22.4.14

II: Omamienie.

Dział: Zatracona osobowość. 
Numer rozdziału: 2
Gatunek: Yaoi.



- Co wolisz, Księżyc czy Słońce? - szepczę, próbując wciągnąć go w moją chorą gierkę i omamić tym tanim flirtem. Nie przestaję się uśmiechać.
        Gdzieś w centrum miasta, które tkwi w każdym z nas, leży cmentarz starych miłości. Zadowoleni ze swego dotychczasowego życia szczęściarze zwykle nie pamiętają o tym miejscu. Nagrobki są poprzewracane, wyblakłe, pokryte zatartymi już przez wiatr napisami. Trawa od lat nieskoszona, gęstwina, zarośla, wszędzie plenią się jeżyny i dzikie kwiaty. U mnie wyglądał jednak dostojnie i schludnie niczym cmentarz wojskowy. Idealnie ułożone, podlane kwiaty, wysypane tłuczem i starannie zagrabione ścieżki. Widać ślady częstych odwiedzin.
- Powinieneś na siebie uważać... - kontynuuję. Niewinny flirt powoli przeradza się w przyjacielską grę oczu odbywającą się w strefie intymnych spojrzeń.
        Cmentarz większości ludzi wyglądem nieco przypomina szachownicę. Większość pól jest zaniedbanych lub wręcz leży odłogiem. Kto by sobie zawracał głowę nagrobkami czy też miłościami spoczywającymi pod nimi. Owszem, istnieją groby, które nadal są ważne, nawet jeśli nie mamy ochoty się do tego przyznać. Odwiedzamy je często, szczerze mówiąc, za często. Nigdy nie wiadomo, jak będziemy się czuli po wyjściu z cmentarza. Lżej, ciężej na duszy... Nie sposób przewidzieć, w jakim nastroju będziemy wracać do domu teraźniejszości.
- Dlaczego ty zawsze... - szepcze do mnie. Mój wzrok gwałtownie przeradza się z flirtującego w skupiony. - Zawsze... Kiedy chcę ci powiedzieć, jak bardzo cię nienawidzę, zjawiasz się nie wiadomo skąd, patrzysz na mnie tym wzrokiem, który wywołuje u mnie to pieprzone poczucie winy i...
        Spuszczam wzrok. Znowu to robię... To zdecydowanie moja najgorsza wada - mój cmentarz jest pełen pochowanych miłości, poczynając od krótkotrwałych, przechodząc przez gorące i namiętne, na trwałych kończąc. Trwałych, które odwiedzam zbyt często. Trwałych, na których wiatr nie potrafi zatrzeć nazwisk. Trwałych, za którymi nadal tęsknię.
- Powiedz to. Nie będę patrzył. - odpowiadam cicho i powoli opuszczam powieki. Chcę usłyszeć, co ma mi do powiedzenia. Jednak... Nie mówi. Waha się?
        Czuję, jak jego chłodne dłonie oplatają mnie w pasie i sięgają pod skórzaną kurtkę. Jego ciało zawsze jest tak lodowate... W jakimś sensie nawet mnie to podnieca. Rozpalony i oziębły jednocześnie...
        Wtula się we mnie. Nie otwierając oczu pochylam się lekko i muskam wargami jego delikatny policzek. Czuję, jak jego skóra się napina. Uśmiecha się. Gryzie mnie w ucho. Słyszę jego cichy chichot. Zastanawiam się, czy to dobry moment, aby...


~~*~~



1 comment:

  1. Lisu to Lisu, jak przerywa to niespodziewanie.xD Ciekawy rozdział.(n_n)

    ReplyDelete