Dział: T.O.P x G-Dragon
Numer rozdziału: 3
Gatunek: Yaoi
- O co chodzi? - zapytałem z powagą, lekko odsuwając od siebie Seungri'ego. Tamten jednak nie dawał za wygraną i lgnął do mnie coraz bardziej. Westchnąłem i postanowiłem to zignorować. Pozwoliłem mu się do mnie przytulić, po czym skierowałem wzrok na G-Dragona wpatrującego się w nas z nieukrywanym zdziwieniem.
- Wiesz, w sumie to nic ważnego. - uśmiechnął się, podchodząc do ławki, na której siedzieliśmy. Na dłuższy moment utkwił wzrok w strugach przezroczystej wody wytryskujących z fontanny i kontynuował. - Niektóre sprawy po prostu z biegiem czasu nieco zmieniają swój obrót.
- Skoro teraz traktujesz to jak błahostkę, tym bardziej możesz mi powiedzieć. - odparłem stanowczo.
Roześmiał się. Nie mam pojęcia, co było w tym zabawnego, ale... śmiał się. Rzucił mi krótkie spojrzenie, które z mojej perspektywy wyglądało jakby było pełne gniewu, nienawiści i chęci zemsty, pogłaskał mnie po głowie i odszedł. Wpatrywałem się w jego oddalającą się postać, póki nie zniknęła z horyzontu. Miałem wrażenie, że coś ukrywał. Jak coś, co jeszcze wczoraj było priorytetem, sprawą, która sprawiała, że uśmiech znikał mu z twarzy, mogła tak nagle i niespodziewanie zmienić się w nic nie znaczącą błahostkę? Westchnąłem głęboko i spojrzałem na wtulonego we mnie Seungri'ego. Zasnął.
~~*~~
Nazajutrz o bardzo wczesnym ranku obudził mnie brzęk talerzy i łoskot sztućców. "Co jest do cholery..." - pomyślałem, gwałtownie zrywając się z łóżka. Zacząłem po omacku szukać telefonu na szafce nocnej. Przetarłem oczy. "6:12...". Przeciągnąłem się leniwie, ziewnąłem i wyszedłem z pokoju, kierując się ku łazience. Po drodze coś jednak przyciągnęło moją uwagę. Zajrzałem nieśmiało do kuchni...
- Nie piecz tego w takiej temperaturze, pojebało cię?! - usłyszałem głośny wrzask G-Dragona.
- Odsuń się, nie umiesz. - odpowiedział stanowczo Taeyang, triumfalnie stawiając nogę na piekarniku. - Ja ci pokażę, jak się robi le American Die!
- ...A nie pie? - zapytał zrezygnowany. - Teraz to ja się boję pytać, coś ty do ciasta wrzucił.
- Azbest. - odparł krótko.
- Kurwa... - G złapał się za głowę. - W twoim przypadku bym się nie zdziwił...
- Co wy wyprawiacie o tej godzinie? - zapytałem, wkraczając do pomieszczenia. G spojrzał na mnie wielkimi oczyma.
- American Die pieczemy. - odpowiedział z pełną powagą Tae. - Chcesz nam pomóc?
- Nie. - odparłem.
- Pójdę po konfitury do spiżarni. - rzekł G, po czym opuścił kuchnię.
- Po chuj ci konfitury? - spytał nagle Taeyang, odwracając podniecony wzrok od szyby piekarnika. - Ej, ale my nie mamy spiżarni!
"Unika mnie?" - pomyślałem. Spojrzałem na Tae wpatrującego się w piekące się ciacho. Postanowiłem zignorować zachowanie G-Dragona. Tak czy inaczej jego unikanie mnie nie mogło trwać długo, skoro mieszkaliśmy razem.
- Skąd taki nagły pomysł pieczenia ciasta? - zapytałem z arogancją. - Naprawdę musicie mnie budzić tak wcześnie?
- Oj, sorry no. - odpowiedział. - G po prostu się uparł, że w tym roku chce mieć tort urodzinowy made by himself.
Wut?! Wzdrygnąłem się. Zapomniałem o jego urodzinach. Kurwa... Chyba przypomnienie w fonie mi się samo wyłączyło... Ja pierdolę...
- ...Ale że sam kompletnie nie potrafi piec - kontynuował - poprosił mnie.
I dlaczego akurat poprosił jego? Lol. Chwila, czemu tak pomyślałem, przecież Tae jest dobrym kucharzem... Nieważne. Rzuciłem się w popłochu do pokoju, rozsunąłem szafę, wyjąłem pierwsze lepsze ciuchy i postanowiłem jak najszybciej udać się po prezent dla G.
Będąc w jednej z galerii handlowych napadło mnie kilka szalonych fanek. Dałem im autografy, jednak musiały skorzystać z okazji i nie obeszło się bez rozmowy.
- Top, co tu robisz tak wcześnie? - spytała jedna z nich.
- Nie świętujesz tego dnia z G? - zapytała kolejna. Kurwa, nawet one pamiętały!
- Yep, przyszedłem właśnie po prezent. - odparłem krótko.
- Awww, prezent dla G... - westchnęła.
- Dopiero teraz? Czyżbyś zapomniał? - zaśmiała się.
- Ojej, mógłbyś mu coś od nas przekazać? - zapytała, wręczając mi ogromną czekoladę.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnąłem się. - Wybaczcie, ale muszę już iść.
Opuściłem towarzystwo i udałem się w głąb galerii. Nie miałem zielonego pojęcia, co powinienem mu kupić. Przebyłem kilka sklepów, jednak bez skutku. Zrezygnowany stanąłem na środku centrum. I wtedy spostrzegłem TO.
~~*~~
Gohanek~ uwielbiam tego bloga ;3
ReplyDeleteSwoją grogą też zapomniałam o urodzinach G ;p
Życzę weny i czekam na więcej ;*
Mogę kawałek American Die?
ReplyDeleteMiodzio *.*
ReplyDelete