9.8.15

Zabijcie i zakopcie, byle daleko.

Dział: Talerze, frajerze!
Numer rozdziału: 7
Gatunek: Yaoi.



               Poczułem się nieco oszukany, ale Fabian wyjaśnił mi, że prawdopodobnie to tylko moje mitomaniakalne przeczucia. W końcu Cyprian mógł być czymś zajęty tamtego wieczora i dlatego nie odbierał telefonów. Wiedziałem jednak, iż najważniejszą wieczorną czynnością życiową chłopaka jest napierdalanie w gry, a kiedy do niego wcześniej dzwoniłem, zawsze przerywał, by ze mną rozmawiać. Helena nieskutecznie usiłowała wytłumaczyć mi, że powinienem nieco wyluzować, aczkolwiek przez cały ten czas z mojej perspektywy przysunięcie się do Cypriana równało się z jego wprost proporcjonalnym wycofaniem. W takim momencie pojęcia zielonego nie miałem, czy powinienem się zatrzymać, jeżeli chcę jego zainteresowania, czy wylać z siebie wszystkie emocje łudząc się, że mnie nie wyśmieje. Wkurwiało mnie to.
— Głupi pedał — syknąłem cicho sam do siebie sądząc, iż nikt nie usłyszy. W rezultacie usłyszał każdy.
— Racja — odezwał się Kuba. Jak zwykle mówił pospolitymi półsłówkami, które w takim stanie rzeczy sprawiały, że wkurzałem się jeszcze bardziej.
— No no, w taki sposób o swoim facecie? — zdziwiła się Helena, unosząc jedną brew.
               "Mój facet" brzmiało na swój sposób dostojnie. Z gracją. Z wdziękiem. Z poruszeniem. Z poruszeniem w gaciach. Albo nawet z powstaniem warszawskim w gaciach. Mimo to w głębi duszy nie byłem pewien, czy mimo tego wszystkiego mogę go uznać za "swojego". Zważywszy jednak na fakt, iż głupotą było dla mnie nie wiedzieć, czy się z kimś jest, czy nie, a o takich przypadkach słyszałem, postanowiłem iść sobie na rękę i uznać, iż rzeczywiście jesteśmy razem. I tak było dla wszystkich wygodnie i nikt o nic nie pytał.
— Macie z nim jakiś kontakt od wczorajszego wieczora? — spytałem.
— Paniczu, aż tak rozległa ta przyjaźń nie jest, byśmy się każdej nocy i dnia spotykali — odpowiedział mi Eliasz. — Sądzę, iż zajętym jest. Wasza miłość przechodzi apogeum kwitnienia, nie byłby w stanie więc...
— Skończ pierdolić, Eliasz — przerwał mu Kuba. Pierwszy raz w życiu pragnąłem klękać przed nim, a potem nosić na rękach. — Dla mnie też dziwne, zawsze odbiera, nawet w robocie przy szefie. A jak nie odbiera, to oddzwania zaraz. Wiem, Fabian, powiesz mi zaraz, że gnój robię, no ale tak to widzę, nic nie poradzę.
— Za wcześnie jest, żeby coś takiego mówić — wtrąciła się Helena.
— Proszę z łaski swojej zamknąć mordy i posłuchać — zaczął Fabian. — Koleś nie odbierał wczoraj telefonu, dzisiaj też. To nie powód, żeby wyobrażać sobie nie wiadomo co. Z umiarem, z umiarem albo bierzcie połowę tego, co macie.
— Problem w tym, że zawsze odbierał telefony — westchnęła Helena.
— Może mu gdzieś wjebał w ścieki jakieś czy inne gówna — napomknął Kuba.
— To by było dość prawdopodobne — zastanowił się Fabian. — Chociaż dziwne z drugiej strony, że jeszcze tu nie przylazł. Gabriel, będziesz się z nim widzieć? Może siedzi w chacie?
— Dzisiaj nie dam rady, mam starszych na głowie — jęknąłem. — To ortodoksyjne katole i znaleźli u mnie w pokoju dildo.
— Aż taki szalony? — zdziwił się i obrzydził nieco Kuba.
— Przegrałem zakład... — syknąłem.
— Zakład, serio? — wyśmiał mnie Fabian. — Znajdź na kogoś z rodziny haka, zaszantażuj, on załatwi wszystko za ciebie i po problemie.
— Pójdę sprawdzić, co z Cyprianem. Wieczorem mam chwilę — zakończyła temat Helena. — W ogóle... wie ktoś, gdzie jest Eliasz? Ostatnio często gdzieś znika...
               Fabian okazał się być na tyle kreatywny, że w zasadzie nie musiałem nawet streszczać historii Michalskich dewot. Palnął być może pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy, a w moich oczach było to strzałem w dziesiątkę. Szczerze liczyłem na Helenę. Miałem nadzieję, że wyciągnie z Cypriana z mieszkania i znajdzie argumenty na jego obronę. Obawiałem się najgorszego. W końcu był to kolejny dzień, kiedy nie odbierał telefonu. Dotychczas, kiedy nie "widywaliśmy się na francuskim" dwa razy w tygodniu, dzwonił do mnie każdego innego dnia. Strzelałem nawet, że to rodzaj manipulacji, pociągania za sznurki i robienia z ludzi marionetek, ale... Cyprian, serio?
               Wróciłem do domu i spotkał mnie łut szczęścia. Mamuśka była w robocie, a ojciec siedział zadowolony z gazetą i uśmiechał się chuj wie do kogo. Podejrzewałem, iż zaliczył właśnie całkiem niezły stosunek, a mimo tego w jego głowie nadal roiło się od zboczonych myśli. 
— Tata — zacząłem. — Ujarzmij matkę, żeby nie czepiała się tego, co u mnie znalazła.
— Słucham? — spytał z niedowierzaniem. Zsunął z nosa okulary, których używał do czytania.
— Inaczej dowie się o Patrycji — powiedziałem stanowczo.
               Westchnął głęboko i zagryzł po chwili szczękę ze zdenerwowania. Tak chwiejny psychicznie człowiek jak on był w stanie poczuć najpierw rozgoryczenie i zrezygnowanie, by po ułamkach sekundy wkurwić się jak cholera. Ale co mógł zrobić? Przynajmniej nie wyciągnąłem od niego kolejnych kilku stów na, między innymi, dildo. 
               Cała sytuacja związana z Cyprianem zdawała się być naciągana jak twarz Krzysztofa Ibisza. Normalny człowiek by się tak nie zachował, a ten facet uszczerbków na psychice raczej nie miał. Musiałby znaleźć naprawdę dobre alibi, bo zwyczajne "to tylko kilka dni, o co ci chodzi?" chyba w naszym przypadku by nie zadziałało. 
               Cieszyłem się, że chociaż jeden problem został rozwiązany, chociaż z drugiej strony nie nastawiałem się, iż zaraz nie nadciągnie fala kolejnych kłopotów. Tak czy inaczej był to jeden z tych letnich dusznych wieczorów, podczas których miałem okazję porozmawiać na balkonie z Adą i zapalić ćmika. Podczas gdy moja ochota na papierosy spadała wraz z libido, bo nie widziałem Cypriana, tak nasza sprzątaczka jarała jeszcze więcej, choć nie sądziłem, że to możliwe.  
— Nadal nie mam z nim kontaktu — powiedziałem, zaczynając rozmowę od stosunkowo pesymistycznego motywu. — Nasi wspólni znajomi też, chociaż dzisiaj koleżanka postanowiła poświęcić swój drogocenny czas i przejść się do niego, żeby sprawdzić, czy żyje.
— Jesteś jego facetem, powinieneś tam lecieć w podskokach, tej... — syknęła. Po tonie jej głosu już wiedziałem, że ma nieźle spierdolony nastrój. 
— Musiałem coś załatwić z ojcem — odparłem. — Mieliśmy z matką spinę życia o twoje dildo, bo je u mnie znaleźli, zanim ty to zrobiłaś.
— ...gadasz — zdziwiła się. W normalnym stanie rzeczy wybuchnęłaby po chwili śmiechem, ale nie zrobiła tego. 
— Co z tobą, Ada? — zapytałem w końcu, nie mogąc znieść tej cholernej niepewności. 
— Wuchta problemów, wiesz — westchnęła. — Co u Michaliny?
               Szczerze powiedziawszy w życiu nie pomyślałem, że ktokolwiek mnie o to zapyta. Wynikało to zapewne z tego, iż zupełnie zapomniałem o istnieniu Pizdoliny. Wróciła do mnie karma? 
— Nie wiem, nie widuję się z nią od jakiegoś czasu — odpowiedziałem stanowczo. — I jakoś mnie ten fakt wyjątkowo cieszy.
— Stul japę... — syknęła. Naprawdę nie wyglądała dobrze. — Mówisz tak, jakbyś o niej cokolwiek wiedział. 
— Bo wiem — odparłem z nieukrywaną pewnością siebie. — W końcu razem się wychowaliśmy. Jest taka sama jak jej rodzice.
— A ty jesteś taki sam? — zapytała nagle. 
— Jak Michalskie dewoty? Oczywiście, że nie — parsknąłem.
— Ale ona pewnie tak myśli. Wiesz dlaczego? — spytała.
               Miała w tym aspekcie sporo racji. Jednak naprawdę nie byłem w stanie wyobrazić sobie Michaliny w roli rebela z fajką w pysku. Nawet, jeśli zaprzyjaźniła się z Adą. Nie byłem pewien, czy Pizdolina mogłaby wpaść na to, że sam noszę maskę i ukrywam prawdziwą twarz, ale stwierdziłem, iż prędzej po mnie byłoby to widać niż po niej. Tak czy srak nie miałem pojęcia, czy Michalina ma jakiś związek z dziwnym zachowaniem Ady, aczkolwiek było to raczej prawie niemożliwe. 
               Kolejnego dnia od samego rana w domu panował zgiełk. Nie, to nie był zgiełk. To był chaos i szał. Podniosłem się powoli z łóżka i przetarłem oczy. W którymś momencie matka wpadła jak tornado do mojego pokoju, wyrzucając mnie wręcz z łóżka. Odnosiłem wrażenie, że płacze, ale zawsze, kiedy się budzę, mam zamglony obraz, więc nie byłem w stanie ocenić, czy na pewno tak jest. Spodziewałem się naprawdę wielu rzeczy. Oskarżenia o posiadanie dziwnych znajomych. Wściekłości za palenie ćmików na tarasie. Posiadania dildo. Zdrady ze strony jej faceta. Ale to, co mi powiedziała, naprawdę mnie... zaskoczyło.
— Gabriel — zaczęła cicho, siadając na moim łóżku i kładąc mi rękę na policzku. — Wiem, że będzie to dla ciebie wielki cios, ale musimy wierzyć, że wszystko się uda. Próbujemy się modlić, bo na chwilę obecną nie możemy zrobić nic więcej. Ubierz się i zejdź proszę na dół, by pomodlić się razem z nami. 
— Co się stało, mamo? — spytałem. Przed matką nadal musiałem grać idealnego ułożonego synalka.
— Michalina zaginęła. 
                W mojej głowie zaczęły kłębić się różne myśli, chociaż przeważały wśród nich takie typu "Jeeeest, kurwa, co za ulga, w końcu pozbyłem się tej pijawy! Dziękuję ci, kimkolwiek jesteś, za to, że ją porwałeś. Najlepiej ją zabij i zakop, byle daleko od Poznania". Mój humor poprawił się diametralnie od samego rana. Zastanawiał mnie jednak fakt, skąd wzięły się u Ady takie złe przeczucia. Maczałaby w tym palce? Cholera wie. Ale podziękowałbym jej za to, serio. 
                Fakt faktem była siódma rano, ale jednak był dzień powszedni, więc maestro Cyprian powinien był zapierdalać w robocie, a mimo tego... Sygnał. Kolejny. Kolejny. Po dwudziestym czwartym wybraniu jego numeru i totalnym braku odpowiedzi, dałem sobie spokój. Ubrałem się i polazłem do rodziny, by się pomodlić, a w głębi duszy odwalałem najdziwniejsze fantazje na temat tego faceta. Po co marnować czas. 
               Jako że tego dnia również musiałem wyjść "na francuski", a z Cyprianem nie było żadnego kontaktu, postanowiłem zadzwonić do Heleny z pytaniem, gdzie się akurat znajdują. Nie miałem ochoty na kilkugodzinne samotne włóczenie się po mieście. 
— Nie, nie teraz, naprawdę, Eliasz, Eliasza potrzebuję — motała się. — Przepraszam, Gabryś, ale to ważne, pilne, nie teraz.
— Helena, uspokój się i powiedz, co się stało — odpowiedziałem stanowczo. — Gdzie jesteś?
— Przepraszam, teraz Eliasz, potem porozmawiamy, ok? Sory — powiedziała na jednym tchu i rozłączyła się. 
               Poczułem się dziwnie, bo w tym momencie nie byłem w stanie w żaden sposób uzasadnić zachowania Heleny. Wokół mnie działo się coś złego, a ja znajdowałem się w centrum akcji. Ojciec posunął kucharkę, Cyprian zniknął, Michalina zaginęła, a teraz los z łapami rzucił się na Helenę. Lub Eliasza. Bitą godzinę leżałem na łóżku z zamkniętymi oczami, by na spokojnie przemyśleć wszystkie możliwe opcje, ale nie doszedłem do niczego racjonalnego. Jedyne, co przyszło mi do głowy, to rozmowa z Fabianem. Nie czekając więc na wodę po ogórkach sięgnąłem po telefon. 
— Kurwa mać — odpowiedział, kiedy zapytałem o Helenę. — Człowieku, czy ty się śmierci nie boisz? Po czymś takim pytasz mnie, co z Heleną? Z ELIASZEM? Oszalałeś?
— Fabian, jeśli ktoś wam powiedział coś złego na mój temat, to nie wiem co ani skąd się to wzięło — powiedziałem szybko. 
— Chuja! Nie masz z tym żadnego związku, nikt mi niczego nie mówił — krzyczał. — Po prostu nie wpierdalaj się w to gówno i zostaw nas w spokoju. 


Zaczynałem czuć się coraz bardziej zagubiony.

4 comments:

  1. Zaczynam się czuć zdezorientowana. Ale dezorientacja jest raczej typowa dla kogoś kto czyta Twoje opowiadania. A bynajmniej dla mnie. xd
    Chcę Cypriana. I seksów. Pilnie. (◎_◎;)

    ReplyDelete
  2. Dezorientacja mocno fchuj. Cóż się dzieje? Albo jakieś dramaty, albo po prostu wszyscy się czegoś najebali... co z Adą się dziejs? I z Helwną? A Cyprian?

    LISU O CO CHO?

    I zauważyłam błąd:

    "Ojciec posunął kucharkę, Cyprian zniknął, Helena zaginęła, a teraz los z łapami rzucił się na Helenę. Lub Eliasza." - zaginęła Michalina (y)


    DAJ MI WIĘCEJ W TRYBIE NAŁ

    *Mesu idzie czcić prysznic po powrocie z Niu*

    ReplyDelete
    Replies
    1. właśnie poprawiłam, sank u
      ale Siergiej był pierwszy XD

      Delete