14.7.16

Kościste ramiona i zimne dłonie

Dział: Romeo & Julian
Numer rozdziału: 18
Gatunek: Yaoi



                          Nie miałem pojęcia, jak to się stało. Akcja toczyła się wyjątkowo szybko i odniosłem wrażenie, że jestem tylko obserwatorem, który nie ma najmniejszego wpływu na to, co stanie się dalej. Ledwie zacząłem rozmowę i wszystko zaczęło dziać się tak szybko. Zbyt szybko. Zbyt szybko, żebym mógł cokolwiek zrobić. Albo po prostu usilnie próbowałem wymyślić sobie jakiekolwiek alibi.
                         Pamiętałem tylko oddalający się głos Kruka. W rzeczywistości to nie on się oddalał, to ja szedłem niczym przez sen przed siebie, tracąc zupełnie panowanie nad kończynami. Prawdopodobnie coś zalegało mi głęboko w podświadomości i gdy tylko ujrzałem człowieka z tatuażem na ręce, tajemnicza siła nakazała mi biec w jego stronę. W pewnym momencie jednak zaczęło niespodziewanie lać - dokładnie jak wtedy, kiedy byliśmy na tej samej plaży ostatnim razem. Mężczyzna rozpoznał mnie i przywitał dość ciepło, czego niekoniecznie się spodziewałem. Gdy lunęło, szybko chwycił moją dłoń i już po chwili siedzieliśmy w jego samochodzie. Nie chciał, żebym zmókł, a przynajmniej takim właśnie argumentem motywował swoje działania. Miałem zamiar wymienić z nim szybko kilka zdań i wrócić do Kruka, jednak gdy się obejrzałem, tamtego już nie było. 
                         W rezultacie zgodziłem się z nim pojechać. Po drodze nie rozmawialiśmy dużo, bo był zbyt skupiony na drodze. Lało jak z cebra i starał się być ostrożny, byśmy mogli w pełni bezpiecznie dotrzeć do jego mieszkania. Wykorzystałem więc ten moment na uważniejsze przyjrzenie się temu człowiekowi. Na pierwszy rzut oka widać było, że to był on. On i nikt inny. Za pierwszym razem faktycznie się pomyliłem, ale tym razem nie było mowy o błędzie. Przypomniałem sobie wówczas tę posturę, która mignęła mi gdzieś od tyłu, znikając zaraz między innymi pasażerami autobusu. Zdecydowanie to był on. 
                        Nie mieszkał za miastem, lecz na jego obrzeżach. Nie należał więc do kasty zbirów, opryszków ani zabójców. I posiadał bardzo duży dom. Prosił jednak, żebyśmy nie rozmawiali o jego pracy. Chciał jedynie usłyszeć, jak potoczyła się moja historia po tym, co między nami zaszło. 
— Słyszałem o tej aferze jakiś czas temu — mówił, podając mi kawę, po czym zasiadł na sofie naprzeciwko mnie. — A jak to wyglądało z twojej perspektywy?
                         Siedzieliśmy w bogato urządzonym salonie. Ściany pomalowane były na ciepły beż, a w centrum ustawione były naprzeciw siebie dwie jasne kanapy z karmazynowymi poduchami, na których zajęliśmy miejsca. Między nimi znajdował się niski stolik na kawę. Pomieszczenie połączone było z nowoczesną kuchnią, która jednak wyglądała na nieużywaną. Na ścianie vis a vis drzwi frontowych znajdował się wielki balkon z widokiem na pustkowie rozciągające się za miastem. 
— Gdyby podsumować tylko te najważniejsze momenty... — zacząłem powoli, wpatrując się w piankę na kawie. — Towarzyszyłem mojej byłej dziewczynie na spotkaniu z szefem.
— To była ta dziewczyna, o której wtedy wspominałeś? — spytał, biorąc łyk. Przypatrywał mi się z ciekawością. Był wyjątkowo przystojnym mężczyzną, jednak nie dorastał do pięt Krukowi. Potaknąłem na jego pytanie. — Więc jednak się rozeszliście...
— Zaraz po wspólnym obiedzie z jej szefem stało się coś złego i musiała udać się do rodzinnego domu, z tego co pamiętam — kontynuowałem. — Mężczyzna zbierał się, żeby wyjść. Wtedy nagle dostrzegłem tatuaż na jego ręce.
— Nie mów, że... — powiedział cicho, wytrzeszczając oczy. 
— Nie pamiętam dobrze, jak to się potoczyło, ale wylądowaliśmy w łóżku jeszcze tamtego wieczora — mówiłem dalej. Patrzył na mnie z ciekawością. — Potem to pasmo niepowodzeń wydłużało się rosło w siłę. Szantażował mnie, stosował wobec mnie przemoc fizyczną i psychiczną.
— Poczułem się winny — przerwał mi nagle. 
— Mimo to mam zamiar ci podziękować — odparłem, a on znów spojrzał na mnie ze zdziwieniem. — Bo ten mechanizm zębatkowy w końcu rzucił mnie prosto w objęcia najwspanialszego człowieka, jakiego mogłem spotkać. Nie powiem, że ta droga usłana była różami, ale nie żałuję tego, co się stało. Mógłbym przejść gorsze rzeczy, jeśli wiedziałbym, że trafię na kogoś takiego jak on.
                         Uśmiechnął się kącikiem ust. Rozmawialiśmy bardzo długo, a on przyglądał mi się w dziwny sposób, jednak nie traciłem poczucia bezpieczeństwa. Nie zauważyłem jednak, kiedy zrobiło się ciemno. Wtedy dopiero zacząłem lamentować. 
— Cholera, muszę przecież wracać do domu... — jęczałem. 
— Odwiozę się, nie martw się — powiedział z troską w głowie.
— Jest pewien problem — wyjąkałem cicho. — Nie jestem w stanie wskazać ci drogi, kiedy jest tak ciemno.
— Nie mów, że straciłeś orientację... — zdziwił się.
— Kompletnie.
                         Powiedział, że odstawi mnie pod dom z samego rana. Było mi niezmiernie głupio, ale nie miałem innego wyjścia. Cholera. Kruk ledwo co wrócił do mieszkania i nadal potrzebował ponadprzeciętnej opieki, a ja nagle zniknąłem z obcym mężczyzną i... wrócę rano. Modliłem się, żeby nie stracił do mnie zaufania i zrozumiał. Tak bardzo chciałem wytłumaczyć mu to, co się stało.
— Sypialnia jest na górze. Prześpię się tutaj, na kanapie, więc jeśli będziesz czegoś potrzebował... — poinstruował mnie.
— Myślę, że to ja powinienem spać na kanapie — powiedziałem nieśmiało. 
— Nie pozwoliłbym na to — sprzeciwił się.
— Nie chcę, żeby z mojego powodu bolały cię plecy — jęczałem. 
— W takim razie powinienem spać z tobą? — spytał, uśmiechając się lekko.
— J-ja...
— Jeśli byłbym dostatecznie daleko? — pytał dalej. — Łóżko jest szerokie.
                         Sam nie wiedziałem, dlaczego się na to godzę. W rezultacie pozwoliłem mu spać obok siebie. Czułem się dziwnie leżąc obok kogoś, kto nie był Krukiem. W dodatku był pierwszym mężczyzną, z którym to zrobiłem. Miałem złe przeczucia i zaczynały męczyć mnie wyrzuty sumienia. Kiedy nie miałem u swojego boku Natta, wracał prześladujący mnie pech i zaczynałem znów sprowadzać na siebie kolejne katastrofy. Nie byłbym w stanie nawet wytłumaczyć mu tego, co zrobiłem. Powinienem był przecież kazać mu spać na kanapie, zamiast bawić się w nieskazitelnie dobrego człowieka, który troszczy się o innych bardziej niż o siebie samego.
— Nie możesz spać? — spytał cicho.
— Chyba... — wyjąkałem. 
— Wiesz, Alan — zaczął nagle. — Jeśli będziesz potrzebował pomocy, wiesz, gdzie mnie szukać.
— Co to miało znaczyć, Chris? — zapytałem. 
— Nadal uważam cię za uroczego — odpowiedział. Moje serce zaczęło szybko bić. Czułem, że nie powinno mnie tam być. — Nie musisz się bać, nie tknę cię bez twojego pozwolenia. Jednak, jeśli poczujesz, że nie wszystko poszło po twojej myśli, drzwi tego domu zawsze będą dla ciebie otwarte. 
                         Zamknąłem oczy i postanowiłem jak najszybciej zasnąć. Wydawało mi się, że moje życie znów stopniowo zamienia się w koszmar. 
                         Kiedy obudziłem się rano, ogarnęła mnie ulga. Już lada chwila miałem być w domu. Chris zrobił śniadanie i poczęstował mnie kawą. Coś było nie tak. Brakowało mi zapachu papierosów. Nic mi nie pasowało i czułem się dziwnie i nieswojo. Z nerwów zgrzytałem zębami i zdrapywałem do krwi skórki na kciukach. Mężczyzna obserwował mnie uważnie, ale nie zadawał zbędnych pytań. 
— Nie chciałem cię budzić, spałeś tak smacznie — powiedział z uśmiechem. 
                          Początkowo nie wiedziałem, co dokładnie ma na myśli. Dopóty, dopóki nie spojrzałem na wiszący na ścianie zegar. Wskazywał punkt dwunastą. I co teraz miałem powiedzieć Krukowi? Że zniknąłem na noc ze swoim pierwszym kochankiem i odwiózł mnie po południu, bo chcieliśmy jeszcze porozmawiać i zjeść razem śniadanie? Zabolało mnie serce na samą myśl, że Natt siedzi tam, popijając samotnie herbatę, a jego oczy znów nabierają tego przeraźliwego bólu. 
— Dziękuję za śniadanie, to wystarczy — powiedziałem, gwałtownie podnosząc się do pozycji stojącej. — Czy mógłbyś mnie teraz odwieźć? 
                         Kierowałem go uważnie, skupiając się na maksimum swoich możliwości. Mimo dręczącego mnie pecha, zdołałem doprowadzić go na miejsce. Co prawda trochę błądziliśmy, ale w końcu udało nam się dotrzeć do mieszkania Kruka. Podziękowałem mu raz jeszcze. 
— Obiecaj mi jedno, zanim sobie pójdziesz — powiedział nagle, mimo że już się pożegnaliśmy. — Jeśli cokolwiek się zmieni, zjaw się u mnie.
— D-dobra — wyjąkałem, po czym obróciłem się na pięcie i pobiegłem w stronę drzwi prowadzących na klatkę.
                         W głowie powoli układałem sobie plan, wedle którego postąpię. Dziwnym trafem nie odpowiadała mi żadna z wersji, którą chciałem przedstawić Krukowi. Dopiero gdy stanąłem u drzwi, uznałem, że powiem mu po prostu od początku szczerą prawdę i niczego nie zataję. Opowiem mu wszystko z każdym szczegółem. Kiedy postanowiłem sobie, że tak właśnie postąpię, wyrzuty sumienia nieco ustąpiły. Nadal jednak miałem ciężką robotę do wykonania. 
                         Wziąłem wdech i powoli nacisnąłem klamkę. Wtedy nagle ogarnął mnie strach. Były zamknięte na klucz, choć nigdy wcześniej ich nie zamykał. Był zły? Musiał być zły. Musiał czuć się samotny i odrzucony, bo zaufał mi, a ja to zaufanie zawiodłem. Poczułem się jak najgorszy śmieć. Zapukałem do drzwi, ale nie było odzewu. Moje serce biło coraz szybciej, a w głowie pojawiały się dziwne myśli. Czy właśnie straciłem Kruka? Czy dane było mi już nigdy nie wtulić się w jego kościste ramiona i nigdy nie poczuć dotyku jego zimnych dłoni?


3 comments:

  1. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  2. AGSKSSKSJSSJSKXSOSJSNSN
    MÓWIŁAM, ŻE CJĘ POTNĘ
    NIE TEGO OCZEKIWAŁAM
    CHCĘ WIĘCEJ
    MUSZĘ PRZECZYTAĆ WIĘCEJ
    ONI MUSZĄ BYĆ RAZEM

    ReplyDelete
  3. coo serio drzwi staneły mi na przeszkodzie pięknego trójkąta ;;;;; no właśnie trójkąt co sie stanie z Krukiem... ten chris tak kusił i...w ogóle to dobra relacja z gwałcicielem...
    dobra idę dalej

    ReplyDelete