10.1.16

Zatracona ludzkość

Dział: CH(E)AT
Numer rozdziału: 9
Gatunek: Yaoi.



— Nie ma mowy — odparł ze śmiechem. 
                    Felix dotykał mnie namiętnie, a ja oddychałem ciężko, błagając go, żeby posunął się dalej. Odmówił. Chciał, żebym był w pełnej gotowości następnej nocy. Zbliżał się bowiem moment, na który wszyscy z niecierpliwością czekali. Felix obiecał mi, że kiedy będzie już po wszystkim, zrobi wszystko, o co tylko go poproszę. 
— Nie chcę, żeby paraliżował cię ból tyłka, kiedy będziesz musiał skupić się na mordowaniu — powiedział wprost. 
— Felix... — szepnąłem. — Rozbierz mnie.
— Mam cię rozebrać? — zdziwił się. — Przecież...
— Spróbuj po prostu, może akurat... — wyjąkałem. 
                    Zamilkł i początkowo leżał w bezruchu, jak gdyby obawiał się zrobić cokolwiek. Szczerze powiedziawszy nie wiedziałem w zasadzie niczego o Felixie. Nie miałem pojęcia nawet, dlaczego się w nim zadurzyłem. Być może właśnie ta niewiedza i tajemniczość mnie do niego ciągnęły. Z niewiadomych mi przyczyn postanowiłem zwyczajnie nie analizować całej tej sytuacji. Wyglądało na to, że idę na łatwiznę, jednak niezbyt mi to przeszkadzało. Jedyne, co przyszło mi na myśl, to to, iż dzięki jego ponadprzeciętnej sile mogłem poczuć się w pełni bezpiecznie u jego boku. Rozkochałem w sobie mordercę. Gdyby ktokolwiek spróbował mnie skrzywdzić... długo nie stąpałby po ziemi tego świata. Tylko czego się obawiałem? Musiałem mieć w sobie pokłady podświadomego strachu, bo jaki mógł być inny powód szukania osoby, która zapewni mi spokój?
                    Felix powoli podciągnął mój sweter. Mięśnie mojego brzucha niekontrolowanie spięły się, lecz czułem, że to właśnie ten facet powinien mieć pełne pozwolenie na oglądanie i dotykanie mnie. Mimo krótkiej znajomości wykształciła się między nami silna więź, którą ciężko byłoby przerwać. Czułem jak jego dłoń wędruje po moim nagim torsie. Oddychałem ciężko. Ogarnęła mnie rozkosz, której nie byłem w stanie opanować. To uczucie przypominało sen. Wyjątkowo przyjemny, ale subtelny. I zdecydowanie nie chciałem się z niego budzić. Felix gwałtownym ruchem ściągnął z nas kołdrę. Powiew powietrza delikatnie połaskotał moje nagie ciało.
— Źle — wyjąkałem.
— Spróbuj po prostu, może akurat — odpowiedział ze śmiechem.
                    Zanim wykonał jakikolwiek ruch, pozwolił mi się przyzwyczaić do takiego stanu rzeczy. Jednak moje złe samopoczucie nie poprawiało się. Myśl, że jestem nagi i nic mnie nie okrywa ,wyrwała mnie ze stanu głębokiej rozkoszy. Zamknąłem oczy i próbowałem skupić się na obecności Felixa.
— Chociaż trochę lepiej? — zapytał.
— Nie — odparłem cicho.
— A teraz?
                    Powoli podniósł się z łóżka i po chwili spoczął na moim ciele, przytulając mnie mocno. Dopiero wtedy zorientowałem się, że również się rozebrał. Poczułem więc jego skórę na swojej, co doprowadziło mnie do takiego oszołomienia, iż nie zdawałem sobie sprawy, gdzie jestem. Objął mnie w pasie i przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Wtulił twarz w mój kark i złożył soczysty pocałunek na mojej szyi. Jęknąłem cicho.
— N-nie wiem, co się dzieje... — wymamrotałem.
— Sydney... — szepnął. — Zatrzymaj mnie, nie mogę się opanować...
                    Zaczął niekontrolowanie obcałowywać mój kark, przechodząc do coraz niższych partii ciała. Z moich ust wydobywały się równie niepohamowane jęki. Nie potrafiłem go powstrzymać. Mgliło mi się przed oczyma. Traciłem świadomość. Chciałem pogrążyć się w rozkoszy i zapomnieć o wszystkim, co mnie wówczas bolało. Bałem się wracać do świata rzeczywistości, którym kierowała nienawiść i wieczna pogoń za pieniędzmi motywowana dawno zatraconą ludzkością.



***



                    Deja vu? Tak mi się zdawało, gdyż wszystko wokół wyglądało zupełnie jak wtedy, gdy obudziłem się w ich siedzibie pierwszego dnia. Dwa krzesła, jedno zajmowane przez Edwarda, biurko, ja - przywiązany do krzesła. Unoszący się nad nami dym tytoniowy. Nadszedł czas apokalipsy. 
                    Od czasu czwartkowej misji nie widziałem się jeszcze z Felixem. Nie miałem pojęcia, jak się czuje i co robi. W zasadzie nie minąłem się z nikim poza Edwardem. Trzymał mnie w tym miejscu już dobre kilka dni i surowo zabraniał komukolwiek widywać się ze mną. Powiedział, że musi mnie... poskromić. 
— Chciałeś stać się czyścicielem, Sydney — mówił ciągle. — Nie psychopatycznym mordercą.
                    Próbował dotrzeć do mojej podświadomości i dowiedzieć się, czym motywuję swoje poczynania. Początkowo nie chciałem gadać z obaw o wykorzystanie przez niego moich słabości. Zaprzeczył jednak, gdy zapytałem, czy to zrobi. Powiedział, że jest tutaj dowódcą i musimy darzyć go zaufaniem tak, jak on darzy nim nas. Ja je jednak straciłem, przechodząc diametralną i nieco schizofreniczną przemianę.
— W obliczu tamtych wydarzeń przywróciłem sporo wspomnień z przeszłości, które były zatracane — odpowiedziałem szorstko. — Przez długi czas czułem się... jak gdybym nie był w swoim ciele. Zawsze pociągała mnie adrenalina, ale dopóki żyłem w tak spokojnej ułożonej rodzinie, potrafiłem wybić to sobie z głowy. Kiedy wcześniej poddawałem się temu uczuciu, zazwyczaj kończyłem w taki sposób, jak ostatnio, jednak to mijało po krótkiej chwili. Teraz to nie nastąpi, bo kompletnie przestałem hamować swoje pożądanie do wielkich pokładów adrenaliny.
— Więc masz zamiar zostać przy tym, co jest teraz? — upewnił się.
— Zdecydowanie — odparłem stanowczo. 
— Zdajesz sobie sprawę z tego, że to może utrudnić przyjęcie cię na stałe do czyścicieli? — zapytał. — A tym bardziej, zostawienie cię w naszym oddziale?
— Początkowo mówiłeś, że wystarczy, jeśli zamorduję swojego ojca — syknąłem z wściekłością. — Zrobiłem to. Czego więcej, kurwa, chcesz?
— Nikt nie spodziewał się, że zrobisz to w taki sposób — powiedział ze spokojem. — Musisz potrafić zachować zimną krew w takich sytuacjach.
— Nie ma mowy — wycedziłem przez zęby. — To źli ludzie. Dlaczego miałbym tak po prostu cierpliwie czekać, aż czyściciele się ich pozbędą? Wyrżnę ich, kurwa, do ostatniego.
                    Wydarzenia z tamtej nocy wciąż ukazywały mi się przed oczyma, kiedy tylko zamykałem powieki. Ciężar, który spoczywał na moim sercu przez kilka ostatnich lat, zniknął. Chciałem mordować. Pragnąłem tej adrenaliny, której poznałem już smak. Nie mogłem pozwolić sobie na powrót do tej cholernej monotonii. 
— Felix prosił, żeby ci coś przekazać — powiedział nagle.
                    Gwałtownie podniosłem głowę do góry. Ostatnimi czasy wszystkie z moich emocji były nasilone, dlatego też na samą myśl o nim odczułem wyjątkowo silną tęsknotę i ciepło na sercu. 
— Nadal nie jestem przekonany, czy powinienem ci o tym mówić — odparł cicho. — Jednak obiecałem mu to, więc muszę to zrobić. 




2 comments:

  1. Lisu! Nie torturuj mnie!
    Ej no rozdział zajebisty, ale czuje się manipulowania ;^;
    Najpierw było oo jak super, słodkie itp a potem nagle wtf co się stało, a potem... aaa!
    No nic, chce dalej, więcej..
    Po tak długiej przerwie jeden rozdział to mało :<

    ReplyDelete
  2. Ja chce juz nastepny rozdzial! Chce wiedziec jak bardzo zmasakrowal tatusia! *.*

    ReplyDelete