13.7.16

Biodra

Dział: Romeo & Julian
Numer rozdziału: 14
Gatunek: Yaoi



                     Byłem wówczas pewien, że zapomniałem już kompletnie, jak pachnie Kruk. Minęło co prawda dopiero kilka dni, odkąd przekraczał progi mieszkania i widziałem jego twarz po raz ostatni, jednak były to dni burzliwe i pełne zmian. Lecz kiedy wtuliłem twarz w koc, w którym razem spaliśmy, poczułem go dokładnie, najdokładniej i najgłębiej jak tylko byłbym w stanie zasmakować czyjejś woni. Otuliła mnie wnet fala poczucia bezpieczeństwa i zapragnąłem zasnąć na wieki w tym miejscu, nigdzie się nie ruszając, kosztując tylko tego zapachu dającego mi ukojenie. Kruk naprawdę wywoływał we mnie skrajne emocje. 
                    Gdy tak usiłowałem za wszelką cenę odpłynąć i choć na chwilę zapomnieć o bożym świecie, wyrwał mnie z tego stanu donośny głos osoby, która wtargnęła właśnie bez zapowiedzi do mieszkania. Powiedziała, że to dobrze, że jestem i wyraźnie była szczęśliwa. Rzuciła się na łóżko obok mnie, przytulając się do mnie mocno. Przełknąłem głośno ślinę. Nie do końca byłem pewien, co powinienem powiedzieć.
— Em... — wyjąkałem. — Linda?
— Ty tępa kurwo! — wrzasnęła, podrywając się na równe nogi, przykładając mi w łeb jeszcze kilka razy.
— Linda, ja... — wymamrotałem, broniąc się przed jej atakami.
— Wybacz, cholera — westchnęła nagle i spoczęła na łóżku obok mnie. — Myślałam, że to Natt. Gdzie on?
— Nie ma go — odparłem cicho.
— Poszedł na zakupy bez ciebie, co? — wyjąkała, drapiąc się po głowie i wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. — Rozmawialiście już na te... delikatne tematy?
— My... Nie, jeszcze nie — odparłem.
— Jesteś strasznie cichy i nieśmiały, Alan — podsumowała, mierząc mnie wzrokiem. Poczułem się nieswojo. — Idealnie w jego typie. Taki bezgranicznie poddany i zakochany. W dodatku znajduję cię w jego łóżku pod jego nieobecność. Tęsknota cię zżera, co?
— Źle mnie oceniasz — odpowiedziałem, nabierając trochę odwagi po tym, co powiedziała.
— W dodatku buntownik! Fantastycznie — śmiała się. — Musi uwielbiać cię bardziej, niż mi się wydawało.
— Ale czy na tyle... żeby mnie nie skrzywdzić? — spytałem nieśmiało.
                           Doskonale wiedziałem, że nie powinienem zadawać pytań, które mogą naprowadzić ją na jakiś trop. Była kobietą obeznaną, jeśli szło o ludzi, może nie tak inteligentną i doświadczoną w dziedzinie psychologii jak Kruk, ale wystarczająco uświadomioną, by móc zagnać mnie w kozi róg. Mimo to zaryzykowałem. Dlaczego? Prawdopodobnie w głębi duszy chciałem usłyszeć cokolwiek, co da mi nadzieję na lepsze jutro. Pragnąłem, by powiedziała mi, że Natt muchy by nie skrzywdził. Choć sam już przestawałem wierzyć w coś podobnego.
— Wiesz — zaczęła zamyślonym tonem głosu, wypuszczając z ust dym. — Będę z tobą szczera. Natt potrafi krzywdzić ludzi i to w sposób naprawdę... wyszukany. 
                    Patrzyłem na nią z ciekawością. Byłem naprawdę niecierpliwy. Dotychczas zdawała się być osobą budzącą zaufanie, ale czy nie była w ten sposób podobna do Kruka?
— ...ale tylko w konkretnych przypadkach — kontynuowała, wzniecając moje zainteresowanie. — Nie jestem w stanie uwierzyć, żeby mógł skrzywdzić akurat ciebie. Jednak w twojej obronie zrobiłby wszystko. Rozumiesz, co mam na myśli?
— To chyba nie jest zdrowe postępowanie — odparłem cicho.
— Wszystko zależy od punktu siedzenia — westchnęła. — Nie wiem, jak dużą część tej historii ma zamiar ci opowiedzieć, ale możesz mi wierzyć, Natt nigdy nie robi niczego bez wyraźnego powodu.
— Doprawdy? — spytałem z lekką ironią. — Strasznie nie chciał mi powiedzieć, dlaczego pomógł mi tamtego dnia, kiedy zostałem sam.
— Naprawdę jeszcze ci nie powiedział? — zdziwiła się. Była naprawdę mocno zaskoczona. — Myślałam, że na tym etapie... W sensie, w takich relacjach... Naprawdę jeszcze ci nie powiedział?
                      Patrzyła na mnie z otwartymi ze zdziwienia ustami, nie mogąc uwierzyć, że nie uzasadnił mi jeszcze swojego postępowania. Uniosła jedną brew, a po chwili zaśmiała się głośno.
— W zasadzie powinieneś był już dawno się domyślić — mówiła. — To dość prosta logika.
— Nie rozumiem — wyjąkałem. — Powiedz mi.
— Nie ma mowy — śmiała się dalej. — Sam to zrobi. Ciekawa jestem, co planuje. Bo nie sądzę, że nie było okazji do tej rozmowy.
— Wielokrotnie próbowałem podjąć temat — odpowiedziałem. — Tu jakoś wybrnął, tu zmienił temat, tu woda na herbatę się zagotowała, tu mu się przypomniało, że dawno nie był w kiblu.
— Nic więcej ci nie powiem — odparła. — Dawno temu wyszedł?
— Dokładnie dwa tygodnie temu — powiedziałem, spuszczając wzrok.
— Chwila, on... Nie wrócił jeszcze stamtąd? — zapytała, a jej twarz momentalnie stała się blada.
— Nie wrócił jeszcze — rzuciłem krótko. 
                         Patrzyła na mnie, a w jej oczach pojawił się strach - niewyobrażalnie wielkie przerażenie, zżerające ją wręcz od środka. Jej spojrzenie zalewało mnie milionami pytań, oczekiwało jakiejkolwiek odpowiedzi, jednak wiedziałem o wiele mniej niż ona o tym wszystkim. 
— Nie było go — szepnąłem drżącym głosem, choć sam nie wiedziałem, dlaczego nie mogę nad nim zapanować.
                         Linda opuściła mieszkanie bez słowa, a ja bałem się zadawać pytania. Wiedziałem w zasadzie, że nie piśnie mi słowa. Obawiałem się najgorszego. W moim sercu znów zaczynały kłębić się emocje, których nie rozumiałem. Dopiero wieczorem, kiedy zgasiłem wszystkie światła i zamknąłem drzwi na trzy spusty, zacząłem sobie uświadamiać, w czym tkwi problem. Rozsiadłem się w samej bieliźnie na krześle w kuchni i, wyjąwszy paczkę papierosów Kruka z szuflady, odpaliłem jednego z nich. Zaraz po tym podniosłem się do pozycji stojącej i ruszyłem w kierunku okna. Otworzyłem je na oścież i rozejrzałem się wokół. Było cudownie. Świece w niskich spelunach z drewna rozświetlały cały obszar wokół kamienicy, a z dołu dało się słyszeć szczekanie dzikich psów. Zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się sam do siebie. Było pięknie. Kiedy zaś tylko skończyłem palić, udałem się do pokoju Kruka i owinąłem kołdrą, choć wieczór był ciepły. I wtedy, mimo bezsenności, zasnąłem jak dziecko, nadal ze łzami w oczach, ale jak dziecko. I spałem mocno do samego rana, śniąc o tym, że chcę Kruka. Chciałem go zawsze i wiedziałem, że to nigdy już nie ulegnie zmianie. Niezależnie od tego, kim jest i dlaczego to robi. Był mój i jedynym moim marzeniem było wówczas obsypanie jego chłodnego karku krwistymi malinkami. Chciałem go, pragnąłem go i nie byłem w stanie dłużej oszukiwać samego siebie. Pożądałem jego zapachu, jego widoku i jego smaku. Miałem na niego apetyt - na jego kościste obojczyki, na jego wątłe usta, na jego szczupłe uda. Wzbudzał we mnie ekscytację, swego rodzaju uniesienie, rozniecał we mnie ogień. Pragnąłem jego warg, jego bioder na moich biodrach, opuszek jego palców w moich włosach, jego przy mnie, na mnie, we mnie, blisko. I wiedziałem, że się zbliża. Że jest już gdzieś blisko i lada chwila znów zatopię się w jego smutnym, pełnym samotności spojrzeniu pary szarych oczu. 


 

2 comments:

  1. Jako że dzisiaj jestem wyjątkowym zboczeńcem: nie tylko w jego oczach mógłby się zatopić ( ͡° ͜ʖ ͡°) 
    Dobra, zaczyna mi być głupio. Pamiętajcie, dzieci, nie jedzcie białej zupki od kochanka. To na 90% jest sperma.

    ReplyDelete
  2. Umieram tu ze zmartwienia no hallo co sie stalo czemu nie wrocil waeeee ;;?

    ReplyDelete