3.11.16

Ofiarowanemu kurczakowi w odbyt

Dział: Unexpected II
Numer rozdziału: 3
Gatunek: Yaoi



               Wojnę najłatwiej wywołać można doprowadzeniem do upadku wiążących struktur solidarności, tych odzywających się w człowieku niczym instynkt zwierzęcy w przypadku zagrożenia życia. Wprowadzić na czele artylerii kłamstwo pod postacią sojusznika, wykorzystać jednocześnie jako szpiega i będącego w centrum akcji stratega. Zagłębić się w słabe punkty i zapuścić korzenie tak silnie, by nie wyrwano ich z powrotem nawet herkulesową siłą. Zagnieździć się. Przeniknąć.
               To była miłość od pierwszego wejrzenia. Koreańczyków nienawidziłem bardziej niż zdrowego odżywiania, ale ten potrafił przygotować posiłek tak wyborny, że to uczucie było jedynym, które się we mnie odzywało. Nie liczyły się już dla mnie głębokie zapleśniałe relacje, jakie nas łączyły. Ważny był sos ze świeżych pieczarek. I nikt nie byłby w stanie przekonać mnie, że jest inaczej.
               Hyesung na moich oczach przeprowadzał egzekucję kurczaka. Czynił to z taką subtelnością, jak gdyby parał się atrakcyjnym ludzkim ciałem. Z nutą homoseksualnej namiętności wpychał mu w odbyt surowe warzywa tak sztucznie jakby samego siebie usiłował nafaszerować wartościami moralnymi.
               Kurczak stawał się uprzedmiotowionym ciałem pozbawionym duszy, a ja w ostrej migrenie wpatrywałem się w strugi deszczu spływające po szybie niemytej chyba od czasów młodości mojej nieżyjącej już prababki. Łzy nieba zmywały ptasie gówna. Zalewało świat tak jak mnie zalewała krew, jak Ruscy zalewali się spirytem do czyszczenia kuchenek. Romantycznie niczym podczas pasterki w świetle księżyca.
                      W kuchni z Hyesungiem czułem się niczym dziewczynka w czerwonym płaszczyku w starciu z gigantycznym bykiem. W systemie totalitarnym, bo moje poczynania były nazbyt aż kontrolowane. Na bagnach, bo było mokro. Tylko bieliznę miałem suchą jak wykrochmaloną.
- Warzywa są nieświeże - odparł Hyesung, zaglądając ofiarowanemu kurczakowi w odbyt.
- Warzywa są nieświeże - powtórzyła Deidre.
- Warzywa są nieświeże - potwierdził Ent.
- Nieświeże - westchnąłem cicho.
               Bizon przeżywał wówczas jelitówkę prawie tak silną jak ta, która dopadała mnie co zimę, kiedy miasta obfitowały w świąteczne stoiska i atmosferę naturalną niczym twarz Hyesunga. Ciągnął mnie za przedramię w kierunku pokoju, który dzieliliśmy, wniebogłosy krzycząc, że muszę mu pomóc. Zastanowiłem się wówczas, czy mój wygląd może mieć z tym jakiś związek.
- Co miał znaczyć ten występek? - zapytałem przyjaciela, gdy już zaciągnął mnie do pomieszczenia i szczelnie zabarykadował drzwi.
- To nie był występek - odpowiedział. - To był performance.
               Dzięki wrodzonej hipochondrii wmówił sobie coś, pobladł na chwilę, by stworzyć pozory umierającego i tym samym uratował mnie z łap Mruczka. Bizon wiedział. Jako jedyny ufał moim słowom. Miał świadomość, że na tym potworze spoczywa klątwa, że ten kot został zaklęty przez wyznawców wiccy, a teraz błąka się po świecie odgryzając ludziom palce dłoni.
                Otworzyliśmy wino węgierskie - czerwone wytrawne, bo tylko takie było. Bizon polał niczym kucharze z reprezentacji San Marino przed każdym meczem. Bardzo gościnnie przyjął mnie w moim pokoju.
- Muszę ci się zwierzyć - powiedziałem w końcu, przerywając tym samym tematy polityczne, o których nie mieliśmy pojęcia.
- Czy to ma związek z fekaliami? - spytał.
- Może mieć związek z odbytem - odparłem.
- Więc odpowiedź jest twierdząca - odpowiedział. - Myślę, że powinniśmy mieć więcej tematów do rozmów.
- Chodzi o Blase'a - dodałem.
- O odbyt Blase'a? - zapytał.
- Nie, o mój odbyt - rzuciłem krótko.
- Co ma wspólnego Blase z twoim odbytem? - zadał pytanie.
- Nie wiem - powiedziałem.
- Obydwa za bardzo sztywnieją na myśl o próbie - dokończył.
- Serio? - zdziwiłem się.
- Nie serio. Blase był dumny z twojego ostatniego tekstu. Aż sobie owinął szaliczek z pindola wokół szyi z tej satysfakcji - mówił. - Ale i tak chce, żebyś napisał na jutro nowy tekst.
               Niestrudzony byłem niczym Hyesung golący dorodne włosy na plecach, kiedy przyjmowałem te niezmierzone ilości trunku. Mus wykreowania dzieła wciąż jednak zawracał mi głowę i nie pozwalał żyć. Dlatego nie odkładałem tego do rana, lecz napisałem utwór jeszcze tamtego wieczoru, gdy Bizon spał już pochłonięty mrokiem jego egzystencji i przepalonej żarówki.
               A rano mnie na ten widok kurwica wzięła. Ledwie przeczytałem zalążek sztuki nocy poprzedniej, a już mi chuj wziął i opadł. Moja piosenka o miłości opowiadała historię, która gdzieś na końcu świata musiała zdarzyć się naprawdę.


Kupiłem ci kwiatka, bo się obraziłaś,
Tym samym moje serce zraniłaś,
Teraz boli mnie.
Oczęta moje zaszkliłaś,
Znowu się obraziłaś,
Ale już co robić wiem.
Kupię ci bukiet róż,
A ty piękną suknię włóż.
Będziemy tańczyć do rana,
Walca i kankana,
Ja bez ciebie ani rusz.
Będziemy jak te po łące skaczące, biegające, hasające
Zające.
A nasza miłość jak rosnące, niepokojące 
Pnącze.
Nie odbierze nam nikt słodkości, miłości, gości 
I kości.
Bo kochamy się jak nikt.


                    Na szybko najebałem literek z drugiej strony kartki. W głowie miałem jeszcze sen erotyczny związany z Blasem, pisałem na podstawie tego. Próba zbliżała się wielkimi krokami. Chuj wie, co by się stało, gdybym przyszedł z pustymi rękoma, wolałem jednak nie ryzykować.

Nadal gorliwie myślałem o tym, co Bizon powiedział mi o Blasie.



1 comment:

  1. *Za wsparcie i takie tam zasłużyłaś na długi komentarz, więc się postaram*

    To już jest ten moment, gdy nawet nie pamiętasz co się działo w poprzednich rozdziałach, mylą ci się postaci i ogólnie musisz czytać dwa poprzednie rozdziały aby zrozumieć, co tu się odpierdala. A nie, przepraszam bardzo, nawet po przeczytaniu tego z dziesięć razy wciąż mam problem z poprawnym rozumowaniem.

    Ale tekst piosenki jest zabawny. Bardzo ambitny. Jak większość piosenek. Liczę Lisku, że jak się spotkamy, to mi ją zaśpiewasz, hehe.

    Ogólnie momentami się dusiłam przy tym rozdziale. Przy większości Twoich rozdziałów się duszę, więc to akurat żadna nowość. Twoje porównania sprawiają, że walę głową w ścianę i zastanawiam się, co ty bierzesz. I czy jak zacznę chlać tyle co Ty, to też będę tak zajebiście pisać.

    Dzięki Tobie (czy może raczej odpowiedniejsze byłoby "przez Ciebie") penetrowanie kurczaka nabrało znacznie głębszego sensu i juz nigdy nie spojrzę na tę czynność tak samo. Jak dla mnie, ten opis wręcz ocieka erotyką i poważnie rozważam, czy nie masz zoofilskich zapędów.

    No i ogólnie to jest super, zajebiście, pięknie, tylko jakoś tak krótko, akcji mało i KURWA PISZ CZĘŚCIEJ. Bo wiesz, to że nie mam neta, to nie znaczy, że nie jestem w stanie polecieć szybko do biblioteki czy gdziekolwiek, aby przeczytać nowy rozdział u Lisa. :>

    *przepraszam, że krótko, miał być dłuższy, następnym razem bardziej się postaram*

    ReplyDelete