17.7.16

Ochronię cię

Dział: Romeo & Julian
Numer rozdziału: 20
Gatunek: Yaoi



                         Nadzieja powoli umierała, prawdopodobnie razem ze mną. Przed moimi oczyma rozciągał się hebanowy bezkres, pustka wolna od jakichkolwiek bytów, w której poza mną znajdowały się jedynie moje myśli. Widziałem je, jak gdyby były czysto materialnymi przedmiotami, słowami zapisanymi w powietrzu. Wszystkie te przysięgi i obietnice, jakie dane mi było złożyć, wszelkie obawy i lęki - unosiły się nade mną zawieszone w atmosferze. Pomyślałem wówczas, że to mój koniec. Uznałem, iż czas najwyższy pogodzić się ze swoim losem i pożegnać się w należyty sposób ze swoim życiem. Wtedy nagle zobaczyłem tuż nad sobą jeden wers, jedną krótką linijkę tekstu, która sprawiła, że momentalnie zmieniłem tok rozumowania.

"Dobrze jest wrócić do miejsca, w którym ktoś na mnie czeka"

                         Wtedy poczułem niespodziewany przypływ chęci do życia, chciwego pragnienia powrotu do swojego ciała, niezaspokojonego głodu. Zorientowałem się, że to już nie symbioza, w której obydwie strony odnoszą korzyści, to piekielne uzależnienie, którego nie da się wyleczyć. Zdawało mi się, iż czuję jego dotyk i słyszę jego głos. Mówił, że mnie potrzebuje. Musiał to być jedynie wytwór mojej wyobraźni, przecież skreśliłem się już z listy żywych i byłem na etapie godzenia się ze swoim losem. A mimo to głos Kruka stawał się coraz głośniejszy i coraz bardziej wyraźny. Tak dokładny, że mój mózg zaczął wizualizować jego twarz, przez co już po chwili cała jego osoba stanęła przede mną, otoczona, podobnie jak ja, bezgraniczną czernią. Nie miałem pojęcia, co mój umysł miał na celu mi przekazać, tworząc przede mną tak bolesny dla mnie obraz. Natt uśmiechnął się do mnie szeroko, stanął na palcach i zerwał z powietrza jeden z wersów tak, jak gdyby zrywał kwiat z gałązki drzewa. Zrobił krok naprzód i wyciągnął w moim kierunku dłoń, wręczając mi jedną z moich myśli.

"Nie będę zły"

                         Czy właśnie o to chodziło? Czy w powrocie do życia przeszkadzała mi jedynie myśl, że nie mam szans na normalne funkcjonowanie, jeżeli Kruk mi nie wybaczy? Cóż, to było pewne, nie wyobrażałem sobie opcji egzystowania bez niego. Było to dla mnie kompletnie abstrakcyjne i niewykonalne. Tymczasem nieprawdziwy Natt nadal uśmiechał się szeroko, a ja tonąłem w jego szarych oczach, choć zdawałem sobie doskonale sprawę z tego, że to tylko mój wymysł. W międzyczasie zerwał dla mnie kolejny kwiat, zrobił następny krok naprzód i podarował mi nowy wers.

"Nie widziałem jeszcze jak płaczesz"

                         Ogarnęło mnie wówczas bardzo dziwne uczucie, specyficzne i potężne. Zdawało się łączyć w sobie kilka zupełnie różnych doznań. Miłość, ona zdecydowanie się tam pojawiła, stała na czele i prowadziła za sobą kolejne. Stał za nią strach, ale także poczucie bezpieczeństwa. Złość, jak i również spokój i przywiązanie. Było mi przykro, tak cholernie źle i przykro. Czułem niewyobrażalny ból, choć nie byłem w stanie nawet określić, w jakim miejscu mnie bolało. A Kruk w tym czasie postawił kolejny krok w moim kierunku tak, że znajdował się już najbliżej mnie, jak tylko był w stanie. Wręczył mi wówczas ostatnią gałązkę.

"Kocham cię. I nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził. Ochronię cię, obiecuję"

                         Po tych słowach przysunął się do mnie, jak gdyby chciał złożyć delikatny pocałunek na moich ustach. Jego wargi zbliżały się do moich i wtedy nagle rozpłynął się. Zdematerializował się. Ulotnił się niespodziewanie, a wokół mnie zaczęły wirować czarne krucze pióra. Zniknęły wersy moich myśli i wtedy nagle...
— A nie mówiłam? — Usłyszałem wysoki kobiecy głos. Miał dość brutalną barwę. Nigdy wcześniej go nie słyszałem. — Mówiłam, że mi się uda. Więcej wiary następnym razem.
— Oby nie było następnego razu — odpowiedziała druga kobieta. 
— Alan... — powiedział beztrosko mężczyzna takim tonem, jak gdyby uśmiech nie schodził mu z twarzy. KRUK.
                         Przetarłem powieki i powoli podniosłem się do pozycji siedzącej. Pękała mi głowa i nie wiedziałem, jaki jest dzień tygodnia. Rozejrzałem się wokół. Leżałem na podłodze w korytarzu mieszkania Kruka. Byłem w domu... Dotychczas naprawdę nie wierzyłem, że to będzie kiedykolwiek możliwe. Odczułem niewyobrażalną ulgę i radość, znów wróciło do mnie uczucie szczęścia i niewyobrażalnej bezgranicznej euforii. Po mojej prawej stronie kucała kobieta, której nigdy wcześniej nie widziałem. Była wyjątkowo niska i chuda, miała ciemną karnację i czarne włosy. Jej szyję zdobił lik złotych naszyjników, choć ona sama ubrana była w podarte brudne łachmany. Wgapiała się we mnie wielkimi brązowymi oczami, czekając aż cokolwiek z siebie wyduszę.
— Dziękuję — wyjąkałem, zdając sobie sprawę, że to ona mnie uratowała. — Nie potrafię znaleźć słów, które...
— Zamknij pysk, młody — syknęła. — Rozliczymy się kiedy indziej.
                        Uśmiechnęła się kącikiem ust do Kruka i wyszła z mieszkania. Mój wzrok przeniósł się wówczas na zasiadającą przede mną Lindę. Bez słowa strzeliła mi siarczyście w twarz, patrząc na mnie z nieukrywaną wściekłością. Doskonale wiedziałem, dlaczego jest na mnie zła. 
— Linda — upomniał ją cicho Kruk. Położył wówczas dłoń na moim policzku, dokładnie tam, gdzie uderzyła mnie jego siostra. — Wszystko w porządku?
                         Kiedy poczułem jego dotyk na swojej skórze i ujrzałem go przed sobą, tym razem zupełnie prawdziwego, do oczu podeszły mi łzy i już po chwili nie mogłem przestać płakać. Z jednej strony cieszyłem się niewyobrażalnie, że znów miałem go przy sobie, z drugiej jednak... dlaczego był tak dobry, że momentalnie wszystko mi wybaczył?
— Skoro wszystko gra, zostawię was samych — powiedziała Linda. 
                           Nadal była wściekła. Rzuciła mi zdenerwowane spojrzenie, w którym jednak dało się odnaleźć sporo troski, po czym również opuściła dom Kruka. Natt patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Nigdy wcześniej nie widziałem w jego oczach czegoś takiego, toteż nie potrafiłem początkowo zdefiniować tego, co tam ujrzałem. I wtedy nagle moje ciało sparaliżował szok. Nie byłem w stanie nawet nadal płakać, a strugi słonej wody zdawały się zamarznąć na moich policzkach. Świat się zatrzymał, a Kruk... siedział przede mną i tonął w łzach. 
                         Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. Nie mogłem zrozumieć tego, co wówczas ujrzałem. Kosmyki jego ciemnych włosów zasłaniały powieki, jednak na policzkach wyraźnie dostrzegałem jego rozpacz. 
— Przepraszam — powiedział nagle i spojrzał na mnie. Wtedy dokładnie zobaczyłem jego zaczerwienione oczy. Nie było wątpliwości. — Nie powinienem płakać, ale... Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że żyjesz. 
— Kruk, przecież...
— Nie potrafiłem dotrzymać obietnic, jakie ci złożyłem — mówił dalej, nie pozwalając mi dojść do słowa. — Obiecałem cię chronić. Nie udało mi się. Jestem do niczego, Alan.
— Jak możesz zwalać całą winę na siebie...? — wyjąkałem cicho. — Czuję się jak śmieć i właśnie chciałem ci to powiedzieć, dobrze wiesz, że to ja tu jestem winny.
                         Nie byłem w stanie wytrzymać tej presji. Ponownie wybuchnąłem płaczem. Przysunąłem się do niego i przytuliłem go mocno, wtulając twarz w jego kark. Zamknąłem oczy.
— Jestem idiotą, Kruk — mówiłem drżącym głosem. — Gdybym wtedy sobie nie poszedł... Ja po prostu zobaczyłem tego mężczyznę, chciałem z nim porozmawiać, nagle zaczął padać deszcz, a ty... Ty zniknąłeś. Więc pojechałem z nim i podziękowałem mu, bo gdyby nie on, nigdy bym cię nie spotkał, ale nagle zrobiło się ciemno, a ja nie pamiętałem drogi i...
— Alan — przerwał mi, wplatając palce w moje włosy.
— Daj mi skończyć — szlochałem. — I wtedy właśnie zacząłem sobie kopać grób dalej. Spałem z nim w jednym łóżku, ale do niczego nie doszło, naprawdę do niczego nie doszło, nie chciałem tylko, żeby przeze mnie musiał spać na kanapie. Ale czułem się cholernie źle śpiąc obok kogoś, kto nie jest tobą i chciałem jak najszybciej stamtąd uciec. Poza tym mówił mi jakieś dziwne rzeczy, że jeśli coś by się zmieniło, drzwi jego domu będą dla mnie otwarte. I potem obudziłem się w samo południe i kazałem mu się zawieźć do ciebie, ale ciebie nie było i pomyślałem, że mnie nienawidzisz.
— Oszalałeś? — zdziwił się. — Nie byłbym w stanie cię znienawidzić, Alan.
— Ale miałeś prawo być zły — jęczałem. 
— Znalazłem tego mężczyznę i czekałem do następnego wieczora pod jego domem — odpowiedział. — Musieliśmy się jakoś minąć. Wydawało mi się, że może jest ci tam lepiej, w końcu zapewniłby ci warunki, w jakich dotychczas żyłeś. Chciałem, żebyś był szczęśliwy, ze mną czy bez.
— Przestań wygadywać takie rzeczy — syknąłem z wściekłością. — Nie jestem w stanie bez ciebie żyć.
                         Kruk spojrzał na mnie ze zdziwieniem. W tym momencie z jego oczu zniknęła cała ta samotność, jaka wcześniej się w nich gnieździła. Zniknęła. Bezpowrotnie.
— Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić — kontynuowałem. — Bałem się, że już cię nie zobaczę. Poszedłem odwiedzić siostrę. Do internatu. Ale nie wpuściła mnie, nadal żywi urazę. Więc postanowiłem do ciebie wrócić. I znowu byłem przerażony, że cię nie będzie albo nie otworzysz. Albo, że twoje oczy znowu będą takie smutne i samotne, a tego bym nie zniósł. I nagle usłyszałem głos Baumanna, gonił mnie z jakimiś dwoma innymi mężczyznami, ale udało mi się uciec, tylko przeskoczyłem przez jakąś ścianę i myślałem, że umrę, ale musiałem uciec i...
— Dość — przerwał mi. — Wszystko już wiem, Alan. 
                         Ku mojemu zdziwieniu wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego łóżka. Dopiero wtedy zorientowałem się, że jestem cały poobijany i nie powinienem się za dużo ruszać. Położył się obok mnie i delikatnie wsunął dłoń pod moją koszulkę. Moje serce zabiło szybciej. Złożył namiętny pocałunek na moim karku. 
— Cieszę się, że wróciłeś do domu — powiedział. — Przepraszam, że cię nie ochroniłem.
— Przecież to zrobiłeś — wyjąkałem. 
— Nie zrobiłem tego od razu — odpowiedział. — Zawiodłem cię, przepraszam.
— Natt... — szepnąłem. 
                      Znów poczułem dotyk jego zimnych dłoni i znowu mogłem napawać się widokiem jego kościstych bioder. Byłem szczęśliwy, jednak coś było nie tak. 
— Natt, dlaczego wybaczyłeś mi to wszystko z taką łatwością? — spytałem cicho. 
— Bo cię kocham — odpowiedział. Moje serce znów przyspieszyło. Nadal nie byłem przyzwyczajony do takich wyznań. — Postanowiłem ci zaufać, więc dlaczego miałbym ci nie wybaczyć? Wydaje mi się, że też nie jestem już w stanie bez ciebie funkcjonować. Nie, nie wydaje mi się. Wiem to. Myślę, że to dlatego. 
                          Leżeliśmy tak naprzeciw siebie, a Kruk patrzył mi głęboko w oczy, delikatnie przesuwając dłonią po moim policzku. Uśmiechał się, a ja znów dawałem się ponieść chwili. 
— Dziękuję ci.


2 comments:

  1. CZEMU TO NIE KONIEC
    OH GOD
    TY COŚ PLANUJESZ
    DDDD:

    ReplyDelete
  2. ha! zebrał zwłoczki :3 Rozdział roztopił moje serduszko <3 Został tylko finał....jestem ciekawa jak to skończysz.

    ReplyDelete