23.12.15

Twórca marionetek

Dział: CH(E)AT
Numer rozdziału: 1
Gatunek: Yaoi.



               Nigdy nie negowałem poczynań moich rodziców, może też dlatego miałem tak udane dzieciństwo. Zawsze działałem przez pryzmat swojego wychowania, nie szukałem rozwiązań nieszablonowych, koncentrowałem się na swoim doświadczeniu, dlatego nic nie było w stanie mnie zaskoczyć. Ponadto byłem dobrym obserwatorem. Mimo samotniczej natury doskonale potrafiłem określić ludzkie intencje oraz zamiary. Ludzie nie umieli kłamać tak dobrze, jak im się wydawało. 
               Pomyśleć, że wtedy nadal moim celem było założenie rodziny i spokojny żywot gdzieś na przedmieściach Chicago w stanie Illinois. Myślałem wówczas, iż w mieście tym trzyma mnie sentyment i swego rodzaju przywiązanie. Dopiero po długim czasie dowiedziałem się, że był to zwykły strach. 
               Jak przystało na dziewiętnastolatka, urodzonego w dodatku w rodzinie Shepherdów, chodziłem do szkoły, zdobywając coraz to kolejne nagrody i stypendia. Za plecami nazywano mnie kujonem, oczywiście w pejoratywnym znaczeniu tego słowa. Nie identyfikowałem się z tym. Sądzono, że całe moje życie prywatne skupia się na nauce. Szczerze powiedziawszy nie poświęcałem jej zbyt wiele czasu. Nigdy nie wykazywałem najmniejszych problemów w szkole. Ubzdurano sobie na mój temat taką opinię, bo nikt nie potrafił mnie oswoić. Byłem kompletnym introwertykiem i nienawidziłem przebywać w towarzystwie. Zawsze znikałem na przerwach, nie rozmawiałem z rówieśnikami, ukrywałem się. Nigdy nie pomyślałbym, jak ta cecha pomoże mi w dalszym życiu. Myślę, że rodzice byliby źli, gdyby wiedzieli, co teraz robię. 


***


               Chicago stało się ekspansją w dziedzinie nauki, kultury i biznesu. Mój ojciec, głęboko poważany przez elitę Roland Shepherd, był człowiekiem mającym w tym mieście ogromne wpływy. Stał na szczycie hierarchii. Podziwiano go, a wręcz czczono. Matka często jeździła z nim na konferencje, gdyż stanowiła wzór żony w ich towarzystwie. Mi również zdarzało się tam pojawiać, gdyż moim obowiązkiem było przejęcie firmy ojca już za jakiś czas. Zdecydował więc wprowadzić mnie w to życie najwcześniej, jak to możliwe. Matka strasznie obawiała się, że stanę się w przyszłości ofiarą mobbingu zważywszy na mój introwertyzm oraz kobiecą urodę. Sugerowała wielokrotnie, iż powinienem przynajmniej ściąć swoje sięgające pasa włosy, lecz była to jedyna dziedzina, w której stawiałem się rodzicom. Nie naciskali. 
               Mając tak ogromne predyspozycje do nauki, byłem posiadaczem ogromnych pokładów wolnego czasu. Nie miałem jednak pasji ani zainteresowań, które mógłbym rozwijać. Mogłem jedynie zadbać zawczasu o swoją przyszłość, jednak jedynym moim celem było założenie rodziny. Postanowiłem więc poszukać drugiej połówki, choć zawsze byłem zdania, że to ona przyjdzie do mnie. Monotonia zaczynała pożerać mnie od wewnątrz, dlatego też musiałem wziąć się w garść. 
               Szkoła, w której się uczyłem, nie była bogata w delikwentów adekwatnych do moich poszukiwań. Otwartość nie była moją mocną stroną, dlatego jedynym wyjściem okazały się być cierpliwe poszukiwania drugiej połówki przez internet. Nie czekając na zbawienie założyłem konto na portalu randkowym, sam nie dowierzając temu, co robię. Tego typu poczynania kojarzyły mi się z naprawdę kiepskim życiem towarzyskim. Ale czy to nie zgadzało się z moim przypadkiem? Aż zanadto.
               Mimo wszystko czułem, że nie mogę napisać o sobie całej prawdy. Nie miałem pojęcia, czy wynika to z kompleksów, czy może z toksyczności, jaką nosiłem w środku. Nazwałem siebie samego otwartym człowiekiem szukającym kogoś do spokojnej rozmowy, bez zobowiązań, by nie przestraszyć zbytnio potencjalnego ochotnika. Nie pragnąłem także przyciągnąć tłumu niewyżytych seksualnie kobiet. W zasadzie dobrze wiedziałem, czego szukam, lecz nie nastawiałem się na odnalezienie ideału, dlatego zaniechałem dokładniejszych opisów obiektu moich poszukiwań. 
               Pomyślałem, że to przeznaczenie lub, że popełniłem gdzieś błąd. Ledwo zdążyłem aktywować konto, gdy pojawiła się pierwsza wiadomość. Uznałem, iż to pewnie powitanie od administratora i wskazówki odnoszące się do poruszania po serwisie. Myliłem się. W skrzynce znalazłem krótką wiadomość od dziewczyny imieniem Maya. 
                    Była rok młodsza ode mnie i wydawała się być przemiłą osobą. Nie grzeszyła inteligencją, ale właśnie kogoś takiego potrzebowałem do stworzenia schematu idealnej rodziny. Nie obchodził mnie jej wygląd, dlatego nie prosiłem o zdjęcia, a ona niczego nie proponowała. Przestawiłem jej siebie jako osobę wyjątkowo odważną, by mogła poczuć we mnie swego rodzaju wparcie. Nie było to kłamstwem, raczej niemówieniem całej prawdy. Nie odczuwałem strachu w czystej postaci, choć w sytuacjach, gdy zagrażało mi niebezpieczeństwo, ukrywałem się. Uznałem to za wystarczający argument, lecz zdecydowałem się nie mówić jej o szczegółach. 
               Było w niej coś dziwnego. Początkowo myślałem, że to fakt, iż napisała do mnie jako pierwsza. Rozmowy z wszystkimi kolejnymi dziewczynami nie kleiły się, a kontakt urywał się po kilku dniach czy też tygodniach. Nastały jednak dni, w których Maya zaczęła zachowywać się inaczej niż wcześniej. 
Maya: Uważasz, że jestem głupiutka, prawda?
               Początkowo odebrałem to jako niewinny żart, lecz po chwili doszło do mnie, że mogła napisać to na poważnie. Przegryzłem wargę. Nie byłem pewien, jak wybrnąć z tej sytuacji, a zależało mi na kontakcie z nią. Przez dłuższy czas pisaliśmy ze sobą dniami i nocami, przez co moje oceny lekko się pogorszyły. Nie żałowałem tego, jednak bałem się ją stracić. Nie miałem ochoty przeszukiwać całego świata, chcąc znaleźć drugą Mayę. 
Sydney: Dlaczego tak sądzisz?
Maya: Sydney... Masz australijskie korzenie czy to przypadek?
               Kiedy zmieniła temat, odetchnąłem z ulgą. Dopiero po chwili dopadł mnie niewyobrażalny stres. Początkowo nie potrafiłem zdefiniować tego uczucia. Zdawało mi się, że źle wybrnąłem z tej sytuacji i uraziłem Mayę. Nie chciałem tego robić, więc zacząłem niekontrolowanie ją przepraszać. Uznałem to za najlepsze i jedyne dobre rozwiązanie. Maya jednak znów mnie zaskoczyła.
Maya: Trzeba pamiętać o konsekwencjach swoich działań, czyż nie, Sydney? Nie wyglądasz na Australijczyka.
Sydney: Naprawdę nie chciałem. 
Maya: Nie mamy na to wpływu, Sydney. 
Sydney: Na co?
Maya: Na to, skąd pochodzimy.
               Wytrzeszczyłem oczy i wpatrywałem się w milczeniu w ekran. Nigdy nie uważałem się za obsesyjnego maniaka teorii spiskowych, jednak intuicja podpowiadała mi, że Maya świadomie manipuluje moim nastrojem. Czyżbym się pomylił, uznając ją za nie do końca inteligentną? A może mi się wydawało? Co prawda mogłem to sprawdzić, ale nie było to tak proste, jakby się wydawało. Jeżeli Maya działała świadomie, musiałem uśpić jej czujność. Jeśli miałem dowiedzieć się prawdy, Maya nie mogła poznać moich podejrzeń, gdyż zmieniłaby wtedy taktykę gry. 
Sydney: Myślę, że jesteś całkiem mądra.
Maya: To miłe! 
Sydney: Mam coś do zrobienia, będziesz tu wieczorem?
Maya: Obawiam się, że to niemożliwe.
                Przełknąłem głośno ślinę. Nigdy wcześniej tego nie dostrzegałem, lecz jednak moje życie wyraźnie się zmieniło, odkąd ją poznałem. Coś było nie tak. Moje samopoczucie nie było już przeze mnie kontrolowane. Wahało się, gwałtownie skakało i spadało. Byłem roztrzęsiony. Maya dawała mi kolejne powody do myślenia, iż jej działania są w pełni świadome. Jeśli jednak w rzeczywistości była o wiele inteligentniejszą osobą, musiała się zorientować, że stawiam co do niej pewne podejrzenia, dlaczego więc nie zmieniła strategii? Co chciała osiągnąć? 
Sydney: W sumie znamy się dość długo. Nie masz ochoty się spotkać?
Maya: Jasne! Co będziemy robić?
Sydney: Możemy spotkać się nad jeziorem Michigan.
Maya: Świetny pomysł, bardzo lubię tę okolicę.
Sydney: Naprawdę? Kiedy masz czas?
Maya: W zasadzie nawet jutro, ale tylko późne godziny wieczorne. Mam wykłady do dwudziestej, ale muszę jeszcze wrócić do domu. 
Sydney: Dziesiąta?
Maya: Niech będzie. Wiesz, gdzie było kiedyś wesołe miasteczko?
Sydney: Chcesz się tam spotkać? To niebezpieczna okolica.
Maya: Po prostu unikam tłumów ludzi. Jak cię poznam?
Sydney: Mam krótkie ciemne włosy. Do jutra, Maya. 
               Nie sądziłem, że dojdzie do takiej sytuacji, jednak naprawdę czułem, iż nie powinienem jej ufać. Zdecydowałem przemyśleć swój plan działania i dowiedzieć się wszystkiego, co było mi potrzebne. 




            



2 comments:

  1. Zaczyna się interesujaco i dość tak sama nie wiem....tajemniczo? Coś czuje że ta seria długo potrwa.
    Z poważaniem Kaiko

    ReplyDelete
  2. Czuję dumę, że zrealizowałaś mój pomysł <3
    Jak przeczuwam Maya okaże się ppo prostu chłopakiem, no chyba, że ugryziesz temat od nieco innej strony. :)
    Czekam na więcej (jak zawsze), ta seria zapowiada się naprawdę nieźle ♡

    ReplyDelete