10.8.15

Cyprian, wróć.

Dział: Talerze, frajerze!
Numer rozdziału: 8
Gatunek: Yaoi. 



               Postanowiłem wyjść do miasta. W gruncie rzeczy nie miałem wyboru, skoro nadal symulowałem uczęszczanie na kursy języka francuskiego. Było mi niedobrze, a pośród moich myśli krążyła sentencja "Cyprian, dłużej nie wytrzymam". Nie sądziłem, że miłość może być tak chujowa. Mimo iż dotychczas było lepiej niż zajebiście. On prawdopodobnie nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, a w rzeczywistości zostawił mnie w najgorszym okresie mojego życia. Upadało wszystko, na czym mi zależało. Znikały nawet te rzeczy, które miałem gdzieś, które nie przynosiły mi żadnych korzyści. Odnosiłem wrażenie, że niedługo los odbierze mi nawet tę pieprzoną pustkę, jaką mnie obarczył. W końcu stała się moją najwierniejszą przyjaciółką.
               Szczerze powiedziawszy ogarniające mnie uczucie było bardziej specyficzne, niż mogłoby się wydawać. Z jednej strony wszystko było mi obojętne, jakbym pogodził się z moim losem i nawet bez jakiejś specjalnej motywacji czuł, że mimo wszystko muszę iść do przodu. Z drugiej jednak obawiałem się, iż to tylko system obronny mojego umysłu. Podejrzewałem, że gdyby po moim policzku spłynęła łza, nie byłbym w stanie już zatrzymać kolejnych. Moje życie wisiało na cienkim włosku, który lada chwila mógł pęknąć pod ciężarem trosk i kłopotów, jakimi byłem wówczas obarczony.  
               Wszyscy mieli mnie głęboko gdzieś. Nie byłem co prawda osobą, która potrzebowała więcej uwagi niż pozostała część społeczeństwa, nie byłem jak Janis Joplin, która jako najstarsza z rodzeństwa wymagała najwięcej opieki. Chciałem po prostu, żeby Cyprian uświadomił mi, że żyje i ma się dobrze. Nawet mógłby mnie, cholera, potem zostawić. Tym prawdopodobnie różniła się miłość od zauroczenia - w zauroczeniu kierowałbym się tylko i wyłącznie własnym szczęściem. Pragnąłem też jakiegoś wyjaśnienia ze strony przyjaciół, bo nagle się odsunęli nie mówiąc nawet dlaczego. Poczułem się sam jak palec. Gdybym nie zapisał się na kurs francuskiego, nigdy bym ich nie poznał. Nigdy nie zaznałbym przyjaźni, miłości, wolności. W rezultacie, nie znając tych uczuć i stanów, nie poczułbym również straty tego wszystkiego. Dlaczego mi to odebrano? Ból straty był nie do zniesienia. Momentami żałowałem, że ich poznałem, jednak za każdym razem ściskało mnie serce na myśl, iż mógłbym nigdy nie trafić na Cypriana. Nieważne, co się działo teraz. Postanowiłem traktować to jako bagaż doświadczeń. Raz na wozie, raz pod wozem. Zawdzięczałem temu chłopakowi zbyt wiele, by obwiniać się o wszystko, co się między nami stało. 
               Kiedy szedłem tak ulicą wgłąb miasta, myśląc o niebieskich migdałach, nagle coś odwróciło moją uwagę. Po drugiej stronie ulicy ujrzałem... Helenę! Co sił w nogach pobiegłem w jej stronę, choć zdawała się... uciekać? Szarpnąłem ją za ramię, żeby się uspokoiła, złapałem i zablokowałem drogę ucieczki. Była roztrzęsiona. Dokładnie w ten sam sposób, co kilka godzin temu podczas rozmowy telefonicznej. 
— Powiedz mi, kurwa, co się tutaj dzieje, bo dłużej tego, kurwa, nie zniosę — syknąłem z wściekłością.
— Gabriel, błagam, puść mnie, porozmawiam z tobą kiedy chcesz, ale nie teraz — rzuciła, po czym nagle zaczęła płakać. Otworzyłem szeroko oczy. Byłem w kompletnym szoku. — Proszę, nie rozmawiaj z Fabianem. Dla własnego dobra. Będzie ci mówił rzeczy, których nie chcesz słyszeć, po prostu go unikaj. Skontaktuję się z tobą w najbliższym czasie. 
— Gdzie Eliasz i Kuba? — zapytałem jeszcze.
— N-nie... Nie tak trochę z nimi — odpowiedziała z lekkim uśmiechem przez łzy. Wyglądała wtedy jak psychopatka. Po chwili skarciłem się za taką myśl. 
                Pozwoliłem jej odejść. Wsiadła do samochodu i odjechała, a ja postanowiłem jak najszybciej zmyć się z miejsca akcji. Gdzieś w pobliżu prawdopodobnie kręcił się Fabian. Po ostatniej rozmowie z nim oraz po tym, co usłyszałem na jego temat od Heleny, wolałem trzymać się z dala. Chociaż na jakiś czas. Niespecjalnie mi to odpowiadało, bowiem w dalszym ciągu nie posiadałem osoby, do której mógłbym się zwrócić z problemem. Była co prawda Ada, jednak byłbym idiotą, gdybym w takim stanie rzeczy obarczył ją kolejnym z rzędu krzyżem. Pragnąłem ją wesprzeć i jej pomóc, a mówienie o swoich kłopotach byłoby nie na miejscu. Cyprian zapewne zajebałby mi w łeb za ten pogląd, ale właśnie w taki sposób myślałem. 
               Siłą rzeczy musiałem jednak powłóczyć się po mieście samotnie. Nie było mi to na rękę, ale byłbym głupi, gdybym nagle wrócił sobie do domu w trakcie potencjalnych zajęć. Nie lubiłem momentów, w których miałem za dużo czasu na myślenie. Szczególnie w sytuacjach dołujących i przykrych. Zjadłem obiad na mieście i poszedłem do kina. Wszystko, byle nie roztkliwiać się nad tym, co się stało i nad tym, co się nadal miało zdarzyć. Czułem, że jeszcze wiele przede mną. Cholerny gnojek ze mnie. W moim życiu rozpętało się piekło, a jak gdyby nigdy nic oglądałem komedię i jadłem popcorn, siedząc w kinowym wygodnym fotelu. 
               Po powrocie do domu pędem pognałem prosto na balkon. Wiedziałem, kogo tam znajdę. Była to jedyna osoba, od której wówczas mogłem otrzymać jakiekolwiek wsparcie. Faktycznie, siedziała tam i paliła ćmika. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie strugi łez, które lały się wręcz po jej policzkach. Na moje szczęście sama zaczęła rozmowę. W takiej chwili prawdopodobnie spierdoliłbym sytuację, gadając o pogodzie.
— Kurwa. — Od tego właśnie zaczęła i uznałem to za wyjątkowo adekwatne. — Ludzie żyją za krótko.
— Co? — zapytałem. Nie byłem do końca pewien, co kobieta ma na myśli.
— Eliasz nie żyje — odpowiedziała, wybuchając szlochem. 
— Był ci bardzo bliski? — spytałem. Wspominała coś wcześniej o jakimś Eliaszu, ale nie miałem pojęcia, kim może być. 
— Wiele ważnych elementów mojego życia zależało od niego, chociaż praktycznie w ogóle go nie znałam — odparła cicho. Kiedy była w takim nastroju, zapominała nawet o swojej gwarze. — Wiem po prostu, jakie będą konsekwencje jego śmierci i tego też się obawiam. Wiesz jak to jest? Tkwić w gównie i mieć jeszcze świadomość, że to nie koniec?
— Może się zdziwisz, ale rozumiem cię jak nikt inny — podsumowałem.
               Skarciłem się w myślach za swoje dotychczasowe postępowanie. Kłótnia z facetem, serio? Spina z przyjaciółmi? Halo, tej kobiecie właśnie ktoś umarł, a jej przyjaciółka zaginęła, naprawdę miałem przejmować się tymi nic nie znaczącymi gównami, jakie spadły na moją drogę? 
               Potem wszystko zaczęło się dziać naprawdę szybko. Straciłem kontrolę i nie wiedziałem, o co chodzi. Coraz mniej rozumiałem to, co odwala się wokół mnie. Nagle wtargnęła policja i zaczęła się ze mną szarpać. Matka wyła z przerażenia. Ojciec próbował uspokoić zarówno ją, jak i rozwścieczonych stróży prawa. Mówili coś, że nie znoszą takich jak ja i muszę ponieść konsekwencje. Byli wręcz chamscy i prostaccy. Zabrali mnie na komisariat i rozpoczęli śledztwo. Podczas przesłuchania dowiedziałem się, że odnaleziono list zostawiony przez Michalinę. Napisała w nim różne dziwne rzeczy. Wynikało z tego, iż ktoś ją zgwałcił, a ona, przepełniona Bogiem i innymi dziwnymi priorytetami, postanowiła popełnić samobójstwo, choć sprzeczało się to z jej religią. Jako człowiek wychowany w tak ortodoksyjnej rodzinie jak ona, wiedziałem, że musiała mieć dobry powód. Nie mogłem dojść do tego, jaki, jednak zacząłem ją w głębi duszy szanować. Może Ada miała rację? Skoro Pizdolina odebrała sobie życie, popełniając jednocześnie najcięższy grzech, jaki mogła popełnić, wyrzekła się swojej religii na cześć... I tej części jej strategii byłem ciekaw. Jednak bałem się grzebać w jej przeszłości chociażby ze względu na to, iż stałem się głównym podejrzanym. O GWAŁT. 
               Siedziałem więc w ciasnym pomieszczeniu z dwójką glin, a oni zadawali mi różne pytania, szydząc ze mnie jednocześnie. Zaczynali czuć się coraz bardziej niepewnie, kiedy okazywało się, że przebywałem we własnym domu, kiedy działo się coś złego, kiedy tracili wszelkie argumenty na wrzucenie mnie do paki. Tak czy siak musiałem przesiedzieć dwadzieścia cztery godziny w celi. Nudziło mi się jak cholera, dlatego wgapiałem się cały czas w telewizor, bo jeden z ochroniarzy akurat oglądał wiadomości. Usłyszałem, że jakiegoś chłopaka potrącono w centrum i jest w śpiączce. Sprawa nabrała rozgłosu, bo była dość absurdalna. Zaśmiałem się sam do siebie, gdyż uznałem, że gówno wiedzą o absurdzie. Jednak po chwili zacząłem się bać. Zacząłem się bać, kiedy usłyszałem, iż chłopak podczas wypadku jechał na sankach za traktorem ulicą pod prąd i uderzyło w niego auto. Nabrałem powietrza i ciężko było mi je wypuścić. W telewizji pokazano samochód sprawcy. Normalnie miałbym ochotę go zapierdolić, ale nie w tym przypadku. Było to auto Heleny. 

6 comments:

  1. Helena prawie zabiła Eliasza?.. Eliasz od Ady nie żyje?.. To ten sam Eliasz, co nie? Zapewne się mylę, ale mam cholernie dziwne przeczucie, że to on zgwałcił Michalinę.

    ReplyDelete
  2. Ale za traktorem jeździł Kuba.. Helena potrąciła Kubę? Eliasz zajumał miejsce Kubie i został potrącony przez Helenę? Eliasz był z Adą i został potrącony przez Helene, gdy zajumał Kubie miejsce na sankach? Z Elieszem coś się stało podczas gdy Helena potrąciła Kubę? Z Eliaszem coś się stało podczas gdy Eliasz od Ady zmarł a Kuba został potrącony przez Helenę?

    ReplyDelete
  3. Witam, witam.
    Wpadłam na chwilę, przeczytałam. Jak znajdę więcej czasu, bardzo możliwe że przejdę historię od początku, bo zaintrygowała mnie dość mocno.
    Od strony technicznej - bez większych zarzutów. Zdania ładnie poprowadzone, czytelne, składne. Jedyne, czego mogę się bardziej uczepić, to przecinki. Czasem stawiasz je nie tam, gdzie być powinny, a poza tym cacy.
    Podoba mi się Twój sposób narracji; nie zrobiłaś z głównego bohatera nieodpowiedzialnego, dziecinnego idioty, tylko osobę, która potrafi się zachować dojrzale. Nie wiem, co prawda, co wydarzyło się wcześniej, ale zarys sytuacji jest wyraźny i budzi odpowiednie emocje w odpowiednich momentach, bardzo cenna rzecz. Ogólnie rzecz biorąc, podobało mi się. Teraz lecę na Twojego drugiego bloga i zobaczę, cóż tam wymodziłaś. : D
    Pisaj, weny!
    Pozdrawiam.

    ReplyDelete
  4. Ja pierdolę, że się tak wyrażę.

    ReplyDelete