19.8.13

Flame in Prison

Dział: One Shot
Numer rozdziału: - 
Gatunek: Yaoi




- To, co robisz, jest nie na miejscu! - wrzasnął na lokaja tak głośno, że jego głos poniósł się echem przez całą salę obrad. - Ta posiadłość od wielu lat jest ubezpieczana przez Mrs. Smith, dlaczego poprosiłeś o to zupełnie obcą organizację?!
- Proszę mi wybaczyć, sir Evans. - odparł nieśmiałym tonem, spuszczając wzrok. - Dostałem informację od pewnych służb, jakoby Mrs. Smith nie była lojalna wobec pańskiego rodu...
- I w takiej sytuacji postanowiłeś wziąć sprawy w swoje ręce, prawda? Niewiarygodne... - prychnął, trącając lokaja ramieniem. Sięgnął za klamkę drzwi frontowych. - Proszę nie mówić więcej takich rzeczy na temat Mrs. Smith. Dziękuję. 
        Opuścił salę obrad, kończąc konwersację głośnym trzaskiem drzwi wykonanym z wyjątkową premedytacją. Lokaj, David Gonzales, skierował wzrok ku zasłonom powiewającym na wchodzącym przez uchylone okna wietrze. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Tony Evans tak bezgranicznie ufał Mrs. Smith, że w obliczu jej obietnicy nie obchodziła go nawet możliwość utraty wielkiej posiadłości, jaką był dwór Levineth. Tony zasiadł w szerokim fotelu znajdującym się w jego gabinecie. Spojrzał na wiszący nad kominkiem portret poprzedniego właściciela posiadłości. Postanowił mimo wszystko upewnić się odnośnie zamiarów Evy Smith. Nakazał więc odpowiednim osobom zaprząc bryczkę w sześcioro koni, po czym oznajmił, że rusza z samego rana. 
        Tony Evans był osobą obdarzoną wyjątkowo ciętym językiem. Nie zważał na odczucia innych i kierował się w życiu tylko i wyłącznie własnym dobrem. Cechowała go również wyjątkowa pewność siebie i otwartość. Był znakomitym strzelcem. Uwielbiał również brać udział w wyścigach konnych. Mimo usposobienia był osobą wyjątkowo poważaną. Jego typ urody charakteryzował się specyficznością, bowiem mimo czystych irlandzkich korzeni wyglądał jak typowy Anglik - ponadprzeciętnie wysoki blondyn o arystokratycznych rysach twarzy i chłodnym spojrzeniu ubrany w marynarkę o stonowanych barwach, do tego zielonooki. 
          Ranek był mglisty i chłodny. Evans zarzucił na siebie długi płaszcz i opuścił Levineth bez wymiany zdań z lokajem. Zajął miejsce w bryczce i poprosił jeźdźca, by się pospieszyli. Droga do posiadłości Mrs. Smith nie była długa. Była to niecała mila, licząc od murów obronnych. Dwory dzieliły liczne, czarne niczym heban lasy. Tony w zasadzie nawet nie zastanawiał się, co powie Evie, był przekonany, że jego spontaniczne działania w zupełności wystarczą, aby zażegnać powstałe spory. W głębi duszy miał jednak nadzieję, że Gonzales nie kłamał. Miał dość bycia zależnym od panny Smith i jej decyzji. Gdyby tylko udało mu się udowodnić brak jej lojalności, zaprzestałby uiszczania jej opłat za ubezpieczenie i faktycznie zawiązałby umowę z inną organizacją, dzięki czemu zaoszczędziłby wiele pieniędzy. 
        Dotarli. Evans ostrożnie wysunął z bryczki stopę, badając grunt pod nogami. Upewniwszy się, że wszystko jest w należytym porządku, opuścił bryczkę, skinął jeźdźcowi dłonią na znak, aby poczekał i udał się w kierunku bramy frontowej. 
- Witam, sir Evans! - przywitała go u progów posiadłości pokojówka. - Cóż to za nieoczekiwana wizyta! Zawołam Mrs. Smith, proszę czuć się jak u siebie. 
        Tony rozejrzał się wokoło. "Zmieniło się..." - pomyślał. Oczekiwał liku dywanów rodem z Indii, które Eva od zawsze darzyła sentymentem, posążków bóstw greckich i baldachimów, ujrzał kompletną niezastawioną niczym pustkę w całym korytarzu. Gdzieniegdzie znajdowały się rzeźby przedstawiające dyscypliny olimpijskie. 
- Sir Evans, co za niespodzianka! - krzyknęła już od progu swojego gabinetu Eva, zsuwając z nosa okulary. - Co pana tu sprowadza o tej porze?
        Eva Smith była nadzwyczaj kościstą kobietą, podchodzącą już pod wiek emeryta. Miała małe oczy o wścibskim wzroku i burzę włosów spiętą w ciasny kok. Nienawidziła otwartej krytyki i szczerości Anthony'ego, on z kolei nie cierpiał jej hipokryzji. 
- Fama głosi, że nie jesteś wobec mnie lojalna. - odparł stanowczo, nie owijając w bawełnę. 
- Och, sir Tony, skąd taki pomysł? Proszę mi wybaczyć, że nie zaproponowałam na początku, nie napije się pan herbaty? - zapytała z uśmiechem. 
- Co cię skłoniło do takiego postępku? - kontynuował. 
- Proszę mi wybaczyć, powtarzam, zupełnie zapomniałam zaproponować czegoś do picia. - odparła. 
- Dobrze wiesz, o czym mówię, Mrs. Smith. - rzekł krótko. 
- Kto ci doniósł? - zapytała, zupełnie zmieniając ton głosu. 
- A jednak. - oznajmił. - Odpowiedz na moje pytanie. 
- Stwierdziłam, że posiadanie Levineth nie byłoby rzeczą złą, jeśli chodzi o mojego najstarszego syna. - zaczęła. - Swój dwór obiecałam już dawno młodszemu, a tego też muszę jakoś urządzić. 
- Zabawne. - zaśmiał się. - I jak niby chcesz mnie go pozbawić?
- Zamknąć cię w lochach. - odpowiedziała stanowczo. 
- Co ty... Hej, zostawcie...! - wrzasnął, motając się na wszystkie strony i próbując się wyrwać z rąk ochrony. 
- Wrzućcie go do najlepszej celi. To priorytetowy gość. - uśmiechnęła się i pomachała mu na pożegnanie. 
         Sir Evans został siłą wrzucony do jednego z pomieszczeń w podziemnym więzieniu. "Nawet nieźle..." - pomyślał, rozglądając się wokół. W rogu, tuż przy kinkiecie, stało szerokie łoże z baldachimem. Podłogę opasał miękki dywan w kolorze ecru. Na środku znajdował się wysoki kwadratowy stolik z ciemnego dębu otoczony czterema krzesłami. Tony zbadał dokładnie ściany i osiągalne obszary sufitu, po czym stwierdził, że nie ma, jak uciec. Rzucił się bezwładnie na łóżko i zasnął. 
        Obudziwszy się kilka godzin później, drgnął gwałtownie, nie wiedząc gdzie jest. Usiadł na łóżku i przetarł powieki tak mocno, że potoczyło się z nich kilka łez. Postanowił spróbować wyważyć drzwi, gdy nagle...
- C-co, kiedy ty... - zaczął, odskakując gwałtownie do tyłu. 
- Kiedy spałeś. - odpowiedział niskim, ciepłym tonem głosu. 
- Daniel Smith... - syknął. - To był twój pomysł, żeby przywłaszczyć sobie moją posiadłość?
- W zasadzie nie. - odparł z ignorancją. - Nie potrzebuję jej. 
- To mnie wypuść! - krzyknął.
- Pomyślałem, że skoro matka cię tu zamknęła, mogę to wykorzystać. - oznajmił bez wyrazu twarzy.
- Wykorzystać, powiadasz? - spytał sugestywnie. - Czego chcesz, pieniędzy? Brylantów? Odpowiadaj i załatwmy to szybko, szkoda mi czasu.
- Ciebie. - rzekł krótko, rzucając mu wyzywające spojrzenie. 
- Co masz na myśli? - zapytał Evans z niedowierzaniem. 
- Mi również szkoda czasu. - powiedział Daniel, po czym wstał i udał się w kierunku Tony'ego. Evans cofał się do tyłu przy każdym jego kroku, jednak w którymś momencie przylgnął do ściany. 
- Stawiam ci ultimatum. - szepnął mu do ucha. - Twoje ciało za posiadłość. Ten jeden, jedyny raz. 
        Evans głośno przełknął ślinę. Trzymał się kurczowo ściany i czuł, jak jego ciało drży ze strachu. 
- W zasadzie za coś takiego to ty powinieneś płacić mnie. - kontynuował Dan. - Otrzymujesz z powrotem swoją posiadłość, a przy tym tyle przyjemności...
        Tony rozglądał się wokół, ciężko łapiąc oddech. Zależało mu na posesji, bowiem poza nią nie miał niczego. Z drugiej strony nie mógł całego życia spędzić w celi, odizolowany i odcięty od świata. 
- Masz dwadzieścia minut. - wymamrotał, sam do końca nie wierząc, że się na to godzi. Daniel uśmiechnął się i delikatnie go pocałował. Pogładził go dłonią po policzku i uśmiechnął się. 
- Zaufaj mi. - szepnął cicho. 
        Powoli zdjął z niego ubrania i położył go na środku szerokiego łoża. Przez dłuższy moment nie robił nic poza wpatrywaniem się w jego nagie ciało. Tony leżał z zamkniętymi oczami modląc się, by dwadzieścia minut upłynęło w ekspresowym tempie. Daniel szybkim ruchem zrzucił z siebie ubrania. Pochylił się nad Tonym i powoli przesunął dłonią po jego torsie. Uszczypnął delikatnie jeden z jego sutków. Anthony syknął cicho. Daniel przeniósł rękę na członka Evansa i powoli zaczął nią ruszać do góry i na dół. Tony odruchowo podniósł biodra lekko do góry.
- A..ach... - jęknął z podniecenia. 
        Daniel uśmiechnął się i zaczął ruszać ręką coraz szybciej i szybciej, póki Tony nie dostał orgazmu, co nastąpiło wyjątkowo szybko. Delikatnie wsunął trzy palce w odbyt Evansa i rozciągał go. 
- P-przestań... - syknął z bólu Tony. 
- Zapomniałeś o umowie? - spytał. 
        Pochylił się nad nim i powoli zaczął w niego wchodzić.
- D-dan... - stęknął cicho, próbując go odepchnąć. Był jednak zbyt osłabiony, by to zrobić. Jego zimne ze strachu dłonie spoczęły więc na torsie Daniela i zostały tam. 
        Smith kołysał biodrami do przodu i do tyłu wywołując o Tony'ego coraz głośniejsze jęki podniecenia. Evans podnosił uda coraz wyżej, rozchylając je coraz bardziej. Będąc już niemalże przy samym końcu, Dan przestał poruszać biodrami. Tony otworzył oczy i spojrzał na niego ze zdziwieniem. 
- Czas minął, pora kończyć. - oznajmił Daniel, powoli wychodząc z Evansa. Jednak Tony niespodziewanie rzucił się na niego, usiadł okrakiem na jego członku i opuścił się najniżej, jak mógł. Dan westchnął z podniecenia i przytulił się do niego. Tony nie wiedział właściwie, co robi, jednak nie zastanawiał się nad tym i wpił się w jego wargi. 



~~*~~



1 comment:

  1. Albo ja czytam tak mało yaoi, albo Ty masz niepowtarzalne fabuły.
    Podobają mi się Twoje zwroty akcji, są mało spodziewane i nieoklepane. Znam wiele opowiadań gdzie takie zmiany są już od dawna znane i stosowane.

    ReplyDelete