6.11.15

Zajebiste papryczki, synu

Dział: Maniakalny przypadek.
Numer rozdziału: 2
Gatunek: Yaoi.



                         Ten człowiek, Bill, naprawdę coś kazało mi spróbować z nim w normalny sposób porozmawiać. To było niczym... przeznaczenie? Pchało mnie w jego stronę jak jasna cholera, choć wszystko wskazywało na to, że ta więź siłą rzeczy była, jest i zawsze będzie toksyczna. Mimo tego byłem skłonny nawet śledzić go po szkole, by odszukać więcej informacji na jego temat. Czułem, iż muszę poznać tajemnice, które skrywa. Wyglądało na to, że posiadał ich całkiem sporo. Gdyby tylko ludzki umysł był sekretnym pomieszczeniem, zająłbym się szukaniem klucza zamiast ryzykować, chodząc za nim i ukrywając się. W momencie, kiedy tajemnice nosił w sobie, wszystko stało się o wiele trudniejsze. Czułem się jak bohater kryminału Agathy Christie. Ten enigmatyczny klimat oraz skryty i niedostępny Bill posiadający swój własny metafizyczny świat, przywodziło mi to na myśl fantastyczną atmosferę rodem z filmów Burtona, ale była to kwestia tylko mojej wyobraźni, gdyż sama sytuacja była raczej szara, stresująca i pełna napięcia. Nie było mowy o spokojnym piciu herbatki jak u pani Jane Austen, trzeba było się skupić i nie opuszczać gardy. 
                         Mogłem go śledzić dniami i nocami, ale on zawsze gdzieś znikał. Problem nie leżał w tym, że myślałem o niebieskich migdałach zamiast przypatrywać się, gdzie skręca. On po prostu posiadał chorą zdolność mieszania się z tłumem i zupełnie nagle przepadał niczym kamień w wodę. Może się zdematerializował? Co było w nim takiego, że tak bardzo mnie to pociągało? Lazłem za nim jak stado baranów za Jezusem. Chris strasznie mi się dziwił, choć nigdy nie wnikał, jak gdyby doskonale rozumiał, po co to robię. Uśmiechał się delikatnie i zajmował się swoimi sprawami. A był to człowiek, który znał mnie lepiej niż ja sam. Mogłem więc o tym z nim porozmawiać, jednak coś w środku strasznie mnie krępowało. Usiłowałem się do tego zmusić, lecz po pierwszych kilku próbach zalewałem się dziewiczym rumieńcem i nie mogłem wykrztusić z siebie słowa. Dobra okazja do konwersacji na ten temat pojawiła się dopiero w momencie, gdy Chris spokojnie grał sobie w GTA i nie patrzył mi wówczas w oczy. Siedziałem na jego łóżku zaabsorbowany nową książką, którą kupił. Był to "Biały Kieł" Londona, a obydwaj strasznie kochaliśmy Londona. Ludzie zapomnieli o tym wspaniałym autorze, kiedy przyszła swego rodzaju moda na Kinga. Nie negowałem talentu Kinga, aczkolwiek London wydawał się być o niebo lepszym pisarzem. 
— Chris, mogę cię o coś zapytać? — spytałem wtedy, wlepiając wzrok w okładkę. 
                         Siedziałem do niego tyłem, więc poczułem się trochę bezpieczniej. Rundy w GTA nie trwały zbyt długo, dlatego lada chwila mój przyjaciel mógł podnieść tyłek z podłogi i usiąść naprzeciwko mnie, by spokojnie i szczerze o tym porozmawiać. Zawsze tak robił. Nie w jego stylu były skróty myślowe i niedopowiedzenia. Kiedy miałem ochotę mu się z czegoś zwierzyć, rzucał wszystko, co wówczas robił i przyjeżdżał do mnie, siadał obok i z anielską cierpliwością wysłuchiwał tego, co miałem do powiedzenia. Dlatego obawiałem się, że tym razem również przerwie wykonywaną akurat czynność.
— Bo jak wiesz... łażę często za tym Billem — zacząłem powoli. Chris milczał, ścigając się akurat z trójką innych graczy. — Ale sam nie wiem, dlaczego to robię. M-masz jakiś pomysł?
— Ależ Michael, doskonale wiem, dlaczego to robisz, w końcu znamy się nie od dziś — odpowiedział. — Problem w tym, że nie chcę ci podać tego powodu.
— Jak to? Czemu? — zdziwiłem się. Brzmiało to naprawdę przerażająco, tym bardziej z ust najlepszego przyjaciela.
— Wiesz, nie bój się, nie ma w tym niczego strasznego — zaśmiał się. — Po prostu jest to coś, do czego nie do końca chciałbyś się przyznać, prawdopodobnie nie dopuszczasz myśli, że coś takiego mogłoby mieć miejsce w twoim życiu. Dlatego właśnie uważam, że nie ma potrzeby ci o tym mówić, nie jestem zwolennikiem takich gwałtownych i nagłych zwrotów akcji. O wiele lepiej będzie, jeśli stopniowo będziesz się oswajał z tą sytuacją. 
— Chris, boję się ciebie — wyjąkałem. — Czasem odnoszę wrażenie, że twoja wiedza psychologiczna pozwala ci przejrzeć mnie na wylot.
— Trochę tak jest — powiedział, chichocząc cicho. — Ale nie uważam, żeby było w tym coś złego. 
— Więc uważasz, że powinienem dalej się za nim szlajać, nawet, jeżeli nie znam motywów swoich działań? — spytałem nieśmiało.
— Myślę, że powinieneś robić to, na co masz ochotę — powiedział. — Niezależnie od tego, co ci mówi otoczenie. Nawet jeśli ktoś ci powie, że to nienormalne, musisz dalej iść własną drogą. Bo wiesz, żadna opinia nie jest obiektywna. Ktoś może mówić ci, że nie podoba mu się sposób, w jaki postępujesz, ale to właśnie ten sposób jest najlepszy i odpowiedni, bo ty go wybrałeś. Nie ma sensu słuchać ludzi, którzy żyją w zupełnie innym świecie, którzy mają inne poglądy i spojrzenie na świat. Bo będzie to podejście adekwatne tylko i wyłącznie do ich sytuacji, a niekoniecznie do twojej. 
— Dzięki, Chris. 
                         Nie znałem wówczas osoby, która nie żywiłaby do Chrisa ogromnych pokładów szacunku. Dla niektórych był neutralny, niektórzy go ubóstwiali, a niektórzy za nim nie przepadali. Nie było jednak człowieka, który drwiłby z niego czy się wyśmiewał. Nie chodziło nawet o to, że w jakiś sposób się go bali. Po prostu doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jaką dojrzałość sobą reprezentuje. Chris zdobył szacunek ludzi swoją inteligencją, wiedzą oraz dorosłością. I był to szacunek o o wiele większej wartości niż ten zdobywany przez bandę kretynów, która sądziła, iż szacunek można zyskać dzięki głupocie. 
                         Rozmowa z Chrisem podbudowała mnie na tyle, że od tego czasu śledziłem Billa z zupełnie czystym sumieniem. Odnosiłem wrażenie, iż to zauważył, ale ani razu nie pofatygował się i nie zapytał mnie o to, kiedy byliśmy w szkole. Raz jednak popełniłem stanowczy błąd, gdyż zbliżyłem się do niego za bardzo.
                         Był ciepły i słoneczny wtorek, a mimo to dziewczyna siedząca z nim zawsze w ławce zachorowała. Mówił mi o tym Chris, bo mieszkała blisko niego i zadzwoniła do niego z samego rana z prośbą o przyniesienie notatek. Postanowiłem skorzystać z okazji i, jak gdyby nigdy nic, przysiadłem się do niego. Nie protestował, lecz zauważyłem jego lekko zaskoczoną minę, kiedy uniósł wzrok znad książki. Wyglądało to bardziej negatywnie niż pozytywnie. Później wykonałem kolejny niepotrzebny krok, choć wtedy jeszcze nie byłem tego świadomy i uznałem, że kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. Dlatego szepnąłem do niego na początku zajęć, że zapomniałem swojej książki i czy mógłby pożyczyć mi swoją. Westchnął wtedy z wyraźnie odczuwalnym zażenowaniem i przesunął podręcznik na środek stołu. Ale nic poza tym się nie wydarzyło. Do końca dnia w szkole nie wymieniliśmy ani jednego słowa. Do czasu.
                         Po lekcjach przeważnie szedłem gdzieś z Chrisem, ale tym razem spieszył się bardzo do tej dziewczyny, bo obiecał jej, że przyjedzie od razu po lekcjach. Nudziło mi się jak jasna cholera i nie miałem ochoty wracać do domu, mimo że mój żołądek upominał się o obiad. Zalegałem w pustej szatni, w której na wieszakach wisiało tylko kilka bluz, zważywszy na porę roku. Rozmawiałem z przypadkowymi uczniami, którzy tamtędy szli, pytając ich przy okazji, czy nie wybierają się na obiad na mieście. Wszyscy jednak spieszyli się do domu. Nie znałem tego uczucia. Jednak ich zachowanie wyzwoliło we mnie ogromną chęć rozmowy z ojcem tego samego wieczora. I kiedy zacząłem zastanawiać się, w jaki sposób zacząć konwersacje ze starym, kiedy po męczącym dniu wróci z roboty, pojawił się on. Bill. Przyszedł do szatni i stanął naprzeciw mnie, wpatrując się we mnie dziwnym wzrokiem, a ja czułem się dziwnie komfortowo. Nie zestresowała mnie ta sytuacja, choć może powinna była?
— Czego ode mnie chcesz? — zapytał chłodno.
— Ja? — zdziwiłem się. — Przecież to ty przyszedłeś do mnie. 
— I to ja śledzę cię codziennie po lekcjach od miesiąca — syknął z sarkazmem. 
— Poważnie? — spytałem, udając głupiego. — Nie mam z kim iść na obiad. Nie chcesz pójść ze mną?
— Nie mamy ze sobą nic wspólnego — wycedził przez zęby.
— Skąd wiesz? — zdziwiłem się. — Nawet się dobrze nie znamy. 
— Odpowiedz na moje pytanie — odparł szorstko. — Powtórzę: czego ode mnie chcesz?
— Wiesz, mógłbym o tym mówić godzinami — odpowiedziałem. — Gdybym tylko cokolwiek wiedział. Przyznaję się, łażę za tobą. Ale jeszcze sam nie wpadłem, dlaczego to robię. Jestem jednak na dobrej drodze, analizuję to i z chęcią ci o tym opowiem, kiedy na to wpadnę.
— Chodzisz za mną i nie wiesz nawet dlaczego — powiedział powoli. — Chciałbym mieć tyle wolnego czasu, co ty. Pamiętaj, czas to pieniądz. Nie marnuj go na byle co. 
                        Miałem ochotę coś jeszcze powiedzieć, ale odszedł wtedy niewzruszony. Nadal był strasznie chłodny w stosunku do mnie, co jeszcze bardziej mnie zainteresowało. Postanowiłem tego dnia dać sobie spokój, a tym bardziej dać spokój jemu. Wyciągnąłem więc telefon komórkowy i zdecydowałem się zaryzykować tego dnia jeszcze jeden raz. Napisałem do ojca wiadomość o treści: "Co chcesz na obiad? Dzisiaj mogę coś ugotować. W sumie fajnie by było, gdybyś wrócił wcześniej, mam pewien problem i chciałbym o tym pogadać". Poczułem się dziwnie, wysyłając do niego coś takiego, ale nadal łudziłem się nadzieją, iż nasze relacje choć trochę się ocieplą. Ku mojemu zdziwieniu odpisał bardzo szybko. Obiecał być w domu już o siedemnastej. 
                         Nie czekając na wodę po ogórkach opuściłem więc szkołę. Musiałem tarabanić się autobusem, a nie byłem do tego przyzwyczajony. Zwykłem wracać po zajęciach z Chrisem, odwoził mnie samochodem do samego domu, bo miał w zasadzie po drodze. Czekanie na przystanku, podróż i droga do domu z miejsca, w którym wysiadłem, zajęła mi prawie godzinę, a byłem zmuszony ugotować jeszcze obiad, bo przecież obiecałem to ojcu. Nie wiedziałem nawet, co lubi. Otworzyłem więc lodówkę i postanowiłem zrobić coś, do czego mam wszystkie składniki. W rezultacie stworzyłem coś dziwnego, ale pachniało znakomicie. Papryki nadziewane mięsem. 
                         Podawałem akurat do stołu, kiedy ojciec wrócił do mieszkania. Postawił walizkę przy komodzie w korytarzu, zdjął marynarkę, a potem wszedł do kuchni i przywitał się ze mną. Pomyślałem wtedy, że może faktycznie też mu zależy na naszych relacjach. Zawsze wracał dość późno i najpierw szedł do siebie, by się przebrać, a dopiero potem witał się ze mną w kuchni, by po chwili wrócić do swojego pokoju. Tym razem było inaczej. 
— No to mów — nakazał, krojąc ostrożnie pierwszą paprykę. 
— Bo wiesz, jest taki chłopak w mojej klasie — zacząłem, na co ojciec zaczął się krztusić. Zignorowałem to. — I z niewiadomych mi powodów łażę za nim codziennie po lekcjach, wiesz, śledzę go i tak dalej. Dzisiaj zapytał mnie, dlaczego to robię, ale nie umiałem mu odpowiedzieć.
— Jak ma na imię? — spytał.
— A jakie to ma znaczenie...? — zdziwiłem się. — Ma na imię Bill.
— Bill? — zapytał ojciec. — Naprawdę?
— Powiedz mi, jakie to ma znaczenie, serio, bo nie rozumiem — wyjąkałem. Nie wiedziałem, o co mu chodzi.
— Gadałeś z kimś już o tym? — zadał pytanie.
— No, z najlepszym przyjacielem. Ma na imię Chris, jeśli cię to zainteresuje — odpowiedziałem. — Uznał, że zna moje powody, ale mi o nich nie powie, bo powinienem stopniowo do nich dochodzić. I, że mam się nie przejmować tym, co powiedzą mi ludzie.
— To mówisz, że zasugerował ci, że jesteś gejem — podsumował ojciec.
— C-co? — wyjąkałem z przerażeniem. — J-ja? Gejem? Czy ja wyglądam na geja?
— Bardziej na transwestytę — odparł z sarkastycznym uśmiechem. 
— Poza tym dlaczego mówisz to z takim spokojem? — dziwiłem się. — Jeśli okazałbym się gejem, a jestem twoim jedynym synem, nazwisko "Carter" by się nie zachowało! Nie przeszkadza ci to?
— Co ty, mam to w dupie — odpowiedział cicho, pałaszując obiad. — Ale ta papryczka, synu, to ci zajebista wyszła. 
                         Spojrzałem z kompletnym zrezygnowaniem na ojca. Westchnąłem z zażenowaniem i chyba dałem sobie spokój na zawsze, jeśli chodzi o zwierzanie się mu. Fakt, było w nim coś fajnego, coś, co w jakiś sposób mnie rozśmieszało, ale nie potrafiłem z nim normalnie rozmawiać. Poza tym... jego przypuszczenia co do hipotez Chrisa co najmniej mnie zaskoczyły. Kiedy ojciec kończył obiad, szybko wysłałem wiadomość do przyjaciela, że musimy się spotkać. Zapomniałem jednak dodać, że stary wrócił wcześniej, bo sam go o to poprosiłem. Chris władował się do naszego mieszkania kilka minut później, nie fatygując się nawet pukaniem do drzwi. 
— O, dzień dobry — wyjąkał nieco nieśmiało. 
                         Ojciec podniósł wzrok znad talerza i zaczął z ciekawością przyglądać się Chrisowi. Chris też nieco zmarkotniał na jego widok. Atmosfera zgęstniała. Znali się wcześniej? Coś ich łączyło? Nie miałem zielonego pojęcia, co się dziele, kiedy tak wgapiali się w siebie nawzajem. Kiedy pytałem później o to przyjaciela, uznał, że sam nie zrozumiał do końca tej sytuacji. Wyglądał jednak na zatroskanego. 
— Chris... — zacząłem, kiedy siedzieliśmy już w moim pokoju. — Myślisz, że jestem gejem?
— Gejem? — spytał, a jego twarz lekko się rozpromieniła. Chyba hamował nagły wybuch śmiechu. 
— Ojciec powiedział, że zasugerowałeś mi coś takiego — wymamrotałem. 
— Niech no się zastanowię — powiedział powoli, a uśmiech nadal malował się na jego twarzy. — Boże, nie mogę, serio pytasz kumpla, czy jesteś gejem?
— Kogo mam spytać, jeśli nie ciebie? — zapytałem, wkurzając się nieco. — Zresztą, o co ci chodzi, Chris? Zadałem ci normalne pytanie związane z sytuacją, która mnie męczy, a ty się ze mnie śmiejesz. Nie pomagasz.
— Przepraszam, Michael — odpowiedział cicho. — Jakby to powiedzieć... Wiesz, jestem tylko człowiekiem, mogę się mylić.
— Więc jednak tak ci się wydaje? — zapytałem.
— To tylko przypuszczenia, równie dobrze to może być przypadek — powiedział z troską.
— Albo przeznaczenie.


2 comments:

  1. Co. Czy ty pisałaś te dwa rozdziały z perspektywy Cartera? Pozwól, że powtórzę: co.
    Aha, czyli to dlatego w przedstawieniu postaci nie napisałaś nazwisk. Jestę geniuszę, wię.
    Ale mam rozumieć, że z pokoleniami Carterowie stawali się coraz mniej Carterowi, a bardziej Bennettowi i na odwrót? I że praprapra(...)wnuki Alexa, nie są jak sam Alex? Nie wierzę i nie uwierzę. Kurde, czyli co, Carter będzie pasywem?

    ReplyDelete
  2. "Jeśli okazałbym się gejem, a jestem twoim jedynym synem, nazwisko "Carter" by się nie zachowało! Nie przeszkadza ci to?" Nieee, nie wierzę... On jest zbyt pedalski na Cartera! Carter zachowujący się jak pasyw. O matko... To brzmi zbyt surrealistycznie.

    ReplyDelete