21.1.16

Im wół starszy, tym róg twardszy.

Dział: Jak najdzie ochota, to i pies kota wyłomota. 
Numer rozdziału: 2
Gatunek: Yaoi.



                    Tego dnia cholernie nie chciało mi się iść do roboty. Mogłem sobie pozwolić na dekadencję, gdyż szef był akurat w delegacji. Zadzwoniłem do kumpla, czy dadzą radę beze mnie. Kontakt między pracownikami w barze był fantastyczny, pomagaliśmy sobie w najgorszych życiowych sprawach, dlatego też kumpel kazał mi się wyluzować i wziąć dzień wolnego. Żałowałem jedynie, że nie spotkam już więcej Wasyla i Williama. Aura, jaką emanowali, w dziwny sposób mnie do nich przyciągała.
                    Nie ruszając się z łóżka, sięgnąłem po pilota, zapewniając sobie tym samym popołudnie sam na sam z telewizją. Nie miałem zbyt wielu kanałów, dlatego też wybór co do filmu nie był zbyt duży. Emitowano akurat jakiś francuski typowo kobiecy serial. Zapaliłem papierosa i oddałem się w pełni swojemu niezaplanowanemu lenistwu.
                    Kiedy odcinek się skończył, uznałem, że oglądanie tego gówna było poważnym błędem. Przez oglądanie tych wyimaginowanych bredni o miłości, wróciły mi niemiłe wspomnienia związane z byłą kobietą. Postanowiłem iść się zrzygać i tak też zrobiłem. A potem musiałem babrać się z dezynfekcją papy i ogólnie próbowałem pozbyć się tego smrodu z całej łazienki. Nie spodziewałem się, że w taki sposób spędzę większość sobotniego popołudnia.
                    Gdy skończyłem, dopadła mnie nagle chandra. Poczułem się przytłoczony faktem, iż tego dnia nie zrobiłem zupełnie nic. Z jednej strony chciałem odpoczynku, z drugiej - nie byłem w stanie tak po prostu przeleżeć w wyrze całego dnia. Poza tym coś wewnątrz bardzo mnie bolało, ale nie wiedziałem wówczas jeszcze, gdzie leży tego przyczyna.
                      Powiedziałbym, że zaskoczyło mnie to, kiedy ujrzałem na ekranie telefonu połączenie od Willa. Ale skłamałbym. Dziwnym trafem podświadomie byłem pewien, iż to nie koniec naszej znajomości. To, co mi wtedy powiedział, brzmiało trochę jak przeprosiny. Podobnie jak ja siedział tego wieczora w mieszkaniu i nie miał ochoty się ruszać. Wasyl z kolei leżał u niego na dywanie napieprzony i wolny jak dzika świnia, dlatego też nie był w stanie opuścić swojej chaty, nie zostawiłby go przecież samego w takim stanie. Ku jego zdziwieniu, poprosiłem o adres. Nie byłem w stanie dłużej siedzieć na tyłku i nic nie robić, dlatego też zdecydowałem się pojechać do nich i oddać osobiście portfel Wasylowi. Will nie protestował.
                    Mieszkał w centrum, podobnie jak ja. Pieszo miałem do niego rzut kamieniem. Założyłem pierwsze lepsze ciuchy, ułożyłem włosy i wyszedłem z domu. Upał był niewyobrażalny. Miałem zdecydowanie słabą psychikę, dlatego też szatan podkusił mnie do wstąpienia do monopolowego. Zaopatrzyłem się w jakąś czwórkę czy ósemkę i z tymże wyposażeniem udałem się na spotkanie z nowo poznanymi znajomymi.
— Veni, vidi... i oczom, kurwa, nie wierzę — zacząłem na powitanie, gdy tylko Will otworzył mi drzwi.
                    Nie znałem Williama na tyle, by stwierdzić, jakie ma fetysze. Tak czy inaczej jego połączony z kuchnią salon wyglądał co najmniej specyficznie. Część przeznaczona do kulinarnych ekscesów była bowiem wysprzątana na błysk, jak gdyby właściciel mieszkania codziennie bawił się tam w Gordona Ramsey'a i potrzebował do tego perfekcyjnej czystości i estetyki. Po prawej zaś stronie zoczyłem zakurzony w trzy dupy stolik do kawy, brudny telewizor, rozjebaną sofkę, a wszystko to udekorowane wisienką na torcie, czyli półnagim pijanym Wasylem rozpłaszczającym pysk na podłodze.
— Jeśli tak wygląda twoja troska — zacząłem niemrawo — to nigdy, przenigdy nie myśl o dzieciach. Proszę.
                     Podałem mu reklamówkę z piwem, dając mu jednocześnie do zrozumienia, że nie mam najmniejszego zamiaru jeszcze wychodzić do domu. Wręczyłem mu także portfel Wasyla. Will z niewiadomych mi przyczyn stwierdził, że jego przyjaciel czuje się już lepiej i zapewne niedługo wyjdzie do domu. Wasyl tymczasem toczył bój sam ze sobą i wylewnie opowiadał o kobiecie, którą spotkał tego dnia w jakimś pubie. Zasiedliśmy na sofie, otworzyliśmy piwo i, z braku laku, zaczęliśmy przysłuchiwać się jego wywodom.
— Powiedziałem jej, że ma więcej włosów na rękach niż ja — jęczał. — A ona zapytała, czy to świadczy o jej męskości, czy o mojej zniewieściałości.
— Wasyl, zdobywca kobiecych serc... — szepnąłem sam do siebie.
— Ale muszę przyznać, miała piękną detonację głosu — dodał.
— Wasyl, mieszkasz w Anglii już dobre kilka lat — odparł Will. — Ale przestałem łudzić się nadzieją, że zaczniesz wysławiać się poprawnie, odkąd zarzuciłeś sentencją "Doiła krowę nad stawem, a w wodzie wyglądało to odwrotnie".
— Ale jak mawiają daltoniści, życie jest jak tęcza. Raz czarne, raz białe — mówił dalej. — Ann, ta kobieta... To nie była dziewica, tylko coś okropnego. Moje stwierdzenie, że świat dzieli się na ludzi, kobiety i samice Niemców okazało się być niewiarygodnie trafne. Ale nie przejmuj się moim biadoleniem, Will. Ty akurat trafisz na wspaniałą kobietę, wiem to. Im wół starszy, tym róg twardszy. Poza tym wiele rzeczy wpoiły mi niby nic nieznaczące kreskówki i inne filmy animowane.
— Jedyne, czego nauczyli nas Flinstonowie to to, że pelikany nadają się do mieszania cementu — odpowiedział Will i zapalił papierosa. Poczęstowałem się jednym z jego paczki i w pomieszczeniu już po chwili zaczęły unosić się smugi siwego dymu.
— Nieważne, Will, mam zamiar się zaraz podnieść i stąd iść — powiedział Wasyl, usiłując wstać z podłogi. — Pójdę po jakieś wino i wrócę do domu. Tanie wino jest dobre, bo jest dobre i tanie. Ale nadal przykro mi z twojego powodu i mam nadzieję, że w końcu ułożysz sobie życie. Boli mnie ta cała sytuacja, że setki organizacji przypisują sobie rozsadzenie psychiki Williama Moore'a. Na przykład Krajowa Organizacja Kobiet, Krajowa Organizacja Grubych Kobiet oraz Rząd Francji. Życie jest jak baleron, Will. Ale jeszcze nie wiem czemu. Poza tym potrafisz świetnie wyczuć człowieka już na pierwszym spotkaniu. Jakaś telepatia, coś w tym stylu. Czasem jednym spojrzeniem można odróżnić cegłę od kury, ale nie jest to żadna reguła ani nic.
                        I wtedy tak po prostu wstał i wyszedł, zamykając za sobą drzwi na klucz. William nie wydawał się być nawet minimalnie zdziwiony całym tym zajściem i dziwną rozmową. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Spotkanie tych dwóch mężczyzn oznaczało koniec monotonii w moim życiu.
— Nie znam was dobrze, ale już zdążyłem zacząć się zastanawiać, co połączyło dwójkę tak odmiennych ludzi — powiedziałem cicho.
— Nic tak nie jednoczy ludzi, jak konieczność zorganizowania flaszki — odpowiedział i zgniótł pustą puszkę po piwie.
— Mam nadzieję, że w przypadku seksu nie masz takiego tempa — wycedziłem przez zęby. — Nie myślałeś, żeby tu posprzątać, Will?
— Koty z kurzu są całkiem w porządku, dotrzymują mi towarzystwa — odparł. — Ponadawałem im imiona, a one zgadzają się z wszystkim, co mówię.
— Powiedziałbym ci teraz coś przykrego, ale się wstrzymam — westchnąłem.
— Daj spokój, faceci też mają uczucia. Ogólnie często czujemy głód — odpowiedział. — Mam zamiar to sprzątnąć. Jeśli facet mówi, że coś zrobi, to to zrobi. Nie trzeba mu o tym ciągle co pół roku przypominać.
— Will, masz jakieś tematy tabu? — zapytałem nagle.
— Jeśli tak bardzo cię to ciekawi, to mogę ci powiedzieć, jak to było z moją byłą żoną — odparł.
— Nie do końca ciekawość, po prostu Wasyl notorycznie o tym gada i czuję się jak piąte koło u wozu, a póki co dobrze mi w waszym towarzystwie — jęknąłem. — Poza tym oglądałem dzisiaj francuskie opery mydlane i przypomniała mi się moja nieprzyjemna przeszłość.
— Ashley, co cię skłoniło do taki haniebnego czynu? — spytał cicho.
— To jej wina... — westchnąłem.
— Mówię raczej o oglądaniu francuskich oper mydlanych... — dziwił się.
— Wyobraź sobie, że sytuacja miała miejsce, kiedy byłem jeszcze rozwydrzonym nastolatkiem — zacząłem. — Miałem czternaście lat, kiedy zaczęliśmy się spotykać, dość szybko wyewoluowało to w związek, a potem, dokładnie po trzech latach, wszystko poszło się jebać. Wiesz, co się stało? Ona po prostu zaczęła się dziwnie zachowywać i za każdym razem, kiedy używała przy mnie telefonu, a ja chciałem go jej zabrać, bo mi to przeszkadzało, robiła się dziwnie nerwowa. I któregoś wieczora zostawiła przypadkowo komórkę. Dość szybko się zorientowała i zaczęła dobijać się do drzwi, ale poprosiłem rodziców, by nie otwierali. Przejrzałem jej wiadomości. Pewnie się domyślasz, co tam znalazłem. I od tego czasu nie angażowałem się w już żadne związki, bo... po prostu się bałem.
— Szukaj plusów, może była dobra w łóżku — odparł.
— Ja nie... — wyjąkałem. — Dobra, chyba nie ma w tym nic wstydliwego. Tak, jestem prawiczkiem.
— Przestałeś ufać ludziom? — zdziwił się. — To znaczy, że po prostu słabo ją znałeś. Jeśli poznasz kogoś wystarczająco dobrze, będziesz wiedział, czy istnieje nawet minimalna możliwość zdrady czy coś w tym stylu. Ale to prawda, że potwory istnieją. I wyglądają jak ludzie.
— Jak było u ciebie? — spytałem.
— W skrócie, bo fabuła nie jest zbyt interesująca — zaczął. — Wszystko było w porządku, ale miałem kiepską teściową. Manipulowała moją byłą tak długo, aż w końcu wmówiła jej, że jestem bezwartościowym człowiekiem i nasz związek nie ma sensu. Na początku ignorowałem te działania, bo nie mogłem nic zrobić. Myślałem, że wszystko jest w porządku i któregoś dnia znalazłem papiery rozwodowe na stole w kuchni. Więcej nie rozmawialiśmy i w zasadzie nawet mi się do tego nie spieszy. Przekreśliłem możliwość naprawienia tego i wyrzuciłem to do śmieci.
— Jest ci lżej po powiedzeniu mi tego? — zapytałem. — Bo ogólnie wychodzę z założenia, że lepiej we dwóch jeść czekoladę niż samemu gówno.
— I mógłbym to odebrać jako wyraźną sugestię — powiedział nagle.
                    Rzuciłem mu zaskoczone spojrzenie, bo nie do końca rozumiałem, jaką sugestię w tym widział. On również na mnie spojrzał. Jego wzrok był tak przenikliwy, że miałem wrażenie, iż czyta ze mnie jak z otwartej księgi. Tacy ludzie mogli bardzo wspierać mój samorozwój, jednak jednocześnie byli cholernie niebezpieczni.
— Masz coś dobrego w oczach — odparł. Poczułem się dziwnie.
— Poznajesz ludzi po tym, jak na ciebie patrzą? — zapytałem.
— Nie do końca — odpowiedział. — Sposób, w jaki patrzą na mnie, świadczy jedynie o relacji.
— I co teraz widzisz? — spytałem z zaciekawieniem.
— Jeszcze więcej sugestii — powiedział.
— A czy ja na pewno jestem ich świadom? — zadałem znów pytanie.
— Niekoniecznie — odparł.
— Więc mówiąc mi to, możesz łatwo mnie zmanipulować? — zapytałem.
— Dokładnie tak, pytanie tylko, czy mam taką potrzebę.
                    I wtedy znów zdarzyło się coś, co powinno było mnie zaskoczyć, a jednak się tak nie stało. Pocałował mnie facet, którego znałem jeden dzień. I zdecydowanie nie był to człowiek, który szybko nawiązywał relacje. Lecz nie zdawał się także być osobą, która bawi się ludzkimi uczuciami. Jedno było pewne. Całował tak fantastycznie, że mogłem w zasadzie kompletnie się poddać i zastygnąć w bezruchu, pozwalając mu jednocześnie dostarczać mi błogiej przyjemności. Ale oderwał swoje usta od moich dość szybko.
— Nie wiem, jak mam to odebrać, Will — powiedziałem cicho, próbując się opanować. Sam nie wiedziałem, co mnie tak zestresowało. Miałem wyraźne przeczucie, że sprawy się tak potoczą.
— Właśnie tego chciałeś — odparł.
— Chyba masz rację... — wyjąkałem. Odnosiłem wrażenie, że hipnotyzuje mnie swoimi oczami. — Ale kompletnie tego nie rozumiem.
                         Chwilę po tym powiedziałem mu, że chyba muszę po prostu to przemyśleć, zanim cokolwiek zrobię. Miałem zamiar pójść do domu, ale wtedy wyszedł na jaw wyjątkowo głupi fakt, który wprawił w zażenowanie nie tylko mnie, ale także Willa.
— Wygląda na to, że Wasyl zabrał ze sobą obydwie pary kluczy — wycedził przez zęby.
— Co to są za chujowe drzwi, że nie masz normalnego zamka od wewnątrz? — wkurzałem się.
— Zawsze możesz wyjść przez okno z ósmego piętra — odparł, kończąc drugie piwo.
— Więc mówisz, że zapraszasz mnie na noc i masz jedno łóżko — wyjąkałem.
— Na to wygląda — odpowiedział. — Nie doszukuj się teorii spiskowych, nie chciałem, żeby tak wyszło.
— Pozostaje tylko jedna opcja — powiedziałem cicho. — Trzeba dokończyć niedokończone sprawy.
                    Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Stanąłem przed nim i spojrzałem mu w oczy. Wyglądało na to, że nie muszę dosłownie mówić o tym, czego chcę, skoro posiada dziwną zdolność, dzięki której widzi moje pragnienia. Ale tym razem chyba nie miał zamiaru mnie całować.




1 comment:

  1. Już dawno nie dawałam Ci żadnego ociekającego miłością komentarza, więc pora nieco nadrobić C:

    To.. To.. To.. To jest takie jakieś urocze i cudowne, że awww *^* Wiedziałam, wiedziałam, że to Will i Ashley będą romansować c; Chociaż w sumie, może jeszcze coś teges wyjdzie z Wasylem, bo z tobą to nigdy nic nie wiadomo ;'3 Ale cholercia nooo... mam wrażenie, że wkrótce wszystko się zepsuje, jak zawsze :')
    Dobra, czekam na kolejny rozdział i tego... Kocham <3

    ReplyDelete