22.4.14

VIII: Podróż.

Dział: Zatracona osobowość. 
Numer rozdziału: 8
Gatunek: Yaoi



Traktowałem swoje życie jak grę. Rozpoczynałem je od nowa, zamykałem poprzednie rozdziały, rodziłem się i umierałem. Obsesyjna pogoń za własnym jestestwem doprowadziła do tego, że teraz, stojąc przed lustrem, nie widzę nic poza obcym człowiekiem. Uświadomiłem sobie, że nie jestem w stanie cofnąć się w czasie i napisać nowego początku. Mogę jednak zacząć od dzisiaj i napisać inne zakończenie.
        Myśli, których się nie zdradza, ciążą nam. Zagnieżdżają się w najciemniejszych zakamarkach, paraliżują ciało, nie dopuszczają nowych i w końcu zaczynają gnić. Stałem się składem starych, śmierdzących myśli. Postanowiłem raz na zawsze pozbyć się tego, co we mnie siedziało.
       

Wsiadłem w pociąg.




~~*~~




        To, co miało się wydarzyć, nie było osobnym tomem mojego życia. Traktowałem to jako trzecią część trylogii. Dziś wszystko miało się zmienić. 
        Tego dnia nie zwracałem uwagi na pogodę, na wsiadających do przedziału mężczyzn. Tylko rozproszona uwaga była w stanie skupić się na wszystkim. 
        Uciekałem od tego tyle lat. Wołało mnie, lamentowało, wrzeszczało wniebogłosy, jednak starałem się nie słyszeć. Zagłuszałem ów głos śmiechem. Panicznym śmiechem, który zbywał wszelkie emocje. Uciekałem, mimo że nikt na mnie nie czekał. Gonitwa ze sobą samym. Nieuczciwie zacierałem swoje ślady, chowając się w echo własnych czynów. Ból narastał. Tonącego statku nie dało się już uratować. Pościg trwał bez końca. 




***




        Z kamienną twarzą utkwiłem wzrok w jednej z gorących kropel spływających po zewnętrznej stronie szyby. Zatrzymała się na moment na wysokości moich oczu, by po chwili zakręcić się w kółko i zniknąć na zawsze. Byłem taką kroplą. Zostawiłem wszystko na pastwę losu, by móc pobawić się życiem jak jakiś kompletnie niedojrzały dwunastolatek, któremu pocą się dłonie z podniecenia na widok papierosa. Chciałem spróbować wszystkiego, nie znając granic zdrowego rozsądku. To mnie zmieniło. Moje jestestwo umarło. Nie łudziłem się nawet, że zasnęło głębokim snem i oczekuje rozbudzenia. Zdałem sobie sprawę z własnych czynów. Ból narastał. 
        Poczułem bliskość. Dystans już prawie się kończył. Została jedna stacja. Dziś wszystko miało się zmienić. Serce łomotało mi w piersi, próbując się wydostać. Nie mogło już znieść tej presji. Krótki moment...
        Mimo wszystkiego, co dotąd przeżyłem, nie czułem żalu. Nie żałowałem niczego. Nauczyłem się żyć. Sposób nie był najlepszy, jednak skuteczny. Niczego już się nie obawiałem. Czekałem spokojnie na to, co nadejdzie. Dziś wszystko miało się skończyć. 





***




        Odnosiłem nieodparte wrażenie, że jedną stopą jestem już po drugiej stronie. Miałem mroczki przed oczami, lodowate dłonie i kamienną bezwyrazową twarz. Czekałem. Chciałem zakończyć tę gonitwę raz na zawsze. Załatwić sprawę, która męczyła mnie od lat. Nie byłem w stanie dłużej funkcjonować. Opuściłem przedział i spojrzałem przez okno w korytarzu. Uśmiechnąłem się nerwowo, otworzyłem drzwi i wyszedłem.



~~*~~



1 comment:

  1. Nie wiem, dlaczego, ale czuję jakąś więź z tym gościem.Mamy ze sobą coś wspólnego; chyba to zagubienie w życiu.

    ReplyDelete