19.8.13

CasNath: Odcinek 5

Dział: Castiel x Nathaniel
Numer rozdziału: 5
Gatunek: Yaoi



N: Nie wkurzaj mnie, bo naprawdę przywiążę cię do grzejnika i zgwałcę. 
C: Czekam! ;*
N: Cas, daj spokój... Jestem zmęczony...
C: Co się tak wiercisz? Nieważne, czy będziesz leżał do mnie tyłem, czy przodem. I tak mogę cię przejebać. :>
N: Mam ochotę przywiązać cię do grzejnika i zostawić cię tam całą noc. -,-
C: Oj, Nath, wiem, że lubisz... :D
N: *zaraz mu wypierdolę*

        Westchnął z aprobatą i posłusznie wtulił się w moje barki. Był moim osobistym diabłem. Niegrzecznym chłopcem balansującym na granicy dobrego smaku. Moje prywatne zło. A teraz w dodatku kusił mnie tak niemiłosiernie zakazanym owocem, podczas gdy ja padałem z sił. Gdy już prawie mu się udało... zasnął. 
        Rano obudził mnie, składając lik pocałunków na moim torsie. 
 Tak to możesz mnie budzić codziennie...  szepnąłem z błogim uśmiechem.
 Spójrz tylko, Nath  nakazał czerwonowłosy, dyndając mi przed oczami kluczem jakby chciał mnie zahipnotyzować.  Klucz do pokoju nauczycielskiego. To co, przysługa za przysługę?
 Eh, Cas... Wiesz, że nie lubię rano...  wymamrotałem. 
 Daj spokój, jest dopiero 7:20.  Uśmiechnął się, wracając po chwili do dalszego pieszczenia mojej klaty. 
 7:20?!?!?!  wrzasnąłem jak oparzony, gwałtownie zrzucając go z siebie. - Kurwa, powinienem był wyjść 20 minut temu!
        Zarzuciłem sobie przez ramię ciuchy i wparowałem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, pożegnałem Castiela pocałunkiem i w pośpiechu wybiegłem do liceum. Tak czy inaczej byłem w nim dopiero po 8.00. 
 Nathaniel!  Usłyszałem niespodziewanie donośny głos dyrektorki.  Raczysz mi wyjaśnić, gdzie podziały się klucze do pokoju nauczycielskiego?!
        Jakurwapierdolę, Cas, zajebię cię dzisiaj na śmierć nawet, jeżeli będę musiał potem mieszkać na ulicy. 
 Przepraszam, wziąłem je na moment i...  jąkałem się. 
 Zgubiłeś je?!  Zdenerwowała się.  Jeżeli nie oddasz ich jeszcze dzisiaj, pozbawię cię funkcji głównego gospodarza!
        Nawkurwiała się i poszła. Gorzej, że świadkami tego zdarzenia byli wszyscy uczniowie stojący na korytarzu. No i nie obeszło się bez zainteresowania Sucrette. Udawała, że przechodzi obojętnie koło całej zaistniałej sytuacji, jednak dostrzegłem tę nutkę ciekawości w jej oczach. Bardzo wyraźną nutkę.
 Cześć, Nathaniel. Jak leci?  zapytała beztrosko myśląc, że nie usłyszę diabolicznego śmiechu jej inner.
 Klucze do pokoju nauczycielskiego zniknęły...  westchnąłem z nieudawanym wkurwieniem, robiąc przy tym swojego charakterystycznego facepalma.
 W takim razie pomogę ci go szukać  zaproponowała.  Zniknęło coś ważnego ze środka?
 Nie mogę o tym gadać...  odparłem.
 Czaję. W takim razie skupię się na szukaniu klucza  oznajmiła i opuściła budynek, kierując się na dziedziniec. I wtedy mi się przypomniało, że wczorajszego popołudnia jedna z nauczycielek zostawiła mi klucz, abym zamknął pokój nauczycielski po umyciu podłóg przez sprzątaczki. I nie, kurwa, nie zrobiłem tego. Czmychnąłem więc w popłochu w kierunku owego pokoju, by sprawdzić, czy faktycznie nic nie zniknęło. Biegałem między nauczycielami ocierając się o nich i prawie wpadając na Farazowskiego, który na widok mnie przedzierającego się między nauczycielką biologii i nauczycielem wf, wyglądającego jakbym zaraz miał na niego wpaść i dobić samym ciężarem swojego ciała, rozlał z wrażenia kawę sobie na kołnierzyk koszuli. Zaśmiałem się w duchu, w rzeczywistości podbiegłem do niego, podając paczkę chusteczek i przepraszając. "Fajny..." - pomyślałem. Po krótkiej chwili moich uszu dobiegł dzwonek na pierwszą lekcję. Poczekałem, aż nauczyciele opuszczą pokój, po czym udałem się w kierunku szafki ze sprawdzianami.
 Nie idziesz na lekcje, Nathaniel?  zapytał troskliwie Farazowski.
 Mam dzisiaj na 9.00.  Uśmiechnąłem się.  A pan czasem nie...
        ZGON! R-Rozumiem, że kawa na kołnierzyku nie wygląda estetycznie, ale żeby tak... C-c-co to ma być... Jest o wiele bardziej umięśniony niż Castiel. I wygląda smaczniej... Czy ja właśnie go zdradzam? Nieważne, jestem na niego wkurwiony. Mam gdzieś jego uczucia.
 Chciałeś o coś zapytać?  spytał, odwracając się przodem do mnie.
 Niepoprostubywegfjk.
        Uśmiechnął się. Kurwa, chyba mnie przejrzał. Spokooojnie, odwracam się z powrotem do szafki, przeszukuję ją doszczętnie, sprawdzam, czy wszystko jest, czuję jego dłonie oplatające mój brzuch... What?! Kurwa!
 C-c-co pan robi?  zapytałem niepewnie drżącym głosem. Z podniecenia, rzecz jasna.
        Nie odpowiadał. Wsunął dłoń pod moje bokserki.
 P-p-proszę przes-stać...  wyjąkałem z błogim uśmiechem.
 Naprawdę chcesz, żebym przestał?  zaśmiał się, po czym zaczął poruszać ręką jeszcze szybciej. Wyjął ją w ostatnim momencie. Przesunął językiem po moim karku.  Przyjdź pod salę gimnastyczną o 17.
        Puścił mnie, szybko założył czystą koszulę i sweter, wziął dziennik i opuścił pokój. Wtedy coś zrozumiałem. Nieważne, czy był przystojny, smaczniejszy niż Cas, czy mnie podniecał. To nie było to samo. Trzęsłem się z przerażenia i nie wiedziałem, co się dzieje. Miałem ochotę jak najszybciej znaleźć czerwonowłosego i wtulić się w jego tors, rozpłakać się i wszystko mu powiedzieć. Moje ciało drżało. Oparłem się o stojącą nieopodal kanapę. Chciałem pobiec do Castiela, który zapewne nie poszedł na lekcje, jednak bałem się, że zabije Farazowskiego i narobi sobie tym samym kłopotów. Cholera, co robić... Nie mogłem opanować drgawek przez kilka minut. Doczołgałem się do stolika, na którym stała woda mineralna i szybkim haustem się jej pozbyłem. Poczułem się o wiele lepiej. Poluzowałem krawat, podniosłem się z ziemi i starałem się wrócić do spraw papierkowych. "Potem wrócę do tamtego..."  pomyślałem, kontynuując przeszukiwanie szafki. Cholera... Miałem jakiegoś pecha. Każdy dzień obfitował w kolejne to, coraz gorsze, pasma niepowodzeń. Zniknęła koperta ze sprawdzianami. Opuściłem pokój wkurwiony z nadzieją, że nikt nie dobierze się do kolejnych kopert i wróciłem do pokoju gospodarzy. Wyjąłem z szafki leki uspokajające i zażyłem ich trochę ponad normę. Obserwowałem, jak moje dłonie coraz mniej się trzęsą i, w końcu, uspokoiłem się. Zadzwonił dzwonek na przerwę.
 Domyślasz się, kto mógłby go ukraść? Lub gdzie może być?  zapytała Su, wchodząc do pokoju.
 Skoro ktoś mi go ukradł, to nie mam zielonego pojęcia, gdzie on może być  westchnąłem.  Ogólnie albo zostawiam go w pokoju gospodarzy, albo mam go przy sobie.
 Jak ktoś mógł ci go ukraść, skoro cały czas masz go na oku?  spytała. Powstrzymałem się od napadu śmiechu na wyobrażenie jej miny, gdy mówię "nie chciałem się dać przelecieć z rana".
 Nie mam pojęcia. Gdybym kogoś podejrzewał, to bym się tak nie zamartwiał  odparłem.
 Może ktoś, kto ma złe stopnie i musi oszukiwać?  kontynuowała przepytywanie mnie.
 Nie wiem, podejrzewasz kogoś?  zapytałem.
 W sumie...  zastanawiała się. Skierowała wzrok ku oknie. Chyba doznała olśnienia, bo nagle pędem wyparowała z pomieszczenia. Miałem nadzieję, wręcz modliłem się o to, by Su odnalazła klucz i, by ten cholerny dzień dobiegł już końca.
        Na dworze panowała wszechobecna szaruga, deszcz nie przestawał padać. Pogoda idealnie odzwierciedlała mój nastrój. Otworzyłem okno na oścież i poczułem jak chłodne krople ogrzewają się pod wpływem mojego rozpalonego ciała. Miałem wrażenie, że to ja wszystkiemu zawiniłem. Zaczęło się od sprawy z Castielem. Gdybym nie kontynuował jego chorej gierki, nadal mieszkałbym w swoim domu, nie miałbym problemów z kluczem... Właśnie, dochodziła 12, może Cas raczył się już zjawić w szkole? Ruszyłem w kierunku drzwi, jednak otworzyła mi je przed samym nosem Su, triumfalnie machając mi kluczem przed nosem.
 Gdzie go znalazłaś?  zapytałem ze szczerym, nieudawanym uśmiechem.
 Castiel mi go dał. Powiedział, że znalazł go w pobliżu klubu ogrodników  odparła w promiennym uśmiechu.
 Su, dziękuję ci!  wykrzyknąłem z radością, po czym pobiegłem do gabinetu dyrektorki. Ochrzaniła mnie po raz kolejny, jednak była również zadowolona, że klucz się odnalazł. Odetchnąłem z ulgą i poszedłem na zajęcia.
        Odnalezienie klucza tak zawróciło mi w głowie, że zupełnie zapomniałem o sprawie sprzed kilku godzin. Z uśmiechem udałem się w kierunku szafki, pełen euforii, że zajęcia dobiegły końca. Było chwilę przed piątą. Wyjąłem ulubioną książkę i zapakowałem ją do torby. Założyłem słuchawki na uszy i postanowiłem pójść do domu Casa okrężną drogą. Nieco się rozpogodziło, więc żaden deszcz nie był w stanie zepsuć mi spaceru. Opuściłem budynek i, zamiast skierować się ulicą w prawo, skręciłem w lewo, w uliczkę prowadzącą przez park. Sięgnąłem do kieszeni po MP3 z chęcią włączenia muzyki i...
 Jesteś przed czasem.  Usłyszałem znajomy głos. Shit! Zapomniałem o tym... Co za cholerny przypadek...
 Przepraszam, idę do domu  odparłem, hamując drżenie głosu.
 Tą drogą? Nie żartuj. Dobrze wiem, po co tu przyszedłeś  rzekł z uśmiechem, chwytając mnie za ramię i ciągnąc w stronę swojego samochodu.
 Proszę mnie puścić!  krzyknąłem, nie zastanawiając się nawet, czy ktoś nas widzi, słyszy, cokolwiek. Bałem się jak nigdy. Patrzyłem na tego typa z obrzydzeniem. Miałem do niego szacunek, jednak teraz, gdy pokazał prawdziwe oblicze...
 Nie rób sobie ze mnie żartów. Skoro już przyszedłeś...  kontynuował. W chwili mojej nieuwagi zawiązał mi węzeł z tyłu na rękach, po czym wepchnął mnie na tylne siedzenia samochodu i zamknął drzwi.



~~*~~



3 comments:

  1. Pan Frazowski takie numery? Jestem zszokowana jego zachowaniem.

    Nie, ale na serio w tym opowiadaniu wszystko jest na opak, to dobrze, jednak dziwne. Nat niedobry, Cas wrażliwy, a Pan F. napalony. W życiu bym tego tak nie uknuła, no chyba, że ktoś by mi kazał pisać anty-słodki flirt.

    ReplyDelete