14.5.16

Wzwód czasu.

Dział: Young and Dumb
Numer rozdziału: 3
Gatunek: Yaoi






   Niesłychane rzeczy dzieją się w dużych miastach. Zbyt dużo hałasu, gwaru i zgiełku. Również zbyt dużo imprez i niedobrego sposobu odżywiania. A może po prostu Michael dostał w robocie wolne, bo przyszło lato, a już swoje zrobił, i w końcu nadszedł długo oczekiwany moment, w którym opuścił wywrotność codziennego życia i wyjechał na wieś, do rodzimych stron?


 Ostre promienie słońca odbijały się od żółtego zboża, co jeszcze bardziej dodawało jaskrawości upalnego późnego popołudnia. Michael dotarł do niedużej drewnianej posiadłości stojącej u zbocza mniej ruchliwej asfaltowej drogi.  
Dźwięk dzwonka: Amy odłożyła książkę i trochę zaskoczona przeszła przez ciemny korytarz, aby otworzyć nieznajomemu drzwi. 
— Michael? O Jezu, moje Najdroższe Słoneczko!
Wpierw objęła Michaela, później pocałowała go w czoło, żeby znowu go przytulić i jeszcze raz cmoknąć w oba policzki.
 Michael nic nie powiedział, tylko posłał matce serdeczny uśmiech, po czym zrobił krok do środka. Amy wzięła jego walizkę i postawiła ją w przedpokoju.
— Kochanie, co chcesz jeść? 


    Ogólnie dom nie prezentował się ani marnie, ani przestronnie. Był zwykły zewnątrz jak i wewnątrz. Dominowały stare antyki wśród mebli, wszędzie od groma różnych szkatułek, pamiątek, figurek porcelanowych, jakichś wachlarzy, nadmiar bibelotów. Jednak te drobne rzeczy idealnie wpasowały się w wystrój domu, dodawały mu przytulności. Michael siedział w salonie, gdzie pod oknem stało przed komunistyczne pianino i jednym palcem wystukiwał w klawisze jakąś znajomą melodię. Jedynym oświetleniem były przebijające się przez opuszczone żaluzje, podłużne promienie zachodzącego słońca. Amy krzątała się po kuchni, nucąc jakąś romantyczną balladę. Przepełniaj ja ogrom szczęścia, nie spodziewała się przyjazdu syna, a kiedy wyszło na jaw, że zostaje na calutki tydzień, wilgotniały jej oczy buchające łzami radości. 
      Była bardzo samotną kobietą. Kiedy Michael miał siedem lat, jego ojciec, a mąż Amy zginął na misji wojskowej. Odtąd przyszło jej wychowanie dorastającego syna w pojedynkę, nie mogła liczyć na dalszą rodzinę, bo właściwie jej nie mieli. Być może właśnie stąd matczyna opiekuńczość Amy wyszła z granic kategorii matki, a przeszła w kategorię babcinego rozpieszczania wnusia. Nie miała nic poza synem, on był dla niej wszystkim - oczkiem w głowie. Wiedziała, że z osiągnięciem dojrzałości, opuści wieś i będzie szukał samodzielności zapuszczając się do sideł Las Vegas. Zbyt mocno go kochała, żeby odebrać mu młodość, wolność, wyzwolenie i szansę na karierę. Może Michael nie miał serca, zostawiając samotną matkę w wielkim, pustym domu. Może wydawać się Wam skończonym skurwielem. Ja wiem swoje. Wspominałam, jak bardzo jest diaboliczny, aspołeczny i niemoralny. To jest prawda, ale te wszystkie cechy objawiają się w stosunku do osób zewnątrz. Matka była kimś w postaci jego anioła stróża. Przy niej emitował letargiem i pobłyskami pokoju. Chyba nie umiał inaczej, taka piękna była ich miłość.


     Dokładnie o godzinie jedenastej przedpołudniu wiejską sielankę zakłócił pisk opon ostro zatrzymywanego samochodu, a muzyka puszczana z odtwarzacza rozniosła się po całej okolicy aż do wnętrza domu. Chwilę później zawtórował jej notorycznie, aż nerwowo powtarzany dzwonek do drzwi.
— Chwilka, już otwieram.
— Witamy panią!... zastaliśmy może Michaela?
Po drugiej stronie framugi Amy oczom ukazała się pięcioosobowa grupka młodych ludzi, najwyraźniej znajomych jej syna. Rozmowę nawiązał ciemno opalony chłopak o blond włosach.
— A tak, oczywiście...
— Przepraszam! Nawet się nie przedstawiłem, gdzie moje maniery? Jestem Daan. Miło mi panią poznać.
Chłopak wyciągnął dłoń w kierunku Amy.
— A to.... a zresztą, nieważne.
Wpierw odwrócił się w stronę jasnowłosej dziewczyny i czterech wysportowanych chłopaków, którzy czekali w samochodzie, po czym machnął lekceważąco ręką.
— Amy, mama Michaela. Michael jest na górze, jeszcze nie wstał. Może uda ci się go obudzić, wejdź proszę.
Amy spojrzała pytająco na resztę rozsianą po podwórku i siedzącą wewnątrz zatrzymanego na środku ulicy samochodu.
— A niee, oni sobie poczekają.
Daan energicznie wszedł do środka. Jak zwykle, tryskał pełnią szczęścia. Szybko przebiegł przez schody, dając kroki co trzy stopnie i wpadł do pokoju Michaela. Szatyn tymczasem smacznie chrapał, aż ślina wypływała mu z lekko rozwartych ust na pierzynę. Daan chwycił skrawek kołdry, którą nasz Śpiący Królewicz się okrywał i chwilę później z impetem ją pociągnął, ukazując rozwalone na całym łóżku ciało, odziane w skąpe majteczki. Niestety, chłopak nawet się nie poruszył. Blondyn obejrzał się szybko po pokoju. Na jego twarzy zagościł przebiegły chytry uśmieszek. Podszedł do wysokiej klasy wieży stereo, wyciągnął głośniki tak, aby stały najbliżej łóżka, jak tylko to było możliwe, po czym przekręcił  kółeczko sterowania głośnością na najsilniejszą moc i włączy przycisk PLAY.
Po całym pokoju, korytarzu, salonie rozniósł się łomot tercetu elektrycznych gitar. Muzykę aż dosłyszeli znajomi, którzy czekali na zewnątrz.
— Cooo jest?!
Michael uniósł się jak oparzony i pierwsze, co ujrzał tego pięknego poranka był zadek Daana, który nachylił się, gdy sięgał po schowaną torbę sportową.
— Dalej, ubieraj się. Jedziemy na mecz gwiazd basketballu.
— Gdzie?
Michael wytrzeszczył oczy.
— Śpiesz się ty złamasie, bo przez ciebie jeszcze nie zdążymy. Grają w Vegas.
— Jak to możliwe?
Szatyn uświadomił sobie powagę sytuacji, więc zaczął wkładać na siebie byle, co miał pod ręką.
— Na ostatnią chwilę stwierdzili, że promują w jednym z najsłynniejszych miast w US, chyba szukają nowych sponsorów...zresztą nieważne. Brat Ricka obczaił nam bilety, więc rusz dupę.
Michael wziął od blondyna torbę, wrzucił do niej swój strój koszykarski, który wisiał na suszarce, parę sportowych butów spod łóżka i razem wyszli z pokoju.
— A jednak ci się udało go obudzić. Już wyjeżdżasz?
Amy wstała w przedpokoju.
— Niech pani zobaczy, co tutaj mam!
Daan wyjął z kieszeni bilet zdobyty przez brata Ricka.
— All Star Game?
Michael w odpowiedzi posłał swojej matce szeroki uśmiech. Amy znała go lepiej niż samą siebie. Długo na niego patrzyła, aż w końcu Daan przerwał ciszę i coś mruknął, że już muszą iść.
— No tak... a Miki, portfel.
Kiedy Daan rzucił na odchodnym jakieś do widzenia, miło było panią poznać i już wsiadał do samochodu, Michael cofnął się po portfel z dokumentami i pieniędzmi.
— Obiecaj, że niedługo wrócisz.
— Oczywiście, po meczu jakoś skołuję dojazd tutaj.
Szatyn uścisnął Amy i wyszedł z domu.
Na ulicy stał czerwony kabriolet, wszyscy już siedzieli w środku. Co prawda, kabriolet mieścił maksymalnie cztery osoby, jednak nikt się tym nie przejmował, ktoś wpakował się miedzy siedzenia, ktoś na posadzce.  W momencie którym samochód ruszył, Michael, nie otwierając drzwi, przeskoczył przez nie i wskoczył do środka. Kiedy Daan zawracał, szatyn spojrzał jeszcze na Amy, która wyszła przed dom i wodziła wzrokiem za samochodem póki nie zniknął za linią horyzontalną.





2 comments:

  1. ten uczuć, kiedy w wersjach roboczych zauważasz tytuł "wywód czasu", zmieniasz na "wzwód" i nikt się nie orientuje

    ReplyDelete