23.6.16

Gorączkowy amok

Dział: Romeo & Julian
Numer rozdziału: 9
Gatunek: Yaoi.



— Kim była ta kobieta? — zapytałem, kiedy kierowaliśmy się na opuszczoną plażę.
                         Niebo tego dnia było szare, a chmury kłębiły się i płynęły coraz szybciej. Coś dziwnego unosiło się w powietrzu. Ogarnęły mnie złe przeczucia, jednak czułem się bezpiecznie w towarzystwie Kruka. Dotrzymywałem mu więc kroku, starając się nie wybiegać myślami za bardzo naprzód. 
— Jak sądzisz? — odpowiedział pytaniem na pytanie. Znów uśmiechał się pod nosem. 
— Na pierwszy rzut oka pomyślałem, że to wiedźma — odparłem. Roześmiał się głośno.
— A na drugi? — spytał znów. 
— Wyglądało to, jakbyście znali się dość długo — powiedziałem.
— Racja — westchnął, zaciągając się papierosem. — Dokładniej... całe życie. 
                           Jego głos przyjął wówczas nieco sentymentalny ton, co wcześniej nie zdarzało mu się w moim towarzystwie. Nadal dopiero go poznawałem. 
— Linda jest moją przyrodnią siostrą — odpowiedział. — Bądź co bądź, wychowywaliśmy się razem. Nie miała dobrego kontaktu ze swoją matką, więc gdy nasz ojciec poznał moją rodzicielkę, została z nami. 
— Może źle to zabrzmi, ale to chyba dobrze, że przynajmniej ojciec był po jej stronie, prawda? — zapytałem nieśmiało. 
— Nie do końca — zaśmiał się cicho. — Można powiedzieć, że ojciec nigdy nie miał szczęścia do kobiet. Z moją matką również nie potrafiliśmy się dogadać, tak jak z kolejnymi. W końcu Linda znalazła pracę, wzięła mnie ze sobą i uciekliśmy. Miałem wtedy trzynaście lat. Wiedzieliśmy, że nikt nie będzie nas szukał. Przypuszczam, że mam więcej rodzeństwa, ale nie miałem okazji ich poznać. 
— Przykro mi, Kruku — odparłem. — Może nie powinienem był zaczynać tematu. 
                         W głębi duszy cieszyłem się, że się przede mną otworzył. Był dla mnie człowiekiem owianym tajemnicą, a ja za wszelką cenę pragnąłem go poznać. Choć każda odpowiedź rodziła kolejne pytania.
— To nie żaden temat tabu — powiedział ze śmiechem. 
— Kruk? — wtrąciłem nagle. Spojrzał na mnie kątem oka. — Może nie powinienem pytać, ale... Wiesz, ja właściwie niczego o tobie nie wiem. Nie chcę kwestionować twojej pomocy, bo w zasadzie... nie mam nikogo poza tobą, ale...
— Alan — przerwał mi. Serce zabiło mi mocniej. Już dawno nikt nie używał mojego imienia. Prawie o nim zapomniałem. 
                         Szliśmy w ciszy przez dłuższą chwilę. Kruk zdawał się zbierać myśli. Starałem się być cierpliwy, jednak napięcie rosło nieubłaganie. Przegryzłem wargę. 
                    Dotarliśmy na miejsce. Otworzyliśmy piwa i rozsiedliśmy się na wilgotnym piasku. Woda była brudna, a fale wyrzucały na brzeg glony i martwe ryby. Zaczynałem się już przyzwyczajać do klimatu, w jakim zwykł przebywać Kruk. Zdecydowanie nie był w pełni normalny. Siedział i z uśmiechem wpatrywał się w ciemne, zachodzące chmurami niebo. 
— Moja tożsamość nie jest ważna — powiedział nagle. — Nie wiem, co cię tak zainteresowało, jestem dokładnie takim człowiekiem, jak cała reszta.
— Chyba żartujesz — syknąłem. — Nie każdy przygarnąłby pod swój dach wyrzutka, z którego śmieje się cały świat. Nie dość, że wyrzutek, to jeszcze pasożyt i darmozjad.
— Zdajesz się tym przejmować bardziej niż ja — zaśmiał się.
— Chciałbym móc się odwdzięczyć, ale nie wiem nawet jak to zrobić — wymamrotałem cicho. 
— Wystarczy mi to, co robisz — odpowiedział.
— To, co robię? Przecież... — wyjąkałem.
— Kiedyś może zrozumiesz — odparł z uśmiechem. 
— Skoro nie chcesz podać mi motywów swoich działań, może chociaż powiesz coś o sobie? — zaproponowałem. 
— Wolałbym tego uniknąć — powiedział. — Mógłbyś uznać mnie za bardzo złego człowieka. 
— Ciebie? — zdziwiłem się. — Uznać za bardzo złego człowieka jedyną osobę, jaką mam? 
— Nie mów takich zawstydzających rzeczy — odparł, obracając głowę w drugą stronę. Zaskoczyła mnie jego reakcja. — Jeszcze jakieś pytania? 
                         Uznałem, że to całkiem niezły moment na wyjaśnienie mu tych wszystkich sytuacji, w których niekontrolowanie zawieszam na nim wzrok. Zestresowałem się jednak i przygotowanie się do rozpoczęcia takiej konwersacji zajęło mi trochę czasu. A gdy byłem już prawie gotów, zaskoczył nas deszcz.
                         Już po chwili lało jak z cebra. Żaden z nas nie przewidział takiego zwrotu akcji. Reakcja Kruka w zasadzie nie powinna była mnie dziwić. Zgasił papierosa, wpychając go w brudny, wilgotny piasek, po czym wstał i zaczął wpatrywać się w horyzont. Ale nie było tam ani malowniczych górskich krajobrazów, ani fioletu zachodzącego słońca. Były tylko szare chmury, czarne chmury i jeszcze więcej chmur. Kruk uśmiechnął się pod nosem. Czasem zdawało mi się, że jest na tym świecie wiele rzeczy, których piękno potrafi docenić tylko on.
                         Przemokłem do suchej nitki. Nie byłem z tego powodu tak szczęśliwy jak Kruk. Choć zmieniłem nieco zdanie, gdy po wejściu do mieszkania mój współlokator pozbył się górnych części garderoby i bezwładnie rzucił je na krzesło w kuchni. Czy Kruk naprawdę nie miał żadnych wad?
                    Wróciłem do siebie, żeby się przebrać. Na zewnątrz powoli się ściemniało. Chyba potrzebowałem snu, bo zaczynałem czuć się naprawdę dziwnie. Było mi okropnie zimno, ale uznałem, że to przez deszcz, w którym zmuszeni byliśmy wracać. To tylko zimno, zaraz przejdzie.
                         Zszedłem na dół, do kuchni. Kruk akurat modlił się nad czajnikiem. Tego wieczora miałem wyjątkowo wielką ochotę na gorącą herbatę z imbirem. Mężczyzna jednak najwyraźniej zaniechał swych działań. Usiadłem przy stole i zacząłem przypatrywać się temu, co robi.
— Mamy problem — oznajmił triumfalnie. Jakbym nie zauważył. — Prąd poszedł.
— Zaraz pewnie naprawią — odparłem beztrosko.
— W centrum pewnie by tak było — westchnął. — Tutaj poczekamy sobie nawet do kilku dni.
— Kilka dni bez herbaty? — wystraszyłem się.
— Bardziej zastanawia mnie to, jak zniesiemy noc bez ogrzewania — powiedział. — Teraz jeszcze nie jest tak źle, ale za kilka godzin możemy tu umierać. Przyniosę koce.
                         Kruk schował się gdzieś w przedsionku, a moich uszu dobiegał tylko szmer wyciąganych z głębi szafy materiałów. Trzęsły mi się nogi i wcale nie robiło mi się cieplej. Wizja zimnej kąpieli doprowadzała mnie do histerii.
                             Dostałem od Kruka dwa dodatkowe koce. Powiedział, żebym cieplej się ubrał i jak najszybciej udał się spać. Tak też zrobiłem. Założyłem na siebie jeszcze jedną bluzę, owinąłem się pościelą, przykryłem kocami i spróbowałem zasnąć. Przez jakiś czas słyszałem jeszcze jak Kruk krząta się po kuchni. Zastanawiałem się, o co prosiła go Linda. Może to nie była moja sprawa, ale i tak strasznie mnie to ciekawiło.
                           Po dłuższej chwili wiercenia się i trzęsienia się z zimna uznałem, że nie będę próbował zasnąć na siłę. Rozbolała mnie głowa. Wyszedłem na chwilę z łóżka i zapaliłem świecę. Cały świat obracał się dookoła, poczułem, jakby ktoś wbił mi siekierę w plecy, ponadto było mi tak zimno, że traciłem czucie w opuszkach palców. Szybko złapałem więc pościel i koce, po czym udałem się na dół.
                           Nieśmiało zapukałem do drzwi sypialni Kruka. Nie dostałem odpowiedzi, więc na palcach wkradłem się do środka.
— Kruk, śpisz? — zapytałem cicho.
                             W odpowiedzi usłyszałem jedynie zgrzyt łóżka. Podszedłem więc bliżej i zapytałem jeszcze raz.
— Jasne, że nie śpię — powiedział. Chyba się wkurzył. — Jest zimno w chuj.
— Źle się czuję — odparłem. — Zdaje się, że mnie coś bierze. Wiesz, deszcz, zimno.
— Mogę oddać ci swoje koce — zaproponował. — I tak już dzisiaj nie zasnę.
— Nie pierdol głupot — syknąłem, trzęsąc się z zimna. Moje serce zaczęło bić szybciej, ale nie miałem zamiaru rezygnować ze swoich planów. — Suń tyłek, dzisiaj śpimy razem.
                          Przysunął się do ściany, a ja wlazłem mu do łóżka i przykryłem nas kolejnymi trzema warstwami. Może była to nagła chęć podjęcia ryzyka, może obojętność, może gorączkowy amok, ale bez zastanowienia wtuliłem się w jego tors, wbijając mu palce pod łopatki. Krótką chwilę po tym zasnąłem jak dziecko. Nie myślałem wówczas o tym, jak zareaguje i co powie mi rano. Zakładając najgorszy scenariusz, mógłby nawet wyrzucić mnie z mieszkania i znów wylądowałbym pod gołym niebem, przepełniony depresją i myślami samobójczymi. Dlaczego tak bardzo ryzykowałem jego utratę, robiąc coś, na co zdecydowanie nie miał ochoty?






4 comments:

  1. TEN ROZDZIAŁ JEST TAKI KJUT, ŻE RZYGAM TĘCZĄ ASSDFFJSKJFLSKXLXF
    WINCYJ

    ReplyDelete
  2. Zabrakło im prądu, ale Alan zapalił i zgasił światło?
    Trochę fuck logic O_e

    ReplyDelete
    Replies
    1. HAHAHAHAHA, ej, fucktycznie, mój błąd. no nic

      Delete
  3. ojeeej <3 chce już rano <3 urocze

    ReplyDelete