10.8.13

Beau professeur d'éducation physique.

Dział: One Shot
Numer rozdziału: -
Gatunek: Yaoi




        Mijając próg sięgającego chmur, malowniczego wieżowca, w którym znajdowało się moje nowe liceum, byłem pewien, że poznam tam elitę z wyższych sfer - ludzi kulturalnych z średnią "ledwo" wychodzącą ponad 5,5. Generalnie, muszę przyznać, że nieźle się stresowałem, iż moje umiejętności będą niewystarczające, a wiedza wymagająca sporego rozszerzenia. Podsumowując: modliłem się, by przetrwać tam chociażby jeden miesiąc. 
        Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy zamiast oczekiwanej przeze mnie "elity" w mundurkach szytych na miarę i grubych brylach, pierwszą napotkaną przeze mnie osobą był koleś ubrany w nie dość, że rozciągnięty, to jeszcze brudny dres i buty, które prawdopodobnie wiele już przeszły. Gość ni w pięć, ni w dziewięć na ucznia tej szkoły się nie nadawał i, jak się potem okazało, miałem rację. Kolo uczniem nie był, pełnił stanowisko dyrektora. Ale tę informację zyskałem nieco później. Zanim więc się o tym dowiedziałem to, wiadomo, ja jako szóstkowy uczeń z biologii i matematyki... lub tylko matematyki, pewny siebie i asertywny, kulturalnie zapytałem, kim on do diabła jest i co tu robi w szmatławcu i butach do gnoju. Cóż, minął tydzień i wylądowałem za to na dywaniku. U niego. 
        Wracając do liceum - tak się składa, że matematyki uczył mnie pewien stary profesor, bardzo dobry nauczyciel. Tyle, że zamiast tłumaczyć klasie jak sprawdzić, czy ułamek pod pierwiastkiem jest liczbą niewymierną lub też jak wykonać zadanie z dwoma niewiadomymi, on wolał zagłębiać się w lirykę Mickiewicza i zastanawiać się nad dokładniejszym sensem metafor użytych przez pana poetę... Aczkolwiek był bardzo dobrym nauczycielem. Tak twierdzili chłopcy z mojej klasy, którzy dzień w dzień chodzili do niego na zajęcia dodatkowe. 
       Był też WF. WF, czyli Władza Faceta, wuefista gość-dyktator, na szczęście tylko w trakcie zajęć. Na jednej z lekcji kazał mi poprowadzić rozgrzewkę, to wypaliłem "na ziemię i 500 pompek!". I dostałem uwagę, że rzekomo się obijam. Bo chodziłem wokół i kontrolowałem, czy wszyscy ćwiczą. I kazał mi trenować z całą resztą. No i oczywiście, jak to ja, zagiąłem nauczyciela i wykonałem całą pięćsetkę. Pięćset powtórzeń "przepraszam, nie mogę, mam zwiotczenie mięśni w okolicach lędźwiowych". 
        Ku memu zdziwieniu tym razem nie wylądowałem na dywaniku dyrektora. Skończyło się na tej jednej uwadze, a, szczerze mówiąc, koleś w sumie nie wyglądał na faktycznie zdenerwowanego. Zaprosił mnie nawet na kawę po zajęciach, jako że miał dwa okienka, a ja ponad godzinę do autobusu. 
        Rozłożyłem się wygodnie na szerokim fotelu stojącym w pomieszczeniu gospodarczym przeznaczonym dla nauczycieli wf. Wokół widniał lik medali sportowców, puchar zdobyty na międzyszkolnych mistrzostwach piłki nożnej, gdzieniegdzie również dyplomy za biegi długodystansowe. 
- Ile słodzisz? - zapytał, krzątając się przy kredensie. 
- Dzięki. - odparłem. Nigdy nie przepadałem ani za cukrem, ani za samymi słodyczami. 
        Nazywał się Kai Lynn. Był kolesiem nadzwyczaj wysokim - przy moim marnym 1,70 osiągał nieco powyżej 1,90. Był dość mocno umięśniony, podobno kiedyś był członkiem niezłej drużyny koszykarskiej. Miał czarne, lekko dłuższe włosy, przez co kosmyki jego włosów często opadały na twarz, zakrywając jasno-zielone oczy. Ogólnie był obiektem zainteresowania wielu licealistek, ale co się dziwić, był naprawdę wyjątkowo przystojny. 
        Podał kawę i zajął miejsce naprzeciwko mnie. Sięgnąłem po nią i wziąłem łyk. 
- Dobra! - oznajmiłem entuzjastycznie, wywołując tym samym u niego szeroki uśmiech. 
- Chiisawa-sensei bardzo na ciebie narzekała. - odparł, przerywając łykiem kawy. - Nie radzisz sobie z japońskim?
- Ano... - zająknąłem się. Niekomfortowa sytuacja... - Czasami nie wiem, której partykuły powinienem użyć...
- Przecież tego uczono w podstawówce! - zaśmiał się szczerze. 
- Wiem, to głupie, po prostu... - motałem się. 
- Daj spokój. - uśmiechnął się. - To słodkie. 
        S-słodkie? Poczułem, jak moja twarz zaczyna płonąć. Nerwowo wyszczerzyłem całe swoje uzębienie w promiennym uśmiechu i podrapałem się po głowie. A on nadal się uśmiechał i nie spuszczał ze mnie wzroku. 
- Nie chcę cię pouczać, Ruki, - okurwaokurwaokurwa, nawet użył mojego imienia! - Jednak za miesiąc wakacje. Obciach, żeby oblać rok przez japoński. 
- T-to nie jest tak, że się nie staram... - bąknąłem drżącym głosem. - Po prostu...
- Daj spokój. - zaśmiał się. - Przecież nie musisz mi się tłumaczyć. 
        Było gorące, czerwcowe popołudnie. Ciepły wiatr łaskotał liście, które unosiły się na chwilę, po czym opadały beztrosko. Nad parkiem zaczynały zbierać się chmury zwiastujące niepogodę. Już za moment prześwity słońca miały zniknąć bezpowrotnie, a świat miała przesłonić ciemność. Lekki wiaterek miał przeistoczyć się w potężną burzę myśli, liście w ponury dywan wspomnień, w który miał się przemienić, poszukiwacz nadziei, w ostatnią iskrę, którą można by stłamsić. 
- Gdzie mieszkasz, Ruki? - zapytał, dopijając kawę. 
- W Yutenji, niedaleko od Meguro. - odparłem, wpatrując się w ciemny osad pozostały na dnie kubka. - To mała miejscowość, raczej jej pan nie kojarzy. 
- To nie tam czasem co roku odbywa się to słynne święto Ramen? - spytał, zabierając ze stołu naczynia. 
- Tak! - odpowiedziałem z entuzjazmem. - Nie sądziłem, że ktokolwiek stąd może je znać!
- Bywał tam co roku. - rzekł, siadając znów naprzeciwko mnie. - Poza tym... mów mi po prostu "Kai". Przez zwracanie się per pan czuję się staro. 
        Po raz kolejny poczułem, jak moją twarz zalewa rumieniec. Powiedział, że zachowuję się słodko, użył mojego imienia, poprosił, abym zrobił to samo... Cholera! Teraz w dodatku patrzył na mnie tymi swoimi maślanymi oczami jakby chciał wzbudzić we mnie poczucie winy. 
- Przykro mi to mówić. - zaczął. - Ale na ciebie już czas, Ruki. 
        Spojrzałem na wiszący nad drzwiami wejściowymi zegar. Miał rację, musiałem się już zbierać. Podziękowałem za kawę i wspólnie spędzony czas, nacisnąłem klamkę, gdy nagle... złapał mnie za rękę delikatnym i jednocześnie na tyle silnym ruchem, by odwrócić mnie ku sobie i delikatnie pocałował mnie w policzek. Roześmiał się. 



~~*~~



        Opadłem zmęczony na łóżko. Jadąc autobusem byłem zmuszony stać całą drogę. Do tego korki... czas drogi przedłużył się o ponad pół godziny... Poza tym Kai... Co to miało znaczyć? Żeby nauczyciel... Nie, to musiał być przypadek. Musiał. Tak. Nie inaczej. Cholera. Im dłużej to sobie wmawiałem, tym gorzej się czułem. Czy ja znowu...?
        Zaczęło się już na początku pierwszego semestru. Dość często z nim rozmawiałem, sporadycznie zapraszał mnie na kawę bądź herbatę i zawsze uśmiechał się przy tym w ten sam słodki sposób. Wmawiałem sobie, że ma taki styl bycia, że za dużo sobie wyobrażam, jednak...
        Mimo wszystko postanowiłem wziąć się w garść i powtórzyć japoński. To był w tym momencie priorytet. Miałem kolejnego dnia do zaliczenia duży sprawdzian, od którego miała zależeć moja ocena końcowa. 
        Przez pierwszą godzinę nauki kompletnie nie mogłem się skupić - w leżących obok podręcznikach widniały bowiem wyjątkowo rozpraszające rzeczy, między innymi przypadkowo utworzone ze ścinków papieru słowo "Lynn" czy też jego twarz zamiast głowy Dawida na posągu dłuta Michała Anioła. Potem jednak poszło z górki. Nie nauczyłem się co prawda wszystkiego, jednak był to  wystarczający materiał do zaliczenia klasówki. 



~~*~~



       Kolejnego dnia, pisząc poprawkę, załamałem się. Trafiłem na ten zestaw pytań, którego nawet nie przeczytałem. Wyliczywszy wszystko matematycznie stwierdziłem, że brakuje mi 10 punktów do zaliczenia. Rzuciłem okiem na ostatnie zadanie otwarte. "0-10pkt". Postanowiłem dać z siebie wszystko. Polecenie brzmiało "Napisz rozprawkę na temat: Czy powinno się tolerować homoseksualizm?". Ja pierdolę. 
        Po oddaniu pracy Chiisawa-sensei poprosiła, bym został chwilę dłużej, aby mogła od razu poinformować mnie o zaliczeniu lub o jego braku. Serce waliło mi jak oszalałe. Widząc, z jaką satysfakcją stawiała "X" poczułem się zrezygnowany i zacząłem przygotowywać się mentalnie do powtarzania roku, gdy nagle...
- Zaliczone. - rzuciła, zdejmując okulary. 
        Tak! Euforia! Nie spojrzawszy nawet kątem oka na dopiski odnośnie rozprawki, wypadłem z sali. "Nie powtarzam roku, nauka z bani, do tego jest piątek!" - cieszyłem się, biegnąć przez korytarz. Niespodziewanie...
- Ałć! - krzyknąłem, potykając się o własne nogi i wpadając na kogoś. - Przepraszam najmocniej, ja...
- Zaliczyłeś? - zapytał niski, znajomy głos. 
- K-k-kai? - zdziwiłem się. 
- Użyłeś mojego imienia. - uśmiechnął się. 
- Zaliczyłem... - odparłem zmieszany. 
- Wspaniale! - krzyknął triumfalnie. W takim razie zapraszam na piwo. 
        Zanim zdążyłem odpowiedzieć, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego samochodu. Nim się obejrzałem, byliśmy już przed jego mieszkaniem. Otworzył mi drzwi i wprowadził do środka. 
        W jego gabinecie panował twórczy chaos. Stosy kartek były porozrzucane po każdym kącie pokoju. Na biurku piętrzył się stos kubków po kawie, herbacie i Bóg jeden wie, czym jeszcze. Salon reprezentował się za to niesamowicie. Duży kominek z czerwonej cegły, szeroka sofa, plazma i kino domowe. Wokół pełno fikusów, małych palm, roślin egzotycznych. 
        Usiedliśmy więc na kanapie i włączyliśmy film. Postawił na stoliku dwa duże kufle mrożonego piwa. Zajął miejsce obok mnie i zaczęliśmy seans. Nie mieliśmy umiaru w piciu, więc w międzyczasie Kai co chwilę wychodził po więcej piwa. Zapomniałem jednak o najważniejszej rzeczy - mam wyjątkowo słabą głowę. Po kilku dokładkach bezwładnie osunąłem się na jego kolana. Byłem w pełni świadomy, jednak nie miałem panowania nad moim ciałem. 
        Kai delikatnie pogłaskał mnie po głowie i zmierzwił moje włosy. Podparłem się dłońmi o sofę i powoli udało mi się podnieść do pozycji siedzącej. Brunet łagodnie chwycił mnie za podbródek. Jego dłonie były tak fantastycznie duże i ciepłe... Skierował moją twarz ku sobie i lekko musnął swoimi ustami moje. 
- Ruki... - szepnął, wpatrując się we mnie tym samym wzrokiem, co zawsze. Oparł się o moje czoło. Nasze wargi były tak niesamowicie blisko siebie, że miałem nieodpartą chęć wpicia się w nie i zastygnięcia w takiej pozycji na dłuższą chwilę. Chciałem spojrzeć mu w oczy i krzyknąć "Kai, błagam, zrób to!". Czułem, jak moje spodnie coraz bardziej się napinają, a on zamknął oczy i siedział w bezruchu. 
- Ruki... - odezwał się w końcu. - Na co masz teraz ochotę? 
        Ja jednak nie byłem w stanie odpowiedzieć. Zmrużyłem oczy i westchnąłem cicho. Usłyszał to. Jego dłoń powędrowała w napięte miejsce moich spodni. 
- Mokre... - szepnął, po czym powoli otworzył oczy. 
        Siedzieliśmy w takiej pozycji całe kilkanaście minut. Nie przesunął ręki ani o milimetr. Moje spodnie z każdą chwilą stawały się coraz bardziej mokre. Korciło mnie, by wsunąć tam dłoń i pomóc sobie się rozluźnić. Jednak jego namiętny wzrok przeszywał mnie na wylot i paraliżował. Westchnąłem głęboko i zamknąłem oczy. 
- Kai... - przejąłem inicjatywę. - A ty...? Co byś mi teraz zrobił? 
        Przełknął ślinę. Chyba zaskoczyłem go tym pytaniem. Cierpliwie oczekiwałem odpowiedzi. 
- Chciałbym... - zaczął cicho. - Chciałbym cię rozebrać i napawać się widokiem twojego nagiego ciała...
- Co dalej? - spytałem z uśmiechem. 
- Potem... - kontynuował. - Pomógłbym ci się zrelaksować i rozluźnić językiem...
- ...A potem? - zapytałem, czując, że moje spodnie są już w sumie całkowicie mokre. 
- Potem byłoby ciężko... - westchnął. - Z jednej strony wolałbym to robić powoli, być zapamiętał każdy moment, jednak z drugiej mam ochotę wejść w ciebie szybko, mocno i do końca. 
        Nie wytrzymałem. Wpiłem się w jego usta i gryzłem jego wargi niemalże do krwi niczym niedojrzały szczeniak, któremu wciąż jest mało. Gdy przerywałem na chwilę, by zaczerpnąć powietrza, śmiał się i parł na mnie jeszcze bardziej. Przewrócił mnie na plecy i całował jeszcze namiętniej. Po chwili przeniósł swoją prawą dłoń z mojego karku na mój brzuch i wsunął ją pod bokserki. Zaczął gwałtownie, nierówno i niemiarowo pieścić mojego członka. Krztusił się moją śliną jakby nie potrafił podzielić uwagi między całowanie mnie a robienie mi dobrze. Po chwili doszedłem krzycząc jego imię. Nie zwrócił na to większej uwagi i przeniósł się na mój kar, gryząc go niczym spragniony świeżej krwi wampir. 
- Ałć... - syknąłem, gdy poczułem wąskie strużki spływające po mojej szyi. Zlizał to. Podniósł się i usiadł okrakiem na moich biodrach. Poluźnił nieco krawat i zdjął koszulę. Ujrzałem jego seksownie umięśnioną klatę, na której widniały krople potu i piwa. Wstałem do pozycji siedzącej, oplotłem go dłońmi w pasie i począłem gryźć jego sutki. Było mi przy tym przyjemniej niż jemu. Wzdychał cicho, co podniecało mnie jeszcze bardziej. Powoli rozpinał guziki mojej koszuli, aż w końcu niemalże ją ze mnie zerwał. Jego spodnie również były mokre. Oblizałem wargi i zrzuciłem z siebie spodnie oraz bokserki, po czym rzuciłem je gdzieś w kąt. Zrobił to samo. Odwrócił się plecami do mnie, przesunął nieco do tyłu i włożył mi swojego członka do ust, jednocześnie robiąc to samo z moim. Przeszedł mnie ciepły dreszcz. Było mi naprawdę dobrze. Czułem się niesamowicie i nie chciałem przestawać. Spuściliśmy się w tym samym czasie. Wypluł spermę na podłogę, natomiast ja - połknąłem ją. Chciałem go zasmakować. Odwrócił się z powrotem do mnie. Na jego twarzy gościł uśmiech, jednak inny niż zwykle. Rozsunął lekko moje kolana. Zaczął mnie rozpychać trzema palcami. Samo to wywołało u mnie kolejny z rzędu orgazm, obawiałem się, co się stanie, gdy skończy się gra wstępna. Rozsunąłem kolana jeszcze szerzej, by dać mu większe pole manewru. Uśmiechnąłem się. Byłem ciekaw, co zrobi. Podniósł mnie do góry tak, by moje kolana spoczęły na jego ramionach. Wsunął się we mnie lekko. Kołysał delikatnie biodrami do przodu, tyłu, czasem trochę na boki, by ułatwić sobie wejście, bacznie obserwując, jak zmienia się mój wyraz twarzy. Ciężko oddychałem. Poczułem, jak moja twarz staje się wilgotna od potu i łez. 
- Kai... - szepnąłem. - Boli...
        Nie przestawał. Łkałem cicho. Jednak warto było przeczekać ból, gdyż im głębiej wchodził, tym było mi przyjemniej i lepiej. W końcu jednak nastąpił moment, że dalej już nie mogłem. Odepchnąłem go lekko, jednak zignorował to. Wchodził coraz głębiej, coraz szybciej... Skuliłem do środka kolana, ale gwałtownie i boleśnie rozsunął je na całą szerokość. Krzyczałem z bólu, którego było więcej niż przyjemności, nie przestawał. Czułem, jak co moment się we mnie spuszcza. Kątem oka widziałem, że do końca brakuje mu jeszcze kilku centymetrów. Wiedziałem, że nie dam rady. Szarpnąłem go z całej siły za poluźniony krawat z nadzieją, że zacznie się krztusić i da mi chwilę wytchnienia, jednak on zdjął go, po czym przywiązał moje ręce do nóżki kanapy. Wrócił do poprzedniej czynności. Miałem wrażenie, że zaraz umrę. Nagle zaczął pieścić mojego członka dłonią, jednocześnie wchodząc głębiej.
- K-kai! - krzyczałem, krztusząc się własną śliną i płacząc. - Kai, przestań! Błagam!!!
        Doszliśmy obydwoje, gdy skończył. Wyszedł ze mnie i padł mokrym od potu ciałem na moje. 
- Kurwa, Kai... - szepnąłem, łapiąc ledwo oddech. - Jak ja cię kocham...







5 comments:

  1. taktykę "szybko mocno i do końca" uważam jednak za najskuteczniejszą :D

    ReplyDelete
  2. Cholera jasna, przez ciebie mam ochotę na ostry sex.
    Serio uwielbiam takie akcje. Ostro, mocno i wtedy możemy mówić o porządnym orgazmie.
    Nieźle się rozpisałaś :).
    Rób częściej takie sceny i dłuższe wprowadzenia.

    ReplyDelete
  3. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  4. cóż fajnie i przyjemnie się czytało. Nie było jakiś zastojów tylko akcja ciągle parła do przodu. Sama scena, na którą pewnie wszyscy czekali nie zawiodła mnie. Jak dla mnie była to w odróżnieniu od Nazzuny nie aż tak szybka akcja(ale wszystko było ładnie opisane) no i ogólnie bardziej charakter łagodny (ale to może przez to, że za dużo na patrzałam się i naczytałam , co ja robie ze swoim życiem ;___; )

    tak ogolnie zapraszam też do mnie -pisze opowiadanie fantasy ale mam nadzieję, że się spodoba :>

    http://alea-iacta-est-96.blogspot.com/

    ReplyDelete
  5. Mmm...Brakuje mi troszkę słów. :D

    ReplyDelete