13.7.16

Ze łzami w oczach

Dział: Romeo & Julian
Numer rozdziału: 16
Gatunek: Yaoi



                     Delikatnie opatrywałem jego świeże rany, a on usnął, uprzednio prosząc mnie, żebyśmy porozmawiali, kiedy trochę odpocznie. Odżył widocznie, kiedy dostał upragniony posiłek i kilka papierosów, ale daleko było mu jeszcze do stanu, w którym mógłby normalnie funkcjonować. Spojrzałem na niego z troską. Jego wargi nie były już tak sine, a krew nie płynęła wąskimi strugami po skórze. Leżał tak przede mną w niedbale związanych ciemnych krótkich włosach i spał. Prawie już zapomniałem, jak cholernie był przystojny i jakie wzbudzał we mnie uczucia. Pochyliłem się nad nim powoli i delikatnie złożyłem pocałunek na jego szyi. Otworzył oczy i uśmiechnął się. 
— Obudziłem cię — wyjąkałem cicho. 
— Nie szkodzi — odparł. — To było to, czego potrzebowałem. 
                    Podniósł się do pozycji siedzącej i oparł się o ścianę. Rozejrzał się stęsknionym wzrokiem po pokoju, w którym nie miał okazji ostatnimi czasy przebywać. Teraz mógł nasycić się nim do woli. Troska malowała mu się na twarzy. Czułem, że zbliża się ta rozmowa i Kruk poruszy tematy, które raz na zawsze zmienią moje poglądy. Sięgnął po paczkę papierosów i odpalił jednego z nich.
— Chyba nadszedł czas — powiedział. Przytaknąłem. — Zanim zacznę, muszę zrobić coś, czego być może odmówisz mi, kiedy skończymy. 
                         Przysunął się do mnie powoli i delikatnie musnął wargami kącik moich ust. Nie był to co prawda pocałunek, a jednak wywołał u mnie falę emocji tak potężną, że znieruchomiałem momentalnie i znów zalałem się rumieńcem. Było to nieco dziwne, ale wystarczał mi jego dotyk lub nawet sama obecność, żeby zaspokoić mnie i dać wszystko, czego potrzebowałem. Nie miałem pojęcia, jak to robił. Nie zachowywaliśmy się jak typowa para ani jak przyszła para. Nasze wspólne życie pozbawione było zwierzęcego głodu. Czasem miałem ochotę go pocałować, jednak dawał mi wystarczającą rozkosz, trzymając mnie za rękę. 
— Kruk — zacząłem nagle. Poczułem, że nie jestem w stanie przełamać pewnych barier. — Ja też muszę ci coś powiedzieć. I to nie może czekać.
— Coś nie tak? — spytał. 
— Wiesz, podczas twojej nieobecności ja... — jąkałem się. — Jestem idiotą, wiem, po prostu tak bardzo chciałem wiedzieć o tobie cokolwiek, bo przecież nie wiem nic i...
— Alan — powiedział z uśmiechem, głaszcząc mnie po włosach. — Nie będę zły.
— Założyłem twoją koszulę, ale kiedy wyjmowałem ją z szafy... Znalazłem coś, o czym chyba chciałeś mi powiedzieć — wymamrotałem. Nie mogłem uwierzyć, że udało mi się to z siebie wydusić.
— Wszystko w porządku — odpowiedział. — Ciekawość to ludzka rzecz.
                    Wytrzeszczyłem oczy ze zdziwienia. Byłem w szoku. On naprawdę nie był zły, nawet minimalnie. Obdarzył mnie jedynie uśmiechem pełnym zrozumienia, a jego oczy błyszczały, jak gdyby żywił do mnie naprawdę głębokie uczucia. Czułem, jak szybko bije moje serce, a twarz znów zalewa się rumieńcem. Nie mogłem uwierzyć, że ktoś taki jak Kruk jest żywy, jest człowiekiem z krwi i kości i należy właśnie do mnie. Obawiałem się, że nie zasłużyłem na to, żeby go poznać, a tym bardziej - żeby go mieć. 
— Więc już wiesz — mówił dalej. — Obawiałem się twojej reakcji, ale wygląda na to, że zdążyłeś się oswoić z tą myślą.
— Początkowo nie czułem się z tym dobrze — odpowiedziałem nieśmiało, spuszczając wzrok. — Szczerze mówiąc czułem się okropnie i myślałem, że to wszystko zniszczy, ale później uświadomiłem sobie, że... chyba nie jestem w stanie bez ciebie funkcjonować.
                     Uśmiechał się cały czas i patrzył na mnie tym wzrokiem, a ja zapominałem o bożym świecie. Bałem się zatopić w tych jego szarych oczach, gdyż wiedziałem, jak łatwo stracę wtedy kontrolę nad wszystkim, co mówię i robię. 
— Powinienem się z tego wytłumaczyć — powiedział. — To nie będzie przyjemna rozmowa, ale myślę, że możesz dzięki temu zrozumieć motywy, choć zrozumienie motywów mordercy nie brzmi zdrowo.
                            Jego spojrzenie znów się zmieniło. Nie patrzył już na mnie z radością i ekscytacją, teraz wyglądał smutno, jak gdyby opanowały go wyrzuty sumienia niedające mu żyć. Wyglądało na to, że z jakichś powodów jest zmuszony do tej pracy. Tak jak sądziłem, nie był człowiekiem, który dla pieniędzy byłby w stanie podjąć robotę tego typu.
— Wspominałem ci kiedyś, że rodzice moi i Lindy nie są skorzy do pomagania nam — zaczął. — Jako że dowiedzieliśmy się pewnej rzeczy jakiś czas po ucieczce z domu, nie było nawet sensu rozmawiać z nimi o tym, co się stało. Któregoś dnia po prostu Linda zaczęła chorować. Początkowo myśleliśmy, że to chwilowe, że to może jakaś alergia. Ignorowaliśmy to, ale po pewnym czasie ten stan zaczął się rozwijać, nie ustępując ani na chwilę. Lekarze zdiagnozowali jej zaawansowaną mukowiscydozę, chorobę, która nie jest uleczalna, ale można powstrzymywać lub raczej spowalniać jej rozwój. Leczenie jest jednak bardzo kosztowne. Nie bylibyśmy w stanie utrzymywać jej przy życiu, podejmując przeciętną pracę. Nawet na dwa etaty. Wiesz, nienawidzę swojej roboty, nie cierpię ludzi, którzy płacą mi i dają zlecenia na czyjąś głowę, ale to jedyne wyjście, które dodatkowo pozwala mi całkiem nieźle żyć. Linda z kolei... Myślę, że nigdy się z tym nie pogodzę, ale zawsze mówi, że to w porządku, skoro na szali stoi jej życie. Już dawno temu zaczęła paprać się w tej brudnej branży, jaką jest prostytucja. Ostatnio jednak sytuacja nieco się zmieniła. Znowu zaczęła sięgać po papierosy, które nie służą jej stanowi zdrowia. Wydaje mi się, że może niedługo się poddać, a jeśli to zrobi, nie będzie już ratunku. Wiem, że nie jest to łatwe do zrozumienia i zapewne jesteś teraz zagubiony, ale... Alan, ty...
                           Nie mogłem wytrzymać tego, co słyszałem. Dotychczas robiłem z siebie największą ofiarę, choć sam wykopałem sobie grób i wszystkie tragedie, które mnie spotkały, sprowadziłem świadomie. Teraz widziałem, że nie tylko ja cierpię, ale tylko ja nie potrafię unieść krzyża, który dźwigam. W rezultacie rozpłakałem się jak dziecko, nie mogąc opanować tego, co działo się w moim wnętrzu. Było mi tak źle, kiedy myślałem o Lindzie, o tej nierozgarniętej wysokiej kobiecie, która posunęła się do takiego kroku, by móc przeżyć na tym pieprzonym świecie. I o samotnych oczach Kruka, który porzucił wszystko, co miał, żeby jej pomóc. 
— Nie zasłaniaj się — powiedział, chwytając mnie za podbródek. — Nie widziałem jeszcze jak płaczesz. 
                    Powoli odsunąłem dłonie od twarzy, nie nawiązując jednak kontaktu wzrokowego z Krukiem. Było mi cholernie głupio, ale wiedziałem, że nie zrezygnuje z wgapiania się we mnie. Dawał mi do zrozumienia, że chce mnie poznać od każdej strony. 
— Nie zrobiliście niczego złego, dlaczego musicie przechodzić przez coś takiego...? — szlochałem.
— Taka jest kolej rzeczy, Alan — powiedział z uśmiechem. — Nie wybieramy miejsca, w jakim się rodzimy ani ludzi, wśród których spędzimy pierwsze lata swojego życia. Nie mamy wpływu na to, czy urodzimy się z wadą, czy bez niej. Wiesz o tym.
— To nie jest sprawiedliwe, Natt... — wyjąkałem.
— Życie nigdy nie będzie sprawiedliwe — odparł. — Musimy się z tym pogodzić. 
                         Uspokajał mnie i doprowadzał do normalnego stanu, jednak ciężko mi było unieść ten ciężar. Nigdy wcześniej nie spotkałem człowieka, który był tak czystą esencją dobra, nikt nie był nawet w czwartej części taki jak Kruk. Nie potrafiłem tego pojąć.
— Więc, skoro jesteś zmuszony do przebywania poza miastem, dlaczego, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy... siedziałeś tak beztrosko, czytając książkę w parku? — spytałem cicho, gdy poczułem się już nieco lepiej.
— Łudziłem się, że nie dojdzie do tej rozmowy — zaśmiał się. — Wiesz, są pewne miejsca i pory, które mogą być choć połowicznie bezpieczne dla kogoś takiego jak ja. Ponadto... Będę szczery. Powiem ci, bo może powinieneś o tym wiedzieć. W rzeczywistości było tak, że otrzymałem na ciebie zlecenie.
— Na mnie? — spytałem, patrząc na niego ze zdziwieniem. Miałem już w głowie mętlik od napływających informacji. 
— Tak, zadzwonił do mnie ten facet, ten, z którym miałeś tamtą aferę, która zrujnowała ci reputację. Szef czy ktoś w ten deseń — westchnął. — Dał mi wszystkie potrzebne dane i powiedział, gdzie cię szukać. Obserwowałem cię od samego rana, kiedy jeszcze byłeś w swoim mieszkaniu i prawdopodobnie nie wiedziałeś, co się święci.
— J-jak... — wyjąkałem.
— Nieistotne — zaśmiał się. — Mam pewne sposoby, w końcu pracuję w tym fachu od kilku dobrych lat. Później zobaczyłem dokąd się kierujesz i ruszyłem na skróty, żeby pojawić się tam przed tobą. Jeśli mam być szczery, początkowo myślałem, że zabicie ciebie będzie swego rodzaju skróceniem twojej męki. A jednak...
— Więc dlaczego? — spytałem, patrząc na niego ze łzami w oczach. — Co cię powstrzymało?
— Wiesz, ja... — wyjąkał niepewnie. Po raz pierwszy słyszałem, jak drży jego głos i po raz pierwszy widziałem, jak ucieka wzrokiem. Dopiero po chwili spojrzał na mnie, zebrał się na odwagę i kontynuował. — Nie mogłem tego zrobić. Spojrzałeś na mnie tak... Miałeś oczy pełne samotności, jakbyś nie potrzebował do szczęścia niczego poza jedną osobą, która uczyni cię szczęśliwym. I nie mam pojęcia jak do tego doszło, ale to wystarczyło, żeby po prostu momentalnie się zakochać. Od pierwszego wejrzenia. Przez chwilę z tym walczyłem i chciałem wyprowadzić cię za miasto i załatwić to, co miałem do zrobienia. Ale pękłem. Byłeś pierwszą i ostatnią z moich ofiar, którą zostawiłem przy życiu. Więcej nie kontaktowałem się z tym mężczyzną, mimo że zapłacił mi za twoją głowę, więc prawdopodobnie uznał cię za martwego.
                    Serce biło mi jak szalone i nie mogłem wręcz znieść tego ciepła, jakie rozchodziło się w mojej klatce piersiowej. Oddychałem głęboko i znów nie byłem w stanie na niego spojrzeć. Chciałem uciec, a jednocześnie być przy nim.
— To chyba wszystko, co mam ci do powiedzenia, Alan — powiedział, znów chwytając mnie za podbródek. — Chociaż mam ochotę powiedzieć ci to jeszcze raz. Kocham cię. I nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził. Ochronię cię, obiecuję. 
                     Po tych słowach złożył pocałunek na moim czole, a po moich policzkach znów potoczyły się strugi łez. Zamknąłem oczy i zatopiłem się w tonie jego głosu na wieki.


4 comments:

  1. "Nie widziałem jeszcze jak płaczesz."
    JA PO PROSTU NIE MOGĘ POPŁAKAŁAM SIĘ JEDNAK JESTEM JESZCZE CZŁOWIEKIEM DLACZEGO ONI SĄ TACY CUDOWNI

    ReplyDelete
  2. I pomyśleć, że jeszcze niedawno zbierało ci się na wymioty, gdy prosiłam o coś romantycznego ;>
    Naprawdę świetny rozdział.

    ReplyDelete
  3. Zostawiam komentarz bo chce zebys wiedziala Shiro ze kocham te twoje "momenty slabosci" w opkach :,) A jednak ta milosc chyba nie polega tylko na ostrym "pichceniu"...

    ReplyDelete
  4. ojoooooo na początku się wzruszyłam ale później kopara mi opadła do ostatniego słowa... urocze nawet zważywszy na okoliczności... cóż lecę czytać dalej :3

    ReplyDelete