowym losem.
Moje życie było już dawno przesądzone.
Dlatego postąpiłem jak skończony egoista i strzeliłem sobie w łeb.
Świadomy, że w późniejszym etapie istnienia czeka mnie dużo gorsza kara.
Tysiąckroć brutalniejsza.
Dlaczego zdecydowałem się na taką decyzję, skoro dobrze wiedziałem, że niczego tym nie wskóram?
Pamiętam jak nigdy emocje, jakie towarzyszyły mi przy śmierci:
Strach.
Intryga.
Podniecenie.
Sam siebie przerażam.
...Ale dobiegając do końca tego niekończącego się wywodu...
Powiem tak: Mam nadzieję, że nigdy nie stałem się dla kogokolwiek jakimś autorytetem, bo chyba wtedy zadałbym sobie długą, bezlitosną śmierć. Błagam Was. Nie wzorujcie się na takim zagmatwanym psychopacie, który ma nierówno pod sufitem. Najlepiej zapomnijcie o mnie...albo nie; zapamiętajcie, żeby nigdy nie skończyć w taki sposób jak ja. Żeby nigdy nie pozwolić nieczystym sumieniom i szatańskim myślą, które w każdym z nas tkwią (tak, nawet w tych najbardziej niewinnych i bezbronnych, ponoć szatan najczęściej takich opętuje...), aby przejęły nie tylko umysł, ale stopniowo całe ciało, doprowadzając Was do licznych obsesji. Obsesji, kończących na grobowej ciszy przed burzą. Przed autodestrukcją.
Jakby Bóg dał mi drugą szansę, polazłbym z powrotem na Ziemię tylko na te kilka miesięcy, żeby napisać poradnik i przestrzec przed samozagładą każdego niestabilnego psychicznie skazańca.
Ale Bóg już za wiele dla mnie zrobił.
Nie potrzebuję litości przed sądem ostatecznym, na który właśnie czekam.
Nie obawiam się niczego.
Nawet najbardziej przerażającego piekła, jakie mogłoby istnieć w całym Wszechświecie.
Zdecydowanie jedyną karą godną moich przewinień jestem drugi ja sam.
To by było gorsze od posmaku przegranej gry, samozniszczenia, zadania sobie śmiertelnego ciosu w łeb.
Jesteście jeszcze ze mną....?
Muszę się pożegnać.
Słyszę głosy, oznaczające koniec narady.
Za chwilę stanie przede mną drugi taki jak ja demon i przez nieskończoność będziemy śmiali się sobie w twarz.
PAMIĘTAJCIE,NIGDY nie dopuszczajcie do siebie z początku nieświadomych myśli, bo SKOŃCZYCIE JAK JA.
Otoczeni w piekle swoimi sobowtórami.
Życzę szczęścia i wyrozumienia.
Bywajcie,
A.A



~~*~~



1 comment:

  1. To było takie ...inne.Podoba mi się.Jestem na tak.Zagmatwane nieco, ale fajne.Ten rozdział w szczególności zmusza do myślenia.
    NIE MAM POJĘCIA, DLACZEGO KOMENTUJĘ TO TYLKO JA.

    ReplyDelete