6.7.16

Cztery poranki

Dział: Romeo & Julian
Numer rozdziału: 12
Gatunek: Yaoi



wiem, że nie powinnam pisać o kolejnym dziale, kiedy jeszcze piszę poprzedni, bo przeważnie źle to się kończy, ale... szykuję życiową niespodziankę. dla ludzi, którzy mnie czytają będzie to prawdopodobnie coś zajebistego. zaczynam zaraz po zakończeniu Romeo & Juliana. nie chce mi się już bawić w pisanie dwóch działów jednocześnie, bo znając mnie, porzucę ten obecny i zajmę się tym nowym. wiecie jak jest. xs
_______________________________________________

                     Siedziałem w kuchni, popijając samotnie herbatę. Dopadła mnie rutyna, ale nie taka zobojętniała i letargiczna, lecz bardziej bolesna i martwa. Minęły cztery dni, odkąd Kruk przekroczył progi mieszkania. Zdawało się, że mi przepadł. Nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić, że wraca. Z dnia na dzień sprawa zaczynała sprawiać wrażenie coraz bardziej podejrzanej. Przeszło mi przez myśl, iż może za bardzo starałem się nie być wścibski i nie zalewać Kruka pytaniami. Jak poważna była tajemnica, którą skrywał? 
                         Wpatrywałem się w stojący przede mną pusty kubek. Po przeciwnej stronie stołu stał drugi, pełny, a stojąca w nim herbata całkiem już ostygła. To był już czwarty poranek, kiedy to parzyłem zioła i stawiałem na blacie dwa napoje, mimo że Kruka nie było. Nie podejrzewałem nigdy, że tęsknota może tak silnie zżerać od środka. Nie sądziłem, iż tak łatwo mogę się od kogoś uzależnić. Wskazówki zegara uświadamiały mi, jak wiele czasu już minęło. Siedziałem nieruchomo już drugą godzinę, nie wiedząc zupełnie, co ze sobą począć. Nie miałem ochoty jeść ani spać. Podniosłem się z krzesła i udałem się do łazienki. Zatrzymałem się przed lustrem. Moje powieki były zmęczone, a oczy smutniejsze niż kiedykolwiek. Czegoś brakowało. Pojawiła się pustka nie do zapełnienia. Nie potrafiłem sam sobie wytłumaczyć, że to dopiero cztery dni, że każdy dzień przybliża mnie do końca tej udręki, że powinienem być silny, bo najgorsze już za mną. 
                         Z szuflady w kuchni wyjąłem paczkę papierosów Kruka. Zostało w środku już niewiele. Sam nie wiedziałem, dlaczego nie wziął ich ze sobą. Odpaliłem, łudząc się nadzieją, że choć trochę przywróci mi to Natta. Zakrztusiłem się dymem. Palił wyjątkowo mocne, nafaszerowane chemikaliami fajki. Udałem się do jego pokoju i otworzyłem szafę, by po chwili wyjąć z niej długą koszulę w kratę. Pachniała Krukiem. Założyłem ją i wtuliłem się w nią, by móc jeszcze lepiej poczuć jego zapach. Wtem coś dziwnego przykuło moją uwagę. 
                       Garderoba składała się z dwóch części. W górnej było miejsce na wieszaki, dolna zaś była pełna, bez półek czy szuflad, bez dostępu do tego, co znajdowało się w środku. Nie dało się jej nijak otworzyć i zdawało się, że jest w środku pusta. A jednak, kiedy wyjmowałem koszulę z jej górnej części, mój wzrok przyciągnął skrawek papieru wystający gdzieś z tyłu tak, jak gdyby jednak coś było ukryte na dnie szafy. Przegryzłem wargę. Nie powinienem był szperać w jego rzeczach. Ale wizja dowiedzenia się o nim czegokolwiek kusiła mnie niesamowicie. Mimo wszystko zamknąłem szafę i szybkim krokiem udałem się do kuchni. Stanąłem przy oknie i, kończąc papierosa, rozejrzałem się po pustkowiu, jakie rozciągało się wokół tej speluny. 
                        Mieszkaliśmy na czwartym piętrze walącego się, zupełnie pustego budynku. Prawdopodobnie kiedyś miał jakieś zastosowanie, a później został porzucony przez mieszkających czy pracujących tu ludzi. Za domem znajdowały się slumsy, które obchodziliśmy naokoło idąc na plażę. Kręciło się tam wielu bandytów i zbiegów, którzy uciekli z miasta. Spoglądałem przez okno, z którego miałem widok wprost na ratusz metropolii, w której niegdyś mieszkałem. 
                        Wyrzuciłem resztkę papierosa i nie czekając chwili dłużej pobiegłem do pokoju Kruka. Nie byłem w stanie tak tego zostawić. Musiałem dowiedzieć się czegoś na jego temat, czegokolwiek, by jakkolwiek zaspokoić swoją ciekawość. To była jedyna okazja, kiedy mogłem poszperać w jego rzeczach osobistych, w końcu nie było go w domu. Serce zaczęło walić mi tak mocno, jak gdyby chciało wyskoczyć mi z piersi. Otworzyłem szafę i spojrzałem na jej dno. Wsunąłem delikatnie palce pod dolną deskę i podważyłem ją, powoli podnosząc do góry. Nie było to tak trudne, jak przypuszczałem. Wyglądało na to, że Kruk nie zabezpieczył niczym dolnej części. Może nie obawiał się, że ktokolwiek znajdzie to, co się tam skrywało. A może po prostu nie było tam nic wartego uwagi?
                         Niemniej, widok ten wyjątkowo mnie zaskoczył. W szafie skrywał się stos kopert ułożonych w rzędach jedna na drugiej, na każdej z nich widniało nazwisko i były poukładane alfabetycznie. Na wierzchu leżała kartka, ta sama, która wystawała z dolnej części i przykuła moją uwagę, kiedy podkradałem koszulę. Rzuciłem na nią okiem, ale wszystko, co było tam napisane, wydawało mi się strasznie zawiłe i wiele z tego nie zrozumiałem. Chwyciłem więc pierwszą lepszą kopertę z nazwiskiem jakiegoś mężczyzny, otworzyłem ją i zacząłem czytać. 
                          Wytrzeszczyłem oczy. To chyba nie było możliwe. Czy taki mężczyzna jak Kruk byłby w stanie to wszystko zrobić? Drżącymi rękoma wsunąłem kartkę z powrotem do koperty i jak najszybciej zamknąłem dolną część szafy. Wbiegłem do kuchni, chcąc zapalić jeszcze jednego papierosa, lecz moje dłonie trzęsły się tak mocno, że nie byłem w stanie użyć zapałek. W końcu rzuciłem to wszystko na ziemię i skuliłem się na podłodze, opierając się o kredens. Kruk, człowiek, który mnie uratował, który wzbudził we mnie tak silne emocje, okazał się być... mordercą? Nie mogłem przestać myśleć o setkach kopert, o setkach nazwisk ludzi, których się pozbył. Nie byłem w stanie w to uwierzyć, ale wszystko łączyło się w logiczną całość. Zapewne dlatego tu mieszkał. Prawo nie ścigało złoczyńców przebywających poza miastem, więc ukrył się tutaj, w pobliżu slumsów, zapewniając sobie wystarczające warunki, by móc funkcjonować jak człowiek. Zakochałem się w mordercy, w kimś, kto pozbawił życia setki ludzi. Zacząłem rzewnie płakać, szlochać, wręcz krzyczeć z bólu, jaki rozrywał mnie w środku. Kruk był dla mnie dotychczas ostoją bezpieczeństwa, ideałem, wzorem do naśladowania. Po tym, co ujrzałem, sam już nie wiedziałem, kim on jest. 
                    Wyglądało na to, że gdy całował mnie w czoło na pożegnanie, szedł rozprawić się z kolejną ze swoich ofiar. Nie wiedziałem jednak, dlaczego Linda była w to zamieszana. Czy to był rodzinny biznes? Mordowanie na zlecenie? Czy naprawdę tak skrajnie potrzebowali pieniędzy, by pracować w takim fachu? Z tego, co mówiła ta kobieta, Natt chciał mi o tym wszystkim powiedzieć zaraz po powrocie. Ciekaw byłem, jak ubrałby to w słowa. Zastanawiałem się, czy powinienem uciec, ale przecież nie miałem dokąd. Ponadto czułem, że nadal kocham Kruka. Poza tym nie byłem pewien, czy nie dorwie mnie i nie zabije, jeśli zostawię go nagle bez słowa. Bałem się. Bałem się Kruka. 
                        Po tym incydencie zdjąłem koszulę Natta i odwiesiłem ją z powrotem do szafy. Nie mogłem znieść tego, co działo się w moim wnętrzu. Odczuwałem skrajne emocje, poczucie bezpieczeństwa mieszało się ze strachem przed utratą, miłość przenikała się z silną nienawiścią. Nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. Czułem się obrzydliwie. Nie wiedziałem nawet, co powiem Krukowi, kiedy wróci. Musiałem przecież dać mu do zrozumienia, że wiem, o czym chce ze mną porozmawiać. W rezultacie rozpłakałem się po raz kolejny. Pozbierałem z podłogi papierosy, wsunąłem je do paczki i wrzuciłem do szuflady. Wziąłem się za sprzątanie mieszkania, by choć na chwilę zapomnieć o tym, czego się dowiedziałem. Jedno było pewne. Nie byłem w stanie związać się z kimś, kto na swoim koncie miał dziesiątki morderstw. 


2 comments:

  1. JAK TO NIE
    Kurde, niech Kruk wraca szybciej i wyjaśni wszystko Alanowi. Ja chcę szczęśliwe zakończenie >:C
    Zaczynam się bać tej niespodzianki

    ReplyDelete
  2. Dramatyzuje, morderca to jeszcze nie taki zły materiał na potencjalnego kochanka ;)
    Gdzie jest Kruk no niech juz wroci :<

    ReplyDelete