12.8.15

Kot chodzący własnymi drogami.

Dział: Talerze, frajerze!
Numer rozdziału: 9
Gatunek: Yaoi.



                    Męcząca nieprzespana noc w areszcie dobiegła końca, a ja zostałem uniewinniony ze względu na kompletny brak argumentów potwierdzających moją winę. Innymi słowy, nie było opcji, żebym to ja uczynił coś podobnego. Ciało Michaliny znaleziono na dnie Warty, a pogrzeb miał się odbyć już za kilka dni. W tej sytuacji powinienem był biec w te pędy do rodziców i mocno ich przytulić, później z kwiatami udać się do rodziny Michaliny i porozmawiać, powiedzieć, że udowodniono mi brak winy, a następnie zadzwonić do Heleny, czy wszystko w porządku. Ale jako iż byłem kompletnym idiotą nieposiadającym więzi z rodziną, poleciałem prosto na Szyperską do mieszkania Cypriana. Nie wziąłem nawet prysznica po tej totalnie nieupojnej nocy, jednak postanowiłem zrobić to u niego w domu. Może nawet nie samotnie?
                    Mechanicznie wklepałem kod do domofonu. Jeden jeden klucz cztery pięć sześć trzy. Brama się otworzyła. Znowu zastanawiałem się, dlaczego obok wisi tabliczka z "3a", skoro jest to trójka. Liczba 3 z kolei znajdowała się po prawej stronie przy drzwiach prowadzących do mieszkania właścicieli. Myśląc o czymś takim chyba niespecjalnie przejmowałem się śmiercią Michaliny. Mimo wszystko nie była dla mnie nikim bliskim, więc dlaczego miałbym czuć się źle? 
                    Drzwi na klatkę były otwarte. Spojrzałem ku górze. Okna były pozamykane mimo tej okropnej temperatury. Nie wiedziałem czemu, przecież wychodziły na plac otoczony innymi budynkami, więc słońce nie nagrzewałoby kuchni... Dotarłem na drugie piętro, spojrzałem na numer 11, zadzwoniłem do drzwi. Na wszelki wypadek, choć sam nie wiedziałem do końca dlaczego, stanąłem bokiem, by nie widział mnie przez judasza. Mimo tego... nikt mi nie otworzył. Akurat teraz, kiedy w końcu zacząłem zdawać sobie sprawę ze swoich uczuć, on zniknął. Nawet nie miałem nic przeciwko temu, aby spotykać się z facetem, samemu będąc przedstawicielem płci męskiej. Nie było go. Nadal nie chciałem go obwiniać, bo jego zniknięcie mogło być spowodowane milionem rzeczy, które rzeczywiście mogłyby stanowić dobry argument do ucieczki. Nie osądzałem nikogo, dopóki nie znałem sprawy wystarczająco dobrze. 
                    Nie myśląc totalnie o niczym wyszedłem z ulicy Szyperskiej i pokierowałem się prosto na przystanek tramwajowy na Małych Garbarach. Tęskniłem, cholernie tęskniłem, jednak musiałem być silny, gdyż wiedziałem, że Cyprian właśnie tego by chciał. Wierzyłem, iż sam z siebie nie zerwałby ze mną kontaktu, bo nie był takim człowiekiem. Nie, "wiara" to kiepskie słowo. Wiedziałem to. 
                     Po przekroczeniu progów domostwa, czekał na mnie raban. Rodzice nie wiedzieli wtedy jeszcze, że zostałem uniewinniony, a kiedy jak gdyby nigdy nic wszedłem do środka, wyglądali, jakby duch święty na nich zstąpił. Ściskali mnie, cieszyli się, płakali ze szczęścia, podczas gdy Ada stała oparta o stół z założonymi na piersiach rękami i uśmiechała się szeroko. 
— Synku — zaczęła mamcia. Ojciec stanął obok niej z dość poważną miną, a to niczego dobrego nie zwiastowało. Podejrzewałem, że będę miał braciszka lub siostrzyczkę, ale jednak nie. — Podjęliśmy decyzję. Uznaliśmy, iż niezależnie od tego, czy będziesz winny, czy nie, po powrocie do domu będziesz potrzebował wsparcia psychologa. 
                    Kiedy usłyszałem te słowa, trochę zebrało mi się na wymioty, ale nie okazałem tego. Przypomniała mi się pewna francuska telenowela, którą kiedyś oglądałem po kryjomu. Ale tam główny bohater miał akurat psychoterapeutę. Cholera, ten serial zdawał się być dłuższy niż "Moda na sukces", bałem się sprawdzać, ile sezonów miał na chwilę obecną. 
— Pani Ada powiedziała nam, że ma dobrego znajomego, który się w tym fachu obraca, dlatego już za kilka dni będziesz miał swoją pierwszą wizytę. Ma na imię Florian — dodała.
                    Umyślnie nie patrzyłem wtedy na Adę, byśmy nie wybuchnęli jednoczesnym śmiechem. To imię mówiło samo za siebie. Kobieta zrobiła kolejny życiowy przekręt i zamiast psychologa załatwiła mi terapię ze swoim facetem mechanikiem. Ulżyło mi jak nigdy. Nie wiedziałem, co bym bez niej zrobił. 
— Tak czy inaczej, Gabrielu, chcemy poinformować cię o jeszcze jednej naszej decyzji — powiedział nagle ojciec. — Postanowiliśmy wysłać cię do seminarium. 
— Śmierć Michaliny, jak się obydwoje domyślamy, wprowadziła cię w tragiczny stan i zapewne po tylu latach już się nie zakochasz — dokończyła matka. — Dlatego cierpliwie poczekamy, aż odnajdziesz powołanie. 
                    Ojciec, ten gnojek, zapewne chciał się mnie pozbyć, żebym więcej go nie szantażował ani nie przerywał zboczonych akcji z kucharką. Cholera jasna. Nie wiedziałem, jak długo będę w stanie przekonywać ich, że tego powołania nie mam, dlatego poczułem, iż mój czas ograniczył się jeszcze bardziej. Musiałem zwiać z domu, ale nie miałem dokąd. Nie mogłem obarczać swoją wieczną obecnością Ady, bo mieszkała zbyt blisko, poza tym ona i Florian dopiero próbowali się ustatkować, a kolejna dupa do wyżywienia raczej by im nie pomogła. Nie byłem człowiekiem stworzonym do codziennej harówki. 
— Również o tym myślałem — odpowiedziałem, spuszczając głowę. Byłem coraz bardziej wściekły. — Ale nie przemyślałem tego jeszcze dobrze, więc proszę o trochę czasu. Póki co pójdę się położyć. 
                    Rodzice wyjątkowo się ucieszyli na samą myśl, że jestem za. Chuja! Nie byłem i nie miałem zamiaru być. Wziąłem prysznic i położyłem się więc spać z nadzieją na lepsze jutro. 
                    Mimo poprzedniej nieprzespanej nocy znów nie mogłem zasnąć. Męczyło mnie coraz więcej spraw, które waliły mi się na głowę. To nie było jak chwilowy ból głowy, który lada chwila przejdzie. Przypominało bardziej raka, który dał mi miesiąc na wykorzystanie w pełni swojego życia, by potem umrzeć. Metaforyczna śmierć oznaczała koniec związku z Cyprianem, koniec przyjaźni, koniec papierosów i koniec wolności. W tym momencie musiałem radzić sobie sam. Moi przyjaciele nie znali na tyle dobrze sytuacji, by móc mi doradzić, dlatego nawet się nie fatygowałem zalewaniem ich milionem pytań. Chwilowo czekałem na dalszy rozwój akcji. Postanowiłem załatwić sprawy z traktorową paczką, a dopiero potem zacząć działać i robić coś w kierunku własnej przyszłości. Dlatego już o piątej rano zerwałem się z łóżka po kolejnej nieprzespanej nocy, ubrałem się i bez śniadania ruszyłem do szpitala, aby sprawdzić stan Kuby. 
                    I faktycznie leżał tam. Nadal był w śpiączce, więc niczego nie byłem w stanie się od niego dowiedzieć. Ale niestety, a może i stety, natknąłem się tam również na Fabiana, który notorycznie przychodził sprawdzać jego stan. 
— Fabian...? — zdziwiłem się. Moja twarz musiała wyrażać wiele emocji, jego natomiast wyglądała tak jak zawsze. Nijak. 
— Dobrze, że się spotykamy, chcę cię o coś zapytać — zaczął bez powitania.
— Ja w zasadzie też. Co jest? — zapytałem.
— Widziałeś się ostatnio z Heleną? — spytał. — Szukam jej od kilku dni. Powiedziałem jej kilka słów za dużo i czuję się winny. 
— Tak, ale niczego mi nie powiedziała i zaraz zwiała — odpowiedziałem. — Jak mniemam nie powiesz mi, więc nie będę pytał o tę sytuację.
— Powiedziałbym ci, gdybym sam cokolwiek wiedział — odparł. — Wiem jedynie tyle, że niepotrzebnie obwiniałem Helenę, mimo tego, co się stało. O co chciałeś zapytać?
— O Cypriana. Nie ma go, nie ma z nim nadal kontaktu. Dzwonię, piszę. Byłem u niego, nikt mi nie otworzył. Jeśli wiesz cokolwiek, proszę, powiedz mi — wyjąkałem z kompletną desperacją. 
— Wiesz... — westchnął. — Nie byliśmy z nim nigdy tak blisko jak między sobą. Czasem znikał z naszego życia i pojawiał się później, dlatego ani trochę mnie to nie dziwi. Cyprian jest kotem chodzącym własnymi drogami. Nigdy nie pyta o zgodę ani nie informuje o tym, co ma zamiar zrobić. Tak czy siak zaskoczyło mnie to, że z tobą też obecnie nie ma kontaktu. Cyprian nie jest gnojkiem, dlatego coś mi tu śmierdzi. 
                    Postanowiliśmy jeszcze trochę poczekać. W końcu nadal nie minęło dużo czasu od jego zniknięcia. Może faktycznie przesadzałem, a Cyprian wyśmiałby mnie, bo robię takie afery? Miałem nadzieję. W takim stanie rzeczy musiałem czekać. Czekać na rozwinięcie sprawy zarówno z Cyprianem, jak i z paczką Fabiana. Póki co miałem zamiar wesprzeć Adę tak mocno, jak tylko mogłem, bo nadal nie była w stanie się pozbierać. Nawet przy pomocy swojego wymyślonego psychologa.



2 comments:

  1. Rodzice Gabrysia są okrutni. Jak można wysyłać swojego jedynego syna do seminarium? (◎_◎;) Powinien im w końcu powiedzieć, co myśli o ich wierze. I po tym spierdolić.
    Nadal nie mogę się doczekać, kiedy Cyprian wróci. Tak go lubię, a jego ni ma. (・_・;)

    ReplyDelete
  2. Afafaf kręcisz Lisu, krecisz. Motasz fabułą i wprawiasz nas w stan ogromnego zamyślenia. Przynajmniej mnie...

    Uwielbiam wszystkie nawiązania do maniakalnego xd

    Michalina nie żyje, Eliasz nie żyje (?), Kuba w śpiączce, Cyprian i Helena zaginęli, a Gabi ma iść do seminarium. Zajebiście.

    Daj mi więcej.

    ReplyDelete